„Mąż nie odciął pępowiny, więc teściowie przejęli nad nami kontrolę. Przez intercyzę straciłam pieniądze i pół życia”
„Po ślubie wszystko wydawało się normalne. Jednak szybko zorientowałam się, że w naszym związku jest jeszcze ktoś. Z czasem zaczęłam czuć, że nasze małżeństwo traci fundament”.

- Redakcja
Często wracam myślami do dnia, w którym Adam poprosił mnie o rękę. Byliśmy w naszej ulubionej kawiarni. Tam właśnie klęknął przede mną z pierścionkiem. Ludzie dookoła zaczęli bić brawo. Byłam zbyt oszołomiona, żeby cokolwiek powiedzieć, ale w końcu wyszeptałam „tak”. Gdy mówił, że chce założyć rodzinę, że pragnie stabilnego życia, wierzyłam mu bezgranicznie.
Adam zawsze marzył o przejęciu rodzinnej firmy. Kiedy zapytał, czy mogłabym zrezygnować z kariery w marketingu, by pomóc mu w zarządzaniu biznesem, zgodziłam się bez wahania. Sądziłam, że razem możemy osiągnąć wszystko.
Sielanka skończyła się, kiedy do rozmów o ślubie włączyli się jego rodzice. Państwo Kosińscy od zawsze budzili we mnie mieszane uczucia. Byli uprzejmi, ale w ich uśmiechach było coś chłodnego, co sprawiało, że czułam się jak ktoś obcy.
– Musisz podpisać intercyzę – powiedział teść podczas jednej z pierwszych rozmów o ślubie.
Adam próbował złagodzić sytuację.
– Kochanie, to tylko formalność – mówił później w domu. – Rodzice chcą chronić firmę. Ale to nic nie zmienia, naprawdę.
Zgodziłam się. Nie chciałam, by ktokolwiek pomyślał, że zależy mi na pieniądzach, ale w głębi serca poczułam ukłucie niepokoju.
Zawsze będziesz kimś z zewnątrz
Po ślubie wszystko wydawało się normalne. Miałam wrażenie, że układamy wspólne życie dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Adam cieszył się każdą chwilą, a ja wierzyłam, że to, co zbudowaliśmy, jest naprawdę nasze.
Jednak szybko zorientowałam się, że w naszym związku jest jeszcze ktoś. Teściowie.
– Nie sądzisz, że ten kolor ścian jest zbyt ciemny? – pytała matka Adama podczas naszej wizyty w sklepie z farbami.
– Myślę, że jest idealny – odpowiedziałam bez wahania.
Teściowa spojrzała na Adama, jakby czekała na jego potwierdzenie.
– Może jednak mama ma rację – odparł.
Było to drobne wydarzenie, ale takich sytuacji było coraz więcej. Każda decyzja, którą powinniśmy podjąć, była najpierw omawiana z jego rodzicami.
– Czy też widzisz, co się dzieje? – zapytałam moją przyjaciółkę podczas jednego z naszych spotkań w kawiarni.
Ania spojrzała na mnie z troską.
– Oni cię nigdy nie zaakceptują. Dla nich zawsze będziesz kimś z zewnątrz – powiedziała, a jej słowa były jak cios.
– Mąż mnie kocha. Tego jestem pewna – odpowiedziałam, starając się, by mój głos zabrzmiał pewnie.
– To, czy on cię kocha, nie ma znaczenia, jeśli nie potrafi postawić cię na pierwszym miejscu – odparła surowo.
Nie chciałam, by miała rację, ale gdzieś w głębi wiedziałam, że to prawda.
Przestań dramatyzować
Z czasem zaczęłam czuć, że nasze małżeństwo traci fundament. Adam coraz więcej czasu spędzał w pracy, a nasze rozmowy stawały się coraz bardziej powierzchowne. Zamiast omawiać ważne tematy, rozmawialiśmy o tym, co kupić na obiad albo jaką trasą najlepiej ominąć korki.
Pewnego wieczoru postanowiłam poruszyć temat, który długo mnie dręczył.
– Kochanie, musimy porozmawiać – zaczęłam, gdy usiedliśmy do kolacji.
– O czym? – zapytał, nawet nie podnosząc wzroku znad telefonu.
– O nas. Czuję, że mnie nie słuchasz, a twoi rodzice mają więcej do powiedzenia niż ja.
Westchnął ciężko i odłożył widelec.
– Może dlatego, że chcą dla nas to, co najlepsze? – odpowiedział tonem, który miał mnie uspokoić, ale tylko jeszcze bardziej mnie zirytował.
– A ja? Moje zdanie się nie liczy? – zapytałam z goryczą.
– Przestań dramatyzować.
Jego słowa były jak cios.
– Wiesz, ile poświęciłam, żebyśmy mieli to życie? Rzuciłam pracę, żeby cię wspierać! – powiedziałam, a głos mi zadrżał.
– Przecież to była twoja decyzja – odparł spokojnie.
Czułam, jak coś we mnie pęka.
Nawet na mnie nie spojrzał
Kilka tygodni później uczestniczyliśmy w rodzinnej kolacji. Rozmowa szybko zeszła na temat firmy. Byłam poddenerwowana i spięta, ale postanowiłam się odezwać.
– Myślę, że warto wprowadzić nową strategię marketingową. Mam kilka pomysłów... – zaczęłam, ale zanim skończyłam, teściowa przerwała mi w pół słowa.
– To interesujące, ale takie decyzje zostawiamy specjalistom.
Adam nawet na mnie nie spojrzał. Siedział cicho, jakby nie chciał być częścią tej rozmowy.
W drodze do domu starałam się powstrzymać łzy.
– Dlaczego nic nie powiedziałeś? Dlaczego nie stanąłeś po mojej stronie?
– Bo to nie miało znaczenia – odpowiedział.
Te słowa były dla mnie ostatecznym dowodem na to, że mąż nigdy nie widział we mnie równej partnerki do rozmów.
Muszę zwalczyć o swoje
Kilka dni po kolejnej kłótni z Adamem postanowiłam zrobić coś, czego zawsze się bałam – umówiłam się na spotkanie z prawnikiem. Nie planowałam rozwodu, chciałam tylko zrozumieć, na czym stoję.
Kiedy weszłam do biura, poczułam się jeszcze bardziej zagubiona. Mężczyzna za biurkiem spojrzał na mnie uważnie, gdy podałam mu dokumenty do analizy.
– Zgodnie z treścią intercyzy wszystkie prawa do majątku, w tym dom, firma oraz zgromadzone oszczędności, należą do pani męża – powiedział, przesuwając palcem po papierach.
– A co z moim wkładem? – zapytałam, próbując ukryć drżenie głosu. – Pracowałam, oszczędzałam, wspierałam go we wszystkim.
Prawnik spojrzał na mnie z wyrazem współczucia, ale jego ton był chłodny i profesjonalny.
– Niestety, dokumenty nie uwzględniają pani wkładu. Intercyza została skonstruowana tak, by chronić majątek rodziny pani męża. Nie przewiduje ona żadnych korzyści dla pani w przypadku rozstania.
Jego słowa brzmiały jak wyrok. Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Próbowałam coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mi w gardle.
Po wyjściu z biura zadzwoniłam do Ani. Była jedyną osobą, która zawsze mnie rozumiała.
– Powiedział, że nic mi nie przysługuje – wyrzuciłam z siebie, gdy tylko odebrała.
– Wiedziałam, że tak będzie – westchnęła, a w jej głosie była troska, ale też cień gniewu. – Musisz coś z tym zrobić. Nie pozwól, żeby cię tak traktowali.
– Sama się na to zgodziłam – powiedziałam z goryczą. – Wszystko podpisałam, uwierzyłam im.
Ania nie dawała za wygraną.
– Nie jesteś głupia. Masz dobre serce, ale to nie znaczy, że musisz pozwalać, by inni cię wykorzystywali.
Jej słowa dodały mi sił. Wiedziałam, że muszę zwalczyć o swoje.
Czułam żal
Kiedy wróciłam do domu, mąż siedział na kanapie z laptopem na kolanach. Wyglądał spokojnie, jakby nic się nie stało. Nie miał pojęcia o mojej wizycie u prawnika ani o burzy, która od tygodni toczyła się w mojej głowie.
– Możemy porozmawiać? – zapytałam, siadając naprzeciwko niego.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, ale szybko odstawił laptop.
– O co chodzi? – zapytał, próbując brzmieć neutralnie, ale w jego głosie była nuta niepokoju.
– Nie mogę tak dłużej żyć – zaczęłam, czując, jak moje serce wali jak oszalałe. – Nie jestem częścią twojego życia. Przestałeś traktować mnie jak partnerkę.
Zmarszczył brwi, jakby nie do końca rozumiał, o czym mówię.
– O czym ty mówisz? – zapytał, a jego głos zdradzał irytację.
– O tym, że twoi rodzice decydują za nas o wszystkim. O tym, że każda moja próba włączenia się w twoje życie jest ignorowana. I o tym, że pozwoliłeś, żeby intercyza odebrała mi poczucie bezpieczeństwa.
Adam westchnął, opierając się o oparcie kanapy.
– Kochanie, to wszystko miało i ma nas chronić. Moi rodzice chcieli, żebyśmy mieli stabilność...
– To nie jest stabilność! – przerwałam mu, czując, że emocje biorą górę. – To kontrola. Oddałam ci wszystko, a teraz okazuje się, że nie mam nic.
– Przesadzasz – rzucił, jakby chciał zamknąć temat.
Patrzyłam na niego, nie wierząc w to, co słyszę.
– Nie przesadzam. Jeśli tego nie widzisz, to znaczy, że nigdy nie traktowałeś mnie poważnie.
Przez chwilę milczał, a potem wzruszył ramionami.
– Więc co chcesz zrobić?
Poczułam, że to pytanie było jak ostateczny cios.
– Jeśli nic się nie zmieni, odejdę – powiedziałam, a moje słowa zawisły w powietrzu jak wyzwanie.
Następnego dnia zaczęłam pakować rzeczy. Mąż nawet nie próbował mnie powstrzymać. Czułam żal, złość, smutek, ale jednocześnie ulgę.
Emilia, 37 lat