„Mąż nie widzi świata poza siłownią. Coś czuję, że 7 poty wyciska z asystentką, a nie z hantlami”
„Kiedy Krzysztof wkręcił się w zdrowy styl życia, na początku byłam z niego dumna. Chciałam, żeby czuł się dobrze. Tylko że to, co miało być pasją, stało się stylem życia. Bieżnia zastąpiła nasze spacery. Wieczory filmowe – analizowanie zawartości białka w twarogu. I nagle – jakby mnie nie było”.

- Redakcja
Kiedyś byłam szczęśliwa. Naprawdę. Wtedy jeszcze mówiłam o sobie: żona, partnerka, przyjaciółka. Może nie miałam nóg do nieba ani intelektu na miarę profesorki, ale miałam coś, co wtedy wydawało się wystarczające – byłam kochana. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Z Krzysztofem poznaliśmy się na zajęciach z pilatesu. Ja przyszłam tam, bo bolały mnie plecy, on – bo „wpadł na genialny plan, jak poderwać kobiety bez konieczności chodzenia po klubach”. Tak przynajmniej tłumaczył potem. Już wtedy miał ciało twarde jak kamień, a oczy, które umiały rozbroić każdą kobietę – łącznie ze mną. Przez kilka lat byliśmy nierozłączni. Śniadania do łóżka w niedzielę, wieczory filmowe w kocu i rozmowy do drugiej w nocy – o wszystkim. Nawet o tym, jak bardzo nie cierpimy brukselki i jakiego imienia nigdy nie nadalibyśmy dziecku.
Lubiłam nasze poranki. Zwłaszcza te leniwe, gdy w jego T-shircie robiłam jajecznicę, a on całował mnie w kark i mówił, że „nigdy nie widział nikogo tak słodkiego z rozwichrzonymi włosami”. Wtedy wierzyłam, że życie naprawdę potrafi być proste. Ale coś się zmieniło. A może to on się zmienił? Kiedy Krzysztof wkręcił się w zdrowy styl życia, na początku byłam z niego dumna. Chciałam, żeby czuł się dobrze. Tylko że to, co miało być pasją, stało się obsesją.
Bieżnia zastąpiła nasze spacery. Wieczory filmowe – analizowanie zawartości białka w twarogu. I nagle – jakby mnie nie było. Jakby bycie jego żoną było jak posiadanie fotela w salonie: stałam, byłam, nie przeszkadzałam. Ale i nie wzbudzałam emocji. Zaczęłam się czuć jak duch. Przezroczysta. Niewidzialna. I gdy Natalia, moja przyjaciółka, zapytała mnie ostatnio, czemu jestem taka przygaszona, próbowałam żartować:
– Pewnie mam deficyt żelaza. Albo miłość się wyczerpała.
– Asia, nie przesadzasz? Faceci tacy już są. Dają z siebie wszystko tylko na początku.
– Może. Ale ja nie jestem meblem, żeby stać w kącie i się nie odzywać.
I w tym właśnie sęk. Ja nie jestem meblem. A przynajmniej nie chcę nim być.
Mąż przesiadywał godzinami na siłowni
Włożyłam nową sukienkę. Taką, którą kupiłam specjalnie na ten wieczór, choć właściwie nie było żadnej okazji. Ot, zwykła sobota. Chciałam po prostu, żeby mnie zobaczył. Żeby poczuł zapach moich ulubionych perfum, który zawsze, zanim się rozpylił, powodował u niego lekki uśmiech. Zrobiłam kolację – sałatkę z rukolą, łososia z piekarnika, nawet upiekłam chleb z ziarnami, bo wiedziałam, że teraz wszystko musi być „pełnoziarniste”.
Siedziałam przy stole i czekałam, aż wyjdzie z łazienki. Z telefonu dobiegały dźwięki aplikacji. Wiedziałam, że znów wpisuje tam posiłek, oblicza kalorie, białko, tłuszcz. Kiedy wreszcie usiadł, nie spojrzał nawet na stół.
– Wiesz, że łosoś to świetne źródło omega-3? – rzucił, nie patrząc na mnie.
– To dobrze. – odpowiedziałam z wymuszoną lekkością.
Nie zareagował. Jadł powoli, skrupulatnie, jakby każdy kęs musiał przejść przez cenzurę. Milczałam chwilę, ale czułam, że zaraz eksploduję.
– Krzysiek, powiedz mi... czy ty mnie jeszcze widzisz?
Zamarł z widelcem w powietrzu.
– O co ci chodzi?
– O to, że już ze mną nie rozmawiasz. Nie przytulasz mnie. Nie pytasz, jak się czuję. Jakbyśmy byli dwojgiem ludzi w jednym domu, ale w zupełnie innych światach.
– Przesadzasz. Każdy może coś zrobić ze sobą. Ty też.
Zatkało mnie.
– Czyli co? Mam schudnąć, żebyś mnie zauważył?
– Nie o to chodzi. Ale ja się staram. Trzymam dietę, trenuję... Ty siedzisz w domu, narzekasz i się użalasz. Może byś coś zmieniła?
Wstał. Odsunął krzesło i sięgnął po bluzę.
– Idziesz na siłownię?
– Tak. Trening regeneracyjny. Muszę dopilnować tętna.
Stałam przy stole, patrząc, jak wychodzi. Drzwi zamknęły się cicho, bez emocji, jak on. Zostałam sama z talerzami i moim odbiciem w szybie. Niby wszystko było jak zawsze, ale ja czułam, że coś się zakończyło. A ja, jak głupia, wciąż trzymałam się tych resztek. Jakby można było je posklejać i udawać, że to jeszcze ma kształt.
To miała być idealna rocznica
To był nasz dzień. Rocznica ślubu. Od rana miałam dziwne uczucie w żołądku, takie jak wtedy, gdy człowiek jeszcze wierzy, że może coś naprawić. Zrobiłam selekcję zdjęć z ostatnich lat. Te z gór, z wakacji nad jeziorem, z naszego pierwszego mieszkania, kiedy wszystko było jeszcze takie śmieszne i nieporadne. Wywołałam je i włożyłam do albumu, który sama okleiłam szarą lnianą tkaniną. Nawet zawiązałam wstążkę, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
Zrobiłam kolację. Znowu zdrową – zupa krem z brokułów, pieczona pierś z indyka, bataty. Kupiłam kieliszek czerwonego wina, bo Krzysiek i tak nie wypije więcej. Nakryłam do stołu. Zapaliłam świece. Czekałam. Było po dwudziestej drugiej, kiedy usłyszałam jego klucz w zamku.
– Krzysiek – zaczęłam nieśmiało. – Pamiętasz, jaki dziś dzień?
– Czwartek?
– Rocznica. Nasza rocznica.
Zsunął buty i spojrzał na mnie zaskoczony.
– O, serio? Przepraszam. Miałem dziś dużo roboty. Nowy plan treningowy, ułożyłem dla Pawła. Wiesz, jaką ma nadwagę?
– Nie o Pawle. O nas. To dziś nasz dzień, a ty nawet nie spojrzałeś na mnie.
Usiadł przy stole. Spojrzał na talerz.
– Mięso za bardzo się przypiekło.
Poczułam, że coś mi się zaciska w środku. Głos drżał, ale mówiłam dalej.
– Krzysiek, ja tu siedzę i próbuję przypomnieć ci, że kiedyś byliśmy szczęśliwi. Że lubiłeś się do mnie przytulać. Że mówiłeś, że jestem twoją najbliższą osobą. A teraz… ja już nawet nie wiem, czy ty mnie jeszcze kochasz. Czy tylko tolerujesz. Spojrzał na mnie, jakby próbował ocenić, ile w tych słowach jest emocji, a ile kaprysu.
– Może po prostu nie jesteśmy już tacy jak dawniej. Ludzie się zmieniają.
Zamilkłam. On wstał, sięgnął po bidon z wodą i odszedł do sypialni. A ja siedziałam przy stole, patrzyłam na zdjęcia w albumie i nie wiedziałam, jak to się stało, że tamta dziewczyna ze śmiejącymi się oczami to nadal ja. Niby.
Spontaniczna decyzja
Zaczęłam się pakować. Bez krzyku, bez spektaklu. Po cichu. Tylko ja i walizka, którą wyciągnęłam z szafy po trzech latach. Kiedyś jechaliśmy z nią do Karpacza, zima była wtedy prawdziwa, śnieg skrzypiał pod butami, a Krzysiek trzymał mnie za rękę nawet na parkingu. Teraz chwyciłam ją mocniej, jakby jej ciężar miał mi coś przypomnieć.
Wrzucałam rzeczy bez ładu. Bluzki, swetry, dżinsy. Z każdą kolejną przypominały mi się sytuacje, w których je nosiłam. Ta szara bluza – miałam ją na sobie, kiedy wróciliśmy z wypadu nad morze i leżeliśmy pół dnia w łóżku, bo padał deszcz. Ta zielona sukienka – w niej powiedziałam mu, że kocham go pierwszy raz.
Zawahałam się, patrząc na zdjęcie w ramce. Jedno z tych, które wydrukowałam do albumu. Zabrakło mi odwagi, żeby je spakować. Zostawiłam. Usłyszałam szczęk klucza. Krzysiek wszedł do mieszkania, z torbą treningową na ramieniu. Zatrzymał się w przedpokoju, kiedy zobaczył walizkę.
– Co robisz?
Stałam prosto, spokojna.
– Zrobię coś ze sobą. Tak, jak mówiłeś.
Patrzył na mnie bez słowa. Jakby próbował rozszyfrować, czy to tylko forma szantażu, czy naprawdę zamierzam wyjść.
– Asia, nie przesadzaj.
– Nie. Już nie przesadzam. Po prostu znikam z twojego pola widzenia, skoro i tak mnie nie dostrzegasz.
Odwróciłam się. Chwyciłam rączkę walizki. On nic nie powiedział. Ani słowa. Nie zatrzymał mnie. Nie zapytał, dokąd idę. Wyszłam. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam coś na kształt ulgi, choć gdzieś głęboko czaił się smutek.
Natalia przyjęła mnie bez pytań. Tylko otworzyła drzwi, przytuliła na progu i zapytała, czy chcę herbaty. Poszłam za nią do kuchni, jakbym robiła to setki razy, choć wcześniej nigdy u niej nie nocowałam. Jej mieszkanie było ciepłe, pachniało wanilią i płynem do płukania. Wydawało się jakimś innym światem, takim, w którym kobieta może istnieć bez ciągłego napięcia i ciszy.
– No to co teraz? – zapytała w końcu, kiedy siedziałyśmy na kanapie z kubkami w dłoniach.
– Nie wiem. Nie mam planu. Na razie po prostu chcę oddychać.
Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
– Wreszcie oddychasz.
– Ale jeszcze nie żyję – odpowiedziałam półgłosem. I obie zamilkłyśmy.
Zaczęłam robić rzeczy, które kiedyś sprawiały mi radość. Spacerowałam po parku, czasem czytałam książkę na ławce, jadłam lody w środku tygodnia. Obserwowałam ludzi. Parę razy odezwał się do mnie ktoś znajomy z dawnych lat, pytając, co słychać. Mówiłam, że wszystko dobrze. Nie potrafiłam powiedzieć prawdy.
Wieczorami siadałam przy oknie w pokoju gościnnym i pisałam. Listy do Krzyśka. Nigdy ich nie wysłałam. Ale były tam wszystkie rzeczy, których nie umiałam wypowiedzieć. O tym, jak mnie bolało, że przestałam być człowiekiem, a stałam się częścią tapety. O tym, że chciałam tylko, żeby raz spojrzał i zapytał: "Jak się czujesz, Asia?". O tym, że nie mogę być silna tylko dlatego, że ktoś inny nie potrafi być wrażliwy. W jednym z listów napisałam: "Może nie byliśmy stworzeni, by przetrwać całość. Ale chciałam, by chociaż zauważył, że mnie już nie ma".
Nie mogę być dłużej niewidzialna
Siedziałam sama w kawiarni na rogu ulicy, tej samej, do której kiedyś chodziliśmy z Krzyśkiem po niedzielnym spacerze. Teraz patrzyłam przez okno, jak pary mijają się bez słowa, jedno wpatrzone w telefon, drugie z twarzą skierowaną w stronę świata, jakby gdzie indziej mogło znaleźć coś ciekawszego niż człowiek obok. Przede mną leżał notes, kartki pełne pojedynczych zdań, urwanych myśli, kawałków emocji, których już nie umiałam trzymać w sobie. Napisałam w nim tylko jedno zdanie, które ciągle krążyło mi po głowie:
„Kiedyś myślałam, że miłość umiera tylko z powodu zdrady. Teraz wiem, że czasem znika przez milczenie”.
Nie wiem, co będzie dalej. Nie wiem, czy wrócę do Krzyśka, jeśli zapuka do drzwi. Nie wiem, czy w ogóle chcę. Ale jedno wiem na pewno – nie chcę już nigdy być przezroczysta. Nie chcę być z kimś tylko dlatego, że kiedyś było dobrze. Wciąż czuję ból. Wciąż noszę w sobie pytania bez odpowiedzi. Ale czuję też coś nowego. Jakieś drżenie pod skórą. Może nie nadzieję, może nie odwagę, ale coś na kształt życia. Chcę być widziana. Chcę być słyszana. Nawet jeśli na razie widzi mnie tylko własne odbicie w szybie.
Joanna, 35 lat
Czytaj także:
- „Mąż wściekał się na mnie za rzekomy romans z trenerem pilatesu. Miałam tego dość i w końcu zadałam mu bobu”
- „Zamiast zajmować się synem, mąż adorował koleżankę z siłowni. Wolę być samotną matką niż tłumaczyć się z jego romansów”
- „Mąż miał słodkie perfumy, ale ja byłam spragniona zapachu samca. Kolega z siłowni pokazał mi prawdziwą męską energię”