Reklama

Jeszcze kilka miesięcy temu byłam pewna, że moje życie jest na dobrej drodze. Nie perfekcyjne, nie oszukujmy się, ale stabilne. Pracuję jako specjalistka do spraw HR w średniej firmie w Warszawie. Michała, mojego męża, poznałam na uczelni. On studiował informatykę, ja psychologię. Był jednym z tych ciepłych, serdecznych facetów, którzy nie potrafią przejść obojętnie obok płaczącej koleżanki.

Reklama

Zawsze mówiłam, że to on był w naszym związku tą „dobrą duszą”. Ja byłam tą, która wszystko planowała. Każdą złotówkę, każdy wyjazd, nawet nasze jedzenie na tydzień. Kiedy kilka lat temu zaczęliśmy odkładać na mieszkanie, spisałam w tabelce każdy wydatek i stworzyłam budżet, który Michał z początku traktował jak żart.

– Serio? Mam wpisywać, że kupiłem hot-doga na stacji?

– Tak. Bo to też kosztuje. A te 5 zł dziennie, to w skali roku 1800 zł. To jedna dziesiąta wakacji, mój drogi.

Z czasem się przyzwyczaił. Może nawet to polubił, kto wie. Wiedziałam, że nie jest typem, który myśli o pieniądzach strategicznie. To był mój dział. On wolał zostawić decyzje finansowe mnie i zająć się swoimi grami komputerowymi, serialami i rozmowami z mamą. A tych było… naprawdę dużo. Nie powiem, że nie miałam z tym problemu. Wanda – jego mama – od zawsze była obecna aż za bardzo w nazym życiu. Gdy tylko gdzieś jechaliśmy, dzwoniła co najmniej raz dziennie. Gdy Michał miał grypę, przyjeżdżała z rosołem i zostawała na kawę, a potem jeszcze, niby to przy okazji przeglądała nasze szafki w kuchni i mówiła, że np. sól trzymamy w złym miejscu. Raz rzuciłam do Michała pół żartem, pół serio:

– Twoja mama trzyma cię za jaja, wiesz?

Zaśmiał się. Ale nie zaprzeczył. Nie chciałam wojny. Przemilczałam wiele rzeczy. Wiedziałam, że Michał miał trudne dzieciństwo, że ojciec pił, a mama była jedyną osobą, która dawała mu poczucie bezpieczeństwa. Rozumiałam to. Ale czułam też, że w tej trójce – ja, on i Wanda – ja jestem tą trzecią. A potem wydarzyło się coś, czego nigdy bym nie przewidziała. Wszystkie nasze oszczędności – ponad 120 tysięcy złotych, które przez lata odkładaliśmy na wkład własny do mieszkania – zniknęły. I nie, nie zniknęły przez inflację, czy nieopłacone rachunki. Mój mąż oddał je swoim rodzicom. Żeby „zainwestowali”. I dowiedziałam się o tym… dopiero po fakcie.

Serce mi się zatrzymało

To był poniedziałek. Zwykły, niepozorny poniedziałek. Wróciłam do domu wcześniej niż zwykle, bo klient odwołał spotkanie. Michał siedział przy komputerze, miał na uchu słuchawki, gadał z kimś w necie. Standard. Z kuchni pachniało zupą ogórkową z paczki, którą zrobił. Też standard. Przechodziłam obok stołu, rzucając torbę na krzesło, kiedy kątem oka zobaczyłam dokumenty. Wydruk z banku. Spojrzałam na saldo. I wtedy serce mi się zatrzymało.

– Michał…? – powiedziałam, z dziwnym uciskiem w gardle.

Nie odpowiedział. Dalej paplał coś o jakichś punktach w grze. Wzięłam dokumenty w rękę i podsunęłam mu je pod nos. Oderwał wzrok od ekranu i spojrzał na kartkę. I wtedy zrobił się blady.

– Michał. Co. To. Jest?

– Karola, ja… ja miałem ci powiedzieć, tylko…

– Gdzie są pieniądze?

– One… one są u rodziców. Zainwestowali. To miało się pomnożyć. Tamten makler, co go znają z osiedla, on ma kontakty. To miało być szybkie. Bezpieczne…

– Ty im dałeś nasze oszczędności?! Bez mojej zgody?!

Wyrwało mi się. Wrzasnęłam. Naprawdę wrzasnęłam. Michał odsunął się w krześle i spojrzał na mnie jak zbity pies.

– Karola, ja wiem, jak to brzmi. Ale to miało być dla nas. Oni się znają z tym gościem od lat. Myślałem, że ci powiem, jak już będzie pewne. Jak będziemy mieli więcej niż…

– Nie wierzę. Po prostu nie wierzę – zaczęłam chodzić po kuchni w tę i z powrotem. – Myślałam, że jesteśmy zespołem. Że planujemy to razem. A ty oddałeś im wszystko?! Nawet mnie nie zapytałeś?!

– Karola… to moi rodzice.

– No właśnie! – odwróciłam się gwałtownie. – To Twoi rodzice. A to były nasze pieniądze. Może mam też im oddać swoją pensję, co? Na nowe portfele?

Michał zamilkł. Nie bronił się. I właśnie to milczenie bolało najbardziej. W głowie miałam totalny chaos. Wzrok mi się zamglił, a ręce trzęsły. Nie wiedziałam, czy płaczę z wściekłości, rozczarowania, czy może po prostu dlatego, że wszystko zaczęło się sypać. Nie chodziło tylko o te pieniądze. Chodziło o to, że ktoś, kogo kochałam, kogo uważałam za partnera, postąpił za moimi plecami. Zdradził mnie. Bo jak inaczej to nazwać? Zdradził moje zaufanie. I oddał wszystko Wandzie i Ryszardowi. Bo tak chcieli. Bo on zawsze robi to, co oni chcą. Usiadłam na kanapie. Gapiłam się w przestrzeń. Michał klęknął obok i chciał złapać mnie za rękę.

– Nie dotykaj mnie – powiedziałam cicho.

I nie dodałam nic więcej.

To mój mąż mnie zdradził

– Siadajcie, zrobiliśmy sernik – uśmiechnęła się Wanda, jakby nic się nie stało.

Nie przyszliśmy na ciasto – odpowiedziałam chłodno.

Michał siedział jak cień. Milczący, mały. Patrzyłam tylko na Wandę i Ryszarda. Prosto w oczy.

– Chcę wiedzieć, co zrobiliście z naszymi pieniędzmi. Każdą złotówką.

– Kochanie, nie przesadzaj. To inwestycja. Na waszą przyszłość – powiedziała Wanda łagodnym tonem.

– Kto to w ogóle jest, ten makler?

– Janusz. Znajomy z klubu szachowego – wtrącił Ryszard. – Wie, co robi.

– A wy wiecie, że to były nasze pieniądze na mieszkanie?

Wanda westchnęła.

– No ale każdy inwestuje z ryzykiem…

– Bez naszej zgody? Bez mojej wiedzy?

Zrobiło się cicho. Michał spuścił wzrok. Nie obronił mnie. Nie stanął po mojej stronie. Nie odezwał się ani razu. I właśnie wtedy, siedząc tam, między sernikiem a kawą, poczułam, że to nie tylko oni mnie zawiedli. To mój mąż mnie zdradził. Oddał wszystko swoim rodzicom i nawet nie miał odwagi mi o tym powiedzieć.

– Jutro chcę papiery. Wszystko, co macie. Inaczej idę z tym na policję – powiedziałam twardo i wstałam.

Wanda otworzyła usta, ale nie zdążyła nic powiedzieć. Wyszłam bez pożegnania. Michał poszedł za mną w milczeniu.

Zamarłam w jednej chwili

To było późnym wieczorem. Michał siedział w sypialni, zamknął drzwi, myślał chyba, że śpię. Ale ja nie spałam. Nie mogłam. W głowie wciąż słyszałam jego matkę mówiącą: „To nie koniec świata” – jakby mówiła o rozbitym kubku, a nie stracie 120 tysięcy. Usłyszałam, jak mówi cicho do telefonu. Bez trudu zorientowałam się, że dzwonił do Wandy.

Ona mnie nienawidzi, mamo. Widziałaś, jak na mnie patrzy? – wyszeptał z żalem w głosie. – Może lepiej jej nie mówić, jak bardzo poszło źle…

Zamarłam. Nie oddychałam. Stałam przy drzwiach, skulona, z zaciśniętą szczęką.

– Michaś, nie dolewaj oliwy do ognia – padł cichy głos Wandy. – Przeczekaj to. Zawsze była impulsywna. Może jeszcze uda się coś odzyskać. A jak nie… no to trudno.

Chciałam wbiec do pokoju i wrzeszczeć. Ale nie zrobiłam tego. Otworzyłam drzwi powoli, bez krzyku.

– To ile tak naprawdę straciliście? – spytałam chłodno.

Michał zamarł. Telefon wypadł mu z dłoni.

– I od kiedy o tym wiesz? – dodałam, patrząc mu prosto w oczy.

Zbladł. Chciał coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mu w gardle.

– Powiedz mi wszystko. Teraz. Albo to będzie ostatnia noc, jaką spędzisz w tym mieszkaniu.

Stał. Patrzył na mnie, jakby zobaczył obcą osobę. A ja czułam, że pękło coś, czego już nie da się skleić.

Oni mnie po prostu okradli

– Karola, ty jesteś blada jak ściana. Siadaj – Agnieszka odsunęła mi krzesło w kawiarni i spojrzała uważnie. – Powiedz mi, co się stało, tylko bez ściemy.

– Michał... – zaczęłam, ale głos mi się załamał. – Oddał wszystkie nasze pieniądze rodzicom. Wszystko. Bez słowa. Bez pytania. Myślałam, że... że planujemy życie razem, wiesz?

Zamieszałam łyżeczką w zimnej już kawie. Palce mi drżały.

– On nie ma jaj, Aga. Po prostu nie ma. Mówi, że to była jakaś szansa. A ja... czuję się jak idiotka.

– To nie ty jesteś idiotką. Oni cię okradli – powiedziała twardo, bez wahania.

Pokiwałam głową. W oczach miałam łzy. Ale nie płakałam. Już nie.

– Podsłuchałam, jak mówił do swojej matki. Że go nienawidzę. Że lepiej nie mówić mi prawdy. Jakby to był jakiś spisek. Ja nie wiem, czy ja w ogóle znam tego człowieka.

– Znasz. Tylko go sobie idealizowałaś. Bo ci zależało. A teraz zobaczyłaś, jaki naprawdę jest.

Milczałyśmy chwilę.

Myślę o rozstaniu – powiedziałam w końcu. – I nie dlatego, że straciłam pieniądze. Ale dlatego, że straciłam zaufanie. A bez tego... nie da się żyć.

Agnieszka ujęła moją dłoń. Spojrzała mi w oczy.

– I bardzo dobrze. Ty jesteś z tych, co sobie poradzą. Ale nie daj się wrobić w poczucie winy. On cię zawiódł. Nie odwrotnie.

Patrzyłam przez okno na przechodniów. Byli jacyś tacy... spokojni. Obcy. A ja miałam wrażenie, że moje życie właśnie się zawaliło. Ale jednocześnie czułam, jakby coś się we mnie przebudziło.

Nie da się tego uratować

Michał wrócił wcześniej niż zwykle. Drzwi zamknęły się za nim bezgłośnie, jakby sam chciał nie robić hałasu. Miał w rękach teczkę, jakąś stertę papierów i coś jeszcze – nadzieję. Głupią, naiwną nadzieję.

– Karola… Mogę z tobą porozmawiać? – spytał cicho.

– Mów – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa.

Usiadł na brzegu kanapy, jak petent.

– Zrobiłem wszystko, żeby odzyskać pieniądze. Mam tu jakieś potwierdzenia, umowy z tym maklerem, Wanda je przesłała. No i… moi rodzice szukają nowej opcji. Może obligacje? Albo jakiś fundusz, tylko mniej ryzykowny

Zamknęłam laptopa. Powoli, z wyraźnym trzaskiem.

– Ty siebie słyszysz?

– Karola, chcę to naprawić. Naprawdę.

– Naprawić? Oddając im znowu coś, co nie należy do nich?

– To moi rodzice – powiedział znowu, tym samym tonem, co zawsze.

A mnie już zostawiłeś. Wiesz o tym?

Zamilkł. W końcu spojrzał na mnie, pierwszy raz od tygodni, naprawdę spojrzał. I chyba dopiero wtedy zrozumiał, że to nie chodzi o tabelki, ani o pieniądze. Chodzi o to, że nie był po mojej stronie.

– Karola… ja nie chciałem cię zranić.

– Ale zraniłeś. Po prostu to zrobiłeś.

Nie płakałam. Już nie. Bo kiedy coś się psuje tak głęboko – nie ma już emocji. Tylko pustka. I jedno pytanie, które zadajesz sobie szeptem, czy da się to jeszcze uratować? Nie znałam odpowiedzi. Ale zaczynałam podejrzewać, że nie.

Karolina, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama