Reklama

Poszliśmy do łóżka ot tak, na pożegnanie. Wprawdzie rozstaliśmy się już jakiś czas temu, ale musiało minąć trochę czasu, zanim postanowiliśmy, że będzie to nasze ostatnie spotkanie. W zasadzie ja podjęłam tę decyzję, bo Bartek nie miał nic przeciwko naszym randkom, choć oboje byliśmy już w nowych związkach.

Reklama

Już wcześniej gryzły mnie wyrzuty sumienia, że zdradzam chłopaka, który przecież nie zasługiwał na takie traktowanie. Gdy więc pewnego wieczoru Arek zaskoczył mnie oświadczynami, przyrzekłam sobie, że więcej nie umówię się z Bartkiem. Nie wpadnę na niego przypadkowo, nie wyślę przez pomyłkę SMS-a ani nie odbiorę jego równie omyłkowo wykonanego połączenia. Zatem to miał być nasz ostatni raz. Ostatni przed moim ślubem, a jego zaręczynami.

W łóżku – super, ale przecież to nie wszystko

Było dużo śmiechu, rozmów i intymności. Zwłaszcza dobrego seksu, który zawsze był udany, nawet gdy już walił się nasz związek. Pożegnaliśmy się czule nad ranem i każde z nas wróciło do swojego życia. Po raz pierwszy od dawna nie miałam moralnego kaca, ponieważ wiedziałam, że nigdy więcej nie zdradzę już Arka. Odtąd miałam być kobietą, jakiej pragnął, i partnerką, jaką we mnie widział. I przez kolejne pół roku byłam nową, lepszą, bez reszty oddaną mu Beatą. Ale tydzień przed ślubem przyszedł SMS i choć wyrzuciłam z kontaktów numer Bartka, od razu rozpoznałam nadawcę.

„Tęskniłaś?” – zapytał, a moje serce aż podskoczyło.

Poczułam radosne podniecenie. W ułamku sekundy zapomniałam o danym sobie słowie, a także o tysiącu powodów, dla których odeszłam od Bartka, i przestraszyłam się tego uczucia. Drżącymi dłońmi z trudem wykasowałam wiadomość.

„Mądra dziewczynka! Tak trzymaj! Wiesz, co dla ciebie dobre” – pogratulowałam sobie, ale zasypiając u boku narzeczonego, przezornie wyłączyłam telefon. Jakbym czuła, że zbyt szybko odtrąbiłam zwycięstwo.

Rano okazało się, że intuicja mnie nie myliła. Bartek napisał, że tęskni za mną i oszaleje, jeśli nie spotkamy się przed moim ślubem. „Chcę Ci tylko wręczyć prezent” – dodał w kolejnym, równie rozpaczliwym SMS-ie. „Proszę… Z nikim nigdy nie będę się czuł jak z Tobą. Nie chcę wywracać Twojego życia do góry nogami, zmuszać Cię do rozstania z narzeczonym, choć sam właśnie skończyłem znajomość. Nie byłem w stanie trwać w tym związku bez naszych spotkań. Szanuję Twoją decyzję. Chcę Ci tylko wręczyć prezent i obiecuję, że zniknę z Twojego życia raz na zawsze…” – nalegał następnego ranka.

W końcu poddałam się i zadzwoniłam do niego.

Resztkami sił broniłam się przed nieodwracalnym, dlatego zaproponowałam kawiarnię, gdzieś na uboczu. Myślałam, że w miejscu publicznym będziemy się pilnować. Ale gdy go tylko zobaczyłam, a on mnie – puściły wszelkie hamulce. Nie dopiliśmy nawet kawy… Kochaliśmy się w jego mieszkaniu do utraty tchu.

– Z nikim nigdy nie będzie mi tak dobrze… – wyznał mi Bartek, gdy potem leżeliśmy zmęczeni.

Chciałam powiedzieć, że mnie też, ale ugryzłam się w język. Śmiejąc się, zmieniłam pospiesznie temat i zapytałam o prezent dla mnie.

– Oto on – poderwał się i wyciągnął spod łóżka eleganckie pudełko przewiązane wstążką. – Otwórz – zachęcił.

Aż przysiadłam na widok zachwycającej, zmysłowej bielizny.

– Francuska – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Chciałbym, żebyś ją włożyła w swoją noc poślubną, i jak się będziesz z nim kochać, choć przez chwilę pomyślała o mnie. Niczego więcej nie wolno mi pragnąć, bo wiem, że straciłem swoją szansę…

Nie przyznam się. Zabiorę swoją tajemnicę do grobu

Wtedy po raz pierwszy od naszego rozstania pomyślałam, że to z Bartkiem powinnam stanąć na ślubnym kobiercu. Że to jego kocham. Jakbym zapomniała, jaką udręką była nasza codzienność… Jego niedojrzałość, niesłowność, skupienie wyłącznie na sobie. Owszem, umiał kobietę rozpieszczać, ale żyć z nią już nie potrafił.

– Dobrze – odparłam i schowałam pudełko do torby.

Bałam się swoich uczuć. Rozstając się, oboje mieliśmy łzy w oczach.

Pięć dni później zostałam żoną Arka. Wkrótce potem Bartek wyjechał do pracy za granicę. Mimo bielizny, wobec której żaden facet nie pozostałby obojętny, moja noc poślubna nie należała do udanych. Oboje z mężem zrzuciliśmy to na karb zmęczenia. Kolejne noce również upojne nie były. Jakby ktoś rzucił na nas klątwę. Mimo problemów miesiąc później okazało się, że jestem w ciąży.

Reklama

Szczęśliwy Arek nie zorientował się, że to nie jego zasługa, a ja nie wyprowadzałam go z błędu. Dziecko musi mieć ojca, a do Bartka nie wrócę. Po naszym związku pozostaną mi wspomnienia, oszałamiająca bielizna oraz śliczna córeczka.

Reklama
Reklama
Reklama