Reklama

Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę musiała wybierać. Między miłością a lojalnością. Między przeszłością a teraźniejszością. Ale życie lubi stawiać nas pod ścianą, nie pytając, czy jesteśmy gotowi. Od sześciu lat jestem żoną Marka. Kocham go – chociaż nie zawsze rozumiem. Jest spokojny, zamknięty w sobie, konkretny. Zawsze wiedziałam, na czym stoję. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Reklama

Zanim pojawił się Marek, miałam już rodzinę – taką wybraną. Agnieszkę, Paulę i Darię. Znamy się od liceum. Nie jesteśmy idealne, ale przeszłyśmy razem przez wszystko: pierwsze miłości, złamane serca, bezrobocie, poronienia, rozwody. Mówię serio – wszystko. Razem tworzymy coś w rodzaju systemu wsparcia, takiego zgrzytliwego, nie zawsze wygodnego, ale mojego. Bez nich czuję się... jakbym zapominała, kim jestem.

Marek od początku nie przepadał za moimi przyjaciółkami. Kiedyś myślałam, że to tylko nieśmiałość. Potem, że może czuje się nie na miejscu – one są głośne, bezpośrednie, potrafią obrócić wszystko w żart. On był ich przeciwieństwem. Ale wierzyłam, że z czasem się oswoją. Że może kiedyś usiądziemy razem przy stole i Marek się nawet uśmiechnie, kiedy Daria znowu rzuci jakiś suchar o byłych.

Ale czas niczego nie zmieniał. Z roku na rok Marek robił się coraz bardziej zamknięty na ich obecność. Krytykował je – najpierw półsłówkami, potem coraz dosadniej. „Toksyczne”, „płytkie”, „ciągle tylko gadają o sobie”, „zawistne”, „robią ci wodę z mózgu”. Stawałam w ich obronie, ale robiłam to coraz słabiej, bo jego niechęć stawała się murem nie do przebicia. I nagle, kilka tygodni temu, Marek powiedział coś, co mną wstrząsnęło:

– Musisz w końcu zdecydować. Albo one, albo ja.

Nie wiedziałam, że można się tak trząść od środka, nawet jeśli twarz wciąż zachowuje spokój. Nie wiedziałam, że można kochać i jednocześnie czuć złość. Nie wiedziałam, że przyjdzie mi wybrać pomiędzy dwoma światami, które są częścią mnie.

Dlaczego tak bardzo ich nienawidził?

– Znowu z nimi? – Marek odłożył widelec na talerz z takim impetem, że aż zadzwoniło porcelaną o drewno. – Przecież byłaś z nimi dwa tygodnie temu!

– To był tylko wieczór. Teraz chcemy pojechać na weekend do Agi na działkę. Odpocząć. – Staram się mówić spokojnie, ale już czuję, jak mi się zaciska gardło.

– Odpocząć? Czyli ze mną się nie da, tak? Musisz się resetować z tymi swoimi dorosłymi nastolatkami?

– Nie mów tak o nich, proszę. To są moje przyjaciółki.

– Przyjaciółki? One cię tylko nakręcają. Nawarczą na mnie i potem wracasz do domu cała w pretensjach. Że za mało rozmawiamy, że nie okazuję emocji. Przypadek?

– A może mają rację?

– No pięknie – Marek wstał od stołu. – Czyli już nawet nie kryjesz się z tym, że przyjmujesz ich wersję rzeczywistości. One tobą sterują, Natalia!

One mnie znają! Były ze mną, kiedy ty jeszcze nie wiedziałeś o moim istnieniu!

Zamilkł. Popatrzył na mnie przez chwilę z czymś, co wyglądało jak żal. Potem tylko rzucił:

– Może właśnie o to chodzi. Może nigdy nie przestałaś z nimi być, a ja byłem tylko dodatkiem.

Zostałam sama w kuchni. Dłońmi rozcierałam zimny już kubek z herbatą. I tylko jedna myśl dźwięczała mi w głowie: dlaczego tak bardzo ich nienawidzi?

Broniłam go z lęku

– On cię dusi, Natka – powiedziała Aga, mieszając łyżeczką kawę tak nerwowo, że aż się rozlało. – Nie widzisz tego?

– Widzisz tylko to, co chcesz widzieć – odpowiedziałam, chociaż bez przekonania. – Marek jest po prostu... inny. Nie rozumie, jak ważne są dla mnie te spotkania.

– Inny? On cię izoluje. Najpierw rzuca uwagi, potem się obraża, teraz już wydaje zakazy. Przecież to klasyka kontroli.

– Nie wydaje zakazów. Po prostu... nie chce, żebym spędzała z wami tyle czasu.

Aga uniosła brew.

– Aha. Czyli już nie możesz decydować sama, z kim się widujesz. Świetnie. Naprawdę świetnie ci się z nim układa, Natalia.

Zamilkłam. Wiedziałam, że nie powinnam się z nią kłócić. Ale broniłam Marka – nie z lojalności, tylko z lęku. Bo jeśli ona ma rację, to co ja mam zrobić?

On nie jest zły – wyszeptałam. – Po prostu nie potrafi... się otworzyć. Z wami czuje się nie na miejscu. Wy jesteście głośne, bezpośrednie... A on to wszystko odbiera jak atak.

– Więc zamiast się starać, woli cię szantażować emocjonalnie?

Spojrzałam na Agnieszkę i pierwszy raz poczułam niepewność. Nie wobec Marka. Wobec siebie. Czy ja naprawdę zaczęłam wierzyć w coś, co wcale nie jest normalne?

Postawił mi ultimatum

– Natalia, ja już naprawdę nie mogę – Marek stał w progu sypialni, z ramionami skrzyżowanymi, jakby zbroił się przed walką. – Albo one, albo ja. Wybieraj.

Zaśmiałam się. Z nerwów. Z niedowierzania. Z przerażenia.

To żart, prawda?

– Nie. To poważne. Nie chcę cię z nimi dzielić. Nie chcę czuć się jak trzecie koło u wozu, gdy wracasz od nich z błyszczącymi oczami i z tysiącem uwag, czego znów ci w naszym życiu brakuje.

– Marek, to są moje przyjaciółki, nie kochanki!

– Właśnie. Więc może zacznij traktować mnie jak męża, a nie piątego z waszej paczki.

Zamilkłam. Patrzyliśmy na siebie jak obcy. Ja z roztrzaskanym sercem, on z chłodnym spojrzeniem kogoś, kto już podjął decyzję i tylko czeka, aż ja do niej dołączę.

– Więc co teraz? – zapytałam cicho. – Mam po prostu wykreślić je z życia?

– Jeśli nasz związek coś dla ciebie znaczy, to tak.

Przygryzłam wargę. Przez chwilę myślałam, że zemdleję. A potem tylko skinęłam głową i wyszłam z pokoju. Zostawiłam go samego. Bo ja już nie wiedziałam, kim jestem, ani co powinnam czuć.

Nie chciałam tego do siebie dopuścić

– Co?! – Paula aż postawiła kieliszek z hukiem. – Powiedział ci: „albo one, albo ja”?

– Tak. Spokojnym tonem, jakby mówił o pogodzie. Jakby to było... normalne.

– Do diabła, Natalia! – Daria spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Przepraszam, ale... to jest emocjonalne szantażowanie. On cię zamyka jak w jakimś akwarium.

– On... po prostu się boi. Czuje się niedoceniany, mówi, że go ignoruję, że wracam od was i wszystko mi przeszkadza.

– Może dlatego, że przy nas się budzisz? – Paula spojrzała mi prosto w oczy. – Przy nim jesteś inna. Cichniesz. Robisz się... przezroczysta.

Zamilkłam. Nie dlatego, że nie miałam nic do powiedzenia. Po prostu ich słowa były jak lustro – a ja nie chciałam na siebie patrzeć.

Jesteś dorosłą kobietą, nie jego własnością – Daria dolała mi wina. – W miłości nie ma miejsca na ultimatum. Albo się kogoś bierze w całości, albo wcale.

– On twierdzi, że to przez was tracimy kontakt. Że mnie buntujecie.

– Buntujemy? – Paula parsknęła. – To raczej on chce, żebyś przestała czuć.

– Ale jeśli on mnie naprawdę kocha? Może robi to z lęku...

– Jeśli on cię kocha, to czemu nie akceptuje ciebie całej? – przerwała mi Daria. – Z przyjaciółkami. Z przeszłością. Z sercem, które dzielisz, a nie zamykasz na klucz.

Spojrzałam na obie. I wiedziałam jedno: jeśli wybiorę Marka, to stracę nie tylko je. Stracę siebie.

Nie chciałam wybierać

Drzwi zamknęły się za mną z cichym kliknięciem. W przedpokoju unosił się zapach jego perfum. Marek siedział w salonie, pochylony nad laptopem. Nawet nie podniósł głowy.

– Jesteś – rzucił tylko. – Zdecydowałaś się?

Stałam jak wryta. Torebka zsunęła mi się z ramienia i opadła na podłogę. Dłonie miałam zimne. Słowa grzęzły mi w gardle.

– Natalia?

Podniosłam wzrok. Nasze spojrzenia się spotkały. Jego – napięte, wyczekujące. Moje – puste. Nie umiałam wypowiedzieć słowa. Widziałam tylko ten jego chłód, tę natarczywą ciszę, którą sam zbudował.

– Nie odpowiesz? – zapytał spokojnie, ale coś w jego tonie brzmiało jak... pogarda.

– Nie wiem – powiedziałam w końcu. – Nie umiem tego zrobić.

– Czyli wybierasz je.

Nie. Po prostu... nie chcę wybierać.

Odwrócił się. Wrócił do ekranu, jakby rozmowa się skończyła.

Wieczorem nie zamieniliśmy już ani słowa. Położyłam się do łóżka, a on został na kanapie, udając, że czyta. Cisza dusiła jak zbyt ciasny golf. Zgasiliśmy światła. Ale ja nie spałam. Leżałam w ciemności, słysząc tykanie zegarka i ciężkie, nieregularne oddechy. Myślałam o wszystkim, co mnie tworzyło – o wieczorach z Paulą, kiedy płakałyśmy ze śmiechu. O Agnieszce, która znała każdy mój lęk. O Darii, która znała mnie, zanim sama siebie poznałam. I o Marku – który kiedyś trzymał mnie za rękę i mówił: „Jesteś najlepszą wersją siebie, jaką znam”.

A dziś? Chciał, żebym odcięła te wersje nożyczkami.

Nie wiem, co będzie dalej

Wyprowadziłam się trzy dni później. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do dwóch walizek, zostawiając wszystko inne – wspólne książki, kubki, ślubne zdjęcia na komodzie. Marek nie zapytał, gdzie idę. Tylko skinął głową, jakby odhaczał to jako kolejną pozycję na liście rzeczy do zaakceptowania.

Zatrzymałam się u Pauli. Nie było mnie stać na własne mieszkanie, ale nie o to chodziło. Chciałam poczuć grunt pod nogami, zanim znów ruszę dalej. Przez pierwsze dni po prostu spałam. I płakałam. Ze zmęczenia. Z ulgi. Z żalu po tym, co się rozpadło.

– On się odezwie – powiedziała Agnieszka. – I pewnie powie, że przesadził. Że cię kocha. Ale nie zapomnij, co ci zrobił.

Nie odezwał się. Nie wiem, co będzie dalej. Nie wiem, czy wrócę do Marka. Może za miesiąc zatęsknię i będę chciała wrócić. A może nie...

Natalia, 37 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama