Reklama

Byliśmy małżeństwem od dziesięciu lat i z roku na rok coraz bardziej przekonywałam się, że mój mąż, Tomek, to człowiek, który potrafi oszczędzać na wszystkim. Na wszystkim – łącznie ze mną. Gdy się poznaliśmy, imponował mi swoją gospodarnością. Zawsze mówił, że pieniądze trzeba szanować, a on nigdy nie wyrzuci złotówki na głupoty. Podobało mi się to – w końcu nie chciałam u swego boku lekkoducha, który przepuszcza wypłatę na bzdury. Ale teraz? Po latach życia w małżeństwie, jego oszczędność zaczęła przybierać absurdalne formy.

Reklama

Kiedyś mi to imponowało

Tomek zawsze powtarzał, że trzeba myśleć o przyszłości, a ja, jako osoba raczej rozrzutna, uznałam, że dobrze jest mieć kogoś, kto wprowadzi trochę rozsądku do domowego budżetu. Ale z czasem zaczęłam dostrzegać, że jego oszczędność graniczył z chorobliwym skąpstwem. Na jedzenie wydawaliśmy jak najmniej. Nie żebyśmy głodowali – po prostu w naszej lodówce gościły głównie najtańsze produkty z dyskontu, a o wyjściu do restauracji mogłam jedynie pomarzyć. Tomek lubił mówić, że „domowe jest zdrowsze i tańsze”, ale jakoś nigdy sam nie kwapił się do gotowania.

Prezenty dla mnie? Zazwyczaj mówił, że najlepszy prezent to czas spędzony razem. Brzmiało to romantycznie, ale w praktyce oznaczało to oglądanie w domu powtórek starych seriali, bo „kino jest drogie”. Pamiętam, jak na urodziny dostałam od niego zestaw żarówek LED, bo „oszczędzają prąd”. Innym razem wręczył mi kupon na… darmowy uścisk. A na rocznicę ślubu podarował mi zestaw plastikowych pojemników do przechowywania jedzenia. Romantyk z prawdziwego zdarzenia.

Pewnego dnia, przeglądając nasze konto bankowe, zauważyłam, że Tomek od kilku miesięcy odkładał pieniądze. Pomyślałam, że może w końcu postanowił sprawić mi jakąś miłą niespodziankę. Może wyjazd? Biżuteria? Coś, co pokaże, że mu zależy? Nie miałam pojęcia, jak bardzo się myliłam.

– Kochanie, mam dla ciebie coś naprawdę specjalnego! – powiedział z entuzjazmem, podając mi kopertę.

Nie spodziewałam się, że jej zawartość wprawi mnie w takie osłupienie.

Odebrało mi mowę

Z bijącym sercem otworzyłam kopertę, przekonana, że w środku znajdę bilety na jakieś wymarzone wakacje. W końcu Tomek od miesięcy oszczędzał! Może w końcu zrozumiał, że czasem warto wydać pieniądze na coś wyjątkowego? Ale gdy spojrzałam na zawartość, uśmiech zniknął mi z twarzy.

– Co to jest? – zapytałam, patrząc na kawałek papieru.

– Bon! – oznajmił dumnie Tomek. – Na darmową wizytę u dentysty!

Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

– Bon na… co?!

– Dentysta, kochanie! Wiesz, że zawsze narzekasz, że chciałabyś sobie zrobić porządek z zębami, ale to drogie. No to proszę! Darmowy przegląd i jeden zabieg gratis!

Patrzyłam na niego, nie wierząc własnym uszom.

– Tomek… ty oszczędzałeś na moją wizytę u dentysty? To jest ten wyjątkowy prezent, który przygotowywałeś od miesięcy?!

No przecież to praktyczne – bronił się. – Wiesz, ile zaoszczędzimy?

Wzięłam głęboki oddech, starając się nie eksplodować.

– Myślałam, że może… nie wiem… zabierzesz mnie gdzieś. Do spa. Do restauracji. Cokolwiek, co nie kojarzy się z borowaniem i zapachem środków dezynfekujących.

Tomek przewrócił oczami.

– No coś ty! Przecież wakacje są drogie, a dentysta i tak ci się przyda. Zdrowie jest najważniejsze, prawda?

Wtedy zrozumiałam, że mój mąż nigdy się nie zmieni. I że jego oszczędność nie zna granic.

Byłam na niego wściekła

Przez kilka dni próbowałam się uspokoić. Może przesadziłam? Może rzeczywiście powinnam docenić, że Tomek myśli o moim zdrowiu? W końcu wielu ludzi odkłada wizyty u dentysty, a on znalazł sposób, żeby mnie do tego zmotywować. Ale za każdym razem, gdy patrzyłam na ten nieszczęsny bon, czułam narastającą złość. Nie chodziło tylko o ten jeden prezent. Chodziło o wszystko – o lata, w których Tomek oszczędzał na wszystkim, co miało mi sprawić przyjemność. Postanowiłam, że z nim porozmawiam.

– Tomek, musimy pogadać – powiedziałam pewnego wieczoru, kiedy zasiadł do swojego ulubionego zajęcia, czyli przeglądania promocji w internecie.

– O czym? – rzucił bez zainteresowania.

– O nas. O tym, jak podchodzisz do pieniędzy i do mnie.

Spojrzał na mnie znad ekranu laptopa.

– Chyba nie chcesz powiedzieć, że jesteś zła o ten bon?

– A jak myślisz? Tomek, to nie pierwszy raz. Zawsze oszczędzasz, ale tylko na mnie. Na sobie nie. Zauważyłeś, że twoje hobby, twoje gadżety, twoje rzeczy nigdy nie podlegają oszczędzaniu?

Zmarszczył brwi.

– Ale ja kupuję rzeczy, które są potrzebne.

– Potrzebne? Nowy sprzęt do majsterkowania za tysiąc złotych?

– No tak, bo to inwestycja!

Parsknęłam śmiechem.

– A ja? Ja nie jestem inwestycją? Nie zasługuję na coś miłego, co nie jest promocją z gazetki?

Tomek milczał. Po raz pierwszy widziałam go tak zbitego z tropu. Ale czy to coś zmieni?

Strasznie się obraził

Przez następne dni Tomek chodził naburmuszony. Wyczuwałam, że coś go gryzie, ale nie miałam już siły dopytywać. W końcu to on powinien coś zrozumieć, a nie ja znowu tłumaczyć, dlaczego nie cieszy mnie prezent w postaci darmowego borowania. A potem nagle, pewnego sobotniego popołudnia, zrobił coś, czego się kompletnie nie spodziewałam.

– Ubieraj się – rzucił, gdy wrócił do domu z jakąś tajemniczą miną.

– Co? Po co? – spojrzałam na niego podejrzliwie.

Idziemy na kolację. Do restauracji.

Prawie zakrztusiłam się herbatą.

– Ty? Chcesz iść do restauracji? Dobrowolnie?

Westchnął.

– No tak, wiem, co zaraz powiesz. Że to cud, że oszczędny Tomek postanowił wydać trochę kasy.

Zamrugałam, wciąż nie mogąc w to uwierzyć.

– Ale… czemu?

Bo może faktycznie przesadziłem – wymamrotał pod nosem. – Nie wiem, jakoś się przyzwyczaiłem do tego oszczędzania i… no, nie pomyślałem, że to dla ciebie takie ważne.

To była jego wersja przeprosin, a ja wiedziałam, że jeśli teraz zacznę zbyt mocno go wypytywać, to się wycofa.

– Dobrze – uśmiechnęłam się. – Daj mi piętnaście minut.

Pierwszy raz od dawna miałam wrażenie, że coś się zmienia. Może nie był to wielki gest, może nie kupił mi podróży do Paryża ani pierścionka z brylantem, ale sam fakt, że się postarał, dawał mi nadzieję. Tylko czy to oznaczało, że jego podejście zmieni się na dłużej? Czy to była jednorazowa akcja?

Widać było, że cierpi

Gdy weszliśmy do restauracji, poczułam się trochę nieswojo. Nie dlatego, że było tam elegancko – wręcz przeciwnie, lokal był przytulny, ale czułam, że Tomek nie czuje się komfortowo, wydając pieniądze na coś, co nie jest konieczne do przetrwania.

– Na pewno chcesz tu zostać? – zapytałam ostrożnie, widząc, jak nerwowo zerka na ceny w menu.

– No przecież mówiłem, że chciałem ci sprawić przyjemność – burknął, ale widać było, że każda cyfra przy potrawach powoduje u niego ból serca.

Postanowiłam tego nie komentować i zamówiłam to, na co miałam ochotę – makaron z krewetkami i kieliszek wina. Tomek, oczywiście, wybrał najtańsze danie w karcie – pierogi ruskie. Rozmowa nie kleiła się tak, jak powinna. Tomek co chwila zerkał na stoliki obok, jakby analizował, ile inni ludzie wydają na jedzenie. Ja natomiast zastanawiałam się, czy rzeczywiście coś zrozumiał, czy tylko próbował mnie udobruchać.

W końcu westchnęłam i postanowiłam postawić sprawę jasno.

– Tomek, ja nie oczekuję od ciebie, żebyś nagle stał się rozrzutny. Po prostu chcę czasem czuć, że jestem dla ciebie ważna. Że nie jestem kolejną rzeczą, na której oszczędzasz.

Patrzył na mnie przez chwilę, jakby ważył każde słowo.

– Wiesz co? Masz rację – powiedział w końcu. – Może przesadzam. Może czasem trzeba po prostu wydać trochę pieniędzy…

Poczułam nagłe ciepło w sercu. Może jednak była nadzieja? Może coś się zmieni? Ale wtedy kelner przyniósł rachunek, a Tomek aż się skrzywił.

– Boże, za te pieniądze kupiłbym ci komplet nowych garnków…

I wtedy zrozumiałam, że on nigdy się nie zmieni.

Reklama

Magda, 36 lat

Reklama
Reklama
Reklama