Reklama

Zawsze myślałam, że nasze małżeństwo przetrwa wszystko. Nie byliśmy idealni, wiadomo – dwoje ludzi, dwie różne głowy, dwa różne światy. Ale uczyliśmy się siebie przez lata. Ja – bardziej sercem, Marek – rozsądkiem. Z dziećmi na pokładzie, z kredytem na karku, z codziennością, która raz ściskała gardło, raz kładła się cicho obok w łóżku.

Reklama

Spełnił marzenie

Marek miał marzenia. Takie prawdziwe, męskie – o firmie, która stanie się jego dumą, o domu z garażem, o aucie, które nie tylko jeździ, ale też „mówi o facecie wszystko”. Śmiałam się z tego czasem, z tej jego miłości do czterech kółek, ale też rozumiałam. W końcu ja też miałam swoje przyjemności – książki, ciastka z bezą, ciszę, kiedy dzieci śpią.

Gdy w końcu kupił wymarzony samochód – czerwone, błyszczące audi, z dźwiękiem silnika jakby to był jakiś lew w klatce – widziałam, jak mu się oczy świecą.

– Wreszcie mam coś swojego – powiedział. I przytulił nie mnie, tylko kierownicę. To był pierwszy raz, kiedy poczułam ukłucie. Niewinne jeszcze, niezrozumiałe.

Później wszystko zaczęło się rozmywać. Marek coraz częściej wychodził do garażu, mówił, że tylko na chwilę, a wracał godzinę później, pachnący benzyną.

– Nie dbasz o nas tak, jak o to auto – powiedziałam do Marka któregoś dnia, wchodząc do garażu.

Nie odwrócił się nawet. Stał odwrócony tyłem, pochylony, skupiony. Jakby wypolerowanie błotnika miało rozwiązać wszystkie problemy świata.

– Słyszałeś mnie?

– Przesadzasz – rzucił cicho, nawet nie patrząc mi w oczy. – To tylko samochód.

– Ten samochód widzi cię częściej niż twoje dzieci – powiedziałam. – Z Kacprem nie odrobiłeś pracy domowej, Ola od tygodnia czeka, aż pojedziecie razem na rowery. Obiecałeś jej.

Oddalał się

Wzruszył ramionami. To jego milczenie było gorsze niż każde słowo. Odsunął się, wyjął jakąś szmatkę z szuflady, odkręcił buteleczkę z woskiem.

– Czyli już nawet nie chcesz udawać, że ci zależy? – spytałam, szukając w jego oczach czegokolwiek znajomego.

– Zajmuję się tym, co sprawia mi przyjemność – odpowiedział sucho.

– A my? Nie jesteśmy już dla ciebie przyjemnością?

– Nie prowokuj mnie – powiedział. – Mam dość tych rozmów.

W domu dzieci rysowały coś przy stole. Ola podniosła wzrok i zapytała, czy tata idzie z nami na spacer. Pokręciłam głową.

– Tata ma dziś inne plany – odpowiedziałam.

Któregoś dnia wreszcie nie wytrzymałam tej jego ciągłej nieobecności. Już nawet posiłki zjadał w garażu.

– Marek, chyba przesadzasz – powiedziałam mu prosto w twarz, gdy wszedł do kuchni po butelkę wody. Zaskoczyłam go. – Nie chodzi tylko o auto, ale o nas, o rodzinę, o to, że się oddalasz.

Nie widział problemu

Westchnął. Odkręcił butelkę, napił się, a potem oparł się o blat, nie patrząc na mnie.

– To tylko auto – powiedział w końcu.

– To nie tylko auto. Fizycznie może jesteś, ale nie rozmawiamy, nie śmiejemy się, nie planujemy nic razem.

Nie odpowiadał.

– Składam pozew o rozwód. Mam tego dosyć – powiedziałam.

– Co ty mówisz?

– To, co słyszałeś.

Spojrzałam na niego jak na obcego człowieka. Nagle wszystko stało się jasne. To, co przez miesiące czułam podskórnie, co próbowałam tłumaczyć, naprawiać, składać jak stłuczony kubek – przestało mieć znaczenie.

– Nawet nie próbujesz walczyć – powiedziałam.

Chciałam coś dodać, ale nie potrafiłam. Wszystko się we mnie tłukło. Złość, żal, rozczarowanie, niedowierzanie. I ten okropny chłód, który rozlał się po całym ciele. Jakby ktoś wyrwał ze mnie coś ważnego i zostawił tylko echo. Poszedł do garażu. Nawet się nie odwrócił. A ja zostałam sama w kuchni, czując, jak coś we mnie cichnie na dobre. Oddał mnie w leasing samotności.

Po prostu odeszłam

Wyprowadziliśmy się tydzień później do mieszkania, które odziedziczyłam po babci.

– Mamo, a czy tata wybrał auto zamiast nas? – zapytała Ola wieczorem, gdy siedzieliśmy już po kolacji, w piżamach, w tym cichym czasie między bajką a snem.

Siedziała przy mnie na kanapie z książką w ręku, ale jej palce nie przewracały stron. Patrzyła na mnie tym swoim dziecięcym spojrzeniem, które wbijało się głębiej niż jakiekolwiek dorosłe pytanie. Zastygłam. Przez sekundę szukałam słów, ale żadne nie pasowały. Jak mam to wytłumaczyć, skoro sama nie rozumiem? Jak mam powiedzieć sześcioletniej dziewczynce, że jej ojciec odwrócił się od wszystkiego, co jeszcze niedawno było dla niego domem?

– Tata nie umiał być z nami – powiedziałam cicho. – Nie dlatego, że was nie kocha. Po prostu nie umiał. Czasem dorośli tak mają, że wybierają rzeczy, które dają im spokój. Tylko że ten spokój nie zawsze oznacza szczęście.

Ola przytuliła się do mnie. Milczała, a ja gładziłam jej włosy, czując ciężar tej rozmowy. Kacper siedział obok, udawał, że czyta, ale kątem oka widziałam, że słucha. Dziewięć lat to już wiek, kiedy zbyt wiele się rozumie, ale nie wszystko się potrafi powiedzieć.

Brakowało im ojca

– Czy my też kiedyś przestaniemy być dla ciebie ważni? – spytał nagle.

Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek, co usłyszałam w sądzie.

– Nigdy – odpowiedziałam stanowczo. – Ja jestem z wami zawsze. Nawet jak jestem zmęczona, nawet jak mam gorszy dzień, to nigdy nie znika moja miłość do was. Tego się nie zostawia.

Pocałowałam ich i odprowadziłam do łóżek. Potem długo siedziałam w kuchni. Czułam, że ten dzień był momentem przełomu. Już nie czekałam, aż Marek się opamięta. Nie wierzyłam, że wróci dawny on. Wiedziałam już, że mężczyzna, który śmiał się z moich głupich żartów, który robił budyń dla Oli, który uczył Kacpra grać w szachy – zniknął. A ten, który został, nie był już częścią naszej historii.

Minęło kilka miesięcy. Dom znowu nabrał życia. Mieliśmy spokój, ale nie ten duszny, który wisiał nad nami, gdy Marek był jeszcze z nami, a tak naprawdę już dawno się oddalił. Teraz to była cisza spokojna. Poranna, kiedy dzieci jeszcze śpią i wieczorna, gdy kładę się z książką i słyszę tylko tykanie zegara w kuchni.

Dni są do siebie podobne. Praca, szkoła, zakupy, bajki, kolacje, sen. Czasem śmiejemy się głośno, czasem płaczemy. Zdarza się, że Ola pyta o tatę. Piszą z nim czasem, rzadko, niechętnie. On zabiera ich raz na jakiś czas na pizzę, ale o samochodzie nie wspomina. Może dlatego, że i tak wszyscy wiedzą, że to on jest jego prawdziwą miłością.

Ewelina, 36 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama