Reklama

Czasami zdrada nie ma nic wspólnego z inną kobietą. Czasami zdradza się zaufanie, marzenia, wspólne plany. I to boli znacznie bardziej. Siedziałam przy stole, stukając paznokciami o ekran telefonu. Mój wzrok utkwiony był w wyciągu bankowym. 100 tysięcy złotych. Z naszego konta. Przelew z zeszłego miesiąca. Odbiorca? Teściowie. Nie byłam w stanie złapać tchu. Czułam, jak całe moje ciało ogarnia fala gorąca, a potem zimny dreszcz. Nie musiałam pytać. Wiedziałam, kto to zrobił.

Reklama

Tomasz właśnie wrócił z pracy. Rzucił klucze na komodę i zdjął kurtkę, nawet na mnie nie spojrzał. Pewnie myślał, że to kolejny zwykły wieczór. Może planował obejrzeć jakiś mecz albo usiąść z piwem przed telewizorem. Nie miałam zamiaru pozwolić mu na taki luksus.

– Możesz mi powiedzieć, co to za przelew? – mój głos był lodowaty, ale ręce drżały ze złości.

Zamarł w pół kroku. Odwrócił się do mnie powoli. I w tym momencie wszystko stało się jasne. Widziałam to w jego oczach – nie było w nich zdziwienia, tylko coś pomiędzy strachem a rezygnacją. Wiedział, że właśnie odkryłam jego tajemnicę. I nie miał pojęcia, że właśnie w tym momencie stracił mnie bardziej, niż gdyby mnie zdradził.

Nie widziałam w jego oczach skruchy

– To kiedy zamierzaliście mi o tym powiedzieć? – syknęłam, wciąż wpatrując się w ekran telefonu.

Mąż wzruszył ramionami, jakby chodziło o jakieś drobne. Jakbym właśnie nie odkryła, że podjął decyzję o wydaniu 100 tysięcy złotych bez mojej zgody.

– Proszę cię, nie zaczynaj – przetarł twarz dłonią i westchnął ciężko. – To moi rodzice. Mieli problem, więc im pomogłem.

Parsknęłam śmiechem, który brzmiał jak wściekłe prychanie. Pomógłby im, gdyby dał im dwie dychy na taksówkę, a nie całą naszą poduszkę finansową.

– Bez pytania mnie o zdanie? – wstałam i podeszłam bliżej. – To były nasze oszczędności. Myślałam, że mamy jakieś zasady. Że to, co odkładamy, jest dla nas.

– To moi rodzice! – Podniósł głos, jakby to miało zamknąć temat. – Zawsze mi pomagali, kiedy byłem młody. Nie mogłem ich tak zostawić.

– Nie mogłeś ich zostawić?! – powtórzyłam, czując, jak ogarnia mnie furia. – A mnie mogłeś oszukać?!

Tomek zmarszczył brwi. Teraz próbował się bronić.

– Przecież wiesz, że byś się nie zgodziła.

Zatkało mnie. Czy on właśnie próbował to usprawiedliwić?!

Bo to była idiotyczna decyzja! – krzyknęłam. – Co, myślałeś, że jak nie powiesz, to jakoś to przełknę? Że się nie dowiem?!

Tomek pokręcił głową, jakby był tym wszystkim zmęczony. Jakby to ja robiła problem z niczego.

– Rodzina sobie pomaga.

– Nie, rodzina nie oszukuje się nawzajem.

Patrzył na mnie, ale nie widziałam w jego oczach skruchy. Tylko upór. Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że może już nie ma czego ratować.

Coś we mnie pękło

Nie zamierzałam dłużej dyskutować z mężem. Skoro on nie widział problemu, to porozmawiam z tymi, którzy te pieniądze dostali. Następnego dnia pojechałam do teściów. Weszłam bez zapowiedzi, bo niby dlaczego miałabym się zapowiadać, skoro oni nie mieli problemu z przyjęciem naszych oszczędności za moimi plecami?

– O, co za niespodzianka! – Teściowa uśmiechnęła się promiennie, jakbyśmy były najlepszymi przyjaciółkami.

Nie przyszłam na pogaduszki. Chcę wiedzieć, kiedy oddacie nasze pieniądze.

Ich uśmiechy zniknęły w sekundę. Teść chrząknął, a teściowa przybrała tę swoją dobrze znaną minę.

– Skarbie… ale o co chodzi?

– O 100 tysięcy złotych – skrzyżowałam ręce na piersi. – Tomek pożyczył wam nasze wszystkie oszczędności. Kiedy zamierzacie je oddać?

Teściowa machnęła ręką.

– Och, kochanie, nie bądź taką materialistką. To tylko pieniądze!

Prawie mnie zatkało.

– Tylko pieniądze?! – Wybuchłam. – To były nasze oszczędności na przyszłość! Na dom, na bezpieczeństwo, na życie! A wy co? Wydaliście je i nawet nie macie zamiaru zwrócić?!

Teść westchnął, jakbym go właśnie zmuszała do czegoś niewygodnego.

– Ale my nie mamy teraz z czego. Wiesz, jak ciężko jest w dzisiejszych czasach.

To może nie powinniście brać pieniędzy, których nie możecie oddać?! – Warknęłam.

Teściowa spojrzała na mnie chłodno.

– Tomek to dobry syn. Pomógł, bo rozumie, że rodzina jest najważniejsza.

Poczułam, jak coś we mnie pęka.

– To niech sobie tę rodzinę weźmie i razem z wami żyje, bo ja już nie mam zamiaru dokładać do waszego życia.

Odwróciłam się i wyszłam, trzaskając drzwiami. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że moje małżeństwo naprawdę się kończy.

To było gorsze niż kłamstwo

Wróciłam do domu wściekła. Mąż siedział na kanapie, oglądając telewizję, jakby nic się nie stało. Jakby nie rozwalił naszego życia jednym przelewem.

– Twoi rodzice nawet nie próbują udawać, że chcą oddać te pieniądze – rzuciłam to tak, jak się rzuca nóż na stół.

Tomek nawet nie odwrócił głowy.

– Bo nie mają z czego.

Parsknęłam śmiechem. Bezczelny.

– A my mamy?! – krzyknęłam. – Ty myślisz, że co? Że oszczędności spadły nam z nieba?! Ja liczyłam każdy grosz, odkładałam, pilnowałam, a ty jednym kliknięciem to rozdałeś! Nawet mnie nie zapytałeś!

Tomasz w końcu spojrzał na mnie, ale nie było w nim żalu. Tylko ten cholerny upór.

–Oni są moją rodziną. Nie mogłem ich zostawić.

– A ja?! – Poczułam, że drży mi głos. – Ja nie jestem twoją rodziną?!

Zapadła cisza. Tomasz przygryzł wargę, ale nie powiedział nic. I to było gorsze niż jakiekolwiek kłamstwo.

– Zdradziłeś mnie – moje słowa były ciche, ale miały w sobie więcej bólu niż krzyk. – Nie dlatego, że pożyczyłeś pieniądze. Tylko dlatego, że zrobiłeś to za moimi plecami.

Tomasz przymknął oczy.

– Bo wiedziałem, że byś się nie zgodziła.

Wiedział. I mimo to zrobił to. Pokiwałam głową.

Nie chcę już żyć w związku, w którym moje zdanie nie ma znaczenia.

Tomasz w końcu wyglądał na przestraszonego.

– Nie przesadzaj. To tylko pieniądze.

Tylko pieniądze. Odetchnęłam głęboko i wyjęłam z szuflady papiery, które przygotowałam wcześniej.

– W takim razie to tylko rozwód.

Rzuciłam je na stół i wyszłam z pokoju, zostawiając go samego.

Nie miał nic do zaoferowania

Tomasz wszedł do sypialni późno w nocy. Nie spałam, ale leżałam nieruchomo, plecami do niego. Nie miałam już siły na kłótnie.

– Anka… – Jego głos był cichy, niemal błagalny.

Nie odpowiedziałam. Słyszałam, jak przesuwa ręką po włosach, jak wzdycha ciężko. Wiedział, że zawalił.

– Nie chciałem cię stracić – usiadł na skraju łóżka. – Zrobiłem głupotę, wiem. Ale to nie znaczy, że nie jesteś dla mnie najważniejsza.

Odwróciłam się powoli. Po raz pierwszy od tygodni wyglądał na naprawdę rozbitego.

– To dlaczego mnie nie szanowałeś? – zapytałam sucho. – Bo miłość bez szacunku to nie miłość.

Zamknął oczy, jakby próbował znaleźć odpowiednie słowa.

Bałem się, że mnie nie zrozumiesz. Że powiesz „nie” i wtedy musiałbym im odmówić.

– Bo powinieneś był im odmówić! – uniosłam się, ale zaraz opadłam z sił. – Nie mogę ci już ufać. A bez tego nie da się żyć.

– Nie chcę cię stracić – jego głos był ledwo słyszalny.

Patrzyliśmy na siebie długo. Kiedyś tyle wystarczało, żeby się dogadać. Teraz było inaczej.

– Za późno na słowa – pokręciłam głową. – Co zamierzasz zrobić, żeby to naprawić?

Tomasz zawahał się. I wtedy zrozumiałam, że nie ma żadnego planu. Nie walczył. Nie błagał. Po prostu nie miał nic do zaoferowania poza pustymi przeprosinami. A ja nie mogłam dłużej żyć tylko nimi.

To nie jest mój problem

Minęło pół roku. Pół roku odkąd Tomek obiecał, że wszystko naprawi. Pół roku odkąd powiedział, że porozmawia z rodzicami, że znajdzie rozwiązanie, że odzyskamy nasze pieniądze. Nie odzyskaliśmy nawet złotówki.

Siedziałam w kuchni, mieszając herbatę, której nawet nie miałam ochoty pić. Tomasz właśnie wrócił od swoich rodziców, wyglądał na zmęczonego i… przegranego. To mówiło mi wszystko.

– I co? – spytałam, choć znałam odpowiedź.

Tomasz oparł się o blat i westchnął ciężko.

Nie mają z czego oddać.

Zacisnęłam zęby. To samo słyszałam od miesięcy.

– Ale jakoś mają na życie. Jakoś mają na rachunki, na swoje zachcianki.

Tomasz wzruszył ramionami.

– To moi rodzice. Co mam zrobić? Kazać im sprzedać mieszkanie?

Wpatrywałam się w niego, czując, jak narasta we mnie zimna, ciężka pewność.

– To nie jest mój problem. – Odstawiłam kubek i wstałam. – To twój problem.

Spojrzał na mnie zaskoczony, może nawet zraniony. Ale ja już nie czułam nic.

– Myślałem, że to nasz problem.

Pokręciłam głową.

– Nie. Naszym problemem był twój brak lojalności wobec mnie. Twój brak szacunku do naszej przyszłości. Ale wiesz co? To już nie mój problem. Bo ja nie mam zamiaru dłużej czekać.

Zostawiłam go tam, w tej kuchni, a następnego dnia złożyłam pozew o rozwód.

Reklama

Anna, 40 lat

Reklama
Reklama
Reklama