„Mąż nadzwyczaj ochoczo zabierał synka na plac zabaw. Dosłownie wbiło mnie w ziemię, gdy odkryłam, co tam wyprawia”
„Zobaczyłam, jak wychodzą razem z budynku. Gabriel trzymał naszego syna za rękę, a Antek podskakiwał wesoło i o czymś opowiadał. Ruszyłam za nimi w odległości, która dawała mi pewność, że mnie nie zobaczą”.

- listy do redakcji
W pewnym wieku człowiek coraz rzadziej się zastanawia, czego chce. Wpada w rutynę i większość rzeczy robi automatycznie: rano kawa, potem trzeba zaprowadzić dziecko do przedszkola, nudna praca w biurze, później zakupy, powrót, obiad, wieczorem usypianie, podczas którego pilnuję się, żeby nie zasnąć razem z synem. Tak wygląda moje życie.
Zaniepokoiłam się
Mój mąż Gabriel zawsze był duszą towarzystwa – dowcipny, błyskotliwy, sypiący żartami jak z rękawa. Nie było między nami wielu czułości, ale po tylu latach zapewne w każdym małżeństwie coś się wypala. Mamy wspólne życie, kredyt, rachunki, dziecko, obowiązki. To nie bajka, ale przecież nikt nie obiecywał, że będzie tęczowo.
Któregoś poranka przy biurowym ekspresie do kawy podeszła do mnie koleżanka z sąsiedniego działu.
– Widziałam twojego męża z małym w parku. Nie wiedziałam, że jesteście po rozwodzie.
Stanęłam jak wryta.
– Po rozwodzie? – powtórzyłam mechanicznie.
– Tak, słyszałam, jak mówił o tym jakiejś matce na placu zabaw.
Szukałam w głowie jakiegoś logicznego wytłumaczenia, ale nic mi nie przychodziło na myśl.
– Musiał coś palnąć, wiesz, jak to jest z facetami – odpowiedziałam spokojnie.
Agnieszka uniosła brwi, ale nic nie powiedziała. Uśmiechnęłam się i wróciłam do swojego biurka. Droga przez korytarz dłużyła mi się niemiłosiernie. W głowie dzwoniły mi słowa koleżanki. Mój mąż miałby opowiadać jakimś obcym kobietom, że jest rozwiedziony? Ale po co?
Miałam podejrzenia
Nie chciałam się nakręcać. Mój mąż miał czasami takie głupie żarty, może koleżanka przesadziła albo źle usłyszała? Zaczęłam sobie jednak przypominać, że ostatnio nadzwyczaj chętnie wychodził z Antkiem do parku. Zabierał go po przedszkolu, bo akurat wcześniej kończył pracę.
Nagle zaczęłam odtwarzać drobiazgi. Jego dziwne milczenie przy kolacji, telefon, który odkładał ekranem do stołu. Takie zwykłe rzeczy, których normalnie się nie zauważa.
Następnego dnia Gabriel znowu powiedział, że po przedszkolu zabiera Antka do parku. Tym razem postanowiłam zobaczyć, co tak naprawdę tam robią. Wyszłam z pracy wcześniej i zaczaiłam się w pobliżu przedszkola, tak żeby mnie nie zauważyli.
Zobaczyłam, jak wychodzą razem z budynku. Gabriel trzymał naszego syna za rękę, a Antek podskakiwał wesoło i o czymś opowiadał. Ruszyłam za nimi w odległości, która dawała mi pewność, że mnie nie zobaczą. Weszli do parku i ruszyli w stronę placu zabaw. Ukryłam się za drzewami, starając się nie myśleć, jak idiotycznie to wszystko wygląda. Ale nie potrafiłam po prostu wrócić do domu. Musiałam wiedzieć.
Musiałam poznać prawdę
Z daleka widziałam, jak Gabriel wita się z jakąś kobietą. Jasne włosy, okulary przeciwsłoneczne, wyglądała na taką, która lubi mieć wszystko poukładane. Nie znałam jej. Rozmawiali chwilę, potem zaczęli się śmiać. Ona poprawiła włosy, on coś powiedział i lekko dotknął jej ramienia. Zrobiło mi się gorąco.
Antoś biegał niedaleko z kolegami i piłką, a ja schowałam się za drzewem. Nie słyszałam wszystkiego, ale fragment zdania dotarł do mnie tak wyraźnie, że nie miałam wątpliwości, co słyszę.
– A twoja żona? – zapytała ona.
– Daj spokój, to długa historia. Wychowuję syna sam – odpowiedział mój mąż zupełnie spokojnie.
Stałam jak sparaliżowana. To nie był żart. Powiedział to tak, jakby nigdy mnie nie było, jakby nasza wspólna historia – ślub, poród, sprzeczki, śmiech – to wszystko nie miało żadnego znaczenia.
Wróciłam do domu prawie biegiem. Weszłam do łazienki i spojrzałam na siebie w lustrze. W głowie miałam tylko jedną myśl: on mnie zwyczajnie usunął ze swojego życia, wyciął, jak fragment zdjęcia, zostawiając tylko siebie i dziecko. Nie zdradził mnie ciałem, ale czymś znacznie gorszym – świadomością. Stałam się dla niego kimś zbędnym, o kim mówiło się w czasie przeszłym.
Udawał rozwodnika
Nie mogłam czekać, aż on zupełnie przejmie tę grę, którą już zaczął. Byłam kilka ruchów za nim, ale miałam jeszcze szansę wygrać. Własne życie wymknęło mi się spod kontroli, a ja udawałam, że wszystko jest w porządku, byle tylko się nie rozpaść.
Mogłam zapytać go wprost, ale to byłoby zwyczajnie głupie. Przecież on się wyprze, obróci to w żart, nazwie mnie przewrażliwioną i znowu ja będę tą, która robi problemy.
Nie chciałam robić przy dziecku żadnych scen, wrzasków czy dramatów. Podeszłam do tego metodycznie, jak do wszystkiego, co robiłam, kiedy emocje zaczynały przejmować nade mną kontrolę. Wiedziałam, że jeśli teraz nie postawię granicy, to się skończy naprawdę bardzo źle.
Zaczęłam od walizki Antosia. Spakowałam jego ubranka i ulubione rzeczy – kocyk i zabawki, które brał zawsze, gdy spał poza domem. Chciałam, żeby syn pomyślał, że to wakacje, a mąż dostał solidną nauczkę za swoje głupie zachowanie.
Spakowałam też swoją walizkę i obie postawiłam w kącie w przedpokoju. Potem usiadłam na kanapie i czekałam, aż obaj wrócą ze spaceru. Jakieś pół godziny później trzasnęły drzwi i z przedpokoju dobiegł mnie głos Gabriela:
– Hej, już jesteśmy! Antek zaraz zaśnie na stojąco, taki jest zmęczony. Było super, chłopaki nieźle dokazywali…
Miałam już dosyć
Nie powiedziałam ani słowa, tylko w milczeniu stanęłam w korytarzu. Mąż zauważył moją zaciętą minę.
– Co ty robisz? – zapytał, patrząc na stojące w kącie torby.
– Spakowałam rzeczy swoje i Antka. Wyjeżdżamy – odpowiedziałam spokojnie.
– Co? Jak to? Dokąd wyjeżdżacie?
– Jak najdalej od ciebie. Skoro naopowiadałeś matkom na placu zabaw historię o naszym rozwodzie, to ja pomogę ci ją wprowadzić w życie. Rozwodzimy się.
Na jego twarzy odmalowało się coś między niedowierzaniem a złością. Antoś stał za nim i trzymał się kurczowo jego nogi.
– Poczekaj, co ty mówisz? – próbował się uśmiechnąć, ale zupełnie mu to nie wyszło. – O co chodzi? Możemy porozmawiać?
– Nie, dzisiaj nie. Zastanów się nad swoim zachowaniem, a my wychodzimy.
Złapałam syna za rękę, w drugą rękę wzięłam walizkę i podeszłam do drzwi. Gabriel nie powiedział nic więcej. Zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Helena, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój chłopak nie chodził do szklarni, by zbierać pomidory malinowe. Przez 1 osobę sam czerwienił się jak burak”
- „Rzuciłam wszystko dla chłopaka z internetu. Miał mnie nosić na rękach, a zamiast tego do domu wracam na tarczy”
- „Wystroiłam się, by zaimponować mężowi, a on mnie upokorzył. Nie wie, że moja przemiana to nie jest jedyna niespodzianka”