Reklama

Ja i Łukasz zawsze dobrze się dogadywaliśmy. Znaliśmy się jeszcze z czasów szkolnych, a tuż po studiach jakoś tak zaiskrzyło. Mieszkaliśmy w rodzinnym mieście, żadne z nas nie planowało wyprowadzki i oboje szukaliśmy stabilnej pracy na miejscu. Ja znalazłam ją w lokalnym domu kultury, Łukasz – w najlepszej agencji marketingowej w okolicy.

Reklama

Byliśmy zgodnym małżeństwem

Zawsze patrzyłam w zdumieniu, jak moje koleżanki prowadziły zażarte kłótnie ze swoimi partnerami czy mężami, a tak naprawdę nie było nawet powodu do awantur. Ja i Łukasz nie skakaliśmy sobie nigdy do oczu i choć zdawaliśmy się dosyć różni pod względem charakterów, potrafiliśmy uszanować zdanie tej drugiej osoby.

– Ufam mu – tłumaczyłam znajomym, gdy pytały mnie, dlaczego zawsze pozwalam mu wychodzić w piątki, skoro nie mam pewności, z kim idzie. – Nie ma pięciu lat, więc raczej umie sobie dobierać znajomych.

– A jak jest z inną? – dopytywała Justyna, która dopiero co omal nie zażądała rozwodu od męża, bo podobno wciąż oglądał się za jakąś sąsiadką z tego samego bloku.

Parsknęłam śmiechem, jakoś tak nie mogąc się powstrzymać.

– Łukasz? Z inną? – Pokręciłam głową. – Po pierwsze, on taki nie jest. Po drugie, gdyby naprawdę kogoś miał, powiedziałby mi to wprost, a nie ukrywał całą sprawę za moimi plecami. Mamy do siebie szacunek i nie jesteśmy dziećmi.

I tak właśnie wszystko między nami przebiegało bez zarzutu, aż do któregoś pamiętnego wieczoru.

Mąż wrócił później z pracy

Zwykle kończył pracę o siedemnastej, więc uwzględniałam to, przygotowując późny obiad. Nie mieliśmy dzieci, bo ani mnie, ani Łukaszowi na tym nie zależało, dlatego gotowanie dla naszej dwójki nie sprawiało mi dodatkowych problemów. W dodatku pracowałam w większości zdalnie – tylko raz w tygodniu musiałam się pojawiać w domu kultury, a to tylko wszystko ułatwiało.

Choć zupełnie nie zgadzało mi się to z perfekcjonizmem mojego męża, okazało się, że się spóźnia. Minęło pół godziny od momentu, w którym zwykle zawsze był już w domu, potem godzina. Wysłałam do niego kilka esemesów, ale pozostały bez odpowiedzi. W końcu, z półtoragodzinnym spóźnieniem, mąż w końcu zawitał do drzwi.

– A ty gdzie się podziewałeś? – zapytałam go, jak tylko przekroczył próg. – Dzwoniłam do ciebie, ale nie odbierałeś…

– Oj, no tak, mieliśmy spotkanie – przyznał. – A potem musiałem odwieźć kogoś do domu… No właśnie, mamy taką nową dziewczynę z działu kreatywnego, Luizę. I ona wiesz, przeprowadziła się tutaj dopiero, nie ma znajomych ani rodziny, w dodatku nie ma pieniędzy na nowe auto. No to umówiłem się z nią, że ją podrzucę. No a potem dopytywała o szczegóły tego ostatniego projektu i wiesz, trochę się zagadaliśmy.

Skinęłam głową i nie drążyłam tematu. Uważałam zresztą, że to bardzo szlachetne z jego strony, że zamierza pomagać nowej koleżance. O innych płaszczyznach tej zaskakującej sytuacji w ogóle nie myślałam. Bo i dlaczego miałabym nabierać podejrzeń? W końcu Łukasz nigdy wcześniej mnie nie oszukał!

To fakt – może byłam odrobinę ciekawa tej całej Luizy, ale nie męczyłam go o nią. Uznałam, że na pewno kiedyś się jeszcze spotkamy. Nie sądziłam tylko, że stanie się to nazajutrz.

Poznałam ją

Luiza wpadła do nas z samego rana, przekonując, że będzie wdzięczna, jeśli Łukasz podwiezie ją do pracy. Mój mąż momentalnie się zgodził, ja zresztą też nie protestowałam – w końcu pomoc takim zagubionym osobom to dobry uczynek. Kto inny miał do niej niby wyciągnąć rękę?

– Cieszę się, że mogłam cię poznać – zapewniła, gdy zbierali się do wyjścia. – Wiedziałam, że Łukasz musi mieć świetną żonę. Naprawdę super jesteś!

Podziękowałam lekko speszona, ale uważałam, że Łukasz nie mógł trafić lepiej. Byłam niemal pewna, że to niewinne koleżeństwo może się przerodzić w prawdziwą, trwałą przyjaźń. Tyle tylko, że Łukasza coraz częściej nie było w domu. Kiedy spytałam go o to, powiedział, że mają teraz szalony czas w pracy.

– Martyna, ja cię bardzo przepraszam – mówił niemal płaczliwym tonem. – Ale jak nie wezmę nadgodzin, zrobi to ktoś inny. A wtedy ja będę pierwszy, żeby wylecieć.

– Jesteś kierownikiem działu – przypomniała mi. – Wtedy chyba nie tak łatwo wylecieć, co?

– Oj, nawet nie wiesz, co się teraz dzieje w firmie. – Machnął niecierpliwie ręką. – Przecież teraz wszystko jest zupełnie inaczej! Już się tak nie dba o pracownika, a na moje miejsce jest dziesięciu innych!

Przytaknęłam mu i przestałam drążyć temat. Byłam może nawet odrobinę dumna, że tak się angażuje – czekałam tylko, aż przyniesie też jakieś wieści o rychłym awansie.

Nie mogłam w to uwierzyć

No i rzeczywiście Łukasz zaczął bywać w domu coraz mniej. Choć robiłam dobrą minę do złej gry, trochę mnie to irytowało. Aby zabić czas, któregoś popołudnia zdecydowałam się zrobić pranie. Łukasza nie było, więc mi nie przeszkadzał, a dzięki temu mogłam na spokojnie przejrzeć sobie jego rzeczy. Moją uwagę przykuła bladobłękitna koszula męża. Już z daleka wydawało mi się, że ma u góry jakąś mocną, czerwonawą plamę.

Podniosłam koszulę i jeszcze raz przysunęłam sobie ją przed oczy. Przy kołnierzyku dostrzegłam wyraźne ślady szminki. Byłam niemal pewna, że to właśnie szminka – jak zresztą mogłabym ją pomylić z czymkolwiek innym? Co gorsza, zdecydowanie nie przypominam sobie, żebym miała pomadkę o takim odcieniu. Zmarszczyłam brwi. Jeśli więc nie była moja, to czyja? I co, do licha, robił jej ślad w takim miejscu?!

Mocno zaniepokojona, zaczęłam krążyć po pokoju, zastanawiając się, co zrobić. Po dłuższej chwili bezcelowego łamania sobie głowy, postanowiłam odezwać się do jednego z najbliższych przyjaciół Łukasza, Jurka.

Przyjaciel męża był szczery

Oczywiście zgodził się na spotkanie, ale nie podejrzewałam, że coś mi powie. No i rzeczywiście – kiedy siedzieliśmy razem w niewielkiej kawiarence na rogu, unikał bezpośrednich odpowiedzi na każde z zadanych przeze mnie pytań i rozglądał się nerwowo dookoła.

– Jurek, Łukasz tu nie przyjdzie! – rzuciłam w końcu zirytowana. – Powiedz mi po prostu, kto to może być, bo chcę widzieć, na czym stoję!

Jurek w końcu pękł

– No dobra – mruknął. – Kojarzysz tę nową z działu kreatywnego?

– No? – Zamrugałam gwałtownie. – A co to ma na rzeczy?

– Wszystko – stwierdził z przekonaniem. – Podejrzewam, że to właśnie ona. Łukasz ciągle o niej gada, a ostatnio chciał jej kupować… jakąś bieliznę czy coś.

Szczęka mi opadła.

– Że… słucham?!

– No… – Odchrząknął. – Ale nie wiesz tego ode mnie, okej?

Pokiwałam głową, nadal nie mogąc wyjść z szoku, który mnie ogarnął.

– Okej. I tak… tego nie zostawię.

Czeka nas poważna rozmowa

Po powrocie do domu postanowiłam zaczekać na męża, który znów się spóźniał – może był z Luizą, a może rzeczywiście coś mu wypadło. Nie zamierzałam jednak już więcej się domyślać: musiałam po prostu zmusić go do mówienia. Miałam nadzieję, że uda mi się coś z niego wyciągnąć i Łukasz, bez swojej pewności siebie i pod presją, wyzna wszystko po kolei.

Nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Obawiam się, że coś rzeczywiście musi być między nim a tą Luizą. Bo jeśli to by było jakieś przypadkowe spotkanie, to co robiłaby szminka na koszuli? Z drugiej strony, mogła go też po prostu cmoknąć po przyjacielsku i przez przypadek otarła się o materiał.

Na szczęście Łukasz nie umie przekonująco kłamać – albo po prostu ja umiem wyczuć, że kręci. Dzięki temu mam nadzieję, że szybko ustalę, co tak naprawdę dzieje się od dawna za moimi plecami. Oczywiście, nie mam zamiaru odpuszczać. A jeśli okaże się, że on i ta dziewczyna mają jakiś romans, na pewno nie będę wyrozumiała! W moim słowniku nie istnieje słowo „zdrada”.

Martyna, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama