„Mąż łgał, że robi nadgodziny, a chadzał do kochanki. Jego nowy projekt nazywał się >>numerek z biuściastą lalą
„Weszłam tam bez wahania, jakby gnana jakimś wewnętrznym magnesem. Chce się bawić w podwójne życie? Proszę bardzo. Zrobię mu z niego piekło na ziemi”.
- Redakcja
Siadam na kanapie obok Marka z filiżanką gorącej kawy w dłoni i nie mogę uwierzyć, że to już prawie siedem lat. Siedem lat, odkąd w blasku zachodzącego słońca przysięgaliśmy sobie miłość i wierność. Pamiętam każdy uśmiech, każdą łzę, każde wspólne świętowanie sukcesów i wspieranie się w trudnych chwilach. Jednak nasza bajka od niedawna przestała być taka cukierkowa. Mąż chodził rozkojarzony. Nie chciał za bardzo ze mną rozmawiać. Zostawał w pracy po godzinach. Był jakby nieobecny. Nie powiem, zaniepokoiło mnie to. W końcu tyle się mówi o zdradach i romansach, zwłaszcza w pracy. A Marek należał do przystojnych mężczyzn. Oczami wyobraźni już widziałam, jak jakaś wytapetowana dziunia się do niego dobiera.
Musiałam coś z tym zrobić. Wpadłam na plan
– Kochanie, może wyjedziemy na weekend? – rzucałam pytanie niby od niechcenia, ale z niepokojem w sercu.
Marek podnosił wzrok z gazety i na moment w jego oczach malowało się zdziwienie, szybko jednak zastąpione uśmiechem.
– Jasne, to brzmi świetnie – odpowiadał, ale wyczuwałam wahanie w jego głosie. Czyżby coś ukrywał?
Niepewność i narastający strach o naszą przyszłość skłoniły mnie do podjęcia decyzji, która wydawała się sprzeczna z zaufaniem, jakim powinniśmy się darzyć. Zdecydowałam się na krok, którego później miałam żałować – postanowiłam śledzić Marka.
Zobacz także
To był chłodny, wiosenny dzień, gdy wzięłam wolne w pracy i ruszyłam prosto za nim. Odetchnęłam z ulgą, kiedy początkowo jego droga wiodła do biura. Nie dałam się rozproszyć. Zaopatrzona w prowiant i herbatkę w termosie, koczowałam pod jego pracą jak rasowy detektyw. W końcu chciałam sobie samej udowodnić, że nie mam racji. Chciałam raz a porządnie wyzbyć się tego dziwnego poczucia zagrożenia.
Wszystko wydawało się być zwyczajne. Jednakże około południa, zobaczyłam, jak opuszcza budynek i kieruje się w stronę miasta. Serce zaczęło mi walić gwałtownie, gdy podążałam za nim, przemykając od jednego zacienionego zakątka do drugiego. Starałam się zachować odległość, modląc się w duchu, żeby mnie zobaczył. Wtedy nie dość, że moja misja zakończyłaby się klapą, to jeszcze musiałabym się tłumaczyć.
Kiedy wysiadł na przystanku niedaleko centrum, moje serce podskoczyło. Co robił w tej części miasta w środku dnia roboczego? Doszliśmy do urokliwej kawiarni, gdzie Marek zajął miejsce przy stoliku w rogu. Nie musiałam długo czekać, żeby zobaczyć, kto dołączy do mojego męża. To była jakaś kobieta – elegancka, z uśmiechem, który wydawał się za bardzo intymny. Obserwowałam ich, czując, jak moje serce tonie w morzu niepewności i zazdrości. Rozmawiali, śmiali się, a gdy Marek dotknął jej ręki, miałam wrażenie, że świat wokół mnie zaczął pękać. Wpadła w szał. Czułam jak krew we mnie buzuje. Co to do cholery ma znaczyć?!
Nagle, wszystko, co wydawało się pewne i niezmiennie piękne w naszym życiu, było zagrożone przez obcą osobę i ukryte sekrety. Weszłam tam bez wahania, jakby gnana jakimś wewnętrznym magnesem. Chce się bawić w podwójne życie? Proszę bardzo. Zrobię mu z niego piekło na ziemi! Zignorowałam zdumione spojrzenia innych gości i ruszyłam prosto w kierunku ich stolika. Marek i ta kobieta wciąż byli zatopieni w rozmowie. Zatopieni w swoich słowach dostrzegli mnie, dopiero gdy trzasnęłam ręką o stolik.
– Co to ma znaczyć? To są te twoje nadgodziny? Nowy ważny projekt o nazwie biuściasta blondyna w sypialni? – wycedziłam z siebie, drżącym głosem, którego nie poznałam.
Wszystkie oczy w kawiarni skierowały się na nas
Marek odwrócił się gwałtownie, a jego twarz przybrała kolor szarego papieru.
– Kasia? Co ty... Jak ty... – zaczął.
– A ty to... – wtrąciła z przekąsem kobieta, z nieukrywanym rozbawieniem przesuwając wzrok z Marka na mnie i z powrotem.
– Żona, zdradzona zona tak konkretniej. Matka nie nauczyła cię kultury, że wchodzisz nam w rozmowę? – mówiłam, a moje oczy błyszczały złością.
– Kasiu, uspokój się, proszę – Marek podniósł ręce w geście obronnym. – To nie jest to, co myślisz...
– Ach tak? Wygląda to dokładnie na to, co myślę – rzuciłam, czując, jak gniew miesza się z gorzką zazdrością.
Rozmowa między nami przekształcił się w kłótnię. A właściwie był to mój monolog, gdzie każde słowo kroiło powietrze ostrzej niż nóż. Wszyscy dookoła przestali udawać, że nie słuchają, a ja poczułam, jak po policzkach zaczynają spływać łzy frustracji. Marek wstał, próbując mnie uspokoić, ale odepchnęłam go. Nie chciałam jego wyjaśnień, nie teraz, kiedy wszystko wydawało się tak boleśnie jasne.
– Jak mogłeś mi to zrobić? – krzyczałam, walcząc z łzami i wściekłością. – Siedem lat, Marek! Siedem lat małżeństwa i tu przychodzę, żeby znaleźć cię z inną kobietą?
– Kasiu, daj mi wyjaśnić – błagał Marek, próbując dotknąć mojej ręki, ale odsunęłam się gwałtownie.
– Wyjaśnić? Czy ty naprawdę myślisz, że jest jakieś wytłumaczenie? Właściwie, co tu wyjaśniać? Bzykasz się z jakąś lalą, a potem ciśniesz mi kit, że mnie kochasz. Nieźle to sobie zaplanowałeś – mój głos był coraz głośniejszy, a w kawiarni zapanowała cisza, przerywana tylko naszą rozmową.
– Jestem jego siostrą, jeśli to cokolwiek zmienia – odezwała się kobieta, z naciskiem podkreślając ostatnie słowo. W jej tonie dało się wyczuć lekceważenie.
– Siostrą?! Niezła bajera. Wymyślcie sobie lepszą bajeczkę! Dziwne, że nigdy o tobie nie słyszałam, szwagiereczko.
Marek spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam mieszankę bólu i zawodu.
– Kasia, ja ci to wszystko wyjaśnię. Były pewne... komplikacje rodzinne – wyjaśnił cicho.
Wtedy, sobie przypomniałam
Coś zaczęło mi świtać. Marek kiedyś wspomniał o siostrze, z którą stracił kontakt po rodzinnym konflikcie. Była to jedna z tych historii, które opowiedział na początku naszego związku, historia pełna bólu, o której później już nie rozmawialiśmy.
– Marek, ty sobie robisz teraz ze mnie jaja? Ja... ja muszę to przemyśleć. Daj mi teraz spokój – czułam, że palę się ze wstydu. Wybiegłam z kawiarni. Kontem oka widziałam, że Marek poleciał za mną.
– Kasia, stój. To wszystko przez to, że to działo się tak nagle. Przepraszam. Nie radzę sobie z tą sytuacją. Nie wiedziałem, jak mam z tobą o tym porozmawiać.
Czułam się zraniona, zaskoczona, a jednocześnie ulżyło mi, że przynajmniej nie był to romans. W tym wirze emocji, poczułam, jak przeszywa mnie chłód.
– Dlaczego nie zaufałeś mi na tyle, by mi powiedzieć? – mój głos drżał, kiedy próbowałam znaleźć w jego oczach ten sam człowiek, którego kiedyś tak bezgranicznie kochałam.
– Przepraszam, Kasiu – Marek spojrzał na mnie ze smutkiem. – Rodzina... to zawsze była trudna sprawa dla mnie.
– A co ze mną, Marek? Czy ja nie jestem już twoją rodziną? – słowa wypłynęły gwałtownie, a ja zdałam sobie sprawę, że czuję się pominięta, zdradzona w jakimś dziwnym, emocjonalnym sensie.
– Myślę, że powinniśmy porozmawiać, Kasiu. Ale nie tutaj – powiedział Marek, biorąc delikatnie moją dłoń. W jego dotyku było coś błagalnego, prośba o szansę na wyjaśnienie.
Krocząc obok Marka, czułam dziwną mieszaninę ulgi, smutku i gniewu. Wszystko, co wydawało się tak stałe, tak pewne, nagle stanęło pod znakiem zapytania. Chociaż ruch uliczny toczył się jak zwykle, dla mnie cały świat zwolnił, czekając na wyjaśnienia, które miały nadejść.
– Opowiesz mi teraz o niej? O was? – zapytałam, kiedy znaleźliśmy się w spokojniejszej uliczce, z dala od hałasu.
Marek spojrzał na mnie ze strachem w oczach. Miałem wrażenie, że walczy sam ze sobą, zanim zdecyduje się podzielić swoją historią.
– Moja siostra i ja byliśmy bardzo blisko, gdy byliśmy dziećmi. Ale po śmierci naszych rodziców wszystko się zmieniło – zaczął opowiadać, a ja słuchałam, starając się zrozumieć człowieka, którego kochałam, człowieka, którego historię wydawało mi się, że znam. – Nasz dom stał się polem bitwy o spadek, o to, co zostawili nasi rodzice. Ona... ona zdecydowała się odejść, zostawiła mnie samego z bólem i żalem, z którym nie potrafiłem sobie poradzić. Nazywała mnie kłamcą, oszustem i złodziejem, bo to mnie przypadła większa część pieniędzy po rodzicach. Byłem wtedy młody, miałem zaledwie 18 lat, a zostałem całkowicie sam. Byłem zdany tylko na siebie. Nienawidziłem jej, dla mnie nie istniała. Była martwa. Ja dla niej zresztą też – jego głos drżał, i wiedziałam, że te wspomnienia nadal były żywe, bolesne.
Spojrzałam mu w oczy
– Więc dlaczego teraz? Dlaczego wróciła? – wciąż nie mogłam pojąć, jak to wszystko wpasowuje się w nasze życie.
– Znalazła mnie po tych wszystkich latach. Chciała przeprosić, chciała, żebyśmy spróbowali zacząć od nowa. A ja... ja nie wiedziałem, co o tym myśleć, co czuć – Marek zatrzymał się i spojrzał na mnie z potrzebą zrozumienia.
Staliśmy tam, na ulicy, otoczeni przez dźwięki miasta, a między nami rozciągał się most do przeszłości, który Marek zdawał się budować słowo po słowie.
– Marek ja, nie miałam pojęcia. Urządziłam ci scenę jak jakaś furiatka, ale wiesz, jak to mogło wyglądać z drugiej strony.
Marek wziął głęboki oddech, a potem kiwnął głową.
– Wiem, ja też przepraszam. Niby jesteśmy ze sobą 7 lat, a nadal się uczę, jak to jest tworzyć rodzinę. Może to głupie, ale potrzebuję teraz twojego wsparcia kochanie. Moja przeszłość i te wszystkie bolesne obrazki do mnie wracają. Nie umiem sam przez to przebrnąć, a nie chcę dalej żyć w kłótni z jedyną osobą z mojej rodziny, która chodzi jeszcze po tym świecie.
Spojrzałam mu w oczy, starając się odnaleźć tamten stary, znany blask, który zawsze dawał mi siłę. Teraz widziałam tylko człowieka, który potrzebował pomocy, który stanął na rozdrożu.
– Zawsze będę przy tobie, Marek. Przejdziemy przez to razem – powiedziałam, czując, że ta decyzja jest jednym z tych momentów, które definiują nasze życie, nasze małżeństwo.
Katarzyna, 35 lat