Reklama

– Opowiedz coś o tym swoim tajemniczym ukochanym – prosiłam moją przyjaciółkę, Weronikę. – Kiedy poznałaś Tomka, mówiłaś o nim jak najęta. Aż już się słuchać nie dało. A teraz trzeba z ciebie wszystko wyciągać.

Reklama

– No sama widzisz. Gadałam o Tomku i zobacz, jak to się skończyło. Teraz nie chcę zapeszać – odparła Wera tonem, który sugerował, że nie chce kontynuować rozmowy na ten temat.

Weronika była moją przyjaciółką z czasów studiów. Obie zaraz po nich wyszłyśmy za mąż. Ona za Tomka, ja za Andrzeja. Po dwóch latach Weronika przyłapała męża w ich własnej sypialni z jakąś dużo młodszą blondynką z dużym biustem. Banał. Nie chciała słuchać przeprosin, tłumaczeń, zapewnień, że to nic nie znaczyło. Wniosła pozew i po czterech miesiącach było już po sprawie. Sparzyła się bardzo. Nie miała ochoty na żadne kolejne związki.

Chciałam się przekonać, czy nie zmyśla

Przekonywałam ją, że nie tędy droga, że jest młoda i nie powinna być sama. Nie słuchała mnie. Aż pewnego dnia oświadczyła, że się zakochała. Mało wiedziałam o tym nowym wybranku, była bardzo oszczędna w słowach na jego temat. Nie pasowało mi to do niej zupełnie. I niestety, nabierałam coraz większego przekonania, że go po prostu wymyśliła. Żebym przestała ją namawiać na nową miłość. Kiedyś to nawet niby w żartach zasugerowałam.

– A on w ogóle istnieje?

Zobacz także

– No co ty! – odparła tylko.

To też wydało mi się podejrzane. Ja ją oskarżyłam o kłamstwo, a ona tak po prostu przeszła nad tym do porządku dziennego. Cała ta sytuacja była bardzo dziwna.

– Chciałabym was zaprosić do nas w następny weekend na kolację – zaproponowałam niedługo potem Weronice.

Chciałam się przekonać, że naprawdę ma nowego adoratora. Zaczęła się wykręcać tym, że mają już inne plany, że nie mogą odwołać… Nie dałam się tak łatwo zbyć i tydzień później ponowiłam moje zaproszenie.

– Marzenka, powiem ci szczerze – odparła Weronika. – Nie chcemy się na razie z Borysem nigdzie pokazywać razem. To jeszcze nie ten etap związku. Dopiero kruche początki. Jak już nabiorę pewności, że coś z tego będzie, to na pewno go poznasz. Jako pierwsza! – zapewniła mnie gorliwie przyjaciółka.

Z jednej strony to, co powiedziała, miało sens. Ale z drugiej, zupełnie mnie nie przekonywało. Chociażby to imię. Nie było za bardzo popularne. A ulubionym aktorem Weroniki był Borys Szyc. Jeszcze bardziej zaczęłam się martwić, że ona brnie w świat fantazji. Nie miałam pojęcia, czy coś takiego nie jest groźne dla zdrowia psychicznego. Może to były początki depresji? Albo zwykła rozpacz? Niedawno obie dowiedziałyśmy się z mediów społecznościowych, że Tomek zaręczył się z tamtą małolatą. Być może Weronika przeżyła to bardziej, niż pokazała po sobie?

– Ale my dwie możemy się wybrać przed południem w sobotę na kawkę – zaproponowała przyjaciółka. – Dawno się nie widziałyśmy, co ty na to?

Spojrzałam na męża leżącego na kanapie i przełączającego kanały w telewizji.

– Nie dam rady się wyrwać z domu. Wiesz, Andrzej jest na zwolnieniu…

– No i co? Niańki potrzebuje?!

– Jednak nie, innym razem – odparłam i skończyłam rozmowę.

Martwi mnie co innego

Przez kilka kolejnych dni byłam bardzo zajęta. Jednak myśl o tym, że moja przyjaciółka tworzy sobie jakiś wydumany świat, nie dawała mi spokoju i wciąż wracała jak bumerang. Nie mieściło mi się w głowie, że nie pokazała mi chociażby jednego zdjęcia ukochanego. Martwiłam się coraz bardziej. Musiałam się kogoś poradzić. Sama za mało wiedziałam o depresji i jej objawach.

Mam kuzynkę, Alicję. Psycholożkę. No może psycholożka to za dużo powiedziane. Ale jest na piątym roku studiów, lecz uznałam, że wie na temat mechanizmów i praw rządzących psychiką ludzką dużo więcej niż ja. Tylko nie bardzo miałam czas do niej podjechać, pogadać. Prosto z pracy gnałam do sklepu, żeby zrobić zakupy, a potem do domu upichcić obiad. Andrzej miał problemy z łokciem. W końcu trzeba go było zoperować i teraz mąż był na trzymiesięcznym zwolnieniu. Musiałam się nim zajmować.

Na szczęście kilka dni później nadarzyła się świetna okazja. W biurze projektowym, w którym pracowałam, była awaria prądu. Nie zapowiadało się na to, że naprawią to do końca dnia. Szefowa więc zwolniła nas wszystkich do domu. Korzystając z okazji, że mam kilka wolnych godzin, o których mąż nie wie, zadzwoniłam do Alicji. Była akurat w domu i uczyła się do egzaminu. Z ochotą zaprosiła mnie na kawę. Kiedy otworzyła mi drzwi, nie potrafiła ukryć zdumienia.

– Marzenka! Wszystko w porządku? – zapytała z troską w głosie.

– Tak, oczywiście.

– Wyglądasz kiepsko. Przepraszam za szczerość, ale jesteś blada, oczy masz podkrążone…

– Faktycznie, źle spałam – odparłam i zaraz dodałam: – Słuchaj, Ala, mam pewien problem związany z moją przyjaciółką. Pomyślałam, że będziesz mogła mi pomóc – przeszłam do sedna sprawy.

– Jeśli tylko będę w stanie. Nie jestem na razie dyplomowanym psychologiem, pamiętaj o tym.

– Bardzo się martwię o Weronikę – zaczęłam. – Twierdzi, że od pewnego czasu, mniej więcej od dwóch miesięcy, spotyka się z mężczyzną. Jednak nie chce mi go przedstawić, nawet pokazać na zdjęciu, sporadycznie też o nim opowiada. Boję się, że ona go sobie najzwyczajniej w świecie wymyśliła. Że ściemnia…

– Dlaczego miałaby to robić?

– Jej były mąż nie tak dawno się zaręczył. Może ona w ten sposób odreagowuje tę trudną sytuację?

– A czy kiedykolwiek wcześniej miała skłonności do fantazjowania?

– Nie. Weronika to osoba mocno stąpająca po ziemi – odparłam z przekonaniem.

– No cóż, wygląda mi na to, że ona po prostu się nie śpieszy. Ma przykre doświadczenia, zawiodła się na jednym mężczyźnie i teraz nie chce zapeszać – powiedziała Alicja. – Martwi mnie co innego.

– Co?

– Ty – te słowa zawisły w gęstej ciszy między nami.

Alicja patrzyła na mnie wyczekująco.

– Nie wszystko w porządku, prawda? – zachęciła mnie do zwierzeń.

To wydaje się takie proste

Chciałam od razu zaprzeczyć, ale poczułam wielka gulę w gardle, która z każdą sekundą rosła. Oczy zaszły mi łzami. Udało mi się nad nimi zapanować, wzięłam głęboki oddech. I nagle wszystko jej opowiedziałam. Jak nieszczęśliwa jestem w swoim małżeństwie, że czuję się sprowadzona do roli sprzątaczki, kucharki i pielęgniarki.

Wszystko się zaczęło, kiedy Andrzej poszedł na zwolnienie. Na początku uważałam, że ma prawo leżeć, nic nie robić i dochodzić do siebie. Ale szybko wydobrzał, a swojego miejsca na kanapie nie opuszczał całą dobę. Ja pracowałam od rana do wieczora i musiałam potem stać przy garach, bo gdy tylko weszłam do domu, już słuchałam, że on jest głodny. Miałam nadzieję, że jak pójdzie z powrotem do pracy, wszystko wróci do normy. Ale przedłużyli mu zwolnienie ze względu na rehabilitację i czułam, że dłużej nie wytrzymam. Nie chodziło o zmęczenie fizyczne, chociaż ono także dawało mi się we znaki.

Najbardziej gnębiło mnie to, że mężczyzna, którego poślubiłam cztery lata wcześniej i uważałam za chodzący ideał, może zachowywać się w ten sposób… Sama byłam zdziwiona, z jakim zapałem daję upust emocjom, które gromadziły się we mnie podczas ostatnich nieprzespanych nocy.

– Fakt, pozwoliłam mu na to na początku – opowiadałam Alicji. – Należała mu się opieka, bolała go ręka, nie mógł nią nic robić. Chciałam się o niego zatroszczyć. Ale to jak w tym powiedzeniu „daj palec, a wezmą rękę”. Nie wiem kiedy to przybrało taki obrót. On cały dzień nic nie robi, leży na kanapie i oczekuje pełnej obsługi.

– Mówiłaś mu o tym?

– Parę razy nie wytrzymałam i wybuchnęłam. Pokłóciliśmy się. Potem czułam się z tym fatalnie.

– Wiem, że łatwo mi tak mówić, ale musisz opowiedzieć Andrzejowi o tym, jak się czujesz. To, że na niego krzyczysz, a potem robisz to samo, nie pomoże. Nie musisz teraz nagle zrzucać na niego wszystkich obowiązków. Nie wiem, może niech on kupi w ciągu dnia rzeczy potrzebne do obiadu. Spacer dobrze mu zrobi. Jak będzie tak leżał na tej kanapie, to obrośnie tłuszczem. Możecie też podzielić się innymi obowiązkami. Niech on obierze ziemniaki, pokroi surówkę, takie rzeczy.

– Jak to mówisz, to wydaje się takie proste – westchnęłam.

– Bo jest. Spróbuj.

Miałam żal do siebie

Niby Alicja nie powiedziała niczego odkrywczego, a jednak poukładała mi w głowie. Już nie miałam wyrzutów sumienia, że nie chcę skakać wokół chorego męża. „Na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie” – działało w dwie strony. Zachęcona jej radami, wróciłam do domu i niemal od drzwi powiedziałam Andrzejowi wszystko, co mi leżało na sercu. Bez wyrzutów, krzyków czy płaczu.

Słuchał mnie uważnie, a gdy skończyłam… bardzo mnie przeprosił. Stwierdził, że nie zdawał sobie sprawy z tego, że tak mnie to wszystko obciążało. Ze świadomością, że ma zwolnienie lekarskie, dał sobie przyzwolenie na błogie lenistwo. Teraz było mu strasznie głupio. I nawet zaprosił mnie na kolację do restauracji, żebym nie musiała tego dnia nic gotować. Wróciliśmy w doskonałych nastrojach i kochaliśmy się długo i namiętnie po raz pierwszy od czasu operacji Andrzeja.

Miałam żal do siebie, że tak późno zdobyłam się na szczerą rozmowę z mężem. Gdybym powiedziała mu wcześniej o tym, jak się czuję, zaoszczędziłabym sobie wielu przykrych chwil. Z perspektywy czasu nie rozumiałam, dlaczego tak trudno mi się było na to zdobyć, i dlaczego dopiero po opowiedzeniu wszystkiego Alicji, zdecydowałam się na ten ruch. Chciałam rozwiązać problem przyjaciółki i całkiem przypadkiem rozwiązałam swój. A może jakoś podświadomie właśnie po to poszłam do kuzynki? Prawda była taka, że przed Weroniką bardzo się wstydziłam odkryć swój sekret. Jej małżeństwo nie wyszło i nie chciałam, by pomyślała, że i moje się sypie.

Rano wstaliśmy z Andrzejem w świetnych nastrojach. Uzgodniliśmy przy śniadaniu podział obowiązków, a że była sobota, potem wybraliśmy się razem na bazarek po warzywa. Świeciło słońce i postanowiliśmy pójść trochę naokoło. Mieliśmy dobre humory i trzymając się za ręce, snuliśmy plany na weekend. Opowiedziałam mężowi także o moim obawach co do istnienia nowego mężczyzny Weroniki. I nagle, jak na zawołanie, ją zobaczyłam! Z daleka, ale nie miałam wątpliwości. Razem w zeszłym roku kupowałyśmy jej ten jaskrawofioletowy płaszczyk w nowej galerii handlowej.

Już chciałam zawołać przyjaciółkę, kiedy nagle podszedł do niej wysoki brunet, objął ją w pasie i razem weszli do budynku. Widziałam go tylko przez moment, ale byłam pewna, że to Marcin, brat Tomka, byłego męża Weroniki!

To będzie skandal towarzyski

Zadzwoniłam do niej tego samego dnia i powiedziałam, że wiem, z kim się spotyka. Uznałam, że już dosyć tajemnic. Z tonu głosu przyjaciółki wywnioskowałam, że Weronice spadł kamień z serca. Chyba jej także ciążył ten sekret. Jednak nie chciała wzbudzać sensacji swoim nowym związkiem i wolała się upewnić, że to coś poważnego. Umówili się z Marcinem, że na razie nikomu nic nie powiedzą.

– Kryliśmy się z naszym uczuciem, bo nie mam złudzeń, że to będzie skandal towarzyski – tłumaczyła mi Weronika. – Dlatego powiedziałam, że ma na imię Borys. Jesteś bystra, Marcina mogłabyś skojarzyć. Przepraszam. Rzeczywiście akurat przed tobą nie powinnam była mieć tajemnic.

Reklama

– Nie ma sprawy, kochana – odparłam, zerkając na Andrzeja, który kroił warzywa na sałatkę. – Czasem nie wszystko można powiedzieć. Do pewnych wyznań po prostu trzeba dojrzeć.

Reklama
Reklama
Reklama