„Mąż mnie bił, a szwagier czułym dotykiem leczył moje siniaki. To musiało się źle skończyć”
„Poczułam jego rękę na mojej. Ciepłą, mocną, jak obietnicę bezpieczeństwa. – Nie jesteś sama, Ewelina – powiedział cicho. – Nigdy nie będziesz, dopóki ja jestem. Łzy napłynęły mi do oczu. Zanim zdążyłam pomyśleć, co robię, pochyliłam się. Nasze usta spotkały się w krótkim, ale intensywnym pocałunku”.
- Redakcja
Wieczór był cichy, choć w mojej głowie trwała burza. Siedziałam w kuchni, wpatrując się w kubek zimnej herbaty, który od godziny stał nietknięty. Czekałam na Artura. Zawsze czekałam. Na jego kroki na schodach, trzask drzwi i nieuniknione – gniew, pretensje, czasem ciszę jeszcze gorszą niż krzyk.
Mój mąż był kiedyś innym człowiekiem. Pamiętam jego żarty, uśmiech, to, jak delikatnie trzymał moją dłoń, gdy pierwszy raz powiedział: „Zostań ze mną na zawsze”. Nigdy nie przypuszczałam, że „na zawsze” zamieni się w więzienie. Jego gniew był jak huragan, niszczył wszystko, co dobre. Z czasem przestałam walczyć.
Mateusz... Zawsze był inny. Młodszy brat Artura, jego całkowite przeciwieństwo. Gdy przyjeżdżał w odwiedziny, czułam, jakby ktoś zapalał światło w ciemnym pokoju. Był cierpliwy, słuchał, nigdy nie oceniał. Kiedy Artur krzyczał, Mateusz milczał, a jego spojrzenie mówiło: „Jestem tu dla ciebie”.
Zastanawiałam się, jak długo jeszcze dam radę. Każdy dzień przypominał balansowanie na linie. Artur mógł wrócić w dobrym humorze i udawać, że wszystko jest normalnie, ale równie dobrze mógł przynieść ze sobą swój gniew, który spadał na mnie jak grad.
Tego wieczoru Mateusz miał przyjechać. Wiedziałam, że to nie spodoba się Arturowi, ale nie mogłam mu odmówić. To była jedyna osoba, która sprawiała, że czułam się choć odrobinę zrozumiana.
Mąż był agresywny
Drzwi trzasnęły tak mocno, że z szafki spadł wazon. Usłyszałam ciężkie kroki Artura, a w jego oddechu wyczułam alkohol. Stałam w kuchni, udając, że myję talerze, choć w rzeczywistości moje dłonie drżały, a serce waliło jak oszalałe.
– Ewelina! – zawołał, zrzucając kurtkę na podłogę. – Gdzie jest moja kolacja?
– W lodówce – odpowiedziałam cicho.
Nie spojrzał na mnie, tylko otworzył lodówkę, sięgnął po talerz i zrzucił go na stół z takim impetem, że zadrżały sztućce.
– To ma być jedzenie?! Ty nic nie potrafisz zrobić porządnie!
– Przestań... – zaczęłam, ale jego spojrzenie sprawiło, że słowa ugrzęzły mi w gardle.
Podszedł bliżej, zaciskając pięści. Jego twarz była czerwona, a oddech nierówny.
– Mówisz mi, co mam robić? Mnie? – syknął, podnosząc głos.
Wtedy usłyszałam kroki. Mateusz stał w drzwiach, jego wzrok utkwiony w Arturze.
– Wystarczy, Artur – powiedział spokojnie, ale stanowczo.
– Co ty tu robisz?! – wrzasnął Artur. – Znowu wtrącasz się w moje sprawy?
– Nie mogę patrzeć, jak ją traktujesz – odpowiedział Mateusz.
Zanim Artur zdążył coś powiedzieć, wybiegłam na korytarz. Łzy płynęły mi po policzkach. Mateusz podążył za mną.
– Wszystko w porządku? – spytał cicho.
– Nie, Mateusz... nic nie jest w porządku.
Nie chciałam litości
– Nie musiałeś się wtrącać – powiedziałam, kiedy Mateusz odwiedził mnie dwa dni później.
Siedzieliśmy w salonie, gdzie cisza była jedyną bezpieczną przestrzenią. Artur wyjechał w interesach, a ja mogłam przez chwilę odetchnąć.
– Musiałem – odparł. – Nie mogę patrzeć, jak on cię niszczy.
Spuściłam wzrok, bawiąc się krawędzią poduszki. Mateusz zawsze patrzył na mnie w sposób, który przypominał mi, jak powinna wyglądać troska.
– On nie zawsze był taki – szepnęłam. – Kiedyś mnie kochał... a przynajmniej tak mi się wydawało.
Mateusz przysunął się bliżej, ale ostrożnie, jakby bał się mnie przestraszyć.
– A teraz? Kochasz go?
Nie odpowiedziałam. W gardle miałam supeł, a serce biło nierówno. Zamiast tego zaczęłam mówić o wszystkim, co dusiłam w sobie od miesięcy – o strachu, samotności, o tym, jak bardzo tęsknię za poczuciem, że ktoś mnie widzi i rozumie. Poczułam jego rękę na mojej. Ciepłą, mocną, jak obietnicę bezpieczeństwa.
– Nie jesteś sama, Ewelina – powiedział cicho. – Nigdy nie będziesz, dopóki ja jestem.
Łzy napłynęły mi do oczu. Zanim zdążyłam pomyśleć, co robię, pochyliłam się. Nasze usta spotkały się w krótkim, ale intensywnym pocałunku. Odsunęliśmy się, przestraszeni tym, co się stało. Mateusz opuścił wzrok, a ja uciekłam spojrzeniem w bok.
– Przepraszam... – szepnął.
– Nie przepraszaj – odpowiedziałam.
Oboje wiedzieliśmy, że coś właśnie się zmieniło.
Mateusz był taki czuły
Dni mijały, a my z Mateuszem przekraczaliśmy granicę coraz dalej. Każda kolejna rozmowa była bardziej intymna, a każde spojrzenie dłuższe. Spotykaliśmy się potajemnie, kiedy Artur wychodził z domu – raz w parku, raz w jego mieszkaniu. Tam czas stawał w miejscu, a świat przestawał istnieć.
Pewnego popołudnia, gdy siedzieliśmy razem na kanapie, wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:
– Mateusz... to, co robimy, to...
– Wiem – przerwał mi, kładąc dłoń na mojej. – Ale nie potrafię przestać.
Miałam wrażenie, że w jego oczach widzę odbicie własnych myśli – strach, ale i pragnienie czegoś więcej.
Tymczasem Artur nagle zaczął się zmieniać. Zaczął wracać wcześniej do domu, przynosił kwiaty, pytał, jak się czuję. Wspomniał nawet o terapii małżeńskiej.
– Wiem, że ostatnio było ciężko – powiedział któregoś wieczoru, gdy siedzieliśmy razem przy stole. – Ale chcę to naprawić, Ewelina.
Mąż się wściekł
Zamiast ulgi poczułam panikę. Czy to możliwe, że Artur naprawdę się zmienia? A jeśli tak, to co zrobię z Mateuszem? Wszystko się skomplikowało, kiedy Artur znalazł w moim telefonie wiadomość od Mateusza.
– Co to znaczy? – zapytał, trzymając telefon w dłoni. – Dlaczego pisze, że tęskni?
Zamarłam, szukając wymówki.
– Martwił się o mnie – wydukałam.
Jego spojrzenie było lodowate.
– Naprawdę myślisz, że jestem idiotą?
Czułam, że to dopiero początek burzy. Artur zaczął mnie obserwować. Czułam jego wzrok, kiedy wychodziłam z domu, kiedy rozmawiałam przez telefon. Stał się milczący, ale to milczenie było groźniejsze niż krzyk.
Pewnego wieczoru, gdy wracałam ze spotkania z Mateuszem, Artur czekał pod domem.
– Gdzie byłaś? – zapytał. Jego ton był zimny, bez emocji.
– Na spacerze – skłamałam, unikając jego spojrzenia.
Nie odpowiedział. Po prostu otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka, a potem uderzył. Za karę.
Chciał dać nauczkę bratu
Kilka dni później, wychodząc na kolejne spotkanie z Mateuszem, poczułam, że ktoś mnie śledzi. Artur. Dotarł za mną aż do kawiarni, gdzie spotkałam się z jego bratem. Nie podszedł, ale widziałam go za oknem. W jego oczach była furia. Gdy wieczorem wróciłam do domu, rzucił klucze na stół i wysyczał:
– Widziałem was. Myślisz, że tego nie zauważę?
Próbowałam coś powiedzieć, ale przerwał mi.
– Ty i mój brat... Jak mogłaś?
Następnego dnia pojechał do Mateusza. Wrócił późno, z rozciętą wargą i podartą koszulą.
– Z nim już skończone – rzucił.
Okazało się, że doszło do bójki. Mateusz, wstrząśnięty, zadzwonił do mnie późno w nocy.
– Nie mogę tu zostać, Ewelina – powiedział. – On mnie zniszczy. Muszę wyjechać.
Siedziałam w ciszy, zbyt przerażona, by cokolwiek odpowiedzieć. Wiedziałam, że z Mateuszem kończy się coś, co nigdy nie miało prawa się zacząć.
Nie wiem, co teraz zrobię
Mateusz wyjechał następnego dnia. Nie pożegnaliśmy się osobiście, tylko zostawił mi krótką wiadomość na kartce: „Przepraszam, że nie mogłem cię ocalić. Dbaj o siebie”. Trzymałam ten skrawek papieru w dłoniach, czując, jak moje serce pęka na drobne kawałki.
Artur milczał. Przez kilka dni w domu panowała ciężka cisza. Unikał mnie, ale gdy nasze spojrzenia przypadkiem się spotykały, widziałam w jego oczach mieszaninę gniewu i zawodu. W końcu pewnego wieczoru usiadł przy stole i powiedział:
– Chcę znać prawdę. Wszystko.
Opowiedziałam mu. O samotności, o moich łzach, o Mateuszu, który był dla mnie światłem w ciemności. Artur słuchał, bez słowa, aż w końcu wstał i wyszedł. Przez kilka tygodni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Każdego dnia zastanawiałam się, czy wyprowadzi się pierwszy on, czy ja. Pewnego dnia wróciłam do pustego mieszkania. Na stole leżały klucze. Zostałam sama. Z myślami o Arturze, którego zawiodłam, i o Mateuszu, który zniknął.
Ewelina, 35 lat