Reklama

Codziennie budzę się o 6:15, o 7:30 wychodzę z mieszkania i kieruję się na przystanek, gdzie autobus zwykle przyjeżdża z trzyminutowym opóźnieniem. Mam swoją rutynę – i lubię ją. Michał, mój mąż, zostaje wtedy w domu. Pracuje zdalnie, jest programistą. Zawsze zaspany, w piżamie jeszcze, kiedy wychodzę.

Reklama

Tamtego dnia spóźniłam się do pracy. W pośpiechu wrzuciłam wszystko do torebki, ale po przyjściu do biura, zorientowałam się, że nie mam ze sobą teczki z dokumentami, które musiałam mieć na spotkanie z klientem.

Wróciłam do mieszkania tuż po dwunastej. Skierowałam się od razu do salonu, ale zanim zdążyłam przekroczyć próg, usłyszałam śmiech. Damski. Potem zrozumiałam, skąd dobiegał. Z sypialni.

Nie wiem, co mnie powstrzymało, żeby nie rzucić się tam od razu. Może niepewność, może odruch niedowierzania, a może nadzieja, że to coś innego. Ale wtedy zobaczyłam coś, co od razu zburzyło każdą racjonalizację. Na oparciu sofy leżała bielizna. Czerwona, koronkowa i zdecydowanie nie moja.

Zamarłam. Mój mózg nie nadążał za tym, co widzą oczy. Potem ruszyłam przed siebie, powoli, spokojnie. Weszłam do sypialni.

Michał odwrócił się gwałtownie, kiedy usłyszał skrzypnięcie drzwi. Leżał na łóżku, nagi, obok kobiety, która szybko zaczęła sięgać po koc, próbując się zakryć. Wszystko działo się w ciszy.

Nakryłam go

Michał podniósł się, jakby nie wiedział, czy ma coś powiedzieć, czy udawać, że mnie nie widzi.

– Aga… to nic nie znaczy – powiedział w końcu, jąkając się. – To się jakoś… wydarzyło.

Stałam i patrzyłam na niego, jakby stał przede mną ktoś obcy. Ktoś, kogo nigdy wcześniej nie widziałam. Jego głos był inny. Spłoszony, obcy, płytki.

– Wróciłam tylko po dokumenty – powiedziałam cicho. Odwróciłam się i wyszłam.

Minął tydzień. Nie odpowiedziałam na żaden z jego SMS-sów. Nie odbierałam telefonów. Nie byłam gotowa słuchać tłumaczeń. Nie potrzebowałam więcej słów. Wszystko już widziałam.

Kilka dni później poszłam do kancelarii prawniczej. Słuchałam głosu prawniczki, ale nie wszystko do mnie docierało. Mówiła o mediacjach, o czasie na refleksję, o tym, że są pary, które się jeszcze dogadują. Skinęłam głową, ale potem powoli, stanowczo zaprzeczyłam.

– Nie chcę żadnych rozmów. Proszę przygotować pozew o rozwód bez orzekania o winie. Dla mnie to już się skończyło.

Chciałam to skończyć

Prawniczka spojrzała na mnie uważnie, jakby próbowała odczytać, czy wiem, co robię. Wiedziałam. Nie czułam żalu, nie było we mnie krzyku ani rozpaczy. Wszystko działo się we mnie, ale cicho. Nie potrafiłam płakać. Nie pozwalałam sobie na to. Czułam tylko coś ciężkiego, gęstego, co osiadło gdzieś wewnątrz.

Michał pisał każdego dnia. Przepraszał, prosił, pytał, czy może chociaż zadzwonić. Pisał, że nie śpi, że myśli, że wszystko zepsuł. Czasami był pełen skruchy, czasami miał pretensje, jakby liczył, że to ja go ocalę z tej sytuacji. Ale nie odpowiedziałam ani razu.

Pewnego wieczoru, gdy siedziałam przy kuchennym stole, telefon zawibrował kolejny raz. Otworzyłam wiadomość. Krótkie zdanie: „Musimy porozmawiać. Proszę”. Wpatrywałam się w ekran przez chwilę, po czym zablokowałam ekran. Nie będziemy już rozmawiać. Wszystko już zostało powiedziane.

Byłam wściekła

Wróciłam z pracy późnym popołudniem. Deszcz siąpił z nieba, powietrze było ciężkie, pachniało mokrym asfaltem. Michał siedział na schodach przed wejściem. Z podkulonymi nogami, w dżinsach i bluzie, wyglądał koszmarnie.

– Aga… – podniósł się natychmiast, gdy mnie zobaczył. – Proszę cię, tylko pięć minut.

Nie odpowiedziałam. Przeszłam obok niego, włożyłam klucz do zamka, przekręciłam i weszłam do środka. Ale zanim zdążyłam zamknąć drzwi, wślizgnął się za mną.

– Nie wyrzucaj mnie. Nie od razu. Muszę… to powiedzieć. Muszę to spróbować jakoś wyjaśnić.

Zostawiłam torbę na komodzie i odwróciłam się powoli. Stał w korytarzu jak przyczajony chłopiec, który zrobił coś głupiego i nie wie, jak się z tego wyplątać.

– To była chwila słabości – zaczął. – Znałem ją wcześniej, z pracy. Ona była… dostępna, a ja głupi. To był impuls. Nie myślałem. Ale to był tylko seks, Aga. Nic więcej.

Szukał wymówek

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Nie było we mnie już chłodu, tylko gniew.

– Tylko seks? – zapytałam. – Tak się teraz nazywa zdrada? To co, może ja też powinnam skorzystać z takiej oferty?

– Nie mów tak. Wiesz, że cię kocham. Sam nie wiem, czemu to zrobiłem. Przysięgam, sam tego nie rozumiem.

– To nie ja zniszczyłam nasze małżeństwo – przerwałam mu. – To byłeś ty. I twoja „chwila słabości”.

Patrzył na mnie jakby czekał, że jednak mu wybaczę, że może jeszcze coś się da uratować. Ale nic już nie zostało. Wieczorem pojechałam do Marty. Nie zapowiedziałam się wcześniej, ale otworzyła od razu, jakby czekała. Byłyśmy przyjaciółkami od liceum, znała mnie na wylot. Zobaczyła moją twarz i bez słowa wpuściła mnie do środka.

– Mam wino – powiedziała tylko i poszła do kuchni.

Usiadłam na jej sofie. Pokój wyglądał dokładnie tak jak zawsze – miękka narzuta, kilka książek na stoliku, kubek z herbatą jeszcze ciepłą. Zawsze wiedziałam, że u niej będę mogła się poskładać, jeśli będzie trzeba.

Zaczęłam od nowa

Wszystko z siebie wyrzuciłam. O wszystkim jej opowiedziałam. O tym dniu, o tej kobiecie, o tych jego słowach. O SMS-ach, o próbach, o jego bezradności. I o mojej decyzji. Marta słuchała, czasem tylko kiwała głową. Potem usiadła obok mnie i powiedziała spokojnie:

– Zawsze czułam, że Michał za dużo patrzył na boki, rozbieganym wzrokiem. Miałam wrażenie, że on potrzebuje nieustannego potwierdzenia, że jeszcze jest atrakcyjny.

– I ja tego nie widziałam? – spytałam z żalem. – Jak mogłam być aż tak ślepa?

– Bo mu ufałaś. A nie każdy jest wart zaufania. Nie każda miłość zasługuje, żeby dawać jej wszystko.

Potem Marta powiedziała jeszcze jedno zdanie, które utkwiło mi w głowie na długo:

– Miałaś z nim być na dobre i na złe, ale on odszedł pierwszy.

Nie odpowiedziałam. Wyszłam na balkon i długo patrzyłam w ciemność. Czułam się pusta, ale już nie złamana. Po prostu… inna.

Aga, 36 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama