„Mąż nie ma matury i nie błyszczy inteligencją. Nie zabieram go do ludzi, bo wstyd mi za to, co mówi”
„Coś we mnie wtedy pękło. Niby wiedziałam, że internet potrafi być okrutny. Zamiast go bronić, poczułam… wstyd. Powiedziałam tylko, że chyba nie warto go więcej pokazywać. On skinął głową, a ja… poczułam ulgę”.

- Redakcja
Jestem – nie bójmy się tego słowa – influencerką. Mój content śledzi ponad dwieście tysięcy osób. To nie przyszło znikąd – za tymi liczbami stoi kilka lat ciężkiej pracy, nieprzespanych nocy, strategii i samozaparcia. Mam uporządkowany wizerunek, przemyślaną strategię, zdjęcia z sesji i dobrze dobrane cytaty. Ale nie zawsze taka byłam. Kiedy zaczynałam, nie miałam nic – oprócz Mirka, jedynego człowieka, który wierzył we mnie bardziej niż ja sama.
Mirek to hydraulik z krwi i kości. Prostolinijny, serdeczny, z wiejskim akcentem i niekończącym się repertuarem dowcipów. Pracował fizycznie, zawsze wracał do domu z brudnymi dłońmi i… z sercem na dłoni. Codziennie rano przynosił mi kawę do łóżka, a wieczorem czekał z herbatą. Na początku mojej kariery to właśnie on był moim operatorem – trzymał telefon, ustawiał statyw. Ale potem… coś się zmieniło. Pamiętam to dokładnie. Wrzesień, środek tygodnia. Pokazałam męża na nagraniu, które zamieściłam na moim profilu – jak wraca z pracy, z uśmiechem i torbą z narzędziami. Myślałam, że to będzie urocze. Że ludzie zobaczą, jaki mam normalny dom, prawdziwego partnera. Wrzuciłam nagranie bez filtrów, bez montażu. Tylko ja i on. Godzinę później przyszły wiadomości. Dziesiątki.
– „Boże, kto to?”,
– „Nie pasuje do ciebie w ogóle”,
– „Twój tata?”,
– „OMG, serio z nim jesteś?”,
– „Ale żenada...”,
– „On wygląda, jakby montował kabiny prysznicowe w PRL-u”.
Czytałam, parząc się gorącą kawą, z każdym kolejnym komentarzem coraz bardziej zamarzając. Coś we mnie wtedy pękło. Niby wiedziałam, że internet potrafi być okrutny. Ale nie byłam gotowa na to, że zawstydzą… mojego męża. Moją najbliższą osobę. I że ja, zamiast go bronić, poczułam… wstyd. Nie powiedziałam mu o tych wiadomościach. Powiedziałam tylko, że chyba nie warto go więcej pokazywać. On skinął głową, a ja… poczułam ulgę. I jednocześnie – coś bardzo, bardzo niepokojącego.
Zrobiło mi się gorąco
–Poczekaj chwilę, tylko dogram końcówkę – powiedziałam, ustawiając statyw w kuchni.
Zawsze lubiłam nagrywać tam moje filmiki – światło było dobre, a blaty z jasnego drewna dawały ciepły efekt. Tym razem miałam w planie odcinek o tym, jak ustalać granice w związku. Gdy mówiłam, Mirek wszedł do kuchni w poplamionym podkoszulku, z chlebem i nożem w rękach. Nie zauważył, że już nagrywam.
– Kochanie, chcesz kanapkę? – zapytał, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, podszedł do zlewu, zapalił światło i zaczął szukać szynki w lodówce.
Zamarłam. Wideo poszło na żywo. W komentarzach już pojawiły się pierwsze reakcje.
– O nie, znowu ten jej chłop – napisała jakaś Ewelina.
– Zajmuje się psychologią, a ma w domu wujka Mietka – dodał ktoś inny.
Zrobiło mi się gorąco. Wyłączyłam nagranie i z nerwów stuknęłam statywem o blat.
– Mówiłam ci, żebyś nie wchodził, jak nagrywam.
– Ale ja tylko… Nie wiedziałem, że jesteś już na żywo.
– No właśnie. Prosiłam. To ważne dla mnie.
Spojrzał na mnie z mieszaniną zdziwienia i jakiejś cichej rezygnacji. Usiadł przy stole i wbił wzrok w blat.
– Nie pasuję ci już, co?
– To nie tak… Po prostu ludzie są okrutni w sieci. Komentują wszystko. Czepiają się.
– Ale to przecież ja. Twój mąż. Jak mam być częścią twojego życia, skoro nie mogę nawet przejść obok?
Zamknęłam oczy. Miał rację, ale nie chciałam tego usłyszeć. Usprawiedliwiałam się w myślach – robiłam to dla naszej przyszłości, dla pieniędzy, dla zasięgów. Dla profesjonalizmu. Przecież influencerka powinna mieć estetyczny przekaz, a nie faceta w roboczym ubraniu w tle.
– Po prostu… nie komentuj nic, dobrze? I staraj się nie wchodzić w kadr. Dla świętego spokoju.
Skinął głową. Wstał od stołu, odłożył kanapkę, której nawet nie tknął i wyszedł z kuchni bez słowa. Z dnia na dzień przestał zadawać mi pytania o podcasty. Nie mówił, że coś mu się podobało. Nie komentował relacji. Po prostu... milczał. Coraz częściej siedział w salonie, patrząc w telewizor, który grał jakby tylko dla towarzystwa. I ja też milczałam, choć serce mi pękało.
Zdradziłam męża
Zwykle to była nasza pora. Kolacja, herbaty, śmiechy. Ale teraz tylko staliśmy po dwóch stronach kuchni, jakbyśmy byli obcymi ludźmi.
– Pogadamy? – spytałam cicho, nalewając wodę do czajnika.
– O czym? O tym, że mnie nie ma?
Odwrócił się, sięgnął po talerz, ale niczego na niego nie położył. Wzrok wbity w blat.
– To nie tak...
– Dokładnie tak. I wiesz co? Nie musisz się już starać. Już mnie naprawdę nie ma.
Chciałam coś powiedzieć, zatrzymać go, ale nie wiedziałam co. W głowie miałam setki argumentów, które brzmiały teraz jak puste frazesy. Żaden nie pasował do tej chwili. Kiedyś Mirek był wszędzie – w moich opowieściach, zdjęciach, wspomnieniach. Teraz znikał po kawałku. A ja nawet nie zapytałam, czy mu zimno w tej pustce, którą zostawiłam.
Znalazłam je rano, między koszem z owocami a rachunkiem za prąd. Papiery rozwodowe. Bez rozmowy, bez zapowiedzi. Po prostu zostawił je na stole, obok kubka, z którego zawsze pił kawę. Usiadłam. Patrzyłam na te kartki, jakby miały same zniknąć. Czekałam, aż coś wybuchnie – kłótnia, płacz, cokolwiek. Ale była tylko cisza. Przypomniałam sobie wieczory, gdy Mirek siedział sam, a ja wyginałam się do kamery, uśmiechnięta, idealna. Przypomniałam sobie komentarze: „Co to za gość?”, „Twój wujek?”, „On serio istnieje?”. Udawałam, że mnie to nie rusza, ale przecież usunęłam story, zablokowałam paru komentujących, a potem już nigdy nie pokazałam Mirka. Z każdą współpracą, z każdą nową sesją on był dalej. A ja... byłam coraz bliżej ludzi, których nawet nie znałam. Śmiałam się do ekranu, kiedy on siedział metr obok i nie mówił już nic. Wtedy zrozumiałam. Nie zdradziłam go z innym mężczyzną. Zdradziłam go z publicznością.
Było mi źle
Tydzień później pojechałam do jego rodziców. Wsiadłam w auto bez śniadania, z nadzieją, że może jeszcze nie wszystko stracone. Drzwi otworzyła jego siostra, Basia. Była w dresie, z rozwianymi włosami i spojrzeniem, którego nie zapomnę.
– Po co tu przyjechałaś?
– Szukam Mirka. Nie odbiera. Zostawił papiery...
Zamilkłam. Patrzyła na mnie długo.
– On nie chce z tobą rozmawiać.
– Ale... może chociaż...
– On bardzo to przeżył – przerwała mi. – Tylko nie mówił. Mówił tylko jedno zdanie. W kółko.
– Jakie?
– „Karolina to teraz inny świat. Tam nie ma miejsca dla mnie”.
Nie odpowiedziałam. Wyszłam. Jechałam z powrotem w milczeniu, bez łez, bez muzyki. Pierwszy raz od dawna nie miałam nic do powiedzenia nawet do siebie.
Głos mi się załamał
Usiadłam przed kamerą. Miał to być live o autentyczności w relacjach. Temat miesiąca. Zaplanowany z wyprzedzeniem, wspierany reklamą. Włączyłam lampy, mikrofon, aparat. I zamarłam.
– Cześć kochani – powiedziałam. – Dzisiaj porozmawiamy o...
Głos mi się załamał. Spojrzałam w obiektyw, ale nie widziałam nic. Tylko własne odbicie. Zamiast mówić, wyłączyłam nagranie. Zdjęłam słuchawki, zgasiłam światło. Spojrzałam na stare zdjęcie – ja i Mirek, na tarasie, z kubkami w dłoniach. Zdjęcie, które kiedyś usunęłam z profilu, bo nie pasowało do estetyki. Teraz wyglądało jak wyrzut sumienia. Wieczorem zadzwoniła do mnie przyjaciółka, Anka.
– Słyszałam, że Mirek się wyprowadził...
– Tak – odpowiedziałam krótko.
– Szkoda. W waszym związku to on był tym, który twardo stoi na ziemi, prawda?
Zamilkłam. Nie umiałam odpowiedzieć. Może tak. Może za późno, żeby cokolwiek zmienić.
Karolina, 37 lat
Czytaj także:
- „We mnie zakiełkowało nasionko, a w sercu mojego męża wątpliwości. Oskarżył mnie o najgorsze i wtedy się zaczęło”
- „Myślałam, że mogę ufać najbliższym, ale byłam naiwna. Przez tę obrzydliwą zdradę straciłam nie tylko męża”
- „Zaplanowałam wesele bez dzieci, bo nie chciałam ryków i marudzenia. To rodzice okazali się jednak największymi bobasami”