„Mąż modlił się ze mną na sumie, a potem na kolanach leciał do kochanki. To było dla mnie za mało, by wnieść o rozwód”
„– Kłócicie się, nawet jeśli nie podnosicie na siebie głosu – stwierdziła z ponurym wyrazem twarzy. – Słyszałam, jak mówiłaś ojcu, że jest draniem. A mnie nie pozwalasz używać takich słów!”.
- Edyta, 38 lat
Nie chciałam psuć dzieciom zabawy na sankach, ale powoli robiło się coraz ciemniej i zimniej. Jedenastoletni Jeremi nie był zachwycony, kiedy powiedziałam, że pora wracać do domu. Jego dziewięcioletnia siostra jak zawsze go naśladowała. Musiałam więc uporać się z dwójką niezadowolonych dzieciaków. Ah...
Błogosławieństwem okazało się brak Rysia. Nie zastanawiałam się nad tym, jak spędza niedzielne popołudnia. Nie interesowało mnie też to, dlaczego nie ma już nawet czasu, aby się tłumaczyć. Po prostu wychodził i wracał, kiedy mu pasowało, a ja udawałam, że nie ma w tym nic dziwnego. W końcu co mogłam zrobić? Zadawać kolejne pytania, wysłuchiwać jego oskarżeń o moją chorobliwą zazdrość, płakać? A na końcu usłyszeć, jak trzaska za sobą drzwiami?
– O, taty nie ma – stwierdziła Pola, co jakby poprawiło jej nastrój.
Usiedliśmy do stołu, podałam na obiad naleśniki z serem. Dzieci na szczęście zapomniały już o tym, że zbyt wcześnie skończyłam ich zabawę na śniegu. W pewnym momencie usłyszeliśmy odgłos otwieranych drzwi. Na twarzach dzieciaków pojawiło się zaskoczenie.
– Zjadłam już wszystko! – oznajmiła córka.
– Idę do swojego pokoju – oświadczył syn.
– Powinniście powiedzieć "dziękuję" i odnieść naczynia do zlewu – zwróciłam im uwagę, ale myśli skupione były już wokół powrotu Ryśka do domu.
Wszystko, co robiłam, było z myślą o nich
Złapał dzieci w holu, spytał, jak udał się nam wypad na sanki i obiecał, że któregoś dnia wybierze się z nimi.
– Słyszałam, że to ostatnie opady śniegu, od jutra ma być cieplej – szepnęłam, kiedy wkroczył do kuchni. – Przez całą zimę nie poświęciłeś im ani chwili...
– Nie zaczynaj – odparł z wyraźnym niezadowoleniem.
Nie wziął nic z lodówki. Nie sięgnął nawet po szklankę z wodą. Czekał aż skończę myć naczynia, i po prostu wyjdę z kuchni. Wyglądało na to, jakby moja obecność sprawiała, że nie może niczego przełknąć. Gdy poszłam do naszego pokoju, usłyszałam, jak włączył radio i nucił razem z piosenkarzem, przygotowując coś dla siebie.
Nadal spaliśmy razem, ale nawet nie dotykaliśmy się. Każde z nas miało swoją kołdrę, zasypialiśmy odwróceni do siebie plecami. Najlepiej by było, gdybyśmy spali w innych pokojach, ale nie chciałam, aby dzieci zaczęły pytać, co jest między nami.
Moje małżeństwo to fikcja
Przecież każde dziecko powinno mieć ojca. Wychowałam się w rodzinie z obydwojgiem rodziców, a moja matka zawsze podkreślała, jak jest ważne, aby dzieci dorastały w pełnej rodzinie. Jej dwie siostry się rozwiodły, co – jak powtarzała – źle wpłynęło na ich dzieci.
Rzeczywiście, jeden z moich kuzynów, po tym jak jego rodzice się rozwiedli, wpadł w niewłaściwe towarzystwo i wyrzucili go ze szkoły, drugi palił marihuanę. Z kolei moja kuzynka związała się z mężczyzną, który był od niej starszy o osiemnaście lat. Pikanterii dodawał fakt, że sama miała wtedy tylko siedemnaście lat!
Moja matka cały czas uważała, że wynikało to z braku ojca. Twierdziła tak mimo tego, że wujek nadal żył i miał się całkiem nieźle. Nie mieszkał już jednak z ciotką. Nie chciałam ryzykować i sprawdzać, jak decyzja o rozstaniu wpłynęłaby na moje dzieci. Postanowiłam, że bez względu na wszystko zostanę z mężem. Oczywiście dla dobra naszych dzieci.
– Jest naprawdę dobrym ojcem – uparcie powtarzałam przyjaciółce. – Dzieci go uwielbiają, tęsknią za nim. Co by było, gdyby odszedł?
– Myślisz, że to faktycznie było aż tak istotne? – spytała Agnieszka. – Przecież i tak go rzadko widzą.
Tylko ona wiedziała, że moje małżeństwo to tak naprawdę fikcja. Cała rodzina – łącznie z moją matką – miała nas za idealną parę. Rysiek – muszę to przyznać – świetnie radził sobie w towarzystwie.
Spędzaliśmy święta u rodziców, pojawialiśmy się razem na weselach czy komuniach. Kiedy jednak wracaliśmy do domu, zazwyczaj albo się kłóciliśmy, albo po prostu się ignorowaliśmy. Pewnego dnia, gdy Rysiek wrócił wieczorem do domu, Jeremi wstał sprzed telewizora i bez słowa poszedł do własnego pokoju. Pola jeszcze przez moment siedziała na sofie, po czym westchnęła.
– Ojciec wrócił – dała mi znać, rzucając okiem na drzwi. – Znowu będziecie się kłócić?
– Nie! Ależ skąd – zaprzeczyłam.
– Kłócicie się, nawet jeśli nie podnosicie na siebie głosu – stwierdziła z ponurym wyrazem twarzy. – Słyszałam, jak mówiłaś ojcu, że jest draniem. A mnie nie pozwalasz używać takich słów!
Nie próbuje nawet ukryć, że ma kochankę
Kilka dni później usłyszałam, jak Jeremi nazywa swojego przyjaciela żałosnym ścierwem i stanęłam jak wryta. Przecież kilka dni ja dokładnie tak nazwałam mojego męża. Wydawało mi się, że dzieci nie słyszały tej rozmowy, ale najwyraźniej byłam w błędzie. Musiały doskonale wiedzieć, jak bardzo się nienawidzimy...
Szykowaliśmy się na urodziny mojej siostrzenicy, kiedy bomba wreszcie wybuchła. Byliśmy już przygotowani do wyjścia – Jeremi miał w ręku prezent, a Pola dopinała buty. Tymczasem Rysiek zgubił gdzieś klucze od samochodu. Atmosfera stała się napięta, zegar nieubłaganie tykał, dzieci zaczęły się pocić. Rysiek nerwowo szukał zagubionych kluczy, a ja, stojąc z boku, z irytacją zaciskałam zęby.
– Czy możesz mi pomóc? – rzucił. – Przecież same nie zniknęły!
– Może zapodziałeś je gdzieś na zewnątrz? – zaproponowałam, maskując swój lęk.
Rysiek spojrzał na mnie ze złością.
– Więc jak bym mógł wrócić... O nie, nie! – uderzył w czoło dłonią.
Wszyscy zapytaliśmy "Co?" i wtedy mąż dodał, że przecież dzień wcześniej wrócił do domu taksówką. W tym momencie straciłam panowanie nad sobą. Owszem, wrócił taksówką, ale tylko dlatego, że pił alkohol! I nie pił samotnie. Pił z nią! Z tą kobietą, z którą spędzał większość wieczorów i weekendów, zaniedbując nasze dzieci. To przez nią nie miał czasu pójść z nimi na sanki! To z nią zdradzał mnie od dłuższego czasu. Trwało to tak długo, że nawet nie wiedziałam już, kiedy to się zaczęło.
Moje emocje sięgnęły zenitu. Po prostu wybuchnęłam. Zaczęłam na niego wrzeszczeć, krzyczałam, że to już naprawdę przegięcie. Że mogę znieść, jak uwodzi inne kobiety, ale nigdy nie będę tolerować tego, że jego romansy wpływają negatywnie na naszą rodzinę.
– Właśnie dzisiaj mamy iść na przyjęcie do mojej siostry! – wołałam. – To jedyna rzecz, o którą cię proszę! O jeden przeklęty wieczór! A ty zostawiasz klucze u jakiejś baby i nie pojedziemy nigdzie!
Może to wcale nie jest takie głupie?
Rysiek odpowiedział na swój sposób: natychmiast kazał dzieciom wychodzić z domu, zamówił taksówkę, a w moją stronę wyszeptał, że przez swoje żenujące zachowanie tworzę tylko napiętą atmosferę, która nikomu nie służy. Jak zawsze, wszystko to przecież moja wina. Tym razem nie pojechałam z nimi. Mój mąż i dzieci wrócili do domu bez słowa, a ja nawet nie spytałam, czy dobrze się bawili. W tym momencie wszystko straciło już dla mnie znaczenie.
Nie chciałam z nim rozmawiać, więc po prostu udawałam, że śpię. Rano w domu rozchodziły się tylko dźwięki zabaw Jeremiego i bajki, którą oglądała Pola. Rysiek zajął się przygotowaniem śniadania – jak gdyby nigdy nic smażył omlety. Gdy wyszłam z sypialni, nikt nawet na mnie nie spojrzał. Kiedy mąż podał śniadanie, dzieciaki niechętnie usiadły przy stole. I wtedy Pola zapytała, czy się rozwodzimy.
– Co? Absolutnie nie! – zaprzeczaliśmy obydwoje. – Wiecie, tak to jest, że dorośli się czasem kłócą – dodał Rysiek – ale to nie oznacza od razu, że...
– Rozstańcie się ze sobą wreszcie! – Jeremi wybuchnął gwałtownie, a ja poczułam, jak zdumienie maluje się na mojej twarzy. – Ja już tak dłużej nie mogę! Ciągle się kłócicie! Tata ma romans, a ty o tym doskonale wiesz! – spojrzał na mnie. – Rozwiedźcie się i pozwólcie nam żyć normalnie!!!
– Dokładnie tak! – poparła go Pola.
– Rodzice Leny rozwiedli się w grudniu i ona twierdzi, że w końcu miała naprawdę fajne święta! Jest naprawdę zadowolona z tego, że jej rodzice nie mieszkają już razem, mówi, że wreszcie zachowują się normalnie. A wcześniej ciągle zawsze gdy zaczynali rozmawiać, bolał ją brzuch!
Zauważyłam, że Rysiek robi wszystko, aby bronić fikcji, w której tkwiliśmy. Próbował przekonywać dzieci, że wcale nie jest między nami źle, że nie zamierzamy się rozwodzić. Ale to, zamiast pomóc, tylko pogorszyło sytuację. Pola zaczęła strasznie płakać, a Jeremi rzucał kolejnymi przekleństwami. Gdy wreszcie poszli do swojego pokoju, cicho zapytałam swojego męża:
– A czy rzeczywiście nie...? Oni przecież i tak już wiedzą. Może faktycznie dla wszystkich byłoby lepiej, gdybyśmy wzięli ten cholerny rozwód.
Krótko po tej rozmowie wyprowadził się
Była to chyba pierwsza prawdziwa rozmowa od miesięcy. Moje pokłady nienawiści i złości wyczerpały się. Jedyne, czego chciałam to po prostu wyrwać się z tej beznadziei. Niespodziewanie zrozumiałam, że nie zazdroszczę Ryśkowi jego kochanki. Uświadomiłam sobie, że już od dłuższego czasu po prostu go nie kocham. Może sobie romansować, z kim chce. Zależało mi tylko na jednym: żeby nasza relacja nie wpływała źle na nasze dzieci.
I nagle zapanowała normalność. Dzieci już nie krzywią się na mój widok, nie uciekają do swojego pokoju, jak tylko drzwi wejściowe się otwierają. Wiedzą, że kiedy tylko tata będzie miał wolną chwilę, wspólnie pójdą na spacer, basen czy zagrać w kręgle.
Nadal się nie rozwiedliśmy, oficjalnie jesteśmy w separacji. Komunikujemy się praktycznie bez większych problemów, staramy się nie stwarzać sobie kłopotów. I naprawdę nie chcę, żeby Rysiek do mnie wrócił. Ma w sercu kogoś innego, to bolesne, ale takie jest życie. Nie chcę, aby mieszkał ze mną wyłącznie dla dobra naszych dzieci. Wiem już, że to nie służyłoby żadnemu z nas.
Dzisiaj mogę powiedzieć, że czuję się zdecydowanie lepiej niż wówczas, gdy tkwiłam w tym chorym związku. Zrozumiałam, że powinnam skończyć go zdecydowanie wcześniej. Również z uwagi na dobro naszych dzieci.