Reklama

– Zawsze wiedziałam, że dzieci nie są dla mnie – powiedziałam, spoglądając w okno kawiarni, gdzie spędzałam samotne popołudnia. Ludzie często nie wierzyli, myśląc, że to chwilowa fantazja, ale dla mnie to było pewne jak wschód słońca.

Reklama

Z Tomkiem spotkałam się, kiedy oboje mieliśmy plany i marzenia, które wydawały się skrzyżować w jednym punkcie – miłości. Nie przewidywałam jednak, że nasze ścieżki mogą kiedyś pójść w zupełnie przeciwne kierunki.

Mój telefon nagle zawibrował, przerywając moje rozmyślania. To była wiadomość od Tomka. Chciał porozmawiać. Poczułam, jak zimne dreszcze przebiegły po moim kręgosłupie. Zawsze sobie wyobrażałam, że te słowa będą oznaczać koniec czegoś wielkiego. I chyba się nie myliłam.

Na początku wszystko było idealne. Tomek był czuły, zabawny, pełen pasji. Tak samo jak ja. Przez długie wieczory dyskutowaliśmy o miejscach, które chcieliśmy odwiedzić, o książkach, które zmieniły nasze spojrzenie na świat, o sztuce, która nas inspiruje. Praca była dla mnie zawsze ważna, realizowałam się w niej, pięłam się po kolejnych szczeblach kariery i czułam się z tym dobrze. A Tomek... Tomek był wsparciem, zawsze mnie rozumiał. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Byłam zdenerwowana

Tego wieczoru atmosfera była napięta. Tomek usiadł naprzeciw mnie, z tą samą powagą w oczach, która zawsze pojawiała się, gdy miał coś ważnego do powiedzenia. W jego ruchach było coś niepokojącego, jakby każdy gest był przemyślany i ważony.

– Julia, musimy porozmawiać – zaczął, a ja instynktownie spięłam się, czując, że to, co za chwilę padnie, może zmienić wszystko. – Od dłuższego czasu myślę o naszej przyszłości i... – zawahał się, jakby szukając słów, które mogłyby złagodzić cios.

– I co? – spytałam, próbując brzmieć obojętnie, choć serce biło mi jak oszalałe.

– Chcę mieć dzieci, Julka – wypalił w końcu, patrząc mi prosto w oczy. – To dla mnie ważne. Chcę być ojcem.

Uderzyło to we mnie jak grom z jasnego nieba. Oczywiście rozmawialiśmy o tym wcześniej, ale zawsze w kontekście odległej przyszłości, jak o krajobrazie, którego nigdy nie zobaczymy.

– Tomek... – zaczęłam, ale głos mi się załamał. – Ja... ja nie chcę dzieci. Wiesz o tym.

– Ale może zmienisz zdanie? Ludzie się zmieniają, ich pragnienia też. Nie można być taką egoistką.

– Nie w tym przypadku – odparłam stanowczo. – Moja decyzja jest przemyślana i ostateczna.

Dyskusja przerodziła się w wymianę coraz bardziej gorzkich argumentów. Tomek nie rozumiał mojej niechęci do macierzyństwa, a ja nie potrafiłam znieść myśli o rezygnacji z marzeń dla potencjalnej rodziny. Każde z nas broniło swojej wizji przyszłości, aż w końcu padły słowa, których nie można cofnąć. Rozmowa skończyła się ciszą, gęstą i ciężką jak żałoba.

Musiałam z kimś pogadać

W poszukiwaniu zrozumienia i wsparcia udałam się do Anny, mojej najbliższej przyjaciółki, która od zawsze dzieliła mój pogląd na kwestię dzieci. Znaleźliśmy się w naszym ulubionym zakątku miasta, małej kawiarence, gdzie nikt nie zwracał uwagi na dłuższe rozmowy i spowite emocjami twarze.

– To się stało, Ania. Tomek poruszył temat dzieci... znowu. Tym razem było inaczej, czułam to. Jakby to była ta ostateczna rozmowa'– zaczęłam, a ona słuchała cierpliwie, z tą swoją charakterystyczną empatią.

– I co mu powiedziałaś? – spytała, chwytając za swoją filiżankę herbaty.

– Powiedziałam prawdę. Że nie chcę być matką. Że nie widzę tego w mojej przyszłości – wypowiedziałam to z determinacją, choć w głębi czułam ukłucie wątpliwości.

– Julia, masz prawo wybierać swoje życie. Nie możesz poświęcić siebie tylko dlatego, że ktoś ma inne oczekiwania – Ania odpowiedziała stanowczo, jej słowa były jak kotwica, która utrzymywała mnie na powierzchni.

– Wiem, ale czy to uczciwe wobec Tomka? On zasługuje na bycie ojcem – odparłam, a ból rozlewał się po moim wnętrzu. Rozmawiałyśmy godzinami, każda z nas próbując znaleźć złoty środek w tej beznadziejnej sytuacji. Ania była niezłomna – niezależność i prawo do wyboru były dla niej świętością.

Pokłóciliśmy się

Przez kolejny miesiąc unikaliśmy się. Wymienialiśmy komunikaty dotyczące codziennego życia, ale nie rozmawialiśmy. W końcu nie wytrzymałam. Usiadłam naprzeciw Tomka przy kuchennym stole, czując, jak moje serce bije szybciej od napięcia. To miała być rozmowa o wszystkim albo o niczym, ostateczna konfrontacja pragnień i lęków.

Nie mogę tak dłużej – zaczął niespodziewanie Tomek, a w jego głosie pobrzmiewał ból. – Myślałem, że zrozumiem, ale...

– Ale co? – wyrzuciłam z siebie z gniewem, którego nie potrafiłam już dłużej kontrolować. – Chcesz, żebym zrezygnowała z siebie dla twojego marzenia?

– To nie jest tylko marzenie, Julia! To jest część mnie, moja potrzeba! – Tomek uderzył pięścią w stół, a jego oczy lśniły złością i desperacją.

Odskoczyłam instynktownie, a moje serce zabiło mocniej.

– Jak śmiesz mówić, że moje życie to tylko twoja fantazja?! – krzyknęłam, a mój głos był ostry i nieugięty. – Nie jesteś jedyną osobą z marzeniami!

Im więcej mówiliśmy, tym bardziej od siebie oddalaliśmy się, a nasze wspólne ścieżki rozdzielały się coraz bardziej.

– Może... może po prostu nie pasujemy do siebie – wyszeptał w końcu Tomek, a w jego słowach dało się wyczuć rezygnację.

Coś we mnie pękło, tak mocno, że aż zabolało. W tej jednej, cichej chwili zrozumiałam, że nie ma już drogi naprzód, którą moglibyśmy przejść razem. Kwestia dzieci nie była już tylko różnicą zdań – stała się przepaścią, której nie potrafiliśmy przekroczyć. Zostaliśmy tak, każde z nas pogrążone w swoich myślach, a milczenie między nami było głośniejsze niż wszystkie kiedykolwiek wypowiedziane przez nas słowa. Przyszłość, którą sobie wyobrażaliśmy, rozsypała się na kawałki, pozostawiając tylko echa tego, co mogło być.

Byłam rozczarowana

Po tej konfrontacji poczułam się jak obca. Mieszkanie, kiedyś pełne życia i wspólnych śmiechów, teraz wydawało się puste. Usiadłam na kanapie, na której kiedyś z Tomkiem planowaliśmy nasze przygody, i pozwoliłam sobie na moment słabości. Rozpad naszego związku był jak gwałtowna burza, po której została tylko zniszczenie.

– Czy ja naprawdę tak bardzo się myliłam? – zastanawiałam się na głos, choć w mieszkaniu nie było nikogo, kto mógłby odpowiedzieć. W mojej głowie rozbrzmiewały pytania o przyszłość, o to, co zrobiłam ze swoim życiem, i o to, czy byłam gotowa na samotność, która teraz nade mną zawisła.

Wewnętrzny monolog, który toczyłam, był boleśnie szczery. Pytałam siebie, czy moja decyzja o nienarodzeniu dzieci była egoistyczna, czy też była wyrazem mojej autonomii. Z jednej strony była niezależność, którą tak bardzo ceniłam, z drugiej – miłość Tomka, która zaczęła wydawać mi się warunkowa. Jeśli nie mogłam dać mu tego, czego pragnął najbardziej, czy w ogóle byliśmy sobie przeznaczeni? Noc spędziłam na przewracaniu się z boku na bok, na łzach, które płynęły, mimo że starałam się je powstrzymać, na pytaniach bez odpowiedzi.

Mąż nie chciał ratować naszego małżeństwa

Tomek był na mnie wściekły. Każde wspomnienie, każda myśl o przyszłości bez dziecka była jak iskra podsycająca w nim płomień frustracji i żalu. Gdzieś głęboko w sercu miał świadomość, że to nie był tylko ból po nadchodzącym rozstaniu ze mną, ale także gniew na siebie – za to, że nie potrafił mnie przekonać, za to, że nie zdołał uchronić naszej miłości.

W pracy starał się być skoncentrowany, ale jak mógł skupić się na liczbach i raportach, kiedy w głowie miał chaos równie głośny jak krzyki noworodka, których nigdy nie usłyszy od swojego dziecka? Jak miał patrzeć na kolegów, których największym zmartwieniem były banalne codzienne problemy, kiedy jego życie rozpadło się na kawałki?

Pewnego wieczoru, stojąc przed oknem swojego mieszkania, wpatrywał się w zmierzch i pozwolił sobie na moment szczerości.

– Dlaczego ja? – wykrzyczał do pustki. – Czemu nie mogę mieć tego, co inni biorą za oczywiste?

Następnego dnia, pogrążony w złości spakował moje walizki.

Czułam ogromny żal

Patrząc na stosy kartonów i walizki, które stały w kącie mieszkania, nie mogłam uwierzyć, że to koniec. Tyle wspólnych lat, marzeń, spierania się o najgłupsze rzeczy, aż do tej ostatniej, przełomowej kłótni.

– To nie fair! – wrzasnęłam wtedy, pamiętam jak dziś. – Zmieniasz zasady w trakcie gry, Tomek!

– Zasady? To jest nasze życie, Julia, nie jakaś gra! – Tomek nie pozostawał mi dłużny. – Nie mogę po prostu zrezygnować z czegoś, co jest dla mnie tak ważne!

I to było to – koniec naszej wspólnej opowieści. Teraz, w ciszy nowego i pustego mieszkania, te ostre słowa wracały echem, ale już bez gorzkich emocji, które je kiedyś napełniały. Złość przeminęła, teraz była tylko refleksja nad przeszłością. Żałuję naszego rozstania, bo kocham męża, ale nie będę robić niczego wbrew sobie.

Reklama

Julia, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama