„Mąż podejrzanie często zamykał się w łazience i nie było z nim kontaktu. Gdy odkryłam co się dzieje, było już za późno”
„Coś się zmieniło. Paweł coraz częściej zamykał się w łazience na długie minuty. Najpierw myślałam, że to zwykła potrzeba prywatności – każdy czasem chce pobyć sam. Może grał w coś na telefonie, może oglądał filmiki, może po prostu przeglądał wiadomości. Ale te chwile stawały się coraz dłuższe”.

- Redakcja
Codzienność zawsze wydawała mi się czymś przewidywalnym, wręcz nudnym. A ja tę nudę ceniłam, bo oznaczała spokój – wspólne śniadania, krótkie rozmowy przy kolacji, czasem jakiś film przed snem. Tak wyglądało moje życie z Pawłem. Byliśmy razem od ponad dziesięciu lat, małżeństwo jak każde inne – bez wielkich fajerwerków, ale też bez większych dramatów. Przynajmniej do niedawna.
Zaczęłam zauważać, że coś się zmienia. Paweł coraz częściej zamykał się w łazience na długie minuty. Najpierw myślałam, że to zwykła potrzeba prywatności – każdy czasem chce pobyć sam. Może grał w coś na telefonie, może oglądał filmiki, może po prostu przeglądał wiadomości. Ale z czasem te chwile stawały się coraz dłuższe. Dziesięć minut zamieniało się w pół godziny, a pół godziny w czterdzieści pięć minut. A ja siedziałam w salonie i czekałam, nasłuchując szumu wody w kranie, jakby od tego zależał mój spokój.
Nie chciałam robić scen. Wmawiałam sobie, że przesadzam. „Może to ja jestem zbyt podejrzliwa? Może to kryzys wieku średniego, każdy facet tak ma?” – powtarzałam w myślach. A jednak niepokój we mnie rósł. Zaczęłam czuć, że jestem zepchnięta na bok, jakby nasze życie zaczynało się dzielić na dwa osobne światy. Mój, z rutyną, obowiązkami i ciszą oraz jego – zamknięty za drzwiami łazienki, do którego nie miałam dostępu.
Bywały wieczory, kiedy siedziałam sama przy kuchennym stole i zastanawiałam się, czy naprawdę jeszcze jestem częścią jego życia. Czy może już dawno zastąpił mnie kimś innym – kimś, z kim dzieli się tym, czego mnie odmawia. I wtedy czułam, że w tym małżeństwie jestem najbardziej samotna właśnie wtedy, gdy Paweł był tuż obok, ale tak naprawdę – nieobecny.
Głos mi się załamał
– Paweł, możemy pogadać? – zaczęłam ostrożnie, kiedy wyszedł z łazienki po kolejnej, prawie czterdziestominutowej sesji.
– Jasne, tylko… co się dzieje? – spojrzał na mnie, wycierając ręce w ręcznik.
– Co ty tam tyle robisz? – wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. – Siedzisz, zamykasz się i nawet nie odpisujesz na moje wiadomości.
Paweł uniósł brwi.
– Serio? Chcesz mi robić śledztwo z tego, że potrzebuję chwili dla siebie?
– To nie jest chwila! – podniosłam głos. – To prawie godzina! I to codziennie.
Przez sekundę patrzył na mnie, jakby ważył słowa.
– Każdy ma prawo do prywatności. Ty też oglądasz seriale wieczorami i nie pytam, czemu tyle czasu marnujesz na bzdury.
Te słowa zabolały, bardziej niż chciałam pokazać.
– To nie to samo – wysyczałam. – Ja nie zamykam się przed tobą na klucz.
Paweł przewrócił oczami i odłożył ręcznik.
– Asia, przesadzasz. Naprawdę.
– Chyba masz tam kogoś na tym telefonie! – wyrzuciłam w gniewie. Głos mi się załamał, a serce waliło jak oszalałe.
Nie spodziewałam się, że Paweł zareaguje tak… nijako. Nie zaprzeczył. Nie oburzył się. Nie powiedział ani słowa. Spojrzał na mnie, jakby coś w nim pękło, po czym odwrócił się i bez słowa wyszedł do sypialni. Stałam jak sparaliżowana. Cała drżałam. Dlaczego nie odpowiedział? Dlaczego nie zaprzeczył, nie zaśmiał się, nie nazwał mnie paranoiczką? To byłby naturalny odruch. A on milczał, jakby moje oskarżenie wcale nie było bezpodstawne. Tej nocy nie mogłam zasnąć. Słyszałam jego oddech obok siebie, spokojny, równy, jakby wszystko było normalne. A ja wpatrywałam się w ciemny sufit i czułam, że coś niewidzialnego wkradło się między nas. Coś, co może być końcem wszystkiego.
Wyszedł i twarz miał czerwoną
Kiedy Paweł znowu zamknął się w łazience, tym razem przygotowałam się wcześniej. Telefon miałam już w dłoni, nagrywanie włączone. Siedziałam cicho pod drzwiami, serce tłukło mi się w piersi jak szalone. Przez kilka pierwszych minut słyszałam tylko stukanie w ekran, jakieś westchnienia, przesuwanie czegoś po półce. Już miałam odpuścić, kiedy rozległ się cichy głos. Kobiecy. Nie rozumiałam słów – były stłumione przez drzwi – ale nie miałam wątpliwości. To nie był film. To nie była muzyka. To był ktoś żywy, rozmawiający z moim mężem. Zerwałam się i zaczęłam walić pięścią w drzwi.
– Paweł! Z kim ty rozmawiasz?!
Usłyszałam gwałtowny ruch, jakby próbował coś wyłączyć. Po chwili otworzył. Stał przede mną z telefonem w ręku, twarz miał czerwoną.
– Podsłuchiwałaś mnie? – warknął.
– Nie podsłuchiwałam, tylko nagrałam! – odpowiedziałam, pokazując mu swój telefon. – Słychać tam głos kobiety. Kogoś, kto jest dla ciebie ważniejszy niż ja!
Paweł zmrużył oczy, widać było, że się wścieka.
– Ty zwariowałaś! Nagrywasz mnie pod drzwiami łazienki? To jest chore! To nie ja niszczę to małżeństwo, tylko ty swoim brakiem zaufania.
– Brakiem zaufania?! – krzyknęłam. – A może to dlatego, że dajesz mi powody?!
– Nie. – Jego głos był już chłodniejszy, lodowaty. – Powodem jesteś ty. Twoje obsesje, twoje sceny.
Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Miałam wrażenie, że próbuje mnie odwrócić od tego, co usłyszałam. Jakby nagle to ja była winna. Zamknęłam się w sypialni, trzęsąc się cała. Wiedziałam jedno, że nie mogę już mu wierzyć na słowo. Prawda była gdzieś ukryta, a ja musiałam ją wydobyć, choćby miała mnie zniszczyć.
Nie mogłam się uspokoić
Siedziałam nad nagraniem całą noc. W kółko odtwarzałam te kilka minut, w których dało się wychwycić nie tylko Pawła, ale też tamten kobiecy głos. Początkowo brzmiało to jak szept, jak echo, ale gdy podkręciłam głośność i włożyłam słuchawki, usłyszałam wyraźniej.
– Wiem, że to trudne, ale nie możesz tak się obwiniać… – to był głos Pawła.
– Gdyby on żył, wszystko wyglądałoby inaczej… – odpowiedział kobiecy głos.
Zamarłam. Coś mnie uderzyło, coś znajomego. Jeszcze raz. I jeszcze. Po chwili wiedziałam już na pewno. To była Karolina! Nasza dawna sąsiadka, wdowa po mężczyźnie, którego nagła śmierć kilka lat temu była wstrząsem dla całego bloku. Oparłam się o ścianę, nagle brakło mi tchu. Z jednej strony ulga – Paweł nie flirtował z obcą kobietą, nie pisał do jakiejś przypadkowej „koleżanki z internetu”. Z drugiej – czułam wściekłość. Bo jeśli naprawdę chodziło o Karolinę, dlaczego nic mi nie powiedział? Dlaczego musiałam odkrywać to po kryjomu, jak złodziej?
W mojej głowie pojawił się natłok pytań. Czy to naprawdę tylko wsparcie dla kobiety w żałobie? Czy może coś więcej? Czy Paweł poczuł przy niej coś, czego brakowało mu we mnie? Nie mogłam się uspokoić. Chodziłam po mieszkaniu, jakby ściany miały mi podpowiedzieć odpowiedź. Czułam, że to nie był zwykły sekret. Ta rozmowa, to ciepło w jego głosie… To było coś, czego ja już dawno nie słyszałam. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Zamiast pocieszenia poczułam ciężar. Może jeszcze gorszy niż podejrzenie zdrady fizycznej. Bo zdrada sercem, myślą, troską – bywała o wiele boleśniejsza.
Nie mogłam tego znieść
Nie mogłam dłużej milczeć. Wieczorem, kiedy Paweł wrócił z pracy i chciał jak zwykle zamknąć się w łazience, zastąpiłam mu drogę.
– Paweł, musimy porozmawiać. – Mój głos drżał, ale w środku kipiałam złością. – Wiem, że to Karolina.
Zbladł. Nie zapytał „o czym mówisz?”. Nie udawał zaskoczenia. Po prostu spuścił wzrok.
– Ona… potrzebuje rozmowy – powiedział w końcu cicho. – Jest sama. Nie ma nikogo.
– A ja co?! – krzyknęłam. – Ja też jestem sama, choć mam męża obok! Nie rozumiesz, że to ja powinnam być twoją powierniczką, nie ona?!
Paweł uniósł głowę, w oczach miał gniew.
– Nie rozumiesz. Karolina przeżyła piekło. Straciła męża, a ja byłem jedynym, do kogo mogła się zwrócić. Co miałem zrobić? Odwrócić się?
– Tak! – odpowiedziałam bez namysłu. – Bo ja cię potrzebuję. Nasze małżeństwo się rozpada, a ty zamiast ratować nas, uciekasz do niej.
– Ty naprawdę myślisz, że to romans? – głos mu zadrżał. – To nie jest tak. Ja… ja tylko chciałem, żeby ktoś nie czuł się tak beznadziejnie samotny.
– A ja? – łzy napłynęły mi do oczu. – Ja się tak nie czuję?
Paweł złapał się za głowę, jakby miał dość.
– Asia, zawsze wszystko obracasz przeciwko mnie. Ja próbuję pomóc komuś w potrzebie, a ty robisz ze mnie potwora.
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, każde na własnej wyspie bólu. Krzyczałam, że zaniedbuje mnie, że bardziej troszczy się o wdowę niż o własną żonę. On powtarzał, że nie zrozumiem, bo jestem zazdrosna i ślepa na cudze cierpienie. I nagle uderzyła mnie myśl – może on naprawdę w niej widzi coś, czego ja mu nie daję. I tego bałam się najbardziej.
Poczułam się dziwnie obco
Nie mogłam tego dłużej znieść. Musiałam spotkać się z Karoliną twarzą w twarz. Napisałam do niej, że chciałabym porozmawiać. Ku mojemu zdziwieniu, odpisała niemal od razu: „Przyjdź jutro, będę w domu”. Kiedy stanęłam w progu jej mieszkania, poczułam się dziwnie obco. Karolina wyglądała na zmęczoną, jej oczy miały w sobie ten cień, który zostaje po wielkiej stracie. Uśmiechnęła się blado i zaprosiła mnie do środka.
– Wiem, po co przyszłaś – zaczęła bez owijania w bawełnę. – Paweł ci niczego nie powiedział, prawda?
– Nic – przyznałam. – Tylko tyle, ile sama odkryłam.
Karolina spuściła wzrok.
– On mi pomaga. Nie masz pojęcia, jak to jest, kiedy budzisz się w pustym łóżku i wiesz, że już nigdy nikogo w nim nie będzie. Paweł jest jedyną osobą, z którą potrafię rozmawiać od tamtego dnia.
– On jest moim mężem – przerwałam ostro. – Powinnaś to rozumieć.
– Rozumiem – szepnęła. – Ale nie mam złych intencji. Nigdy nie chciałam go od ciebie zabierać. On mi po prostu… pomaga oddychać, kiedy mam wrażenie, że tonę.
Poczułam, jak łzy cisną mi się do oczu.
– A ja? Ja nie tonę w tym małżeństwie? W samotności, którą on zostawił mi w domu?
Karolina spojrzała na mnie smutno.
– To nie moja wina, Asiu. Ja tylko trzymam się tego, co zostało.
Rozmowa ugrzęzła w ciężkiej ciszy. Z jednej strony widziałam w niej skrzywdzoną kobietę, z drugiej – kogoś, kto stał się dla mojego męża kimś więcej niż zwykłą znajomą. Poczułam, że ta więź już dawno przekroczyła granicę, której ja nie umiałam zaakceptować. Wróciłam do domu jeszcze bardziej rozdarta. Bo choć Karolina nie chciała mnie zranić, to właśnie ona trzymała w rękach to, co powoli rozpadało się między mną a Pawłem.
Czułam się zdradzona
Leżałam nocą w łóżku obok Pawła i wsłuchiwałam się w jego równy oddech. Tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Po spotkaniu z Karoliną nic już nie było takie samo. Nie mogłam udawać, że wszystko wróci do normy, bo wiedziałam, że między nimi istnieje coś, co mnie wyklucza. Czy to była zdrada? Nie miałam dowodu na romans. Nie znalazłam wiadomości z wyznaniami miłości, nie widziałam ich razem w dwuznacznej sytuacji. A jednak czułam się zdradzona. Bo zdrada to nie tylko ciało. To także słowa, których się już nie mówi partnerce. To wsparcie, którego się jej odmawia. To troska, którą daje się komuś innemu.
Paweł próbował rozmawiać. Powtarzał, że przesadzam, że Karolina to tylko przyjaciółka, że potrzebowała kogoś, by nie oszaleć. Mówił spokojnie, jakby tłumaczył się z rzeczy zupełnie niewinnej. A ja siedziałam naprzeciwko niego i czułam, że żadne z tych słów nie leczy mojego bólu. W mojej głowie huczało jedno pytanie, dlaczego nie ja? Dlaczego to nie mnie wybrał, by się zwierzać, by wysłuchać, by pocieszać? Byłam żoną, jego partnerką, a jednak w najważniejszym momencie pominął mnie, jakby moja obecność była niewystarczająca.
Zaczęłam się zastanawiać, czy nasze małżeństwo w ogóle jeszcze istnieje. Czy da się odbudować coś, co zostało rozbite nie zdradą fizyczną, ale emocjonalną? Bo przecież czasem słowo potrafi zranić głębiej niż czyn. Leżałam w ciemności i nie wiedziałam, co przyniesie jutro. Jedno było pewne – nie potrafiłam już patrzeć na Pawła tak samo jak dawniej. A największy ciężar niosła świadomość, że najboleśniejsze zdrady to te, których nie widać gołym okiem.
Joanna, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Myślałam, że mój mąż nie dorasta do pięt partnerom moich przyjaciółek. Za późno zrozumiałam, jaki skarb mam pod ręką”
- „Mąż myślał, że jestem u siostry, a ja pływałam z Matteo gondolą. Dopiero w Wenecji poczułam się prawdziwą kobietą”
- „Mąż coraz częściej chodził pomagać sąsiadce. Z czasem zaczęłam czuć, że to coś więcej niż zwykła przysługa”