„Mąż flirtuje z kobietami z internetu, bo potrzebuje oddechu. Dla mnie to zdrada, dla niego niewinna odskocznia”
„Kiedy zauważyłam, że mój mąż zaczął się dziwnie zachowywać, najpierw próbowałam to zrzucić na zmęczenie. Potem pojawił się jego telefon, który nagle zaczął być dla mnie niedostępny. A później... internetowe randki. Tłumaczył to potrzebą, jak to powiedział, oddechu. Mówił, że tylko flirtuje. Ale ja czułam, że za tym stoi coś więcej”.

- Redakcja
Od ponad piętnastu lat byliśmy małżeństwem. Zawsze myślałam, że tworzymy stabilny związek – bez dramatów, bez większych tajemnic. Owszem, życie nas nie oszczędzało, bywało nudno i przewidywalnie, ale sądziłam, że to normalne po tylu latach razem.
Mąż uciekał w inny świat
– Zostajesz dłużej w pracy? – zapytałam, widząc, że znowu w pośpiechu przegląda szafę.
– Spotkanie służbowe, muszę być – odpowiedział i nawet nie spojrzał mi w oczy.
Kiedyś, jeszcze kilka lat temu, był bardziej obecny. Nie tylko fizycznie, ale też emocjonalnie. Opowiadał, jak minął dzień, pytał mnie o moje sprawy. Wychodziliśmy razem na zakupy, do kina, czasem nawet na głupi spacer wieczorem. A teraz? W zasadzie mijaliśmy się w drzwiach. Żyliśmy obok siebie, a nie razem.
Zaczęło się od drobnych zmian. Najpierw częściej wychodził z domu. Później zaczął zostawiać telefon w kieszeni marynarki – wcześniej leżał na stole, ładował się na kuchennym parapecie. Teraz jakby urósł do rangi skarbu narodowego. W łazience zawsze z nim, przy kolacji trzymał go obok talerza, ekran do dołu.
– Coś się dzieje? – zapytałam go kiedyś wieczorem, gdy leżeliśmy obok siebie w ciszy. – Jesteś ostatnio jakiś nieobecny.
– Wydaje ci się – rzucił tylko i przewrócił się na bok.
I wtedy to poczułam. Taką trudną do opisania pustkę. Jakby w moim łóżku leżał ktoś zupełnie obcy. Mężczyzna, którego znałam kiedyś, ale już nie teraz. Mój mąż coraz częściej uciekał w świat, do którego nie miałam wstępu. I nie wiedziałam jeszcze, że ten świat miał imię, zdjęcie profilowe i status online.
Służbowe rzeczy bez mojego dostępu
Zaczęłam zwracać uwagę na dźwięki powiadomień. Nie były częste, ale zawsze powodowały ten sam gest – szybkie sięgnięcie po telefon, czasem z nerwowym uśmiechem, jakby coś go rozbawiło. Próbowałam nie być podejrzliwa, naprawdę. Ale coraz częściej czułam się jak idiotka, która wpatruje się w plecy męża i udaje, że wszystko jest w porządku.
Pewnego wieczoru, kiedy brał prysznic, telefon został na szafce nocnej. Nawet się nie zawahałam – chwyciłam go, a serce waliło mi jak młotem. Odcisk palca. Nie zadziałał. Potem wzór – zbyt skomplikowany, nie znałam go. To już nie była zwykła ostrożność. To było celowe. Zablokował przede mną dostęp do części swojego życia. I zrobił to świadomie.
Kiedy wyszedł z łazienki, siedziałam już na łóżku, z telefonem w dłoni.
– Zmieniłeś hasło? – zapytałam cicho.
Zamarł w miejscu.
– Musiałem. Służbowe rzeczy – odparł zbyt szybko.
– I one też tak śmiesznie piszą po 22:00?
Nic nie powiedział. Podszedł, wyjął mi telefon z rąk i rzucił go na komodę.
– Nie przesadzaj. Masz teraz jakiś problem?
– Nie. Jeszcze nie – wyszeptałam.
Nie spałam tej nocy. W głowie dudniło mi jedno pytanie: kto do niego pisze, że nie chce mi tego pokazać? I dlaczego nagle zaczęłam się czuć jak intruz w jego świecie?
To tylko flirt
Nie wytrzymałam. Po dwóch tygodniach cichych dni i milczących wieczorów zapytałam wprost. W niedzielny poranek, przy jajecznicy, którą z przyzwyczajenia wciąż mu robiłam.
– Masz kogoś? – rzuciłam bez ceregieli.
Zaskoczyło go. Zawiesił widelec w powietrzu, spojrzał na mnie przeciągle i odłożył sztućce. Przez chwilę milczał, jakby rozważał, co wolno mu przyznać.
– Nie. Przecież wiesz, że cię nie zdradzam – powiedział w końcu. – Po prostu... potrzebuję trochę oddechu.
– Oddechu? – zapytałam z niedowierzaniem. – Od czego? Od żony, od dzieci, od życia, które razem zbudowaliśmy?
Westchnął ciężko, jakby miał już dość tłumaczenia się ze swoich emocji.
– Nie jestem już tym samym facetem, co kiedyś. Wszystko wokół się zmienia, ja też. Czasem... piszę z kimś. Gadam. Nic więcej.
– Z kimś? Z kobietami z internetu?
Nie zaprzeczył. Tylko rozłożył ręce.
– To tylko rozmowy. Flirt. Nie spotkałem się z żadną. Nawet nie chcę. To takie... oderwanie. Trochę adrenaliny. Nie rozumiesz?
Nie rozumiałam. W moim świecie to już była zdrada. Emocjonalna, może jeszcze nie fizyczna, ale dla mnie równie bolesna. Bo nie dzielił się już ze mną. Tylko z nimi. Z kobietami, których twarzy nie znałam, ale które zabierały mi mojego męża po kawałku, każdej nocy.
– Jeśli naprawdę nie chodzi o nic więcej, to czemu się tak boisz, że zajrzę ci w telefon?
Nie odpowiedział. Tylko spuścił wzrok.
Pisał o mnie jak o przeszkodzie
Nigdy nie uważałam się za podejrzliwą. Byłam raczej tą, która ufała do końca – może nawet naiwnie. Ale coś się we mnie przełamało. Może to przez jego milczenie, może przez to, jak nagle stał się ostrożny, zamknięty, a może po prostu dlatego, że nie chciałam dłużej czuć się jak idiotka. Wzięłam sprawy w swoje ręce.
Zaczęłam od laptopa, którego używaliśmy wspólnie. Nie był głupi – nigdzie nie był zalogowany, historia przeglądania wyczyszczona do zera. Tylko że nikt nie czyści tak dokładnie przypadkiem. Później trafiłam na konto mailowe, które nie miało nic wspólnego z jego imieniem. Założone na darmowej skrzynce, z absurdalnym loginem, jakby miał piętnaście lat. Ale to był jego adres – pojawił się w zapamiętanych na stronie randkowej.
Gdy zobaczyłam profil – serce mi zamarło. Opis? „Samotny z wyboru, szuka bratniej duszy”. Samotny? Żonaty facet z dwójką dzieci, który właśnie zjadał moją kolację i spał obok mnie każdej nocy.
Zdjęcie miał inne – starsze, bardziej „wyluzowane”. W jednej z wiadomości pisał do jakiejś kobiety, że „czuje się w domu jak w klatce” i że „potrzebuje kogoś, kto znowu obudzi w nim życie”. Kogoś. Nie mnie.
Nie pamiętam, jak długo siedziałam przy tym ekranie. Wiem tylko, że bolał mnie kark, dłonie się trzęsły, a głowa dudniła. I nie wiedziałam, co gorsze: że pisał do obcych kobiet… czy że o mnie pisał jak o przeszkodzie.
Czy warto znać prawdę?
Przez dwa dni chodziłam jak cień. Nie konfrontowałam go. Nie miałam siły. Każde jego „dobranoc”, każdy gest przy kolacji wydawały mi się fałszywe. Wiedziałam już, co myśli o naszym małżeństwie, wiedziałam, jak mnie opisuje. I próbowałam zrozumieć – dlaczego. Co ja zrobiłam takiego, że poczuł się jak w klatce? Czy naprawdę aż tak się zmieniłam, że przestał mnie chcieć?
Wieczorem usiadłam naprzeciw niego przy stole. Dzieci już spały. Wzięłam głęboki oddech.
– Znalazłam twój profil. Ten z hasłem o samotności. Z „bratnią duszą”.
Zbladł. Usiadł sztywno, jakby czekał na wyrok. Przez chwilę milczał, a potem westchnął.
– Nie wiem, co powiedzieć. Nie szukałem romansu. Nie spotkałem się z nikim. To... był sposób, żeby nie zwariować.
– A ja? – zapytałam cicho. – Ja się nie liczę?
– Liczyłaś się zawsze. Tylko... z czasem zrobiło się pusto. I nudno. Przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Stałaś się... przewidywalna.
Zabolało. Nawet bardziej niż to konto.
– Może dlatego, że w tym planie dnia było miejsce na ciebie, na dzieci, na dom. Na życie, które ci dawałam. Nie wystarczyło?
– Nie wiem. Chyba nie.
Wstałam od stołu. Nie płakałam. Było mi zimno i cicho. I nie miałam już pytań. Może prawda powinna była zostać w tym laptopie. Może lepiej byłoby nie wiedzieć.
Miłość na rozdrożu
Minęły trzy tygodnie. W tym czasie nie rozmawialiśmy już o tamtym koncie. Nie próbował się tłumaczyć, ja nie dopytywałam. Żyliśmy jak współlokatorzy – wymieniając się informacjami o tym, co trzeba kupić, komu odwieźć dziecko, kiedy przyjeżdża teściowa. Wszystko było poprawne, czyste, uprzejme. I całkiem martwe.
Któregoś wieczoru usiadłam do stołu z kartką. Napisałam wszystko, co chciałam mu powiedzieć – bez krzyku, bez oskarżeń. Tylko prawdę. Że mnie zranił. Że przez jego „flirty” poczułam się niewidzialna. Że nie wiem, czy chcę dalej budować coś z kimś, kto potrzebuje internetu, by znów poczuć się żywym. I że jestem zmęczona udawaniem, że nie boli.
Położyłam list na jego poduszce. Rano, kiedy się obudziłam, już go nie było. Zostawił notatkę: „Potrzebuję czasu. Zasłużyłaś na coś lepszego niż to, co ci dałem. Przepraszam”. Nie było mnie stać na łzy. Po prostu poszłam zrobić śniadanie dzieciom, jak każdego dnia. Życie toczyło się dalej.
Nie wiem, czy wróci. Nie wiem, czy chcę, żeby wrócił. Wiem tylko, że już nigdy nie pozwolę sobie wmówić, że rozmowy z obcymi kobietami to nic takiego. Dla mnie to była zdrada. I choć byłam jego żoną, to przez długi czas nie byłam już jego „bratnią duszą”. Może i nie byłam idealna, ale zasługiwałam na szacunek. I na prawdę. Choćby bolała.
Iwona, 41 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W wigilię szwagier dał mi najpiękniejszy prezent. Niczego nie żałuję, bo w końcu znów poczułam się kobietą”
- „Pojechaliśmy na święta do Mikołajek, a mąż uparł się, żeby zabrać teściową. Zepsuła nam Wigilię i nawet nie przeprosiła”
- „Bałam się macierzyństwa, ale to nie strach o dziecko spędzał mi sen z powiek. Perfekcyjna teściowa była moim utrapieniem”