Reklama

Siedziałam na kanapie, przeglądając najnowszą kolekcję biżuterii, która dopiero co pojawiła się w butiku. Wokół mnie leżały torby – od Prady, Gucci, Louis Vuitton. Każdy z tych zakupów miał swoją cenę, ale szczerze? Już dawno przestałam się tym przejmować. Dla Tomasza liczyło się jedno – byłam jego wizytówką. Idealna żona idealnego mężczyzny sukcesu. Cokolwiek bym zrobiła, to nigdy nie było wystarczająco dobre, a już na pewno nie tanie.

Reklama

Znowu miał pretensje

Usłyszałam, jak drzwi do mieszkania otwierają się ciężko. Tomasz wrócił z pracy. Znowu spóźniony, pewnie zirytowany. Ostatnio jego wieczne pretensje stały się bardziej przewidywalne niż pory roku. Już wiedziałam, co mnie czeka.

– Naprawdę potrzebowałaś tego wszystkiego? – spytał, nawet nie patrząc na mnie. Stał w progu salonu, patrząc na torby, które go otaczały.

Nie odpowiedziałam od razu, bo co miałam mu powiedzieć? Prawda była taka, że wszystko to robiłam dla niego. On jednak widział tylko wydatki. Nawet nie uniosłam głowy znad telefonu.

– Tak, Tomasz, potrzebowałam – odpowiedziałam chłodno. I tak wiedziałam, że zaraz się zacznie.

Zobacz także

Jego twarz stała się twarda jak kamień. Nienawidził, kiedy tak mówiłam. Dla niego to wszystko było „bzdurami”. Zawsze uważał, że mogę po prostu przestać. Ale jak miałam przestać, skoro to on mnie w to wciągnął?

Tomasz rzucił teczkę na stół i usiadł ciężko na krześle.

Wydajesz pieniądze na prawo i lewo. To się kiedyś skończy źle.

Myślał, że jestem rozrzutna

Znowu to samo. Zamiast rozmowy o nas, o tym, co naprawdę dzieje się w naszym związku, była tylko kasa, rachunki i kolejne wyrzuty. Zaczęłam czuć, jak wzbiera we mnie gniew. Odkładałam kolejne zakupy na bok, jakby to miało pomóc, choć wiedziałam, że prawdziwego problemu nie da się tak łatwo zepchnąć na drugi plan.

– Może w końcu byś zrozumiał, że to wszystko jest dla ciebie! – odpowiedziałam ostrzej, niż zamierzałam.

Tomasz uniósł brew, patrząc na mnie z niedowierzaniem, jakby nie mógł uwierzyć, że śmiem coś takiego powiedzieć. A przecież to była prawda. Każdy zakup, każda sukienka, każde kolejne wyjście do tych wszystkich „ważnych” miejsc, które on uważał za istotne – robiłam to dla niego.

– Dla mnie? – zapytał, niemal wyśmiewając. – Ty chyba żartujesz, Aneta. Ja tego od ciebie nie oczekuję. To twoje kaprysy, nie moje. To ty chcesz tak żyć.

Zamknęłam oczy, próbując ochłonąć. Boże, jak bardzo się mylił. Myślał, że jestem rozrzutną żoną, która nie widzi, ile to wszystko kosztuje. A ja tonęłam w świecie, który on sam mi zbudował.

Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam mu prosto w oczy.

– Myślisz, że chciałam to życie? Myślisz, że mnie cieszy ta cała otoczka? To wszystko zaczęło się od ciebie, Tomasz. To ty chciałeś pokazać się przed swoimi znajomymi z idealną żoną u boku. Żebym wyglądała jak z okładki.

Cisza. Tomasz patrzył na mnie przez chwilę bez słowa. Widziałam, jak coś w nim pęka, jak powoli zaczyna rozumieć, że nie chodzi tu o pieniądze, ale o coś głębszego. O nas.. Patrzył na mnie, jakby próbował zrozumieć, o co mi chodzi. Widziałam, jak zaciska szczęki, walcząc ze sobą, żeby nie wybuchnąć. Zawsze był opanowany, ale dzisiaj to pękało. Czułam, że przestaje nad tym panować.

Nic nie rozumiał

Wstał i zaczął krążyć po pokoju, a ja przeszłam do łazienki, potrzebowałam chwili, żeby nie widzieć jego twarzy. Zamknęłam drzwi i spojrzałam w lustro. Kim ja właściwie byłam? Dziewczyna z małego miasteczka, która kiedyś cieszyła się drobnymi rzeczami? Teraz każda zmarszczka przypominała mi o tej roli, którą musiałam grać. Idealna. Elegancka. Bezbłędna.

– Aneta, o co ci chodzi? – usłyszałam przez drzwi. – Przecież mamy wszystko, czego chcieliśmy!

Zacisnęłam dłonie na umywalce. Mieliśmy wszystko? A może to Tomasz miał wszystko? Ja tylko tonęłam w jego wyobrażeniu o sukcesie.

Otworzyłam drzwi i spojrzałam na niego. Stał z rękami w kieszeniach, wyraźnie czekał na odpowiedź, ale ja nie wiedziałam, jak mu to wytłumaczyć. Czułam, jak narasta we mnie coś, czego nie mogłam już dłużej tłumić. Tomasz patrzył na mnie z tym swoim wyrazem twarzy – pewnym siebie, przekonanym, że wszystko kontroluje. Ale dziś to nie działało.

– Aneta, co się z tobą dzieje? – zapytał, jakby chciał mnie uspokoić, ale jego ton był pełen niezrozumienia. – Ostatnio jesteś inna.

Wiedziałam, że muszę to powiedzieć. Zbyt długo udawałam, że wszystko jest w porządku.

– Myślisz, że to wszystko robię dla siebie? – warknęłam, czując, jak słowa same wypływają z moich ust. – Tomasz, ty mnie nie rozumiesz. Całe to życie, te wydatki, te luksusy – to wszystko nie jest dla mnie!

On stał zszokowany, a ja kontynuowałam:

– Ty chciałeś sukcesu. Ty chciałeś, żebyśmy żyli na pokaz. Żeby twoi znajomi widzieli idealne życie, które sobie zbudowałeś. Ale ja? Ja już nie wiem, kim jestem w tym wszystkim.

Tomasz milczał. Patrzył na mnie z takim niedowierzaniem, jakby to, co mówiłam, zupełnie nie pasowało do jego obrazu rzeczywistości. Dopiero teraz zaczynał rozumieć.

Byłam zmęczona takim życiem

Po tym, jak wyrzuciłam z siebie całą prawdę, zapadła cisza. Tomasz stał bez ruchu, jakby ktoś właśnie uderzył go w twarz. A ja? Poczułam mieszankę ulgi i zmęczenia. Tak długo trzymałam te słowa w sobie, że aż trudno mi było uwierzyć, że je w końcu wypowiedziałam.

Usiadłam na kanapie, a w głowie zaczęły przewijać się wspomnienia. Kiedyś było inaczej. Byliśmy inni. Pamiętam, jak cieszyłam się z małych rzeczy – wspólne kolacje w tanich restauracjach, spacery po parku. Tomasz zawsze potrafił mnie rozśmieszyć, a ja byłam szczęśliwa, bo nie musiałam być nikim innym niż sobą.

Ale potem wszystko się zmieniło. Im bardziej Tomasz piął się po szczeblach kariery, tym większe stawały się jego oczekiwania wobec mnie. Powoli przestawałam być Anetą – byłam żoną przedsiębiorcy, twarzą sukcesu, którą można było pokazać światu. Wciągnęłam się w to, bo chciałam, żeby był ze mnie dumny. Dla niego zaczęłam chodzić na te wszystkie drogie zabiegi, kupować ubrania, które miały mnie upiększyć. I wiesz co? W pewnym momencie przestałam rozpoznawać siebie w lustrze.

Patrzyłam na Tomasza, który wciąż stał w milczeniu. On nigdy tego nie zrozumie.

Musieliśmy szczerze porozmawiać

Tomasz w końcu usiadł naprzeciwko mnie, ale nie patrzył w oczy. Zawsze miał w sobie tę pewność, tę siłę, która go napędzała, ale teraz? Teraz widziałam w nim człowieka zagubionego. I choć przez chwilę myślałam, że to może być moment, w którym mnie zrozumie, czułam, że to za mało. Zbyt wiele się zmieniło. Zbyt długo ukrywaliśmy prawdziwe uczucia.

– Dlaczego nigdy mi tego nie powiedziałaś? – zapytał w końcu, ledwo słyszalnym głosem.

Westchnęłam. Jak mogłam mu to wytłumaczyć? Byłam z nim od lat, patrzyłam, jak rośnie w siłę, jak każdy jego sukces staje się naszym wspólnym, ale jednocześnie czułam, że tracę siebie. A teraz, kiedy wszystko wyszło na jaw, nie wiedziałam, jak cofnąć czas.

– Bo myślałam, że tak będzie lepiej – odpowiedziałam. – Że jeśli będę taka, jaką chciałeś mnie widzieć, to może... może będziesz szczęśliwszy. A ja się do tego przyzwyczaję.

Spojrzał na mnie. Pierwszy raz od długiego czasu widziałam w jego oczach coś innego niż kontrolę. Był tam smutek, może nawet żal.

– Nie wiedziałem, że to dla ciebie takie trudne. Myślałem, że lubisz ten styl życia, te wszystkie luksusy...

– Nie rozumiesz – przerwałam mu, czując, jak moje serce zaczyna bić szybciej. – To nigdy nie było dla mnie. Robiłam to, żeby sprostać twoim oczekiwaniom. Chciałeś pokazać światu, że masz idealną żonę, idealne życie, ale ja w tym wszystkim zniknęłam, Tomasz.

Zapanowała cisza, ciężka, długa. Wiedziałam, że nie znajdziemy łatwego rozwiązania.

Nie wiem, co dalej będzie

Siedzieliśmy obok siebie w ciszy, jakby każde z nas próbowało przetrawić to, co właśnie padło. Tomasz, którego zawsze podziwiałam za siłę i determinację, teraz wyglądał jak ktoś, kto nie wiedział, co zrobić. A ja? Czułam się pusta. Ostatecznie wyrzuciłam z siebie całą prawdę, ale zamiast ulgi przyszła obojętność.

– Co teraz? – spytał w końcu, ledwo podnosząc głowę. Jego głos brzmiał inaczej niż zwykle. Mniej pewny siebie, pełen wątpliwości.

Spojrzałam na niego i w tej chwili zdałam sobie sprawę, że nawet on nie potrafi naprawić tego, co było między nami. Może dlatego, że to nie było coś, co dało się tak po prostu „naprawić”. Latami budowaliśmy mur, cegła po cegle, aż przestaliśmy widzieć siebie nawzajem.

– Nie wiem, Tomasz – odpowiedziałam cicho. – Nie wiem, czy jest jeszcze co ratować.

Przymknął oczy, jakby to uderzyło go bardziej, niż się spodziewał. A może w głębi duszy wiedział to już od dawna? Nie był to moment, w którym jedno z nas nagle postanowiło walczyć o to, co straciliśmy. Przepaść była zbyt głęboka. Wstałam powoli, czując ciężar tej decyzji na ramionach.

Reklama

Aneta, 34 lata

Reklama
Reklama
Reklama