Reklama

Czasem sobie wyobrażam, że Andrzeja w ogóle nie ma. Że siedzę sama w kuchni, dzieci bawią się w pokoju obok, a ja po prostu oddycham, bez poczucia, że każde moje słowo może zostać skwitowane sarkazmem albo wytknięciem kolejnej wydanej złotówki.

Chciał oszczędzać

Kiedyś było inaczej. Kiedyś byłam w nim zakochana. Opowiadał mi o tym, że rzuci etat i założy własną firmę. O tym, że pieniądze są tylko narzędziem do wolności. I ja mu wierzyłam. Pracował dużo, miał pomysły. Wiedziałam, że będzie ciężko, ale czułam się przy nim bezpieczna.

A potem jakby ten sam człowiek, który kiedyś mówił, że życie to przygoda, zamienił się w księgowego. Takiego z najgorszego snu. Z kalkulatorem w dłoni i podejrzeniem w oczach. Oszczędzanie to jedno. Ale jego oszczędzanie ma drugie dno – kontrolę. Zakupy? „Po co ci nowe buty, masz przecież te sprzed roku”. Fryzjer? „Zwiąż włosy, to za darmo”. Nowa pralka? „Stara jeszcze działa”.

I właśnie – ta pralka, która od kilku tygodni wylewa wodę na kafelki. Próbowałam mu wytłumaczyć, pokazywałam kałużę na podłodze. Ale on tylko wzruszał ramionami. „Przestań dramatyzować” – mówił.

A ja już nie wiem, czy dramatyzuję, czy może życie z kimś, kto przelicza moje potrzeby na grosze, to naprawdę dramat. Czy to ja się czepiam, czy po prostu mam już dość życia, w którym nawet cieknąca pralka musi się najpierw całkiem rozwalić, zanim będzie można z nią coś zrobić?

Nic nie rozumiał

Podłoga była mokra. Znowu. Zdjęłam kapcie i postawiłam bose stopy na zimnych kafelkach. Woda sączyła się spod pralki, tworząc coraz większą kałużę. Wzięłam stary ręcznik i po raz kolejny zaczęłam zbierać wodę. Już nawet nie byłam zła, czułam tylko bezradność.

Gdzieś w tle słychać było śmiech dzieci. W normalnym domu to byłby dźwięk, który koi. U mnie budził tylko lęk, że zaraz jedno z nich wpadnie do łazienki i poślizgnie się na tej mokrej podłodze. Wytarłam ręce o spodnie i poszłam do salonu.

– Andrzej, to już nie są żarty. Pralka cieknie – powiedziałam, stając obok kanapy.

Spojrzał na mnie znad laptopa. Na jego twarzy malował się chłód.

– Przesadzasz. Trochę wody. Trzeba to wytrzeć i po sprawie – rzucił, jakby chodziło o rozlaną herbatę.

– Trzeba kupić nową. To nie jest gadżet, tylko sprzęt AGD. Dzieci potrzebują czystych ubrań, a ja nie mogę co dwa dni klęczeć na kaflach i wycierać wodę. Ona przecieka, Andrzej. Widzisz to przecież.

Zacisnął usta.

– Nie jestem bankomatem. Jak się zepsuje całkiem, wtedy pogadamy. Na razie działa – odparł.

Zawiesiłam wzrok na nim, szukając chociaż odrobiny zrozumienia. Ale patrzył we mnie jak na ścianę, nieobecny, obojętny.

Byłam bezradna

Nie chodziło już tylko o pralkę. To był kolejny raz, gdy musiałam tłumaczyć się z potrzeby. Ostatnio wszystko, czego chciałam, kończyło się tak samo. Niedawno poprosiłam o nowy czajnik – usłyszałam, że ten przecież gotuje. Gdy wspomniałam, że dzieci wyrosły z ubrań – poradził, żeby poszukać na grupach wymiany.

Czułam się jak petentka. Jakbym prosiła o coś, na co nie zasługuję. Poczułam, że znowu się we mnie zbiera złość i cicha, lepka frustracja, która nie daje spokoju.

Minął tydzień. Zaczęłam podkładać pod pralkę miski, ale i tak woda znajdowała drogę. Szorowałam kafelki, żeby nie zostały zacieki. Któregoś wieczoru znów poczułam wodę pod stopami. Popatrzyłam na to przez chwilę, jakby moje ciało zapomniało, co ma robić. Usiadłam na brzegu wanny i oparłam się o zimne kafelki. Zrobiło mi się niedobrze na myśl, że znowu będę słuchać, jak bardzo przesadzam. Ale wstałam, wytarłam podłogę i poszłam do salonu.

– Woda znowu leci. Nie chcę się z tobą kłócić, ale musimy coś z tym zrobić – powiedziałam spokojnie.

Miałam dosyć

Nie oderwał wzroku od ekranu.

– Musimy? Ty musisz mieć nowe zabawki. Może jeszcze zmywarkę do kompletu?

– To nie jest zabawka. To pralka. Dzieci nie mają czystych ubrań, a ty siedzisz z nosem w komputerze – uniosłam głos. Chciałam, żeby poczuł, jak bardzo jestem już bez sił.

Wzruszył ramionami.

– No tak, bo twoje życie to dramat.

Szukałam w sobie słów, które mogłyby coś zmienić, ale nic takiego nie przyszło mi do głowy. Żadna mądra puenta, żaden przełom. Tylko uczucie, że przestałam być partnerką, a on słyszy tylko siebie.

To był piątek. Dzieci właśnie zasnęły, ja zbierałam z podłogi zabawki. Andrzej siedział jak zwykle przy komputerze. Cisza w domu była pozorna – w niej kryło się napięcie, którego już nie dało się ukryć pod żadnym uśmiechem, pod żadnym „wszystko w porządku”.

Miał pretensje

Weszłam do łazienki i od razu zobaczyłam, że coś poszło nie tak. Woda nie tylko sączyła się spod pralki. Strumień sunął pod drzwiami do przedpokoju. Zaparło mi dech. Podeszłam, odłączyłam pralkę z gniazdka, ale i tak było za późno. Dywanik był przemoczony, cała podłoga pływała.

– Andrzej! – krzyknęłam.

Wbiegł, zdążył jeszcze zatrzymać się w progu, kiedy z dołu rozległo się głośne pukanie. Spojrzeliśmy na siebie. Wiedzieliśmy, co to oznacza. Otworzyłam drzwi. Za nimi stał sąsiad z dołu, z oczami pełnymi gniewu i ręcznikiem w dłoni.

– Macie przechlapane. Zalało mi sufit. Tynk spada na podłogę – powiedział bez powitania.

Andrzej stanął za mną. Sąsiad spojrzał na niego z wyrzutem.

– To pana pralka cieknie?

I wtedy Andrzej spojrzał na mnie.

– To jej wina. Mówiłem ci, żebyś uważała.

Odwróciłam się. Nie byłam pewna, czy dobrze słyszę.

– Że co proszę?

– Ty ją obsługujesz.

Sąsiad patrzył na nas, czekając na reakcję. Ja nie powiedziałam już nic. Stałam tam w milczeniu, a w środku mnie jakby zgasło światło.

Zrzucił winę na mnie

Pożegnaliśmy sąsiada, obiecując, że wszystko pokryjemy z ubezpieczenia. Gdy zamknęłam drzwi, nie powiedziałam ani słowa. Andrzej poszedł do kuchni, jakby nic się nie wydarzyło.

Usiadłam na skraju łóżka dzieci. Patrzyłam, jak spokojnie oddychają, jak śpią w tym chaosie, którego nie rozumieją. I wtedy poczułam, że nie tylko pralka wylała, ale że coś, co tłumiłam w sobie przez lata, właśnie się wymknęło. Spakowałam torby cicho, żeby nie obudzić dzieci. Kilka ubrań, dokumenty, ulubione zabawki. Potem weszłam do ich pokoju, przykucnęłam przy łóżkach i szepnęłam, że jedziemy na małą przygodę do babci.

Podczas rozwodu wnioskowałam o pełną opiekę nad dziećmi i alimenty. Nie z zemsty, a z odpowiedzialności. Chciałam zabezpieczyć to, co naprawdę było dla mnie ważne – spokój, codzienność bez lęku i Dzieci, które będą mogły dorastać bez poczucia winy za cudze frustracje.

Paulina, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama