„Mąż dostał awans, ale na koncie wciąż nie było więcej kasy. Powód poznałam w nocnym klubie”
„Stałam tam przez chwilę, patrząc na niego, jakby to był obcy człowiek. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie mogłam tu zostać. Wybiegłam z klubu, łapiąc gwałtownie powietrze. Wszystko, co mi mówił, było kłamstwem”.
- Redakcja
Na początku cieszyłam się z tego, że Tomek dostał awans. Miał na to zasłużyć po latach ciężkiej pracy. Ale coś zaczęło mnie niepokoić. Niby miał zarabiać więcej, a nasze konto nie wyglądało na bardziej zasilane. Kiedy pytałam, Tomek się zbywał, mówił, że kasa dopiero przyjdzie... Z czasem te wymówki stały się coraz bardziej wymyślne. Wrócił późno w nocy, często zmęczony, ale nigdy nie chciał rozmawiać o tym, co się dzieje w pracy. Zaczynałam tracić cierpliwość.
Nic z tego nie rozumiałam
– Tomek, tłumaczysz mi się tym awansem, ale dlaczego nasze konto wciąż świeci pustkami? – spytałam w końcu, próbując brzmieć spokojnie, choć w środku czułam, jak narasta we mnie irytacja.
Stał przy kuchennym blacie, zajęty smarowaniem kanapki, nawet na mnie nie spojrzał. Moje pytanie jakby w ogóle go nie dotknęło.
– Marta, mówiłem ci już, że premie wypłacają z opóźnieniem! Wiesz, jak jest – odpowiedział sucho, nadal unikając mojego wzroku.
– A co to za awans, że jesteś w domu późno w nocy? – ciągnęłam. – Co ty tam właściwie robisz? Tomek, coś jest nie tak.
W końcu odłożył nóż i popatrzył na mnie z gniewem.
– Naprawdę musisz robić z tego aferę? – jego głos był ostry, a ja poczułam, że sprawy wymykają się spod kontroli. – Nie mam teraz czasu na te twoje podejrzenia! Jestem zmęczony. Pracuję ciężko, żebyśmy mogli sobie na coś pozwolić, a ty...
– A ja co? – przerwałam mu, nie chcąc, żeby znowu odwrócił sytuację. – Po prostu chcę wiedzieć, co się dzieje. Dlaczego nie możemy normalnie porozmawiać?
Zamiast odpowiedzieć, rzucił kanapkę na talerz i gwałtownie wyszedł z kuchni, zostawiając mnie z narastającymi wątpliwościami.
Zaczęłam być nieufna
– Wiesz, nie chcę być tą, która wszystko widzi czarno, ale coś mi tu mocno śmierdzi – powiedziała moja przyjaciółka Natalia, gdy następnego dnia popijałyśmy kawę w małej kawiarni.
Oparłam się na krześle, przysuwając filiżankę do ust, ale kawa straciła swój smak. Myśli krążyły wokół Tomka.
– Też to czuję – przyznałam, próbując się nie rozpłakać. – Coś ukrywa, wiem to. Każde jego słowo brzmi coraz mniej wiarygodnie. Ciągłe "później", "wkrótce". A te późne powroty...
Natalia spojrzała na mnie z poważnym wyrazem twarzy.
– Marta, jeśli masz wątpliwości, musisz to sprawdzić. Marek też awansował, ale nigdy nie wraca po północy. Może Tomek się zaplątał w coś, czego nie chce ci powiedzieć?
Poczułam chłód na plecach. Nie chciałam, by miała rację, ale coś we mnie podpowiadało, że to możliwe. Musiałam działać.
– Sprawdzę – powiedziałam cicho, czując, że wreszcie mam jakiś plan. – Nie mogę dłużej siedzieć bezczynnie.
Tego wieczoru, gdy Tomek spał, zaczęłam przeszukiwać jego telefon. I wtedy po raz pierwszy natrafiłam na dziwną wiadomość. Nazwa klubu, której nie kojarzyłam, mignęła w jego wiadomościach, a potem... usunięta. O co chodziło? Dlaczego ukrywał takie rzeczy?
Śledziłam męża
Kilka dni później zebrałam się na odwagę, by zrobić to, co planowałam od tamtego wieczoru. Kiedy Tomek wyszedł z domu wieczorem, mówiąc, że musi „załatwić jeszcze kilka rzeczy w pracy”, postanowiłam go śledzić. Serce waliło mi jak szalone, ręce drżały, ale wiedziałam, że muszę dowiedzieć się prawdy, nawet jeśli miałoby mnie to złamać.
Z początku wszystko wyglądało zwyczajnie. Tomek wsiadł do swojego samochodu, a ja, ledwo trzymając nerwy na wodzy, ruszyłam za nim w niewielkiej odległości. Minął biurowce, które dobrze znałam – te, gdzie rzekomo miał teraz pracować – ale ku mojemu zaskoczeniu, nie zatrzymał się tam. Pojechał dalej, na przedmieścia.
Z każdą mijaną ulicą czułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Po kilkunastu minutach Tomek skręcił w boczną drogę i zniknął za wysokim budynkiem. Zwolniłam, próbując zorientować się, co to za miejsce. Przed budynkiem wisiał neon – klub nocny. Nie mogłam w to uwierzyć. Mój mąż, który miał pracować w biurze, właśnie wszedł do klubu. Co on tam robił?
Tego się nie spodziewałam
Zaparkowałam samochód na bocznej ulicy i czekałam. Po dłuższej chwili nie wytrzymałam. Musiałam wiedzieć, co się dzieje. Wysiadłam i ruszyłam w stronę klubu, czując, jak adrenalina wypełnia moje ciało. Weszłam do środka, a dźwięki głośnej muzyki i migoczące światła od razu mnie przytłoczyły. Rozglądałam się wokół, niepewna, gdzie szukać. Wtedy go zobaczyłam. Tomek, w uniformie ochroniarza, stał przy drzwiach, rozmawiając z jednym z klientów.
Zamarłam. To, co widziałam, nie mieściło mi się w głowie. Mój mąż, który miał dostać awans, pracował jako ochroniarz w nocnym klubie? Stałam tam przez chwilę, patrząc na niego, jakby to był obcy człowiek. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie mogłam tu zostać. Wybiegłam z klubu, łapiąc gwałtownie powietrze. Wszystko, co mi mówił, było kłamstwem.
Poznałam prawdę
Czekałam na niego w salonie, siedząc na kanapie, kiedy wrócił do domu. Słyszałam, jak otwiera drzwi, a potem cicho wchodzi do przedpokoju, pewnie sądząc, że znów będę spać. Kiedy zobaczył mnie siedzącą w ciemności, na moment zamarł.
– Marta? Co ty tu robisz o tej porze? – zapytał, udając niewinne zdziwienie.
– Tomek, musimy porozmawiać – powiedziałam cicho, starając się zapanować nad emocjami. Wstałam i spojrzałam na niego. – Byłam dzisiaj w klubie. Widziałam cię tam.
Jego twarz pobladła. Cały jego spokój zniknął w ułamku sekundy.
– Marta... To nie tak, jak myślisz... – zaczął, ale ja już nie chciałam słuchać wymówek.
– Jak mogłeś mi to zrobić? – przerwałam mu ostro. – Pracujesz jako ochroniarz w klubie i mnie okłamujesz?!
Tomek usiadł na kanapie, ukrywając twarz w dłoniach. Był rozbity, jakbym go złamała jednym pytaniem.
– Marta, ja... Ja po prostu nie mogłem. Straciłem pracę kilka miesięcy temu – zaczął, a jego głos drżał. – Nie chciałem cię zawieść. Wstydziłem się. Przez tyle lat byłem w firmie na wysokim stanowisku, a potem... To wszystko przepadło. Nie mogłem znieść myśli, że cię zawiodłem. Więc zacząłem szukać czegokolwiek, co pozwoliłoby nam przetrwać.
– Więc postanowiłeś mnie okłamywać? – zapytałam, czując, jak moje serce łamie się na pół. – Mogłeś mi powiedzieć. Mogłam ci pomóc. Ale teraz... Tomek, nie wiem, co o tym myśleć.
Zapadła długa cisza. Tomek próbował coś powiedzieć, ale słowa nie chciały się ułożyć. Ja zaś nie wiedziałam, co czułam bardziej – ból, złość czy może po prostu smutek.
Straciłam zaufanie do męża
Następne dni były ciche. Tomek unikał mojego wzroku, a ja unikałam rozmów. W mojej głowie wciąż kłębiły się pytania. Dlaczego kłamał? Dlaczego nie zaufał mi na tyle, by powiedzieć prawdę? Próbowałam go zrozumieć, naprawdę... ale za każdym razem, gdy o tym myślałam, czułam jedynie chłód i pustkę. Czy to wszystko miało jeszcze sens?
Jednego wieczoru, siedząc na balkonie, spojrzałam na zachód słońca, który rozlewał się nad miastem, i zaczęłam zastanawiać się nad przyszłością. Czy mogłam mu to wybaczyć? Tomek nie stracił pracy przez lenistwo ani brak umiejętności. To była sytuacja, na którą nie miał wpływu. Ale to, co zrobił później, złamało coś między nami.
Usłyszałam kroki za sobą. Tomek wyszedł na balkon, powoli, jakby bał się, że zaraz wybuchnę.
– Marta – zaczął cicho – wiem, że cię zawiodłem. Wiem, że kłamstwa wszystko pogorszyły. Ale... ja wciąż cię kocham. Nie chciałem cię stracić.
Siedziałam tam, patrząc przed siebie, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Jego słowa były szczere, to czułam, ale było za późno na prostą naprawę.
– Tomek – odezwałam się w końcu, chociaż głos mi drżał. – Ja też cię kocham. Ale to nie wystarczy, żeby to wszystko wymazać. Straciłam do ciebie zaufanie. Kłamstwa... Zniszczyłeś coś, co budowaliśmy przez lata.
Nie wiem, co zrobić
Spojrzał na mnie z bólem w oczach. Wiedział, że mówiłam prawdę.
– Czy możemy to jeszcze naprawić? – zapytał, niemal szeptem.
Zamyśliłam się, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
– Nie wiem – odpowiedziałam, patrząc na jego zmartwioną twarz. – Nie wiem, czy jestem w stanie ci zaufać. Nie teraz.
Cisza znów nas otoczyła. Tomek powoli odszedł z balkonu, a ja zostałam sama z moimi myślami. Czułam, że staję na krawędzi, niepewna, czy nasza relacja mogła jeszcze zostać uratowana. Wiedziałam, że musimy podjąć trudne decyzje. Może potrzebowaliśmy czasu, a może... wszystko to już było na straty.
Marta, 41 lat