„Mąż mówił, że to przeszłość, a ja czułam, że kłamie. Przy grobie byłej żony zamiast znicza, zapłonął we mnie niepokój”
„Marek mówił, że to zamknięty rozdział. Boli, owszem, ale to minęło. A ja tak bardzo chciałam mu wierzyć. Za mocno. Chyba dlatego tak długo udawałam przed sobą, że wszystko między nami było w porządku. Że jej obecność nie wbijała się w każdy kąt naszego domu. A jednak tam była. Cicha, nienazwana”.

- Redakcja
Czasem człowiek łudzi się, że przeszłość to tylko jakieś stare zdjęcia i zakurzone wspomnienia. Że wystarczy zamknąć drzwi, by zniknęła. Ja też tak myślałam. Że się da „zrobić reset”. Że da się żyć z kimś, kto swoje życie już raz przeżył – z inną kobietą. Byłam naiwna. Sądziłam, że skoro ją kochał kiedyś, to nie ma w tym nic dziwnego, że teraz kocha mnie, albo przynajmniej, że już nie kocha jej... Marek mówił, że to zamknięty rozdział. Że boli, owszem, ale to minęło. A ja... ja tak bardzo chciałam mu wierzyć. Za mocno.
Chyba dlatego tak długo udawałam przed sobą, że wszystko między nami było w porządku. Że jej obecność nie wbijała się w każdy kąt naszego domu. A jednak tam była. Cicha, nienazwana, a mimo to obecna jak kurz, który wraca zaraz na drugi dzień po sprzątaniu. Nie spodziewałam się, że wszystko pęknie w tak banalnym momencie. W zupełnie przeciętny dzień, przy nagrobku. Jedna iskra. I nagle zobaczyłam wszystko tak, jak było naprawdę.
Poczułam dziwny niepokój
– Beata, pamiętaj, to tylko krótka wizyta – Marek zapiął guzik przy kołnierzyku, jakby szedł na niedzielną mszę, a nie na cmentarz.
– Krótka wizyta? Na grób? – zapytałam z przekąsem, poprawiając płaszcz. – To może po drodze skoczymy jeszcze po lody?
Nie odpowiedział. Przez całą drogę milczał, ściskając kierownicę tak, jakby to ona była winna tej niezręczności. To nie był pierwszy raz, gdy odwiedzaliśmy grób jego pierwszej żony. Ale pierwszy raz to ja nalegałam. Chciałam... no właśnie, czego ja chciałam? Udowodnić, że nie mam z tym problemu? Że jestem dojrzalsza, bardziej wyrozumiała? Że potrafię zaakceptować „jego przeszłość”? Gdy stanęliśmy przy nagrobku, on pochylił się niemal odruchowo. Jakby to była ich wspólna codzienność. Jakby nigdy nie zgasła.
– Dzień dobry, Haniu – szepnął, a mnie zmroziło. Głos miał czuły. Taki, którego już dawno nie słyszałam w naszym domu.
Zamiast znicza, zapaliłam w sobie niepokój.
– Powinnam była wziąć tamtą świecę z kuchni – mruknęłam, patrząc, jak stawia elegancki, szklany lampion.
– Nie szkodzi, ja pamiętałem – odpowiedział, nieświadomy, jak bardzo zabolało mnie to „ja”.
Patrzyłam na niego, jak odgarnia liście z marmurowej płyty. Delikatnie, niemal czule. Nie jak ktoś, kto odwiedza grób, ale jak ktoś, kto wraca do domu. I wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że może ja wcale nie jestem jego domem. Może nigdy nie byłam.
Nie spojrzał w moją stronę
– A to kto? – zapytałam, wskazując na porcelanowe zdjęcie w ramce obok Hani. Dziewczyna z szerokim uśmiechem, jak z reklamy pasty do zębów. Nie wyglądała jak ktoś, kto powinien być już po drugiej stronie.
– Siostra Hani. Zginęła kilka lat wcześniej w wypadku – Marek nawet nie spojrzał w moją stronę. – Straszna historia. Rodzice nie unieśli tego. Umierali jeden po drugim.
– Mówisz to tak... zwyczajnie – zauważyłam, choć brzmiało to ostrzej, niż planowałam.
– Bo co mam mówić? – odparł. – Że tu przychodzę i za każdym razem rozrywa mi serce?
– A przychodzisz często?
Wtedy po raz pierwszy tego dnia spojrzał mi w oczy. Długo. Zbyt długo, jak na zwykłe: „od czasu do czasu”.
– Czasem... kiedy czuję, że muszę. – Uśmiechnął się krzywo, a ja poczułam się jak nieproszony gość.
– Ale mnie nie zabierałeś tu nigdy.
– Bo nie wiedziałem, czy będziesz chciała. Nie każdy to rozumie.
– Co? Że mąż wraca do grobu kobiety, którą kiedyś kochał bardziej?
Zamknęłam oczy, jakbym mogła cofnąć własne słowa. Ale nie mogłam.
– Beata, nie zaczynaj, proszę.
– Nie zaczynam. Ja tylko... próbuję zrozumieć, na co ja się w ogóle zgodziłam. Na ciebie? Czy na bycie numerem dwa w twoim życiu?
Odszedł kilka kroków, udając, że patrzy na coś za nagrobkiem. Ale ja wiedziałam, że po prostu chciał odciąć się od tego, co powiedziałam. Tylko że takiego słowa, raz wypowiedzianego, nie da się już cofnąć.
Może się przeliczyłam
– Pamiętasz, jak mówiłeś, że ja to nowy rozdział? – zapytałam cicho, kiedy wracaliśmy do auta. Cisza w samochodzie była duszna, gęsta jak mgła przed burzą.
– Pamiętam – odpowiedział, nie odrywając wzroku od drogi.
– Bo wiesz... Ja mam wrażenie, że jestem raczej jakimś dopiskiem. W przypisie. Na końcu książki, której nikt już nie czyta.
Westchnął. Głośno. Jakby miał tego dosyć. Jakbym to ja była problemem.
– Beata, czy naprawdę musimy to wałkować? Przecież wiedziałaś, że byłem żonaty.
– No tak, wiedziałam. I wiesz co? Wydawało mi się, że jestem wystarczająco dorosła, żeby to unieść. Ale może się przeliczyłam. Może wcale nie jestem tak dojrzała, jak myślałam.
– Przesadzasz.
– Przesadzam? – zaśmiałam się bez radości. – Marek, ty się nawet nie zastanawiasz, jak to wygląda z mojej strony. Ty masz swoją przeszłość, do której chodzisz zapalać znicz. A ja mam co? Twój cień?
– Przeszłość nie znika tylko dlatego, że pojawiłaś się ty. I nie porównuj się, bo to inny rodzaj miłości. Inny czas. Inny ja.
– Ale zawsze to była miłość, prawda?
Zamilkł. To milczenie mówiło więcej niż jakiekolwiek zapewnienia.
– I co ja mam z tym zrobić? – zapytałam półszeptem.
Nie odpowiedział. Włączył kierunkowskaz i skręcił w stronę stacji benzynowej.
– Chcesz coś do picia? – zapytał, jakbyśmy wracali z zakupów, a nie z cmentarza, na którym właśnie zaczęłam wątpić, czy jestem komukolwiek potrzebna.
Nie chciałam być dodatkiem
– Co ty właściwie czujesz, jak tam stoisz? – zapytałam nagle, kiedy ruszyliśmy spod stacji. Wzięłam herbatę, ale nie piłam. W gardle miałam sucho od niewypowiedzianych myśli.
– Co czuję? – powtórzył, jakby próbował zyskać na czasie. – Smutek. Wdzięczność. Wspomnienia.
– A do mnie co czujesz?
Zacisnął usta. Nie znosił pytań, na które odpowiedzi nie były oczywiste.
– Beata, naprawdę nie widzisz, że cię kocham?
– Nie. Nie widzę. – Popatrzyłam przez szybę, obserwując, jak świat przesuwa się obok nas. – Czuję się jak lokatorka. Nie żona.
– Przesadzasz.
– Ty ciągle to mówisz. Jakby to była jakaś karta przetargowa. Jakby miłość miała skalę i dało się ją zmierzyć. A mnie nie chodzi o to, ile czujesz. Chodzi o to, gdzie czujesz.
– Co to znaczy?
– To znaczy, że jak widzę, jak stoisz nad jej grobem, to ja tam nie mam miejsca. Ani obok ciebie, ani w twojej historii. Bo ty nigdy nie zamknąłeś tej książki, Marek. Ty ją tylko odstawiłeś na półkę.
– Myślałem, że umiesz zaakceptować, że Hania była ważna. Że nie da się jej wyciąć nożem z mojego życia.
– Nie chcę jej wycinać. Chcę tylko nie czuć, że to ja jestem dodatkiem.
Zamilkł. A potem, już prawie szeptem, powiedział:
– Może my się za późno spotkaliśmy, Beata. Może moje życie już się wydarzyło. A ty próbujesz w nie wejść, jakby wciąż było otwarte.
Te słowa zostały ze mną dłużej, niż powinny.
Nie wiedziałam, czy tego chcę
Po powrocie do domu Marek zamknął się w garażu. Niby coś tam przestawiał, wiercił, klikał, ale wiedziałam, że nie chodziło o żadne śrubki. Uciekał. Ode mnie, od rozmowy, od samego siebie. Siedziałam w kuchni przy zimnej herbacie i gapiłam się w ciemne okno. Odbijała się w nim kobieta, której twarz znałam tylko trochę – zmęczona, wątpiąca, rozczarowana sobą. W końcu przyszedł.
– Naprawiłeś coś? – zapytałam, nie patrząc w jego stronę.
– Chciałem tylko pobyć sam.
– Jasne. To wychodzi ci świetnie. Całe życie trzymasz wszystko w środku. A mnie z dala.
Usiadł naprzeciwko, ale nie odzywał się długo. W końcu westchnął i powiedział:
– Wiesz, czego najbardziej się bałem po śmierci Hani?
Pokręciłam głową.
– Że nie będę już w stanie nikogo pokochać. Że wszystko, co miałem do dania, już dałem. Że jestem... wypalony. A potem pojawiłaś się ty. I przez chwilę uwierzyłem, że jeszcze mogę zacząć coś nowego.
– Przez chwilę?
– Beata, ja cię kocham. Ale ja nigdy nie zapomnę tamtej miłości. I nie chcę. Nie potrafię ci dać czystej kartki, bo jej nie mam. Mam tylko pogniecioną, zapisaną, z plamą po kawie. Ale jeśli chcesz, możesz tam dopisać swoją historię.
Zamilkłam. To był pierwszy raz, kiedy powiedział prawdę. Bez ładnych słówek, bez opakowania. I właśnie wtedy poczułam, że nie wiem, czy ta kartka mnie w ogóle obchodzi.
Zasługuję na coś więcej
Kilka dni później wróciłam na cmentarz. Sama. Z tą podobną świecą, którą wcześniej chciałam przynieść, ale się nie udało. Przeszłam między grobami bez pośpiechu, jakby coś mnie jeszcze powstrzymywało przed dojściem do celu. Stanęłam przed nagrobkiem Hani. Zimny wiatr przemykał mi po karku, a cisza była inna niż tamtego dnia – nie milcząca, lecz świadoma.
– Pewnie mnie nie lubisz – powiedziałam cicho. – I szczerze? Ja też nie wiem, co o tobie myśleć. Nigdy nie chciałam cię wymazywać, ale nie potrafię z tobą konkurować. A chyba właśnie to próbowałam robić.
Zapaliłam znicz. Płomień był jasny, niemal zuchwały.
– Marek mówi, że cię kochał. Wierzę mu, ale ja nie chcę żyć obok tego. Nie chcę być dodatkiem do historii, której nie pisałam. Bo wiesz co? Ja też mam serce. I ono zasługuje na coś więcej niż resztki.
Zamknęłam oczy. Nie, żeby się modlić. Raczej, żeby zebrać siły.
– To nie twoja wina. To nie ty nie zostawiłaś miejsca dla mnie. To on. A ja głupia, myślałam, że wystarczy być cierpliwą.
Spojrzałam ostatni raz na granitową płytę.
– Chyba muszę się pożegnać. Ale nie z tobą. Z nim.
Wróciłam do domu. Spakowałam torbę. Bez krzyku, bez dramatów. Cicho. Jak kobieta, która zrozumiała, że nie musi walczyć o miejsce w czyimś sercu. Że ma własne. Marek wrócił wieczorem. Torba czekała przy drzwiach.
– Beata, co ty...
– Wrócę po resztę, jak cię nie będzie. A może wcale nie wrócę.
Nie zatrzymał mnie. I to właśnie bolało najbardziej.
Beata, 52 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Nasz małżeński ogień dawno wygasł, a sypialnia zmieniła się w krainę lodu. To za ścianą znalazłam substytut męża”
- „Mąż traktował mnie jak stary mebel, więc szybko wpadłam w miłosne sidła kochanka. Pech chciał, że to teść się nawinął”
- „Jadłam tylko ryż z kostką rosołową, żeby zaoszczędzić. Za nic nie wrócę do domu na kolanach jak nieudacznica”