Reklama

Czasem ludzie pytają mnie, jak to możliwe, że po tylu wspólnych latach po prostu odszedł. Jak można wyrzucić czterdzieści lat małżeństwa do śmieci. Nie wiem. Też zadaję sobie to pytanie. Nie potrafię na nie odpowiedzieć, choć każdej nocy próbuję. Miałam z nim przeżyć starość. Planowałam, że będziemy razem pić herbatę w kuchni, że pomoże mi zapiąć płaszcz, gdy ręce będą drżeć. Myślałam, że miłość w tym wieku to bezpieczeństwo. A on... On wolał coś nowego. Zostawił mnie, jakby nic nas nigdy nie łączyło.

Wszystko się zmieniło

Zaczęło się niewinnie. Choć nie, przecież miałam tego nie mówić. Po prostu zaczęło się od ciszy. Takiej innej niż wcześniej. Bo wcześniej cisza między nami była dobra, komfortowa. Siedzieliśmy rano przy stole, popijaliśmy kawę i nie musieliśmy nic mówić, żeby czuć się blisko. Ale od jakiegoś czasu te poranki zrobiły się... jakieś inne. Kiedy pytałam, czy chce dokładkę jajecznicy, kiwał głową bez słowa. Patrzył gdzieś poza mną. Jakby na kogoś czekał.

– Coś się stało? – zapytałam kiedyś, próbując nie brzmieć oskarżycielsko.

– Nie, tylko dużo myślę ostatnio – odpowiedział, nawet nie podnosząc wzroku znad gazety.

Gazeta. Odkąd pamiętam, zawsze rano ją czytał. Ale kiedyś miał zwyczaj czytać mi na głos horoskop albo jakieś głupoty z rubryki „czy wiesz, że”. Śmialiśmy się wtedy. Od miesięcy nie przeczytał nic. Tylko wertował strony i udawał, że czyta. Zaczęłam robić śniadania tylko dla siebie. Tak było łatwiej. I nie bolało mnie to tak bardzo, jak powinno. Bo w pewnym momencie zaczynasz się przyzwyczajać, że jesteś obok, a nie z kimś.

Wciąż był w domu, spał w tym samym łóżku, ale jakby już go nie było. Jakby już gdzieś odchodził, powoli, krok po kroku. Tylko ja jeszcze nie wiedziałam, że to wcale nie jest chwilowe. Że to pożegnanie.

Zaczęłam coś podejrzewać

Zauważyłam to pewnego dnia, kiedy wrócił od fryzjera. A właściwie od „barbera”, jak sam zaznaczył. Spojrzałam na niego zaskoczona, bo w wieku sześćdziesięciu kilku lat miał fryzurę jak chłopak z reklamy. Krótsze boki, coś podgolone, żel. I broda – przystrzyżona jak od linijki.

– W salonie doradzili, że mi będzie pasować. Że to odmładza.

– Faktycznie, wyglądasz inaczej – mruknęłam, starając się nie brzmieć złośliwie.

A potem był telefon. Nowy, błyszczący, z przezroczystym etui. Godzinami siedział z nosem w ekranie, uśmiechając się pod nosem. Kiedyś tak się uśmiechał, jak opowiadałam mu coś głupiego albo gdy szliśmy przez park i zobaczyliśmy psa w sweterku.

Z kim tak piszesz? – zapytałam pewnego wieczoru.

– Z nikim ważnym – odparł i schował telefon do kieszeni.

Wtedy już coś mnie tknęło. Nie zazdrość, nie podejrzenia, tylko poczucie, że jestem jakby za szybą. Że nie mogę już wejść do jego świata. I jeszcze ta dieta. Przestał jeść wieczorami, zaczął robić ćwiczenia na dywanie, kupił nawet matę. Miał więcej energii niż kiedykolwiek, ale nie dzielił się nią ze mną.

Nie mówiłam nic. Bo co miałam powiedzieć? „Dlaczego robisz się atrakcyjny, jakbyś miał kogoś nowego?”. Przecież i tak by zaprzeczył. Ale ja to już czułam.

W końcu poznałam prawdę

Nie wiem, czego dokładnie się spodziewałam, kiedy zaczęłam go śledzić. Może chciałam się tylko upewnić, że to moja paranoja. Że starzeję się i wymyślam bzdury. Ale kiedy wzięłam wolne i pojechałam za nim pod pretekstem zakupów, wszystko zaczęło się układać w całość.

Stanął pod klubem fitness. Tym nowym, świecącym neonami, z salą spinningową i trenerami personalnymi. Wyszedł po godzinie. Uśmiechnięty. A obok niego – ona. Długie nogi, legginsy, sportowa bluza, koński ogon. Dziewczyna, która mogłaby być jego wnuczką. Trzymał jej torbę, coś do niej mówił, ona się śmiała. Potem podał jej rękę, a ona musnęła go w policzek. Niby nic. Ale mnie aż zemdliło.

Nie wypytałam go od razu. Siedziałam z tym przez kilka dni. Wpatrywałam się w jego telefon, kiedy zasypiał, ale miał hasło. W nocy patrzyłam w sufit, słysząc jego spokojny oddech. Jak można tak spać, kiedy się zdradza? W końcu zapytałam:

– Kim jest ta kobieta z siłowni?

Milczał chwilę, potem usiadł na łóżku i powiedział:

– Wiesz… ja nie chcę już udawać. Przepraszam.

Tyle. Przepraszam. Jakby to wystarczało.

Nie byłam wystarczająca

Nie pamiętam, co jadłam tamtego dnia na śniadanie. Nie pamiętam, w co byłam ubrana. Ale pamiętam, jak stałam oparta o framugę drzwi, patrząc, jak pakował swoje rzeczy.

– Moglibyśmy porozmawiać – powiedziałam cicho.

– Już rozmawialiśmy – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy. – To nie chodzi o ciebie. Po prostu chcę jeszcze coś poczuć, zanim umrę.

To zdanie: nie chodzi o ciebie. Jakby moje łzy, moje ręce, moje zmarszczki były czymś, co mu już nie wystarcza.

– Dokąd pójdziesz?

– Do niej. Na razie. A potem zobaczę.

– A te czterdzieści lat? To już nie ma dla ciebie znaczenia?

Wzruszył ramionami. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, cisza stała się obca. Nie ta dawniej dobrze mi znana, która dawała poczucie bezpieczeństwa, tylko zimna i ciężka.

On już nie wróci

W pierwszych tygodniach nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Wstawałam rano, robiłam dwie kawy, jedną wylewałam. Jego książka leżała na półce, poduszka pachniała wodą po goleniu, kapcie stały przy drzwiach. Nie miałam siły ruszyć jego rzeczy.

Dowiedziałam się, że ona ma trzydzieści dwa lata. Trenerka. Widziałam zdjęcie – młoda, uśmiechnięta. Pewnie robi mu smoothie i chodzi z nim na jogę. Ale to nie samotność bolała najbardziej. Tylko świadomość, że zostałam porzucona jak stary mebel. Że on wybrał młodość, jakby można było znów zacząć życie od nowa.

Minęło pół roku. Wciąż parzę herbatę w tym samym czajniku, w tych samych kubkach. Ale już tylko dla jednej osoby. Jego kubek stoi na najwyższej półce. Może go kiedyś zdejmę, a może nie. On nie wrócił. Dowiedziałam się, że wynajął mieszkanie, z nią. Że jeżdżą na rowerach, planują wyjazd do Tajlandii. Tajlandia! Przez czterdzieści lat najdalej byliśmy w Krynicy.

Wnuczka zapytała, czy dziadek przyjedzie na jej urodziny.

– Nie wiem, kochanie. Dziadek ma teraz dużo zajęć – powiedziałam.

I to była prawda. Dziś pierwszy raz nie płakałam, robiąc pranie. Pierwszy raz nie czekałam, że może wróci. Bo chyba już rozumiem – nie wróci. A nawet gdyby… to już go nie chcę. Zaparzyłam dziś herbatę, tylko jedną. Wypiłam spokojnie i bez łez.

Krystyna, 67 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama