„Mąż myślał, że jestem u siostry, a ja pływałam z Matteo gondolą. Dopiero w Wenecji poczułam się prawdziwą kobietą”
„Nie zapytał więcej. I byłam mu za to wdzięczna. Zeszliśmy z mostku, wąskie uliczki prowadziły nas w ciche zakątki. Przystanęliśmy przy nabrzeżu, gdzie przycumowana była pusta gondola”.

- Redakcja
Od dziewiętnastu lat jestem mężatką. Mamy dwójkę dzieci i całkiem zwyczajne życie. Praca, dom, rachunki, obiady, zakupy, trochę rozmów o tym, co trzeba załatwić, gdzie zawieźć syna, kiedy odwiedzić teściów. Nic nadzwyczajnego, ale też nic, na co można by narzekać. Przynajmniej teoretycznie.
Jednak w pewnym momencie zaczęłam jednak czuć, że coś się we mnie wypala. Nie potrafię powiedzieć dokładnie, kiedy to się zaczęło. Może wtedy, gdy Piotr przestał zauważać, że zmieniłam fryzurę. A może, gdy zorientowałam się, że coraz częściej jemy razem w ciszy. Potrzebowałam chwili dla siebie. Oderwania się od codzienności. Powiedziałam Piotrowi, że jadę do siostry. Spakowałam kilka rzeczy i wyjechałam. Nie miałam planu. Chciałam tylko złapać oddech.
Czułam się dziwnie
– Tylko nie zapomnij o zebraniach w szkole – rzuciłam do Piotra, stojąc w przedpokoju z walizką.
– A kiedy są? – spytał, nie odrywając wzroku od laptopa.
– W czwartek i piątek. Wszystko zapisałam ci na kartce, leży na lodówce.
– Mhm, dobra. Baw się dobrze u siostry.
Nie podszedł. Nie przytulił mnie na pożegnanie. Tylko machnął ręką i znowu zniknął w telefonie. Westchnęłam cicho i wyszłam z mieszkania. W drodze na lotnisko czułam się dziwnie. Trochę jakbym robiła coś złego, choć przecież nie kłamałam aż tak bardzo. Jechałam odpocząć. Tylko... nie do siostry. Samolot był prawie pusty. Usiadłam przy oknie i wpatrywałam się w chmury. Nie myślałam o domu, o dzieciach, nawet o Piotrze. Myślałam tylko o tym, że na kilka dni znikam. Nikt mnie nie zna, nikt nic ode mnie nie chce.
Wenecja przywitała mnie słońcem i ciepłym powietrzem. W hotelu zostawiłam bagaż i niemal od razu ruszyłam przed siebie. Nie miałam mapy, nie miałam planu. Poszłam tam, gdzie nogi poniosą. Minęłam kilku turystów, parę zakochanych i starszego Włocha grającego na skrzypcach przy moście. Przystanęłam i wrzuciłam mu dwa euro. Uśmiechnął się do mnie szeroko.
– Bella signora! – zawołał.
Poczułam, jak coś we mnie drgnęło.
Coś mnie podkusiło
Usiadłam przy małym stoliku nad kanałem. Zamówiłam kawę i rogalika z kremem pistacjowym. Kiedy kelner postawił przede mną filiżankę, uśmiechnął się tak, że aż zmiękły mi kolana.
– Grazie – odpowiedziałam nieporadnie, bo nie znałam włoskiego.
Jadłam powoli, chłonąc atmosferę miejsca. Obok mnie usiadł mężczyzna. Nie był młody, ale wyglądał zadbanie – lniana koszula, ciemne okulary, włosy lekko potargane przez wiatr.
– Czy to miejsce wolne? – zapytał po angielsku, wskazując krzesło.
– Tak, oczywiście.
Przez chwilę milczeliśmy. On czytał gazetę, ja sączyłam kawę. A potem odezwał się znowu:
– Pierwszy raz w Wenecji?
– Tak. Właściwie... przyjechałam trochę spontanicznie.
– To najlepszy sposób. Wystarczy się zgubić, by poznać miasto.
– To już się udało – zaśmiałam się.
– Jestem Matteo – schował gazetę.
– Gabriela.
Uścisnęliśmy sobie dłonie. Dłoń miał ciepłą i pewną. Przez chwilę się nie odzywałam. A potem zrobiłam coś, czego sama po sobie bym się nie spodziewała.
– Może się przejdziemy? – zapytałam. – Tylko jeśli nie masz nic lepszego do roboty.
– Mam, ale wolę iść z tobą – odpowiedział, wstając i podając mi rękę.
Byłam mu za to wdzięczna
Spacerowaliśmy powoli, bez pośpiechu, mijając kolorowe kamienice i gondole kołyszące się na wodzie. Matteo co chwilę coś opowiadał – o Wenecji, o starych zwyczajach, o tym, jak zmienia się miasto, gdy znikają turyści.
– Tu, przy tym murze, moja babcia spotykała się z dziadkiem – pokazał na wąską uliczkę. – Dziadek nie wiedział, że miała wtedy narzeczonego w Padwie.
– Czyli zdrady wpisane są w tutejsze tradycje? – zażartowałam.
– Raczej namiętność. A ta czasem nie zna granic.
Zatrzymaliśmy się na niewielkim mostku. Woda pod nami była spokojna, odbijała niebo i budynki. Matteo spojrzał na mnie uważnie.
– Jesteś tu sama?
Zastanowiłam się chwilę.
– Tak. Sama.
Nie zapytał więcej. I byłam mu za to wdzięczna. Zeszliśmy z mostku, wąskie uliczki prowadziły nas w ciche zakątki. Przystanęliśmy przy nabrzeżu, gdzie przycumowana była pusta gondola.
– Chcesz popłynąć? – zapytał nagle.
– Żartujesz?
– Nie. Gondolier to mój kuzyn. Ma teraz przerwę.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, już wsiadał do gondoli i podawał mi rękę.
– No dalej. Wenecja z wody wygląda inaczej. Lepiej.
– Zwariowałeś – zaśmiałam się, ale weszłam.
Usiadłam na czerwonej poduszce, a po chwili wypłynęliśmy na kanał. Wokół było cicho. Słychać było tylko śpiew ptaków i plusk wody.
– Dobrze się czujesz? – spytał cicho.
– Tak. Lepiej niż od bardzo dawna.
Byłam wdzięczna
Gondola płynęła powoli, sunąc między murami. Mężczyzna milczał, ale czułam, że nie musi mówić. Czasem spoglądał na mnie z uśmiechem. Wpatrywałam się w wodę i nie mogłam uwierzyć, że tu jestem.
– A ty? – odezwałam się w końcu. – Jesteś sam?
Matteo wzruszył ramionami.
– Byłem w związku. Długo. Ale to się skończyło. Za spokojnie było. Za grzecznie. Rozumiesz?
Skinęłam głową.
– A ty? – zapytał po chwili.
Zawahałam się.
– Mam męża – odpowiedziałam cicho.
Popłynęliśmy kawałek dalej. Gondolier zatrzymał się przy kamiennym nabrzeżu.
– Chcesz wysiąść? – zapytał Matteo.
– A co tam jest?
– Cisza.
Pomógł mi wysiąść. Szliśmy kawałek pustą uliczką, aż dotarliśmy do maleńkiego placyku.
– Tu przychodzę, kiedy chcę pomyśleć – powiedział mężczyzna, siadając. – Chcesz?
Usiadłam obok. Pachniało rozgrzaną cegłą, wodą i czymś, czego nie umiałam nazwać. Może wolnością?
– Dziękuję, że mnie tu zabrałeś – powiedziałam cicho.
– Nie dziękuj. Też potrzebowałem kogoś przy sobie.
Odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie spokojnie, uważnie. Nie jak facet, który chce zdobywać, tylko jak ktoś, kto naprawdę widzi.
– Jesteś piękna...
Nie odpowiedziałam. Tylko się uśmiechnęłam.
Ujął moją dłoń
Zostałam w Wenecji dłużej, niż planowałam. Jeden dzień zamienił się w trzy. Potem powiedziałam Piotrowi, że siostra zaproponowała, żebym została do końca tygodnia.
– No jasne, odpocznij – odpowiedział bez emocji. – Dzieci dają radę. Zamówiłem pizzę.
Nawet nie zapytał, czy wszystko w porządku. Z Matteo widywałam się codziennie. Pokazywał mi Wenecję taką, jakiej nie znałam – z bocznych uliczek, z opuszczonych dziedzińców, gdzie nie docierały przewodniki. Pewnego wieczoru usiedliśmy w barze nad samym kanałem. Ludzie wokół rozmawiali głośno, śmiali się, kelnerzy krzyczeli coś do siebie po włosku.
– Jesteś dziś zamyślona – zauważył Matteo.
– Bo nie wiem, czy powinnam tu jeszcze być – westchnęłam. – To wszystko... to nie moje życie.
– A może właśnie jest?
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Matteo...
– Nie pytam o jutro. Ani o żadne „co dalej”. Po prostu... bądź tu teraz. Jesteś piękną, dobrą kobietą. I zasługujesz, żeby ktoś ci to mówił.
Wzruszyłam ramionami. Ujął moją dłoń, delikatnie, ale stanowczo.
– Może właśnie dziś jest ten jeden dzień, który zapamiętasz na całe życie.
Zamilkłam. Patrzyłam, jak słońce chowa się za dachami. Wiedziałam, że jutro wrócę. Tej nocy... chciałam po prostu być.
Uśmiechnęłam się lekko
Wróciłam w niedzielę wieczorem. W domu pachniało pizzą i jakimś dziwnym odświeżaczem. Walizkę zostawiłam w przedpokoju, weszłam do kuchni.
– I jak było u siostry? – zapytał, nie odrywając wzroku od telewizora.
– Spokojnie. Dużo rozmawiałyśmy.
– Aha. Dobrze, że odpoczęłaś. Dzieci już śpią.
Skinęłam głową i poszłam pod prysznic. W lustrze zobaczyłam kogoś, kogo nie widziałam od dawna. Kobietę, która patrzyła na siebie z łagodnością. Następnego dnia rano dzieci przytuliłam dzieci, zrobiłam kawę. Jak zwykle. Tylko że ja... ja już nie byłam taka sama. Wieczorem siedzieliśmy przy kolacji. Piotr coś mówił o pracy, a ja patrzyłam przez okno, jak liście wirują na wietrze. Nagle przerwał.
– Gabi?
– Hmm?
– Coś się stało? Jakaś jesteś... inna.
Zamrugałam. Uśmiechnęłam się lekko.
– Nic się nie stało. Po prostu... przypomniałam sobie, kim jestem.
Nie rozumiał. I nie musiał. Tamten tydzień w Wenecji nie zmienił mojego małżeństwa. Nie sprawił, że zostawiłam wszystko i zaczęłam życie od nowa. Zmienił mnie. Zobaczyłam siebie na nowo. Nie wiem, co będzie dalej. Jednak już na zawsze będę pamiętać, że przez kilka dni w Wenecji byłam naprawdę szczęśliwa.
Gabriela, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy Adam powiedział, że lecimy na weekend do Wenecji, myślałam, że mi się oświadczy. Ale on miał zupełnie inne plany”
- „Kolega z pracy mnie uwiódł i zasiał we mnie nasionko. Zniknął z pola widzenia, a ja muszę zebrać plony tego romansu”
- „Miałam zięcia za anioła, ale po tym, co powiedział, traktuję go jak zgniłe jabłko. Nic już tego nie zmieni”