Reklama

Bardzo mi się to nie podobało

Słyszałam, jak mąż wrócił, lecz kiedy z impetem położył się obok mnie na łóżku, udawałam, że zasnęłam. Natychmiast zrozumiałam – tego wieczoru spożywał alkohol. Smród dało się wyczuć na odległość! Byłam okropnie wściekła. Rozumiem, że od czasu do czasu można wyjść na browarka z kumplami, ale ostatnio Wojtek robił to zdecydowanie zbyt często. Wiedziałam, że muszę z nim na ten temat poważnie porozmawiać, ale nie chciałam zaczynać tej rozmowy w nocy.

Reklama

W przeciwieństwie do niego, ja musiałam wstać z samego rana, bo do pracy musiałam dojechać autobusem, który odjeżdżał już o wpół do szóstej. Około siódmej w świetlicy zaczynały pojawiać się pierwsze dzieci, które przyprowadzali do nas rodzice, zanim poszli do pracy. Tymczasem Wojtek miał luźniej – nie tylko zaczynał pracę o dziewiątej, ale jeszcze miał do dyspozycji samochód.

À propos, nasz samochód... Jak on dojechał do domu tak nawalony? Na pewno nie szedł pieszo! Nie mógł też wrócić autobusem, bo o tej godzinie żaden nie jeździ do naszej wsi. Nie mogła to też być taksówka, bo na takie rzeczy nas nie stać. „Może któryś z kumpli go przywiózł. Czyżby jednak zachował choć odrobinę zdrowego rozsądku?” – pomyślałam, pełna nadziei. Przecież silny zapach, który od niego zalatywał, potwierdzał, że tym razem nie ograniczył się tylko do jednego piwa.

Gdy Wojtek poszedł spać, w pokoju zapanowało głośne chrapanie. Niepocieszona, sięgnęłam do szuflady przy łóżku po zatyczki do uszu. Ostatnio musiałam z nich korzystać coraz częściej, co było dowodem na to, że mój mąż przesadzał z piciem. Jak się wszyscy domyślają, alkohol sprawia, że chrapanie się nasila. Ale dzięki tym cudownym zatyczkom, rano byłam w stanie obudzić się w miarę wyspana.

Jak można być tak nieodpowiedzialnym?

W drodze do pracy przeszłam przez podwórko. Drzwi garażu nie były całkowicie zamknięte, przez szczelinę dostrzegłam samochód. „Czyli Wojtek jednak wrócił do domu autem! – rozzłościłam się. – Pod wpływem! To już trzeba być kretynem!”. Naprawdę musiałam z nim dzisiaj przeprowadzić bardzo poważną rozmowę...

Tego samego popołudnia podczas powrotu do domu, w głowie układałam argumenty, które pomogą mi przekonać mojego męża, aby się ocknął. Nałogowym alkoholikiem przecież jeszcze nie był, ale droga do uzależnienia to jak zjeżdżalnia. Człowiek przez długi czas ma wrażenie, że kontroluje sytuację, ale to tylko złudzenie. Nie zamierzałam obwiniać kolegów męża, którzy namawiali go na piwo. W końcu każdy ma przecież własny rozum i język w gębie. Może odmówić – zwłaszcza, kiedy wszyscy wiedzą, że jest samochodem.

Gdy po posiłku nasi synowie udali się do swoich pokojów, żeby odrabiać lekcje, Wojtek podniósł się od stołu. W desperackiej próbie zatrzymania go zaczęłam rozmowę z mężem na – jak by się mogło wydawać – całkowicie neutralny temat.

– Jak idzie wybór komputera dla Krzysia? Czy już zdecydowaliście, czy będzie to komputer stacjonarny, czy może laptop? – zapytałam.

Za miesiąc najstarszy syn miał świętować swoje osiemnaste urodziny. Obiecaliśmy mu wtedy spełnienie marzenia o nowym sprzęcie, o którym myślał od dawna. Mój mąż od kilku tygodni rozmawiał z synem na temat wszystkich specyfikacji i parametrów. Obaj byli bardzo podekscytowani tym tematem, więc pomyślałam, że dobrym pomysłem będzie, aby poważną dyskusję z Wojtkiem rozpocząć od czegoś, co wprowadzi przyjemny ton. Nie chciałam przecież od razu go skarcić – chciałam spokojnie poradzić sobie z problemem.

Jednak gdy tylko wspomniałam o komputerze, Wojtek nagle schował twarz w dłoniach i... rozpłakał się.

– Nie będzie żadnego komputera! – wymamrotał po chwili.

– Jak to? Nie rozumiem... – zaskoczona, zamarłam w reakcji na jego zachowanie. – Ale dlaczego?

– No bo...bo te pieniądze straciłem! – wykrztusił, unikając mojego spojrzenia.

Stracił wszystkie oszczędności

Stracił? Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy: ktoś go obrabował!

– A zgłosiłeś tę sprawę na policję? – zapytałam, czując rosnące zdenerwowanie. – Wprawdzie szanse na odzyskanie ich są małe, ale czasami udaje się złapać tych bandziorów!

– Jakich bandziorów? – odparł.

– Tych, którzy cię obrabowali... – spojrzałam na niego z zaskoczeniem.

– Ale ja nie zostałem obrabowany! – wykrzyknął. – Przynajmniej nie w tradycyjnym znaczeniu tego słowa – i roześmiał się w jakiś dziwny, gorzki sposób.

Nie? W takim razie już nic nie rozumiałam...

– Wojtek, przegrałeś gdzieś te pieniądze?! – krzyknęłam z przerażeniem.

– Nie. Musiałem wcisnąć łapówkę... – odparł z westchnieniem, a potem po raz pierwszy odważył się na mnie spojrzeć. – Narozrabiałem, Bożenko! Wracałem wczoraj do domu po pijaku i zatrzymała mnie policja. Mogłem albo stracić prawo jazdy, albo się wykupić. Na szczęście trafiłem na takich, którzy nie gardzą łapówkami, więc... Dałem im te dwa tysiące złotych, które mieliśmy przeznaczone na komputer dla Krzyśka. Nie wiesz, ale już wybraliśmy model i nawet złożyliśmy zamówienie. Paczka „za pobraniem” miała przyjechać lada moment. Ale przez to, co się wydarzyło, musiałem dzisiaj wszystko anulować...

Ostatnie zdanie najbardziej mnie zdenerwowało. Anulować?!

– Ależ skąd, absolutnie nie! Twoje błędne decyzje nie będą wpływać na nasze dziecko! – zareagowałam emocjonalnie. – Krzysio ma nie dostać wymarzonego prezentu, bo ty się napiłeś? Planujesz karać syna za twoje zachowanie?!

– Co mam więc zrobić?! – Wojtek zareagował gwałtownie. – Przecież nie mamy teraz kasy! Dostanie laptopa, jak to odrobimy.

– Będzie go miał na urodziny – ogłosiłam zdecydowanie do mojego męża. – Teraz musimy się zastanowić, jak zdobyć na to pieniądze. Nawet jeśli będę musiała je pożyczyć od samego szatana, nie pozwolę, aby nasz syn był zawiedziony. Chcę, żeby było jasne: doskonale wiem, że wczoraj wieczorem byłeś pijany, bo nie spałam, kiedy wróciłeś do domu. Chciałam dziś porozmawiać z tobą na ten temat, bo pijesz coraz częściej, a to na pewno źle się skończy, ale jak widać, Pan Bóg już zrobił to za mnie. Czy zrozumiałeś, że to było pierwsze ostrzeżenie dla ciebie, abyś się ogarnął? – powiedziałam, patrząc Wojtkowi bezpośrednio w oczy.

– Jasne… – wydukał. – Musisz wiedzieć, miałem niezłego farta, że to była jakaś ekipa z innego regionu, a nie miejscowi. Gdyby oni mnie złapali, to… wiesz, jaki byłby wstyd!

Dopilnuję go, by się ogarnął

Skinęłam głową. Miał rację. Nikt z naszych miejscowych policjantów, których wszyscy znamy, nie naraziłby się na przyjmowanie łapówek. Gdyby zaczęli to robić, informacja rozniosłaby się po okolicznych wsiach niczym grom z jasnego nieba. I mieliby poważne kłopoty. Nasz komendant jest naprawdę surowym typem, usadzonym na chlejusów – to wszystko przez to, że kilka lat temu jeden z nich potrącił jego syna, który wracał ze szkoły na rowerze. Chłopiec przeżył, ale od tego incydentu jest inwalidą. Kuleje na jedną nogę, i to całkiem mocno. Dlatego właśnie jego ojciec najchętniej rozstrzelałby wszystkich pijanych kierowców.

Nie ma co do tego żadnych wątpliwości, że miejscowi policjanci zabraliby prawo jazdy mojemu mężowi, a pewnie jeszcze nałożyliby na niego wysoki mandat. Jak by wtedy Wojtek dojeżdżał do pracy? I jak by utrzymał tę całą sytuację w tajemnicy przed naszymi chłopcami. Jeśli by się zorientowali – to by dopiero był dla nich wspaniały przykład!

Wieczór ten nie był przyjemny, ale za to bardzo produktywny. Pełen szczerych wyznań, zapewnień i postanowień. Mój mąż przyrzekł, że nie wsiądzie więcej za kierownicę, będąc pod wpływem alkoholu, i mam nadzieję, że dotrzyma obietnicy, ponieważ widziałam, jak bardzo przejął się tym wszystkim. Odnośnie kwestii finansowych, zdecydowaliśmy się na zakup identycznego modelu komputera przenośnego, ale nie w sklepie internetowym, lecz w markecie. Naturalnie, w sumie zapłacimy więcej, ale sklep oferuje możliwość zakupu na raty, co w naszym przypadku jest jedyną opcją.

Wyglądało na to, że problemy w rodzinie zostały rozwiązane. Nowy komputer był gotowy na urodziny Krysia, a mąż już do końca życia będzie wiedział, że nie powinien przesadzać z alkoholem, a już na pewno nie wsiadać po nim za kółko. Tymczasem pewnego dnia oglądałam lokalne wiadomości...

– W naszym województwie od paru tygodni grasuje dwóch przestępców, których policja zna już od dawna – mówił dziennikarz.

Mężczyźni udawali, że są z patrolu policyjnego i jeździli po drogach nieoznakowanym autem. Robili „kontrole” na drodze. Szacuje się, że ofiarą przestępców padło co najmniej kilkunastu kierowców, którzy w zamian za przymknięcie oka na popełnione wykroczenia wręczali fałszywemu patrolowi łapówki.

Oszuści zostali złapani, kiedy jednym z osób kontrolowanych okazał się syn prawdziwego policjanta. To właśnie on zauważył, że mundury, które mieli na sobie, nie były używane już od dwóch lat. Mężczyzna, udając, że dzwoni po osobę, która przyniesie na miejsce zdarzenia gotówkę, połączył się z ojcem, który przybył na miejsce radiowozem ze wsparciem. Po krótkim pościgu oszuści zostali zatrzymani. Czyżby Wojtek... Tak, wszystko na to wskazuje, że mój mąż też został oszukany przez tych przestępców! Rozpoznał nawet ich twarze, kiedy pokazano je w telewizji.

– Absolutnie nie zamierzam zgłaszać tego na komisariat! Już huk z tymi dwoma tysiącami... Przecież u nas dawanie łapówek też jest nielegalne, nie potrzebuję kłopotów. A do tego, jaka by to była kompromitacja! Znajomi by mnie na śmierć wyśmiali... – westchnął na zakończenie swojego wywodu, kiedy już minął go pierwszy napad gniewu.

Reklama

Trudno uwierzyć, że cała sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby odmówił chłopakom kielicha. Skoro jednak postanowił pojechać do baru samochodem, powinien zdawać sobie sprawę, że nawet jedno piwo to jest za dużo. Mam nadzieję, że przyswoił coś z tej przykrej nauki i zapadło mu to głęboko w pamięć na przyszłość.

Reklama
Reklama
Reklama