Reklama

Kiedyś było inaczej. Kładliśmy się razem na kanapie, przykrywaliśmy jednym kocem i gadaliśmy, śmialiśmy się z byle czego. Kiedy Tomek mnie obejmował, to nie z przyzwyczajenia, tylko dlatego, że naprawdę chciał. A ja chciałam, żeby mnie przytulał. Ale z czasem to wszystko jakoś zgasło.

Reklama

Nie wydarzyło się nic dramatycznego. Żadna zdrada, żadna wielka kłótnia. Po prostu zaczęliśmy żyć obok siebie. On pracował za dużo, ja próbowałam jakoś ten dom sklejać. Pranie, zakupy, gotowanie, rachunki. Tylko nikt mnie już nie pytał, jak się czuję. Może i ja przestałam pytać. Od miesięcy nie czuję się kochana. I nie chodzi o seks, chociaż o to też. Nie chcę mówić, że on mnie nie kocha. Tomek chyba po prostu zapomniał, jak to się robi.

Ten wyjazd był dla mnie jak oddech po długim zanurzeniu. Wysiadłam z autobusu i pierwszą rzeczą, którą poczułam, było powietrze – rześkie, pachnące lasem i czymś jeszcze, jakby nowym początkiem. Wszyscy wokół śmiali się, wygłupiali, ktoś rzucił dowcip o tym, że logistyków wsadzili do pokoi najbliżej kuchni, żeby nie zabłądzili. Nie śmiałam się głośno, ale poczułam, że naprawdę jestem gdzieś indziej niż w domu.

Przydzielili mnie do pokoju z Asią z HR-u i jeszcze jedną dziewczyną, której prawie nie znałam. Rzuciłam torbę na łóżko i od razu poszłam na ognisko. Michał, chłopak z działu logistyki, którego znałam tylko z firmowego czatu, podał mi kubek grzanego wina i zapytał, czy wiem, że mam najpiękniejsze imię świata. Roześmiałam się z zakłopotania. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz ktoś powiedział mi coś miłego tylko po to, żeby sprawić mi przyjemność.

Nie cofnęłam się

Wieczór upłynął na śmiechach, rozmowach i ciepłym świetle ogniska. Michał cały czas kręcił się blisko, rzucał mi zaczepne spojrzenia i delikatne komentarze. Opowiadał o swoich wakacjach w Gruzji i o tym, że marzy mu się wycieczka kamperem po Skandynawii. Złapałam się na tym, że naprawdę go słucham. Że nie myślę o rachunkach, o tym, co trzeba jutro ugotować, ani o Tomku.

Później, już trochę po północy, poszliśmy się przejść. Wszyscy byli w domkach albo na sali z muzyką, a my zeszliśmy w stronę lasu. Michał mówił spokojnie, wolno. Spojrzał na mnie uważnie i powiedział:

– Masz takie smutne oczy. Jakbyś szukała czegoś, czego tu nie ma.

Zatrzymałam się. Nie miałam gotowej odpowiedzi. Przez chwilę po prostu patrzyłam przed siebie, a potem powiedziałam cicho:

– A jeśli to prawda?

– To może trzeba przestać szukać, a po prostu… być – odpowiedział i zrobił krok w moją stronę.

Pocałował mnie spokojnie. Nie gwałtownie, nie jak ktoś, kto chce coś wyrwać, tylko jak ktoś, kto pierwszy raz dotyka porcelany. A ja nie cofnęłam się. Nawet przez sekundę nie pomyślałam o konsekwencjach. Później, kiedy leżałam obok niego w niewygodnym łóżku z narzutą w leśny wzór, czułam się dziwnie lekko. Tak, jakby coś się odłączyło we mnie. Jakby jakaś zablokowana część w końcu się rozpięła.

To była chwila

Wróciłam do domu późnym popołudniem. Tomek otworzył mi drzwi w dresie, z kubkiem kawy w ręce. Jak zawsze.

– Dobrze się bawiłaś? – zapytał, odstawiając kubek na blat.

– Tak, było… inaczej – odpowiedziałam po chwili.

Nie zapytał, co znaczy „inaczej”. Przytulił mnie krótko i wrócił do komputera. A ja stałam w przedpokoju i nagle poczułam, że jestem zupełnie gdzie indziej niż on. Przez kolejne dni unikałam dotyku. Przeszkadzał mi jego zapach, jego ręka na moim ramieniu, pocałunek na dobranoc. Wszystko było jak przez szybę.

Tomek nie zauważył, a może nie chciał zauważyć. Ale ja widziałam każdą różnicę. W sobie.

Nie rozmawialiśmy o niczym ważnym. Pytania były coraz krótsze, odpowiedzi urywane. Gdy Tomek próbował się zbliżyć, robiłam krok w tył. Dosłownie i w przenośni. Kładł rękę na moim ramieniu, a ja napinałam się, jakby dotknął mnie ktoś obcy.

– Czy coś się stało? – zapytał pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy na kanapie.

– Nie wiem. Może po prostu… wszystko jest jak zwykle – powiedziałam.

Coś się zmieniło

Nie wiedziałam, co zrobić z tym, co nosiłam w sobie. Z jednej strony chciałam mu powiedzieć o wszystkim, a z drugiej bałam się. Nie tylko jego reakcji. Bałam się, że gdy powiem, wszystko się rozpadnie, a ja zostanę z czymś, czego wcale nie chciałam.

Nie dzwoniłam do Michała. Nie pisałam. Ale myślałam codziennie o tym, jak patrzył, jak mówił, jak się śmiał. Nie chodziło nawet o tamtą noc. Chodziło o to, jak się przy nim czułam.

Nasze dni wyglądały jak wcześniej. Praca, zakupy, kolacje. Udawaliśmy, że wszystko gra. Nawet zaczęliśmy znów oglądać seriale wieczorami, tak jak dawniej. Tylko że ja już nie potrafiłam w tym być naprawdę.

Kiedyś przy kolacji powiedział cicho:

– Nie całujesz mnie już tak jak kiedyś.

Zawiesiłam łyżkę nad talerzem. Nie uciekłam spojrzeniem. Milczałam przez chwilę, a potem wyszeptałam:

– Nie wiem, czy potrafię.

Nie zadał więcej pytań. A ja nie powiedziałam nic więcej.

Żyję z tajemnicą

Minęły miesiące. Nic się nie wydarzyło, a jednocześnie wydarzyło się wszystko. Nie powiedziałam Tomkowi o Micha­le. Nie krzyczałam, nie wyprowadziłam się, nie rozbiłam żadnych talerzy. Po prostu zaczęliśmy żyć obok siebie. Czasem się śmialiśmy. Czasem rozmawialiśmy. Czasem milczeliśmy przy śniadaniu, każde ze swoją gazetą, swoim telefonem.

Nie było już żadnych prób. Żadnych rozmów o „naprawie”, żadnych weekendów tylko we dwoje. Przestaliśmy się szukać. Codzienność toczyła się jak dawniej – poranna kawa, zakupy, rachunki, święta u teściów. Ale między nami było pusto. Nawet nie chłodno – pusto. Jakbyśmy byli tylko współlokatorami z długim wspólnym stażem.

Zdarzało się, że patrzyłam na niego, kiedy spał. I próbowałam sobie przypomnieć, jak to było, kiedy czekałam, aż wróci do domu. Kiedy jego pocałunek miał smak czułości, a nie rutyny. Ale nie potrafiłam. I to bolało mnie bardziej niż wszystko inne.

Zdrada była punktem zwrotnym. Ale nie końcem. Końcem było to, że przestaliśmy się szukać.

Ola, 39 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama