„Mąż nie pozwalał mi iść do pracy i karał za zbyt wysokie rachunki. Mam dość ten przemocy ekonomicznej”
„– Ale jak to udowodnić? – westchnęłam. – Ty poszłaś parę razy na obdukcję i miałaś papiery. A ja? – Nagraj go – odparła. – Tak powiedziała policjantka. Nagraj go, jak ci robi awantury, jak tobą pomiata i grozi ci zabraniem forsy, gada, że sobie sama nie poradzisz”.
- Daria, 40 lat
Usłyszałam warkot silnika na podjeździe i serce zabiło mi mocniej. Michał wrócił. I myliłby się ktoś, kto by przypuszczał, że przyspieszony puls wiązał się z radością, że za chwilę zobaczę męża. Nic podobnego. Przez ostatnie dwie godziny robiłam rachunek sumienia i zastanawiałam się, czego tym razem będzie się czepiał. Po kilku minutach wszedł do kuchni i usiadł przy stole.
Ciągle miał pretensje
– Dzieciaki w domu? – spytał opryskliwym tonem.
– Ania na górze, uczy się – wyjaśniłam cierpliwie. – Krzyś jest na pływalni, a Mariusz w szkole muzycznej.
– Anka w domu – burknął. – Ta tylko w domu siedzi!
Aż mnie skręciło na taką niesprawiedliwość. Nasza córka przygotowywała się do matury, nie miała czasu na inne zajęcia niż nauka i korepetycje.
Zobacz także
– Jest coś do jedzenia? – padło kolejne rytualne pytanie.
Położyłam na blacie stołu telefon komórkowy i bez słowa postawiłam przed mężem talerz z zupą. Zanim zje pierwsze danie, powinny dojść ziemniaki. To ważne. Musisz to wytrzymać – mówiłam sobie. Musisz!
Według niego byłam rozrzutna
– Dużo dzisiaj wydałaś? – padło pytanie, od którego jak zwykle ścierpła mi skóra na plecach.
Miałam ochotę skłamać, ale wiedziałam, że to na nic. Co jak co, ale liczyć mój mąż umiał doskonale.
– Mniej więcej tyle, co zwykle – odpowiedziałam ostrożnie.
– Czyli jak zawsze za dużo – burknął.
– Ceny w sklepach nie maleją – zaczęłam się tłumaczyć, właściwie nie wiem po co. – A przecież…
– Nie umiesz oszczędzać, mówiłem ci – wszedł mi w słowo. – W dodatku wydajemy krocie na tego nieuka! Co to za zwyczaj z tymi korepetycjami!
Zaczynało się, czułam to. Czasem odpuszczał, ale dzisiaj coś musiało mu nie pójść w pracy.
– Po obiedzie pokażesz mi rachunki – zażądał.
– Musiałam Mariuszowi kupić nową czapkę, bo tamta mu zginęła… – rzuciłam zrozpaczona, bo to był dla niego doskonały powód do awantury.
– Rachunki! – powtórzył. – I bez kombinowania, bo sprawdzę dzisiejsze przelewy!
Kiedyś mi imponował
Muszę powiedzieć, że kiedy poznałam poglądy na życie Michała, całkiem mi się spodobały. Byłam zresztą ciężko zakochana w przystojnym młodym mężczyźnie, więc spijałam z jego ust każde słowo jak prawdę objawioną.
Pochodzę z domu, w którym oboje rodzice ciężko pracowali, żeby zapewnić jak najlepsze warunki mnie i bratu. Często widziałam zmordowaną mamę, dosłownie podpierającą się nosem. Ojciec też tyrał, ale on pozwalał sobie przynajmniej od czasu do czasu wyskoczyć na wódkę z kolegami. Mama była zawsze cała dla nas. Nieraz myślałam, że nie chciałabym, aby tak wyglądało moje życie. Jeśli już pracować, to nie tak ciężko. Przecież kobieta ma dwa etaty – ten drugi w domu.
Tym bardziej byłam zachwycona, gdy mój przyszły mąż oznajmił, że w ogóle nie będę musiała chodzić do pracy. Jego ojciec prowadził własną firmę, a on już założył swoją, o nieco innym profilu, ale na tyle pokrewnym, żeby z czasem mógł połączyć interesy. Imponowało mi, że tak wszystko planują, bo życie mojej rodziny to była często improwizacja. Sporo spraw zależało od tego, czy ojciec znajdzie jakąś tak zwaną fuchę albo czy mama dostanie premię.
U Maćka wszystko było na swoim miejscu. Teściowa nigdy nie narzekała, chociaż czasem wydawała się dziwnie smutna. Nie rozumiałam dlaczego, bo życie miała łatwe. Zajmowała się domem i dziećmi, nie miała innych obowiązków. Na własnej skórze przekonałam się, o co w tym chodziło. Konkretnie w chwili, kiedy powiedziałam mężowi, że chciałabym pójść jednak do jakiejś pracy chociaż na ćwierć etatu. Siedzenie w domu potrafi być nużące. Po jakimś czasie tęskniłam za kontaktami z ludźmi.
Czułam się jak w złotej klatce
Nie mogłam narzekać na brak pieniędzy. Przez parę lat wynajmowaliśmy mieszkanie, a potem Michał postawił dom. Jednak kiedy przeprowadzaliśmy się w nowe miejsce, wiedziałam już, że moje życie odbiega od pięknych wyobrażeń. Co z tego, że Michał świetnie zarabiał, skoro liczył każdą złotówkę i czepiał się o wszystkie wydatki?
– Moja rodzina doszła do czegoś dzięki oszczędnościom – powtarzał. – Ty też powinnaś oszczędzać.
A kiedy próbowałam dyskutować, przekonywać, z miejsca robił awanturę.
– Jak ci się nie podoba, możesz odejść – powiedział pewnego dnia, kiedy próbowałam mu uświadomić, że w sklepach nie dają niczego za darmo. – Ciekawe tylko, co zrobisz. Sama sobie nie poradzisz.
Tu miał rację. Zamknął mnie w tej złotej klatce i ubezwłasnowolnił. To nie jest tak, że nic nie umiem. W końcu skończyłam szkołę gastronomiczną, potem poszłam na studia z zakresu dietetyki. Tyle że nigdy nie miałam okazji pracować i sprawdzić się w praktyce. Wyszłam za Michała, mając raptem dwadzieścia lat, nigdy na poważnie nie pracowałam i bałam się, że sobie rzeczywiście nie poradzę. Musiałam mu się podporządkować. Miałam inne wyjście? Może tak, ale uległam.
Ten dzień skończył się litanią wypominania mi niepotrzebnych zakupów.
– Po co robisz na zapas? – wściekał się Michał, przeglądając rachunki. – Nie lepiej na bieżąco?
– Ale jeśli kupuję na bieżąco, też się denerwujesz – odparłam, zachowując spokój.
– Bo wtedy bierzesz rzeczy niepotrzebne! – spojrzał na mnie jak na zbrodniarkę. – Co ty masz za pomysły?
– Michał, przecież to ja się zajmuję domem – jęknęłam. – Wiem najlepiej…
– Nic nie wiesz! – przerwał mi. Rzadko mogłam kiedykolwiek dokończyć wypowiedź podczas tych dyskusji. – Nie opowiadaj mi też, żebym chociaż raz sam zrobił zakupy. To twój obowiązek. Jak coś ci nie pasuje, sobie zmień dom i męża. Tylko jaki głupek będzie chciał cię utrzymywać?
Rozpłakałam się, a on wyszedł do salonu. Znów mnie ukarał okrutnymi słowami, bo coś było nie po jego myśli. Dobrze, że chociaż ręki na mnie nie podnosił.
Koleżanka miała gorzej
Już jakiś czas temu zaczęłam się zastanawiać, czy Kaśka, moja przyjaciółka jeszcze z ogólniaka, nie ma racji, że powinnam coś z tym zrobić. Widywałyśmy się rzadko, bo nie miałam wiele okazji do życia towarzyskiego. Ona zresztą też. Trafił jej się mąż alkoholik, w dodatku agresywny, który bił ją i dzieci.
Czasem jednak miałam trochę wolnego czasu, szczególnie gdy dzieci podrosły, więc do mnie wpadała. Oczywiście kiedy Michała nie było, bo z miejsca złościł się, że za wiele sobie pozwalam. Pewnego dnia przyszła Kaśka i oznajmiła, że zgłosiła sprawę na policję. Jej ślubnemu założono niebieską kartę, czekał go też proces o znęcanie się nad rodziną.
– To nie było łatwe – opowiadała mi. – Ale mam już naprawdę dość i się zdecydowałam.
– A on co na to? – spytałam.
– Łazi za mną i ciągle przeprasza albo grozi, że odejdzie – zaśmiała się. – Niech odchodzi, krzyżyk na drogę.
Chciała mi pomóc
Milczałyśmy przez chwilę. Ona piła herbatę, a ja zatopiłam się w niewesołych myślach.
– Ty też powinnaś iść na policję – powiedziała nagle Kaśka.
– Ja? – zdumiałam się. – Przecież on mnie nie bije, nawet nie pije. Z czym mam pójść?
– Widzisz – zaczęła mi tłumaczyć. – Jak zgłaszałam Jurka, policjantka zapytała, czy dochodzi tylko do przemocy fizycznej czy również psychicznej i ekonomicznej.
– Ekonomicznej? – zmarszczyłam brwi.
– No właśnie, też się zdziwiłam. Ale jak mąż szantażuje zabieraniem pieniędzy, jak się czepia o każdy wydatek, obraża cię i poniża, bo to on karmi rodzinę, to jest karalne. Tak samo jak bicie i wyzywanie.
– Ale jak to udowodnić? – westchnęłam. – Ty poszłaś parę razy na obdukcję i miałaś papiery. A ja?
– Nagraj go – odparła. – Tak powiedziała policjantka. Nagraj go, jak ci robi awantury, jak tobą pomiata i grozi ci zabraniem forsy, gada, że sobie sama nie poradzisz.
To była moja szansa
Kiedy Michał poszedł spać, udałam się z telefonem komórkowym do łazienki na piętrze. Włączyłam odtwarzanie i z głośniczka popłynęły słowa dzisiejszej rozmowy.
„Rachunki! I bez kombinowania, bo sprawdzę dzisiejsze przelewy!”.
Kiedy to usłyszałam, aż mnie zmroziło. Boże, przecież to straszne! Podobnie jak wszystko, co mówił przez cały wieczór! Ale dopiero gdy tego posłuchałam na spokojnie, zdałam sobie sprawę, jaka z niego wyłazi bestia. Podejrzewam, że już jedno nagranie mogłoby stanowić podstawę do złożenia skargi, ale postanowiłam zebrać tego więcej. Długo mi to nie powinno zająć. I zemszczę się na tym draniu we właściwym momencie.