„Mąż mnie zostawił, a ja szybko zaszłam w ciążę z innym. Zdziwi się, czyje oczy ma to dziecko”
„– O matko! – przyszło mi do głowy. On chyba w ogóle nie czuje się winny, że wylądował ze mną w łóżku. Chyba jeszcze do niego nie dotarło, co się stało. – Słuchaj, Tomek. Udajmy, że nic się nie wydarzyło. Idź do siebie i wymaż z pamięci fakt, że tu w ogóle byłeś”.
- Listy do redakcji
Parę dni temu moje największe pragnienie wreszcie się ziściło – urodziłam dziecko. Mam cudnego, zdrowiutkiego chłopczyka. Po opuszczeniu szpitala jedziemy do naszego przytulnego gniazdka, gdzie czeka na nas pokoik dla maluszka, który sama urządziłam. Tam będziemy mogli cieszyć się ciszą i spokojem. Nikt nie będzie nam zawracał głowy, ponieważ mamy tylko... siebie nawzajem.
– Odtąd będziesz najważniejszym facetem w moim życiu – wyszeptałam, przytulając mocno synka. I nikt nigdy nie pozna prawdy o tym, kto jest twoim tatą.
– Masz tylko mamusię – dodałam ledwo słyszalnym głosem.
Mimo ogromnej radości z faktu, że w końcu zostałam mamą, gdzieś w głębi serca czułam, że moje szczęście jest jednocześnie niesprawiedliwością wobec osoby, która jest mi najbliższa na świecie.
Moje małżeństwo się rozpadło
Niemal dwa lata temu moje życie małżeńskie legło w gruzach. Jednego jesiennego dnia, mój ślubny ni stąd, ni zowąd oświadczył mi, że nie ma ochoty dzielić losu z, jak to określił z pogardą w głosie, "wybrakowaną babą". Och, jak mocno ugodził mnie tymi słowami! Szczerze mówiąc, rana ta krwawi po dziś dzień.
Po tym jak oznajmił mi, że jestem wybrakowaną kobietą, tego samego wieczoru złapał za walizkę, spakował manatki i wyniósł się do swojej nowej pani. Tak naprawdę od jakiegoś czasu miałam przeczucie, że ma kogoś na boku, ale bałam się go o to spytać. Skutecznie udawałam ślepą i głuchą, byleby tylko nie dostrzegać oczywistych znaków.
I tak oto znalazłam się sama jak palec. Nie roniłam za nim łez. Płakałam, bo tak strasznie mnie poniżył tymi słowami. Łkałam, ponieważ pragnęłam dziecka i cudownej, kochającej się rodziny, zupełnie jak u mojej wspaniałej siostry. Przez długi czas żyłam mrzonkami, wierząc w to, że uda nam się zbudować dokładnie taki sam związek.
Bardzo mnie to bolało
W momencie, gdy on postanowił odejść, dotarło do mnie, że w życiu nie da się osiągnąć absolutnie wszystkiego i czasami trzeba umieć przyjąć porażkę. Nie miałam ochoty ani siły, żeby o niego zabiegać. Poza tym, jak wyszło na jaw później – tak jak przeczuwałam – od roku spotykał się z kimś innym. Teraz w końcu zdecydowali się być parą.
Mój świat runął z dnia na dzień, ale nie przez to, że mąż mnie zostawił. Przerażenie budziły we mnie dwie sprawy. Że chyba nigdy nie zostanę już mamą (dopóki byliśmy małżeństwem, miałam nadzieję, że kiedyś jednak urodzę dziecko) oraz to, że już zawsze będę samotna, bo przecież nikt nie będzie chciał kobiety z takim defektem, jakim jest możliwa bezpłodność.
Od dwóch lat, odkąd jesteśmy małżeństwem, próbowaliśmy sprowadzić na świat potomka i wydawało się, że nie ma ku temu żadnych przeciwwskazań. Obydwoje przeszliśmy stosowne badania i z niecierpliwością wyczekiwaliśmy momentu, gdy w naszym życiu pojawi się maleństwo. Niestety, nasze starania nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Według lekarzy nie było żadnych medycznych przeszkód, a jedynym powodem niepowodzeń miał być nadmiar stresu. Nasze, a może tylko moje, marzenie o dziecku najwyraźniej było zbyt intensywne.
Sześć miesięcy od momentu, gdy zdecydował się odejść, postanowiliśmy oficjalnie zakończyć nasze małżeństwo. Całe postępowanie rozwodowe przebiegło spokojnie, bez zbędnych awantur i publicznego roztrząsania prywatnych spraw w budynku sądu. Kiedy sędzia wydał ostateczne orzeczenie, opuściliśmy gmach jako para zupełnie sobie obcych osób.
Mimo że od tego wydarzenia upłynęło już sporo czasu, bo ponad rok, ani razu się nie widzieliśmy. Nasi wspólni znajomi z wyczuciem unikali zapraszania nas obojga na te same spotkania towarzyskie, a my sami również dokładaliśmy starań, żeby nie pojawiać się w tych samych lokalach.
Potrzebowałam wsparcia
W tych ciężkich chwilach ogromną pomocą okazała się dla mnie moja siostra Agata. Prawie każdego dnia wpadała do mnie z wizytą.
– Nie przejmuj się tak bardzo. Jeszcze zaznasz szczęścia, ale musisz w to uwierzyć. A ja ci w tym pomogę – pocieszała mnie.
– Mówisz tak, bo masz kochającego męża i dwójkę maluchów. A ja oddałabym za to naprawdę wszystko – mówiłam przez łzy.
– Nie ma co się przejmować, jesteś zupełnie zdrowa. Nie ma się co martwić na zapas, że jeszcze nie masz dziecka. Prędzej czy później na pewno zostaniesz mamą. Po prostu skup się teraz na sobie. Rozpieść się trochę. Pomyśl tylko o własnych potrzebach. Wyskocz gdzieś na wakacje, nie zadręczaj się już tym wszystkim, zacznij od nowa, a reszta sama się ułoży.
– No tak... Mam sobie po prostu wziąć urlop. Myślisz, że to takie hop siup? Jeździłaś w ogóle kiedyś na wczasy w pojedynkę? Próbujesz to sobie wyobrazić? Kiedy każdy cię ocenia, zupełnie jakbyś była chora na coś obrzydliwego. Może i nie wprost, ale jednak. Od rana do nocy jesteś zdana tylko na siebie. W takiej sytuacji wolę już zostać w czterech ścianach. Tam przynajmniej mogę coś porobić – tłumaczyłam i miałam świadomość, że nic mnie nie skłoni do wyjazdu samej w nieznane.
Siostra namówiła mnie na wspólny weekend
– W porządku, jedźmy zatem w komplecie. Teraz szykuje się dłuższy weekend, a ja i Tomek i tak mamy zaległy urlop do wzięcia. Dzieciakom też ruch na dworze dobrze zrobi. Co powiesz na wyprawę nad Bałtyk? Skontaktuję się z gospodarzami i zapytam, czy mają jeszcze miejsce w tej samej kwaterze, gdzie zawsze obozujemy latem – Agata wciąż obstawała przy swoim.
Po wielu namowach w końcu uległam. Prawdę mówiąc, miałam pewne obawy, że weekend spędzony w towarzystwie radosnej rodzinki może jeszcze bardziej pogorszyć mój nastrój. Z drugiej strony, to szczęśliwe stadło to bliscy mojej siostry, dla której zrobiłabym wszystko. Niech tak będzie. Warto spróbować. Kto wie? Może faktycznie nowe otoczenie sprawi cuda i pozwoli mi zobaczyć rzeczywistość w lepszym świetle.
A potem została w domu
Po dwóch tygodniach, w sobotę rano, byłam gotowa do drogi z moją ukochaną walizką podróżną. Nagle zaskoczył mnie dźwięk telefonu. Dzwoniła Agata, ale z trudem poznałam jej schrypnięty głos:
– Skarbie, pojedziecie beze mnie. Tomasz z maluchami dotrą do ciebie za jakieś 10 minut. Złapałam jakiegoś wirusa i chyba lepiej, żebym została w domu.
– Daj spokój. W takiej sytuacji nigdzie się nie wybieram – zaczęłam tłumaczyć.
– W życiu! – odparła zdecydowanie. – Dam sobie radę, a maluchy byłyby okropnie zawiedzione, gdyby ta wycieczka nie doszła do skutku. Już nie mogły się jej doczekać. Poza tym, zaliczka za pokoje wpłacona, szkoda zmarnować tę kasę.
– W porządku, ale daj słowo, że zadzwonisz. Gdybyś poczuła się lepiej, przyjedź do nas – poprosiłam.
– Daję słowo – odrzekła poważnie.
Czułam się nieswojo
Wyruszyliśmy w podróż w składzie czteroosobowym. To było dla mnie niecodzienne doświadczenie. Nie było ze mną mojej siostry, za to towarzyszył mi jej małżonek i ich pociechy. Choć świetnie się znaliśmy i byliśmy ze sobą zżyci na długo przed tym, jak zostali parą, a potem stanęli na ślubnym kobiercu, to i tak czułam się trochę nieswojo.
Ten wypad okazał się jednak doskonałym lekarstwem na moje zranione serce i wszelkie troski. Wsłuchując się w kojący szum fal, zaczynałam wierzyć, że moje życie wcale nie dobiegło końca, a to dopiero początek nowego rozdziału.
Wieczór poprzedzający mój wyjazd spędziliśmy razem z Tomkiem w knajpce nieopodal. Najpierw zjedliśmy pyszną kolację, a gdy już położyliśmy maluchy do łóżka u Tomka, przenieśliśmy się do mojego pokoju na dodatkowe pogaduchy i spędzenie czasu we dwoje.
Popełniłam błąd
Być może trochę przesadziliśmy z ilością wina, a być może po prostu daliśmy się ponieść chwili. Teraz wolę o tym nie rozmyślać. I tak nic to nie zmieni. Kiedy otworzyłam oczy o trzeciej w nocy, leżałam wtulona w Tomka. Poczułam wtedy strach na myśl o tym, do czego doszło.
O rany, co myśmy narobili? Co się dalej wydarzy? W jaki sposób popatrzę Tomkowi prosto w oczy? Jak stanę twarzą w twarz z własną siostrą? Nawet nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Szturchnęłam Tomka, żeby się obudził. Popatrzył na mnie wciąż na wpół śpiący i posłał uśmiech.
– O matko! – przyszło mi do głowy. On chyba w ogóle nie czuje się winny, że wylądował w łóżku z siostrą swojej żony. Chyba jeszcze do niego nie dotarło, co się stało.
– Słuchaj, Tomek. Udajmy, że nic się nie wydarzyło. Idź do siebie i wymaż z pamięci fakt, że tu w ogóle byłeś. O poranku masz odjechać. Ja przyjadę potem. Sama. Złapię jakiś pociąg. Agacie nigdy nie pisnę słówka o tym, co zaszło i mam nadzieję, że ty również będziesz milczał. No i że oboje na zawsze zachowamy to dla siebie – wypaliłam wszystko za jednym zamachem.
– W porządku – rzucił zwięźle, narzucił ciuchy i wyszedł. Ja pojawiłam się w domu po dwóch dniach.
Miałam dobre kłamstwo
Ściemniłam Agacie, że wpadłam na starą znajomą z uniwerku, z którą nie miałam kontaktu od wieków i zdecydowałam się przedłużyć pobyt nad Bałtykiem o jedną dobę, żeby spędzić z nią trochę czasu. W rzeczywistości chciałam pobyć sama, aby spokojnie zastanowić się nad swoim życiem. I w końcu zrozumiałam, że wszystko zależy ode mnie. To ja decyduję, jak będzie wyglądać moja przyszłość.
Minęło parę tygodni i dotarło do mnie, że tamta jedyna noc przyniosła mi największą radość w życiu. Mojego małego synka. W tamtym czasie umawiałam się ze współpracownikiem. To nie było nic poważnego, ale zanim nasze drogi się rozeszły, Agata widziała nas razem, gdy spacerowaliśmy po mieście. Dzięki temu, gdy dowiedziała się o mojej ciąży, dla niej sprawa była jasna. W jej oczach to on był tatą.
Zdaję sobie sprawę, że ją zraniłam, ale to był czysty zbieg okoliczności, jeden moment szaleństwa. Ona nigdy się o tym nie dowie. Tomek też niczego nie podejrzewa. A mój maluch ma tylko mnie. I nigdy nie pozna swojego prawdziwego ojca, choć ma jego oczy. Boję się tylko, że kiedyś rozpozna je mój były mąż i prawda wyjdzie na jaw.
Kalina, 35 lat