„Mąż nabijał się z mojej pracy. Mówił, że to strata czasu. Szczęka mu opadła, kiedy przyniosłam do domu wypłatę”
„Mąż nie dowierzał? Nie, on był po prostu oburzony i zdegustowany. Jego żona zamierzała pracować jako sprzątaczka? Po prostu nie mam innego wyjścia. Oczywiście, że wolałabym pracę w czystym, klimatyzowanym biurze, lecz zobowiązania finansowe i chore dziecko sprawiły, że nie miałam innego wyjścia”.
- Jola, 44 lata
Gdy zostałam bezrobotna, mój świat się zawalił. Ja, taka dobrze oceniana przez szefów, nagle otrzymałam zwolnienie. I to bez żadnego ostrzeżenia! Myślałam, że kompletnie się załamię. Spędziłam tu wiele lat, zaczynając od praktyk, które podjęłam zaraz po ukończeniu studiów. W końcu zostałam na stałe, przechodząc przez różne działy i stanowiska. Dawałam z siebie wszystko, traktowałam to miejsce jak swój drugi dom. I co dostałam w zamian? Firma potraktowała mnie jak jakiegoś śmiecia. Coś zupełnie niepotrzebnego. Byłam już niepotrzebna, więc po prostu mnie wyrzucili. Bez emocji, bez żalu.
Nie wiedziałam, co dalej
– Na pewno znajdziesz jakąś inną posadę – usłyszałam od męża, który próbował mnie pocieszyć. Na jego twarzy dostrzegłam jednak malujące się zaniepokojenie. Nie dziwiło mnie to. Pożyczka na dom, spłata rat za lodówkę, leczenie naszego dziecka, które potrzebowało zabiegów nierefundowanych przez NFZ... To wszystko kosztowało naprawdę dużo i sprawiło, że nie byliśmy w stanie nic zaoszczędzić. Musiałam pilnie poszukać nowej pracy.
Nie wiedziałam jednak, od czego zacząć. Mieszkaliśmy w małym miasteczku, z którego większość ludzi dojeżdżała do pracy do miasta, które było oddalone o kilkadziesiąt kilometrów. W moim przypadku takie wyprawy nie wchodziły w grę, ponieważ musiałam codziennie ćwiczyć z Leną w domu. Dla mnie więc czas był bardzo cenny, ale z drugiej strony musieliśmy coś jeść, aby mieć energię do tych ćwiczeń.
No cóż, jest, tak jak jest. Musimy teraz stawić czoła nowej rzeczywistości, działać i iść naprzód, zamiast spoglądać wstecz i rozczulać się nad sobą. Zaprowadziłam Lenę do szkoły, włączyłam trzy portale z ofertami pracy... i zanurzyłam się w poszukiwaniach. Znalazłam dwie propozycje: jedna to możliwość założenia własnego biznesu, druga to staż, po którym istnieje szansa, choć niepewna, na zdobycie długoterminowego kontraktu.
W porządku. Zaznaczyłam jeszcze kilka opcji wyszukiwania i pojawiło się więcej możliwości, ale niewiele to zmieniło. Nie miałam prawa jazdy, nie byłam doświadczonym handlowcem... Cóż, postanowiłam wysłać zgłoszenia. Liczyłam na to, że otrzymam jakąś pozytywną odpowiedź i będę mogła zatańczyć z radości.
Zobacz także
Dzień, dwa, tydzień, miesiąc... I nadal nic. Byłam na dwóch wstępnych rozmowach. Niestety, nic z tego nie wynikło. Poszukiwali kogoś z niepełnosprawnością lub studenta, który chciał trochę dorobić. Zarobki, które oferowali, też nie pozwoliłyby na samodzielne utrzymanie się. Rodzice musieliby dokładać się do tego finansowo albo musiałabym otrzymywać rentę od państwa, żeby móc opłacić za taką pensję wszystkie rachunki.
Zrobił zdegustowaną minę
Zaprosiłam koleżanki na pogaduszki. Dziewczyny chciały mi trochę pomóc, coś podpowiedzieć. Miałam nadzieję, że wspólnie coś wymyślimy. W końcu, co cztery głowy to nie jedna.
– Jeśli coś się u nas pojawi, dam ci znać, ale ostatnio szefowa mówiła, że nie szukają nikogo nawet do magazynu – Basia pokręciła głową.
– Ja bym cię zatrudniła... – usłyszałam od Jolki. – Ale przecież nie znasz się zupełnie na księgowości.
Rzeczywiście, nie miałam o tym żadnego pojęcia, a Jolka zajmowała się działalnością jednoosobową, wspierającą różne małe przedsiębiorstwa.
– Ja to bym nie narzekała, jakby mnie w końcu wyrzucili z roboty! – westchnęła Anka i natychmiast chwyciła mnie za rękę. – Przepraszam za ten głupi komentarz. Po prostu praca na dwa etaty mnie przytłacza... – Anka była samotną mamą i pracowała na półtora etatu, żeby jakoś przeżyć do końca miesiąca. – Nie mam nawet czasu na odpoczynek czy sprzątanie. U ciebie jest tak czysto, że lśni, a u mnie... aż wstyd zaprosić kogoś do domu...
– Daj spokój – machnęłam ręką. – Muszę coś robić, jak tak siedzę i się nudzę. Lena jest w szkole, Marek w pracy, a ja cały czas w domu i nie mam co robić. Więc sprzątam! Wkrótce będę mogła się przeglądać w podłodze, tylko nie będzie czego jeść…
– Wiesz co, mam pomysł! – Anka nagle podskoczyła i klasnęła w dłonie.
– Jaki pomysł? – zapytałam zaciekawiona.
– A co byś powiedziała na to, żebyś co dwa tygodnie wpadała do mnie i pomagała w mi domu? Oczywiście, zapłacę! – dodała. – Nie bierz tego do siebie, ale wolałabym ten czas spędzić z moim dzieckiem, zamiast szorować podłogę. Ty trochę zarobisz, ja będę miała czysto i wszyscy będą zadowoleni. No i tobie ufam, a jakiejś obcej osoby bałabym się wpuszczać do domu.
– Szczerze mówiąc... – Jola zamyśliła się. – Mogłabyś też wpaść do mnie z miotełką. Sprzątanie to dla mnie prawdziwy koszmar i muszę się naprawdę zmotywować, żeby nie zaniedbać domowych porządków. Wolę zająć się rachunkami i zarobić na to, by ktoś inny zrobił porządek za mnie.
– Czy masz pojęcie, jakie są obecne stawki za mycie okien? – Baśka zdezorientowana złapała się za głowę. – Ja wiem, bo przed świętami mama uznała, że koniecznie musi umyć okna dla małego Jezuska. Tylko że zdrowie jej już nie pozwala, a u nas w handlu, no chyba się domyślasz, jaki mamy w grudniu Armagedon. Wydałam połowę świątecznej premii, aby małe dzieciątko boże mogło przeglądać się w czyściusieńkich oknach. Lecz radość mamy jest bezcenna, co nie? - mówiła, a ja słuchałam i zastanawiałam się nad tym.
Czułam się nieswojo
Gdy Marek przyszedł zmęczony po pracy, opowiedziałam mu o planie dziewczyn. Zrobił minę, jakby połknął coś bardzo gorzkiego. Nie był przekonany? Raczej miał minę pełną obrzydzenia i zdegustowania. Serio? Mam sprzątać po domach? Oczywiście, że wolałabym pracę w czystym, klimatyzowanym biurze, lecz zobowiązania finansowe i chore dziecko sprawiły, że nie miałam innego wyjścia. Skoro nikt mi nie zaproponował takiej pracy, postanowiłam zamienić elegancki garnitur i ołówkową spódnicę na strój sprzątaczki. Nie będę dłużej się prosić o wygodniejszą posadę.
– No dobrze, rób, jak uważasz – oznajmił. – Jeśli nie jest to dla ciebie problem, to ja nie zamierzam w niczym przeszkadzać.
Czułam się nieco nieswojo, biorąc pieniądze od koleżanek, szczególnie że suma, którą zaproponowały, była rzeczywiście bardzo hojna. Pracowałam z wielkim zapałem, żeby spełnić ich oczekiwania i uczciwie zarobić te pieniądze. Choć wracałam zmęczona, przynosiłam swoją wypłatę z lekkim uśmiechem na twarzy.
– Posłuchaj... odwiedził nas dzisiaj kolega Daniela... – Anka zadzwoniła do mnie późnym wieczorem z jakimś problemem. Wyczułam to po jej głosie – No i matka tego chłopca, kiedy go odbierała, zaczęła mi mówić, jak bardzo ją zadziwia, że mimo bycia samotną matką i pracującą na dwóch etatach, mam jeszcze czas na sprzątanie. Wtedy przyznałam się, że to dzięki tobie mam takie błyszczące okna i lśniące meble. I tak jakoś wyciągnęła ode mnie twój numer telefonu. Przepraszam, nie bądź zła...
Rozkręcałam biznes
Bardziej byłam zaskoczona i pełna wdzięczności. Dlaczego miałabym być zirytowana czy oburzona, skoro ktoś mnie polecił dalej. Uważałam tę pracę jedynie za przejściową, dopóki nie znajdę czegoś lepszego, ale skoro pojawiali się nowe osoby, zainteresowane moimi usługami, bez wahania się zgodziłam. Klientka, do której się wybrałam, była ze mnie bardzo zadowolona. Szybko zapytała, czy mogłabym u niej sprzątać regularnie, raz na tydzień. Dlaczego by nie?
Później to już poszło już jak po maśle. Podała mój numer telefonu dalej. Kiedy po miesiącu podliczyłam, ile udało mi się zarobić, była to dla mnie miła niespodzianka. Nie tylko zarobiłam więcej, niż kiedyś w biurze, ale też udało mi się zarobić więcej tyle, co mój mąż, który zawsze miał wyższe zarobki ode mnie.
– Właśnie, kto by przypuszczał, że to tak dobrze płatne zajęcie... – Marek kiwnął głową, a potem podniósł kciuki. –Dobra robota, dziewczyno.
Rozpierała mnie prawdziwa duma
Moja pensja szybko przekroczyła dozwoloną granicę, więc postanowiłam założyć własną firmę. Tak, teraz musiałam płacić składki i podatki, ale sobie radziłam. Szczególnie że moje dochody ciągle rosły. Klientki, którym pomagałam w sprzątaniu, polecały mnie swoim znajomym. W końcu zaczęło mi brakować czasu i musiałam zacząć odmawiać, bo dzień ma tylko 24 godziny i nie da się go wydłużyć.
Na początku nie chciałam się przyznawać, jak zarabiam na życie. Kiedy chodziłam jeszcze do szkoły, bycie sprzątaczką było traktowane jako coś, czego powinna się obawiać leniwa uczennica. Ale w końcu okazało się, że nikt nie patrzył na mnie z góry ani nie traktował mnie bez szacunku. Wręcz przeciwnie. Ludzie, u których sprzątałam domy, byli zadowoleni, kiedy mnie widzieli i nie mogli się doczekać, kiedy znowu przyjdę.
Wielu moich klientów to osoby starsze, które już nie mogą samodzielnie zająć się cięższymi pracami domowymi, często żyjący samotnie. Dla nich moje odwiedziny były nie tylko okazją do posprzątania domu, ale też do pogadania.
Sprzątałam też u strasznie zapracowanych osób, które nie miały już czasu na porządki, ale pragnęły wracać do nieskazitelnych domów. Szybko przestałam uważać, że zawód sprzątaczki jest powodem do wstydu i nie miałam problemu, by szczerze odpowiedzieć na pytanie, czym się aktualnie zajmuję.
Najważniejsze było to, że opuszczając nienagannie czyste mieszkanie, czułam dumę, a kiedy spoglądałam na stan swojego konta, nie obawiałam się o to, czy przetrwam kolejny miesiąc. Dodatkowo mogłam zorganizować swoją pracę tak, aby bez trudu zastępować męża podczas rehabilitacji Leny. Marek przestał wyrażać niezadowolenie w związku z tym, w jaki zarabiam. I tak z przypadkowego zajęcia, które wymyśliły moje przyjaciółki, stworzyłam dochodowy biznes i po czterdziestce rozpoczęłam karierę od nowa.
Rok po otwarciu mojego biznesu zatrudniłam do pomocy córkę mojej znajomej, która straciła pracę po powrocie z urlopu macierzyńskiego. Ta dziewczyna była tak samo zaangażowana, jak ja na początku mojej kariery. Liczba naszych zamówień nieustannie wzrastała. Byłyśmy szczęśliwe, że poradziłyśmy sobie z trudnymi sytuacjami, które tak niespodziewanie nas zaskoczyły. Zyskałam nie tylko świetną pracownicę, ale również nową przyjaciółkę. Ta dziewczyna jest dla mnie jak młodsza siostra.