Reklama

Kiedy Adam, oznajmił mi, że zupełnie poważnie myśli o wyjeździe za granicę, mój świat w pewnym sensie się zawalił. W końcu tu, w Polsce, miałam rodzinę i przyjaciół. Tutaj był mój prawdziwy dom.

Reklama

– Niby jak ty to sobie wyobrażasz? – zapytałam go kompletnie zaskoczona.

– Normalnie: pakujemy się, wsiadamy do samolotu i zaczynamy wszystko od nowa – powiedział takim tonem, jakby to było najprostszą rzeczą na świecie.

W jednej chwili okazało się, że nie znałam własnego męża. Nie przypuszczałabym nigdy, że zdecyduje się na taki krok!

– Mamy małe dziecko, to nie będzie takie łatwe – powiedziałam niepewnie.

Zobacz także

Nie wyobrażałam sobie tak dużej zmiany w naszym ustabilizowanym życiu. Adam pracował jako lekarz, a ja od ponad dwóch lat byłam na urlopie wychowawczym. Moim zdaniem, nie mieliśmy na co narzekać. Żyliśmy jak tysiące innych młodych małżeństw. Może i czasem ledwo wiązaliśmy koniec z końcem, ratując się kredytami i pożyczkami u rodziny, ale ciągle razem pchaliśmy ten wózek.
Wydawało mi się, że byliśmy oboje tak samo szczęśliwi i zadowoleni z tego, co mamy: małej kawalerki, starego samochodu i tej naszej małej rodzinnej stabilizacji.

Lubiłam swoje życie. Chwile, kiedy zmęczony po dyżurze Adam wsuwał się pod kołdrę, a ja całowałam go w policzek, niedzielne obiady u rodziców i zakupy z listą najpotrzebniejszych sprawunków. Nie narzekałam, bo miałam u swojego boku mężczyznę, którego kochałam i niepotrzebne mi były do szczęścia ani sukienki, ani drogie buty. Moje wymagania nie były duże. Chciałam żyć zwyczajnie, skromnie. Za to mój mąż miał najwyraźniej większe aspiracje...

– W tym kraju nigdy do niczego nie dojdziemy – zakończył rozmowę, a ja zrozumiałam, że klamka zapadła, bo mój mąż podjął decyzję za nas oboje.

Kochałam go i bardzo mu ufałam, dlatego dłużej nie oponowałam. Tym bardziej że wszyscy pochwalali jego pomysł. Uważali, że wyjazd za granicę to jedyny sposób, by zarobić przyzwoite pieniądze.

Praca za takie pieniądze? Nie w naszym kraju!

– Nie będziesz żałowała – zapewniała koleżanka, która od paru lat mieszkała w Anglii i była bardzo zadowolona.

„W sumie, może to nam nawet wyjdzie na dobre” – pomyślałam wtedy. Jestem osobą, która nie boi się zmian, a taki wyjazd dawał mi możliwość poznania czegoś nowego. W dodatku miałam nadzieję, że kiedy Maja trochę podrośnie, znajdę tam dla siebie jakieś fajne zajęcie. Nie tylko dobrze znam angielski, ale też miałam zupełnie niezły fach w ręku. Byłam optykiem i po cichu liczyłam, że uda mi się znaleźć pracę w zawodzie.

– Może faktycznie na dobre nam to wyjdzie – pocałowałam Adama i już w myślach planowałam całą przeprowadzkę.

„Gdzie ty Kaj, tam ja Kaja” – pomyślałam sobie i uśmiechnęłam się.

Wszystko poszło nadspodziewanie sprawnie. Bez żalu się spakowałam, a gdy w walizkach nie było już miejsca, resztę po prostu zostawiłam. Maja dobrze zniosła swoją pierwszą podróż samolotem. Wynajęliśmy małe mieszkanko na przedmieściach Londynu. Do centrum był bardzo dobry dojazd, a podróż zajmowała niecałą godzinę. Adam od razu znalazł nieźle płatną pracę w szpitalu. Miał rację: tu zupełnie inaczej traktowało się lekarzy i ich wynagradzało. W naszym kraju nie byłoby to możliwe...

Powoli zaczynałam myśleć o domku z ogródkiem

Dni mijały nam bez większych wstrząsów i rewolucji, może trochę dzięki temu, że tak szybko zaaklimatyzowałam się w nowym miejscu. Nie narzekałam na nic, wręcz przeciwnie – wszystko mi się tu podobało. Nawet deszczowa pogoda. Tak już mam. Wszędzie gdzie jestem, niemal od razu czuję się jak w domu.

– Z tobą nigdy nie ma kłopotu – cieszył się mąż, widząc jak dobrze sobie radzę.

Kiedy po kilku miesiącach pobytu w Londynie, zapisałam Maję do przedszkola, zaczęłam rozglądać się za jakąś pracą. Nie chciałam, żeby Adam był jedynym żywicielem rodziny, w dodatku ciągnęło mnie do ludzi. Początkowo zatrudniłam się na pół etatu w małym zakładzie optycznym w centrum miasta. Z szefem umówiłam się, że jak tylko będę gotowa, zatrudni mnie w pełnym wymiarze godzin. Adam był bardzo zadowolony. W końcu dzięki moim pieniądzom nasza sytuacja finansowa jeszcze się polepszyła.

Powoli zaczynałam myśleć o wynajęciu czegoś większego, na przykład domu z ogródkiem, gdzie sadziłabym piękne kwiaty, i robiła grilla dla znajomych. Nie chciałam na początku wtajemniczać w te plany Adama, bo musiałam mieć pewność, że faktycznie będzie nas na to stać, a to było zależne od tego, czy podpiszę umowę na cały etat.

Dlaczego wcześniej nie postawił sprawy jasno?

W końcu nadszedł ten dzień. Miałam pracę w pełnym wymiarze godzin, a w związku z tym, co miesiąc, pokaźną sumkę na koncie. Teraz byłam wreszcie gotowa do rozmowy o nowym domu! Jednak kiedy powiedziałam o moim pomyśle Adamowi, nie był zadowolony.

– Nie mam zamiaru zostawać tutaj na stałe, a ty widzę już planujesz zapuszczanie korzeni – syknął poirytowany.

Nic z tego nie rozumiałam. Najpierw ciągnie mnie do Anglii, kompletnie wywracając nasze życie do góry nogami, a teraz, kiedy wszystko idzie tak dobrze, mówi że nigdy nie myślał o pozostaniu tu na stałe!

– Ależ świetnie nam się powodzi! – zawołałam. – Poza tym pomyśl o Mai. Jeśli tu zostaniemy, będzie miała tysiąc razy lepszy start w życiu, niż dzieci w Polsce.

Adam jednak jasno dał mi do zrozumienia, że mało go obchodzi, co myślę. Znowu postawił mnie przed faktem dokonanym. Nie ukrywał, że jak tylko zarobi odpowiednią sumę, chce wracać do naszego rodzinnego Wrocławia. Dlaczego wcześniej nie postawił sprawy jasno? Kompletnie mi się to nie podobało. Tu,
w Anglii, czułam się już niemal jak u siebie. Miałam dobrą pracę, o jakiej w Polsce mogłabym tylko pomarzyć. Nie chciałam wracać. Liczyłam, że Adam zmieni zdanie.

– Powiedziałem ci już, co zrobimy. I koniec dyskusji – burknął, kiedy próbowałam z nim o tym porozmawiać.

Przepłakałam wiele nocy, bo bałam się, że różne opinie na ten temat nieuchronnie doprowadzą do naszego rozstania, a bardzo tego nie chciałam. Kochałam męża i nie wyobrażałam sobie życia bez niego, jednak za nic nie chciałam wracać do Wrocławia. Jedyne, co mnie tam czekało, to comiesięczne wizyty w pośredniaku, albo praca za dużo mniej niż średnia krajowa. Nie chciałam takiego życia!

Każde próbuje przeciągnąć linę na swoją stronę

– Nic nie rozumiesz! – powiedział mi pewnego dnia mój mąż. – Myślałem, że będę potrafił tak żyć, ale ciągle czuję się jak obywatel drugiej kategorii. Jestem obcokrajowcem, który przyjechał tu dla chleba. I właśnie tak się czuję każdego dnia! Ten wyjazd to była zwyczajna pomyłka!

Owszem, było mi go żal. Doskonale wiedziałam, co czuje, ale musiałam też myśleć o sobie. Ja w Anglii znalazłam swój drugi dom i chociaż początkowo robiłam dobrą minę do złej gry – nie miałam przecież pojęcia, co mnie tu czeka – teraz nie wyobrażałam sobie powrotu do Polski.

– Nie wrócę do Wrocławia i koniec kropka – powiedziałam zdecydowanie, czym bardzo zaskoczyłam Adama, który liczył na to, że w końcu mnie przekona.

– Jak to nie wrócisz?! – zawołał.

– Mam tutaj świetną pracę, a Maja ma swoje koleżanki w przedszkolu. Nie widzę powodu do powrotu – wyjaśniłam mężowi spokojnie, ale stanowczo.

Adam popatrzył na mnie ze smutkiem. Zdał sobie chyba sprawę, że sam na siebie ukręcił ten bicz, namawiając nas kilkanaście miesięcy temu na przyjazd tutaj.

– To był fatalny pomysł – westchnął ciężko, a mnie zrobiło się go żal.

Może wkrótce znajdziemy odpowiedź

Po miesiącu wrócił do Polski, nie zważając na moje błagania. Choć rozstaliśmy się w gniewie, teraz codziennie rozmawiamy na Skypie. Często oboje płaczemy przed monitorem komputera. On prosi, żebym wróciła z Mają, bo nie może bez nas żyć, ja – żeby przyleciał do nas i spróbował tu szczęścia jeszcze raz.

Nie wiem, jak potoczą się losy naszego małżeństwa. Na razie każde próbuje przeciągnąć linę na swoją stronę, a dla związku nie rokuje to dobrze. W końcu jedno będzie musiało ustąpić, albo podjąć decyzję o rozstaniu się na dobre. Ostatnio awansowałam na stanowisko kierowniczki salonu. Adam chwali się, że dostał propozycję pracy za lepsze pieniądze... Oboje coraz silniej wiążemy się z miejscem, w którym jesteśmy. Co zwycięży: wizja świata któregoś z nas, czy miłość, którą przecież oboje czujemy. Dzisiaj jeszcze tego nie wiem. Może wkrótce znajdziemy odpowiedź.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama