Reklama

Od pięciu lat jestem żoną Marka. Mamy dwuletniego synka, Olka – całe moje życie. Po macierzyńskim wróciłam do pracy na pół etatu, ale codzienność i tak mnie przytłacza. Wieczne niedospanie, niekończące się obowiązki, życie rozplanowane co do minuty. Marek pracuje dużo, coraz więcej. Wcześniej byliśmy blisko – wygłupy w kuchni, wieczorne rozmowy w łóżku. Teraz? Mijamy się. On wraca późno, zmęczony, zamyka się w sobie. Jakby już nie było nas.

Reklama

Zdecydowaliśmy się zatrudnić nianię – dla mnie to była konieczność, dla Marka kaprys, do którego musiałam go przekonać. Klaudia – młoda, pogodna studentka, z doświadczeniem i dobrymi opiniami. Na początku pomyślałam: „Boże, co za ulga”. Wreszcie mogłam się napić kawy, wyjść na chwilę sama. Ale Marek był dziwnie powściągliwy. Jakby już od początku coś mu nie pasowało. Albo właśnie – pasowało za bardzo. Pierwszego dnia Klaudia uśmiechnęła się do mnie z zapałem, a do Marka – jakoś tak... subtelnie inaczej. Wtedy to zignorowałam. Bo przecież kto by podejrzewał...

Coś nie dawało mi spokoju

Na początku wszystko wydawało się normalne. Klaudia spędzała czas z Olkiem, bawiła się z nim, czytała mu książeczki. A ja, choć zmęczona, czułam, że wreszcie mam trochę oddechu. Szybko jednak zaczęłam zauważać drobiazgi, które nie dawały mi spokoju. Któregoś wieczoru wróciłam wcześniej i zobaczyłam, jak Marek stoi w kuchni, oparty o blat, a Klaudia śmieje się z jego żartu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to spojrzenie. To jedno, dłuższe niż wypadało. Zrobiło mi się gorąco.

– Marek, możemy pogadać? – zapytałam później, kiedy Klaudia już wyszła.

– O czym? – rzucił obojętnie, nie odrywając wzroku od telefonu.

– O nas. O tym, że jesteś ostatnio nieobecny, że nie rozmawiamy.

Westchnął.

– Anka, przesadzasz. Jestem zmęczony, pracuję od rana do nocy. Zamiast mnie wspierać, robisz afery.

Poczułam się, jakby uderzył mnie w twarz. Zamiast rozmowy – zarzut, że dramatyzuję. Tej samej nocy zadzwoniłam do Ewy, mojej przyjaciółki. Opowiedziałam jej o tych spojrzeniach, o tym, że Marek unika dotyku, że zawsze ma wymówkę, żeby zostać dłużej w pracy.

– Może naprawdę jest przepracowany – powiedziała łagodnie. – Ale Anka, nie daj się zwariować. Słuchaj intuicji. Jeśli coś ci nie pasuje, to znaczy, że coś się dzieje.

Leżałam potem w łóżku obok Marka, patrząc w sufit. On spał, a ja czułam, że pierwszy raz od lat nie jestem pewna, czy mogę mu ufać. W mojej głowie pojawiła się myśl, którą bałam się nazwać. A co jeśli... oni?

Znalazłam koronkową bieliznę

Coraz częściej czułam się jak wariatka. Z jednej strony chciałam wierzyć, że Marek po prostu jest przemęczony. Z drugiej – miałam wrażenie, że coś wymyka się spod kontroli. Próbowałam znaleźć dowód. Zdarzało mi się przeszukiwać jego telefon, gdy brał prysznic. Nic. Zero wiadomości, żadnych zdjęć. Jakby był krystalicznie czysty. A jednak serce biło mi szybciej, gdy widziałam, jak Klaudia uśmiecha się, kiedy Marek wraca do domu. Pewnego dnia, sprzątając łazienkę, zauważyłam w koszu na pranie coś, co zmroziło mi krew. Koronkowa bielizna. Czarna, wyzywająca. Nie moja. Stałam nad koszem jak sparaliżowana, trzymając ją w dłoniach. Kiedy Klaudia przyszła następnego dnia, zapytałam:

– Zgubiłaś coś w łazience?

– Nie rozumiem – odparła chłodno, unosząc brew.

– Bieliznę. Znalazłam.

– To chyba oczywiste, że nie moja. – Wzruszyła ramionami i poszła do Olka, jakby rozmowa w ogóle się nie wydarzyła.

Wieczorem, podczas kolacji, nie wytrzymałam.

– Marek, chcesz mi coś powiedzieć? – spytałam, stukając widelcem o talerz.

– Co znowu? – spojrzał na mnie z irytacją.

– Bielizna w naszej łazience. Nie moja.

– Na litość boską, Anka! Może sprzątaczka coś zostawiła? – warknął. – Ty naprawdę masz obsesję!

Krzyczałam, że kłamie, że traktuje mnie jak idiotkę. On złościł się coraz bardziej. W końcu trzasnął drzwiami i wyszedł. Zostałam sama, z roztrzęsionymi dłońmi i poczuciem, że grunt usuwa mi się spod nóg.

Punkt kulminacyjny

Wracałam tamtego dnia wcześniej z pracy, bo szefowa odwołała spotkanie. Weszłam do domu cicho, z myślą, że zaskoczę Olka i Klaudię, ale to, co zobaczyłam, nie mieści się w głowie. Drzwi do sypialni były uchylone. Pchnęłam je lekko i serce stanęło mi w gardle. Marek – mój mąż – półnagi, a obok niego Klaudia, w samym staniku, ich ciała splątane. W jednej sekundzie wszystko się rozpadło.

– Marek! – krzyknęłam tak, że aż podskoczyli. Klaudia zerwała się i bez słowa wybiegła z pokoju, a on… stał jak idiota, z opuszczoną głową.

Zamknęłam się w łazience i zaczęłam walić pięściami w kafelki.

– Jak mogłeś?! – wrzeszczałam, kiedy dobijał się do drzwi. Myślałam, że go rozszarpię. – W moim domu, w naszym łóżku! Gdy moje dziecko jest obok?!

– Anka, posłuchaj… – głos mu się łamał. – To się po prostu stało. Nie planowałem…

– „Po prostu stało”?! – prychnęłam przez łzy. – Zdradziłeś mnie z dziewczyną, której płacę za opiekę nad naszym dzieckiem!

Cisza. Słyszałam tylko jego ciężki oddech po drugiej stronie drzwi.

– Kocham cię – wyszeptał w końcu. – To był cholerny błąd.

Chciałam go zabić i przytulić jednocześnie, ale nie mogłam na niego spojrzeć. Kiedy w końcu wyszłam, Marek siedział na podłodze, blady, jakby ktoś wyssał z niego życie. Nie podniosłam nawet wzroku. Minęłam go i poszłam do Olka, który bawił się w salonie, niczego nieświadomy. Świat mi runął.

Płakałam w nocy po cichu

Po tamtym dniu wszystko się zmieniło. Dom, który miał być azylem, stał się więzieniem. Chodziłam po nim nocami jak duch, nie mogąc zasnąć. Płakałam po cichu, żeby nie obudzić Olka. Nie jadłam, nie miałam siły. Marek próbował ze mną rozmawiać, ale ja milczałam. Jego obecność bolała bardziej niż nieobecność. Ewa przyszła któregoś popołudnia. Zobaczyła mnie roztrzęsioną, z pustym spojrzeniem.

– Musisz coś z tym zrobić, Anka – powiedziała, ściskając moją dłoń.

– Nie wiem jak. Boję się, że rozpadnie się nasza rodzina. Boję się, że Olek będzie cierpiał.

– On już cierpi – przerwała. – Dzieci wyczuwają wszystko. Masz prawo odejść. Nie możesz zostać tylko dla pozorów.

Wieczorem Marek znów spróbował.

– To nic nie znaczyło – powiedział, stojąc w drzwiach kuchni. – Ona… to był moment, głupota. Tylko ty się dla mnie liczysz.

Nie odpowiedziałam. Kroiłam marchewkę, jakby każde uderzenie noża o deskę miało mi pomóc nie wybuchnąć. Zauważyłam, że Olek zaczął się jąkać. Mówił mniej chętnie, patrzył na mnie z niepokojem, jakby bał się, że zaraz się rozpłaczę. To bolało mnie najbardziej. Patrzyłam na Marka i nie widziałam już męża, tylko obcego człowieka. Obcego, który roztrzaskał moje życie jednym gestem.

Całe ciało drżało mi z wściekłości

Spotkałam ją przypadkiem, w kawiarni na rogu. Siedziała z książką, ubrana modnie, spokojna jakby nic się nie wydarzyło. Serce mi waliło, ale podeszłam.

– Możemy porozmawiać? – spytałam chłodno.

Unosząc wzrok, uśmiechnęła się lekko, bez cienia skruchy.

– Proszę bardzo.

Usiadłam naprzeciwko niej, zaciskając dłonie na filiżance.

Zniszczyłaś moje małżeństwo – wyrzuciłam z siebie.

– Niech pani nie przesadza – odparła spokojnie. – To pani mąż przyszedł do mnie. Ja go do niczego nie zmuszałam.

– Ty byłaś w moim domu! Pod moim dachem, z moim dzieckiem… – głos mi się załamał.

Klaudia wzruszyła ramionami. – To nie ja składałam pani przysięgę. To on. Jeśli kogoś chce pani obwiniać, to jego.

Zatkało mnie. Spodziewałam się tłumaczeń, może przeprosin, ale nie tej bezczelnej szczerości.

– To nie było planowane – dodała jeszcze. – Zdarzyło się spontanicznie, ale nie żałuję.

Poczułam, jak wewnętrzny ból zmienia się w gniew.

– Nie żałujesz? – syknęłam. – Przez was moje życie się zawaliło. Mój syn cierpi, ja nie mam już niczego. A ty siedzisz tu i mówisz, że to się „zdarzyło”?

Spojrzała na mnie spokojnie, jakby oceniał mnie egzaminator.

– Może powinnaś podziękować. Lepiej dowiedzieć się prawdy teraz niż żyć latami w złudzeniach.

Wstałam gwałtownie. Całe ciało drżało mi z wściekłości. Nie odpowiedziałam już nic. Wyszłam, trzaskając drzwiami kawiarni, ale po raz pierwszy od dawna poczułam, że gniew daje mi siłę.

Nie potrafiłam mu wybaczyć

Spakowałam kilka walizek i razem z Olkiem wyprowadziłam się do mamy. Patrzyła na mnie z troską, nie pytała o szczegóły – wiedziała wystarczająco dużo. U niej w domu było ciasno, ale czułam spokój, którego tak bardzo mi brakowało. Olek szybko odżył. Przestał się jąkać, znów śmiał się głośno, biegał po podwórku. Patrząc na niego, miałam wrażenie, że może jeszcze wszystko będzie dobrze – choć inaczej, niż planowałam.

Marek dzwonił, pisał, przychodził. Prosił o rozmowę. Raz usłyszałam przez telefon:

– Kocham cię, Anka. Błagam, daj mi szansę.

Ale nie umiałam odpowiedzieć. W moim sercu coś pękło i choć tęskniłam, nie potrafiłam mu wybaczyć.

Anna, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama