„Mąż ożenił się ze mną, bo spłacał pewien dług. Gdy poznałam prawdę, umarło we mnie wszystko, w co wierzyłam”
„– Nie rozumiesz. To by się wiązało z ujawnieniem tego, co zrobił mój mąż. A to by zniszczyło reputację i jego, i całej rodziny. Wrogowie mieliby święto. Nie mogliśmy na to pozwolić. – Miałaś się nigdy nie dowiedzieć”.

- Barbara, 33 lata
Kiedy umarł dziadek mojego męża, pan Henryk, pojechaliśmy do N. na pogrzeb. Rzadko bywałam w wielkim domu rodzinnym Remigiusza, bo niezbyt dobrze się czułam w towarzystwie tych ludzi. Miałam wrażenie, że według nich Remi ożenił się poniżej swoich możliwości. Bo w ich żyłach płynęła przecież złota krew przemysłowców z dziada pradziada, a ja byłam tylko sierotą, która miała jedynie wspomnienia szczęśliwszych czasów z rodzicami, a po śmierci mamy – z ojcem, który zginął tragicznie w wypadku, gdy miałam siedemnaście lat.
Dlatego byłam wdzięczna mężowi, że nie zmusza mnie, bym widywała ich częściej niż to konieczne. Na chrzcinach naszego syna Pawła, dwa razy do roku: na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Sam jeździł do N. dość często. Był blisko związany z rodziną.
Pan Henryk był głową rodu, który mocną ręką sprawował nad wszystkim kontrolę – nad inwestycjami rodziny, wychowaniem wnuków… Nic nie działo się bez jego zgody. Był też lokalnym oligarchą z silnymi kontaktami politycznymi. Byłam ciekawa, jak po jego śmierci ułożą się wewnętrzne stosunki w rodzinie. Kto zechce zająć jego miejsce. Po pogrzebie pojechaliśmy do domu. Rodzina, tym razem w składzie poszerzonym, z dalekimi kuzynami, trzymała się razem, i nawet Remigiusz wdał się w rozmowę z dawno niewidzianymi krewnymi. Mnie nikt jakby nie widział.
Ta kobieta mnie nienawidziła
Siedziałam na kanapie w bibliotece, słuchając muzyki, gdy przyszła Izabela. Właściwie nie wiedziałam, jaka jest jej pozycja w rodzinie. Nie była niczyją krewną, a jednocześnie ona i jej piętnastoletnia córka Marta były traktowane jak najbliższa rodzina. Próbowałam kiedyś spytać Remiego, ale powiedział, że to skomplikowane i zmienił temat. Jedyne, czego byłam absolutnie pewna, to że Izabela mnie nienawidziła, choć nie znałam powodu. Dlatego kiedy usiadła w fotelu naprzeciwko, zesztywniałam. Emanowała jakąś taką… satysfakcją. Ogarnęło mnie przeczucie nadciągającej katastrofy.
– Teraz wszystko wejdzie na właściwe tory – powiedziała. – Dawny układ właśnie został pogrzebany.
– Nie rozumiem – odparłam.
Obejrzałam się na salon. Przez otwarte drzwi biblioteki widziałam męża rozmawiającego z ojcem.
– Nie szukaj ratunku u Remiego – powiedziała Izabela jadowicie. – On już był twój. Teraz znów będzie mój. Tak jak zawsze powinno być.
Popatrzyła na mnie z pogardą. Jak ona mnie nienawidziła! Zabrakło mi słów. Wszystkie myśli uleciały. Pustka i szok musiały odbić się na mojej twarzy, bo Izabela roześmiała się z satysfakcją. A potem pochyliła się ku mnie i wysyczała:
– I żeby nie było nieporozumień. Ja byłam pierwsza. Byłam już w ciąży, gdy ten stary cap kazał mojemu narzeczonemu ożenić się z tobą. Dlaczego? – wzruszyła ramionami. – Podobno to była sprawa honoru między nim a twoim ojcem. Nikt nie miał nic do gadania, a najmniej ja i Remi… Och, jak Remi tego nie chciał. Ale nie miał wyjścia. Ale starego już nie ma i ten teatrzyk się wreszcie skończy. Czekałam piętnaście lat. I wystarczy – podniosła się z fotela, wysoka, piękna, o figurze modelki. Popatrzyła na mnie z pogardą i drwiną. – Pewnie dostaniesz coś na otarcie łez. W końcu Paweł ma w sobie ich krew, nie dadzą mu zginąć. I wyszła.
Byłam w szoku
Pierwsze, o czym pomyślałam, to, że wreszcie wyjaśniło się zachowanie Remigiusza. Poznałam go miesiąc po śmierci mojego taty. Miałam siedemnaście lat i byłam całkiem sama na świecie, bez rodziny. Mama zmarła na raka, gdy byłam dzieckiem, a teraz straciłam tatę. Groziła mi eksmisja z domu. Wtedy pojawił się Remigiusz. Miał dwadzieścia cztery lata, kończył studia prawnicze. Spotkaliśmy się w supermarkecie. Wydawało mi się, że musiał się zakochać we mnie od pierwszego wejrzenia, skoro tak intensywnie mnie podrywał. Ja też szybko się w nim zakochałam. Był moim rycerzem na białym koniu. Pobraliśmy się, gdy skończyłam osiemnaście lat. Był emocjonalnie dość chłodny, namiętności w nim też było niewiele. Myślałam wtedy, że po prostu taki jest.
I teraz poznałam przyczynę. Nigdy mnie nie kochał. Ożenił się ze mną, bo tak chciał jego dziadek. Sprawa honoru? Wcześniej nie słyszałam, by pan Henryk znał mojego ojca. Ale… Po śmierci mamy strasznie rozpaczałam, bałam się, że coś stanie się i tacie. Wtedy on obiecał mi, że nigdy mnie nie opuści, a jeśli będzie musiał, zrobi tak, że nigdy nie będę pozbawiona opieki. Może to był ten układ? Ale jakiś taki porąbany. Co teraz? Rozwód? Walka o dziecko?
Z salonu przez otwarte drzwi dobiegały głosy. Podniesione, jakby ktoś się tam kłócił. Nie rozumiałam słów. Nagle zapadła cisza. Obejrzałam się na drzwi. Pani Róża, babcia Remiego, właśnie zamykała drzwi.
– Przykro mi, że się dowiedziałaś – powiedziała. Usiadła ciężko na miejscu, z którego przed chwilą wstała Izabela. – Zabroniłam Izie. Ale ona uznała, że postawi nas przed faktem dokonanym. Nie rozumie, głupia, jakie to może mieć konsekwencje.
– To prawda? – spytałam cicho. – Że Remi miał być jej mężem? I że Marta to jego córka?
Starsza pani westchnęła i kiwnęła głową potakująco.
– Mieli się pobrać. Ale wtedy wydarzył się ten wypadek. Z twoim tatą. I wszystko się zmieniło.
To nie mogła być prawda
Mojego tatę znaleziono martwego na poboczu drogi, niedaleko lasu. Patolog stwierdził, że prawdopodobnie ktoś go potrącił i uciekł. Sprawy nigdy nie wyjaśniono.
– Mój mąż od czasu do czasu szedł do lasu, by zapolować – zaczęła wyjaśniać pani Róża. – Sam, bez naganiaczy. Uważał, że to wyrównuje szanse między myśliwym a zwierzyną. Tamtego dnia się spieszył i pędził jak szalony. A potem... to były sekundy. Na poboczu leżał ranny mężczyzna. Mój mąż chciał mu pomóc, ale widać było, że ranny umiera. Jednak zanim odszedł na dobre, powiedział, że ma córkę, która teraz zostanie całkiem sama. Mój mąż obiecał, że się tobą zajmie.
– Nie rozumiem – odparłam ze zdumieniem. – Mogliście się mną po prostu zaopiekować. Opłacić studia, wynająć mieszkanie, dać pieniądze na jakiś fundusz, nie wiem… Dlaczego ta tajemnica i małżeństwo?
Pani Róża pokręciła głową.
– Miałaś się nigdy nie dowiedzieć. Izabelę i jej córkę przyjęliśmy w rodzinie, jakby była żoną Remigiusza. Mogła wyjść za mąż za kogokolwiek, ale nie chciała.
– Remi ją odwiedzał – byłam tego absolutnie pewna. – Czekała na śmierć pana Henryka, by odzyskać swoją miłość. Cóż, doczekała się.
Wszystko była chorą grą
Chciałam wstać, ale starsza pani pochyliła się i chwyciła moją dłoń. Siła jej palców mnie zaskoczyła.
– Nie rozumiesz, Barbaro. Śmierć mojego męża niczego nie zmienia. Jesteś żoną Remigiusza, i basta. Możesz być spokojna…
Patrzyłam na staruszkę i czułam, że wszystko się we mnie skręca. Czy oni zupełnie ogłupieli? Jak ja mogę zostać z mężem, wiedząc, że on kocha inną? Że nigdy mnie nie kochał, tylko wypełniał obowiązek rodzinny? Że spłaca nie swój dług? To był jakiś chory układ. Powiedziałam to wszystko pani Róży i wstałam, by wyjść z pomieszczenia. I znów starsza pani chwyciła mnie za rękę. W jej oczach ujrzałam desperację.
– Wciąż nie rozumiesz...– odetchnęła głęboko.
Patrzyłam na kobietę, która pierwszy raz wyglądała, jakby zamierzała mnie błagać. Bała się. Ale we mnie nie było zrozumienia. Facet zabił mojego ojca i chciał się wykupić od kary, unieszczęśliwiając swojego syna i innych ludzi. Też mi honor. Zabrałam syna i wróciłam do domu. Wystąpiłam o rozwód. Poszłam też na grób taty i płakałam jak nigdy wcześniej.