Reklama

Byłam gotowa poświęcić wszystko dla naszej rodziny. Kiedy Wojtek zaproponował, że to ja zostanę w domu z dziećmi, a on zajmie się pracą, nie wahałam się. Wydawało się, że mamy idealny plan. Wojtek robił karierę, a ja czułam, że buduję nasz dom, że tworzę coś trwałego. Ania i Kacper rośli, a ja znajdowałam w tym sens. Jednak z czasem zaczęłam dostrzegać, że coś się zmienia.

Reklama

Mąż coraz częściej przynosił pracę do domu, a wieczory, które kiedyś spędzaliśmy razem, przestały istnieć. Oczywiście, mówił, że to przez stres, przez wymagania w pracy, ale przecież zawsze tak było, a mimo to znajdowaliśmy czas dla siebie. Teraz czułam, że jestem sama.

Oddalaliśmy się od siebie

– Wojtek, musimy porozmawiać – powiedziałam cicho, gdy wieczorem usiedliśmy przy stole. On nawet nie podniósł głowy znad laptopa.

– Ola, naprawdę nie mam teraz czasu. Muszę skończyć prezentację na jutro – odparł, stukając w klawiaturę.

– Zawsze musisz coś kończyć – westchnęłam. – Ale to jest ważne. Czuję, że... oddaliliśmy się od siebie. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy o czymś innym niż dzieci albo twoja praca?

Zamilkł na chwilę, ale dalej patrzył w ekran. W końcu zamknął laptopa i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Masz rację. Praca mnie dobija, ale wiesz, że robię to dla nas. Dla ciebie i dla dzieci – powiedział, jakby to wszystko miało rozwiązać problem.

– Wiem, ale... czuję, że to już nie tylko stres w pracy. Praktycznie w ogóle cię z nami nie ma. I wiesz, finanse też mnie niepokoją – zaczęłam niepewnie, obawiając się jego reakcji.

Spojrzał na mnie chłodno.

Co znowu? – jego ton momentalnie się zmienił. – Dlaczego ciągle narzekasz na pieniądze?

– Wcale nie narzekam! Chcę tylko wiedzieć, na co idą. Przecież tak dużo pracujesz, a stan na koncie niewiele się zmienia. Jesteśmy rodziną, powinniśmy o tym rozmawiać, a ja mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz – powiedziałam spokojnie, choć w środku kipiałam.

Mąż uderzył dłonią w stół.

– Ukrywam? Serio? To ja zarabiam, ja podejmuję decyzje. Ty zajmujesz się domem, a ja finansami. Tak się umówiliśmy! – wykrzyczał.

Patrzyłam na niego w osłupieniu.

– Nie o to chodzi... – zaczęłam zaskoczona, ale przerwał mi gwałtownie.

– Nie, Ola! Przesadziłaś! Ja haruję, a ty tylko siedzisz w domu!

– Przecież nie „siedzę”, tylko opiekuję się naszymi dziećmi! Sam tego chciałeś. Próbuję się po prostu wiedzieć, co się dzieje z naszymi pieniędzmi – powiedziałam drżącym głosem, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

– To moje pieniądze! Ja na nie pracuję, więc ja mam to zdanie! – odpowiedział zimno.

Zabrakło mi słów. Wieczór zakończył się milczeniem.

Coś mi tu nie grało

Minęły dni, a atmosfera w domu była coraz gorsza. Wojtek praktycznie ze mną nie rozmawiał. Znikał wcześnie rano, wracał późno w nocy. Dzieci pytały, czemu tata ciągle jest w pracy, ale nie wiedziałam, co im powiedzieć. Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na stertę rachunków i próbując zrozumieć, dlaczego nie możemy rozmawiać o pieniądzach. Przecież to nasze wspólne życie, nasza rodzina. Co on ukrywa?

Postanowiłam sama poszukać odpowiedzi. Kiedy Wojtek poszedł do pracy, przeszukałam szuflady w jego biurku. Znalazłam kilka dokumentów, które mnie zaniepokoiły – wyciągi z konta, na którym były kwoty dużo wyższe, niż kiedykolwiek mi mówił. Znalazłam też notatki o podwyżkach, o których nie wspomniał ani słowem. Dlaczego to przede mną ukrywał?

Kiedy wieczorem wrócił do domu, czekałam na niego w salonie. Moje serce waliło jak młotem.

– Wojtek, musimy coś sobie wyjaśnić – powiedziałam, starając się zachować spokój.

– Już to przerabialiśmy. Naprawdę, nie mam siły na kolejną kłótnię – odpowiedział, zdejmując buty.

– Tym razem to ja mam coś do powiedzenia – rzuciłam chłodno. – Znalazłam te dokumenty. Jest tu mowa o podwyżkach. Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?

Jego twarz momentalnie spochmurniała.

– Serio przeglądałaś moje rzeczy? – warknął, zbliżając się do mnie.

– Wojtek, nie o to chodzi! Chcę tylko zrozumieć, dlaczego to ukrywasz. Przecież to nasza wspólna sprawa!

– Nasza? – prychnął. – Twoje życie to dzieci i dom. Moje to praca. Nie masz pojęcia, przez co przechodzę!

– Jak możesz tak mówić? Zrezygnowałam ze wszystkiego dla naszej rodziny, a ty nie masz dla mnie nawet krzty szacunku! – krzyknęłam, czując, że emocje zaczynają mnie przytłaczać.

Nie będziesz mi mówić, co mam robić z moimi pieniędzmi! – wykrzyczał.

Spojrzałam na niego zszokowana. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak wściekłego. Łzy napłynęły mi do oczu, ale szybko je powstrzymałam.

– To są nasze pieniądze, Wojtek – wyszeptałam. Ale on już się odwrócił i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie w ciszy.

Zmienił się nie do poznania

Decyzja o rozwodzie przyszła nagle, ale czułam, że nie mam już wyboru. Mąż od miesięcy mnie ignorował, a każda próba rozmowy kończyła się awanturą. Dzieci znów zaczęły pytać, dlaczego tata jest coraz bardziej nieobecny. Nie mogłam im odpowiedzieć, bo sama nie wiedziałam, co się z nami stało. Wiedziałam tylko, że dalej tak być nie może.

Muszę się z tobą rozwieść – powiedziałam pewnego wieczoru, kiedy Wojtek wrócił z pracy. Czekałam na ten moment, chociaż żołądek ściskał mi się z nerwów.

Spojrzał na mnie zimno, jakbym była jedną z jego pracownic, która właśnie zawaliła ważny projekt.

– To twoja decyzja. Ja się nie będę przed tobą płaszczył – odpowiedział sucho, siadając przy stole.

Zaskoczyła mnie jego obojętność. Spodziewałam się kłótni, może próby rozmowy, ale on zachowywał się, jakby już dawno się z tym pogodził. Moje serce pękło. Poświęciłam dla niego wszystko, a teraz zostałam z niczym.

– Myślałam, że chociaż spróbujesz walczyć o nas, o rodzinę – powiedziałam drżącym głosem.

– Ty to wybrałaś. Chcesz rozwodu, to radź sobie sama – rzucił, nie patrząc na mnie.

– Jak to? Ale... co z dziećmi? Co z domem? Nie mam żadnych oszczędności, nigdzie nie pracuję. Bez ciebie nie damy sobie rady – próbowałam dotrzeć do jego sumienia, ale on tylko wzruszył ramionami.

– To twój problem. Nie będę ci płacił za to, że rezygnujesz ze mnie – odpowiedział spokojnie, jakby to była oczywistość.

Zamarłam. Jego słowa uderzyły mnie jak zimny prysznic. Przez te lata wierzyłam, że jesteśmy partnerami, że wspólnie budujemy życie dla naszych dzieci. Teraz okazało się, że byłam jedynie pionkiem w jego grze.

– Wojtek, proszę... Ja zrezygnowałam z kariery, żeby opiekować się naszymi dziećmi! Nie mam nic, a ty? Ty żyjesz, jakbyś był sam! – krzyknęłam w desperacji.

– I co, mam cię za to nagrodzić? Byłaś w domu, a ja pracowałem! Nie rozumiesz, jak ciężko mi było! – wykrzyczał, po czym wyszedł, zostawiając mnie z poczuciem kompletnej bezradności.

Wtedy dotarło do mnie, że dla niego nigdy nie byłam jego partnerką. Byłam tylko wygodną opcją, która pozwalała mu żyć na własnych warunkach.

Odciął mnie od finansów

Następnego dnia zaczęłam szukać pomocy. Wiedziałam, że nie dam rady poradzić sobie sama. Nie miałam pieniędzy, nie miałam pracy, a mąż jasno dał mi do zrozumienia, że na niego nie mogę liczyć. Usiadłam przy telefonie i zaczęłam dzwonić do przyjaciół. Potrzebowałam prawnika, kogoś, kto pomoże mi zrozumieć, jak wygląda rozwód i co mogę zrobić, żeby nie zostać z niczym.

– Ola, powinnaś jak najszybciej znaleźć adwokata. On nie może cię tak zostawić, macie przecież dzieci – mówiła mi Asia, przyjaciółka, która sama przeszła przez trudny rozwód kilka lat temu.

– Wiem, ale skąd wezmę na to pieniądze? Wojtek ma kontrolę nad wszystkim. Nawet nie wiem, ile dokładnie zarabia – odpowiedziałam, czując, jak fala bezsilności mnie zalewa.

– Musisz się dowiedzieć. Zbierz wszystkie dokumenty, które masz, i idź z nimi do prawnika. A potem... potem będziemy myśleć, co dalej – dodała Asia. Jej głos był pełen współczucia, ale wiedziałam, że to wszystko może być trudniejsze, niż myślę.

Zebrałam się w sobie i umówiłam spotkanie z adwokatem. Kiedy usiadłam w jego gabinecie, czułam, jakby moje życie wymykało mi się z rąk.

– Bez formalnej pracy, po tylu latach, będzie pani trudno – powiedział rzeczowo mecenas, przeglądając dokumenty, które przyniosłam. – Mąż ma przewagę, ale nie oznacza to, że zostanie pani bez niczego. Możemy starać się o alimenty na dzieci i na panią, o podział majątku. Czy są jakieś oszczędności, o których pani wie?

Pokręciłam głową.

– Niestety nie wiem. Wojtek ukrywał przede mną wszystko. Kiedyś obiecał, że zadba o nas, a teraz... zostałam bez niczego. On nie chce się nami zająć, uważa, że to moja wina, bo chcę rozwodu – powiedziałam drżącym głosem.

Prawnik westchnął i zapisał coś w notatniku.

– To będzie trudna sprawa, ale nie niemożliwa. Pani Olu, musi pani być przygotowana na długi proces. Ale nie jest pani bez szans.

Po wyjściu z kancelarii poczułam mieszankę ulgi i przerażenia. Wiedziałam, że rozwód będzie walką, ale nie mogłam już tego odpuścić. Musiałam stanąć na własnych nogach, dla siebie i dla dzieci. Jednak wciąż czułam się jak mała dziewczynka, która zagubiła się w obcym świecie, nie wiedząc, jak wrócić do domu.

Siedziałam na ławce w parku, obserwując, jak Ania i Kacper bawią się na placu zabaw. Ich śmiech wypełniał przestrzeń wokół mnie, ale w moim sercu czułam pustkę. Wojtek od kilku dni nie dzwonił, nie pytał, jak sobie radzimy. Był zajęty swoim życiem, karierą, a ja musiałam zmierzyć się z rzeczywistością, której nigdy nie przewidziałam. Samotność.

Od tygodni walczyłam z myślami, próbując zrozumieć, jak to możliwe, że człowiek, któremu oddałam wszystko, potrafił mnie tak odrzucić. Adwokat ostrzegał, że rozwód będzie długi, a Wojtek nie odpuści ani grosza. Wiedziałam, że czeka mnie trudna walka o pieniądze, o dom, o przyszłość dzieci. A co ze mną? Kiedy ja będę miała czas, by odbudować swoje życie? Czy w ogóle kiedykolwiek uda mi się to zrobić?

– Mamo! Zobacz, co zbudowałem! – Kacper podbiegł do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy, pokazując swój zamek z piasku.

Patrzyłam na niego z dumą, ale w mojej głowie kotłowały się myśli.

„Zrobiłam to dla nich”, powtarzałam sobie. „To wszystko ma sens, bo jestem dla nich.”

Ale mimo tej myśli nie potrafiłam pozbyć się uczucia zdrady. Czy Wojtek kiedykolwiek zrozumie, ile dla niego oddałam? Czy dostrzeże, jak bardzo zniszczył nasze życie? Nie chciałam tego małżeństwa kończyć, chciałam naprawić, to, co wydawało się nie do uratowania. Ale to on mnie odrzucił, to on przestał być częścią tej rodziny.

Spojrzałam na plac zabaw, gdzie moje dzieci budowały coś nowego. To była jedyna rzecz, która trzymała mnie przy zdrowych zmysłach – ich przyszłość. Dla nich musiałam odnaleźć siłę.

Czy kiedykolwiek przestanę go kochać? Czy przestanę nienawidzić za to, że mnie zniszczył? Nie wiedziałam. Ale jedno było pewne – od teraz to ja decyduję o moim życiu. Koniec z poświęcaniem się, koniec z czekaniem na coś, co nigdy nie nadejdzie.

Patrzyłam na moje dzieci. Ich śmiech, ich radość – to była jedyna prawdziwa nagroda za lata poświęceń. „To koniec, ale jednocześnie początek. I teraz wiem, że ten początek należy do mnie.”

Reklama

Aleksandra, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama