Reklama

Życie, które do tej pory było dla mnie sielankowym obrazem, nagle zaczęło pękać w szwach, z każdą minutą, kiedy Robert nie wracał z działki. Była to nasza codzienna rutyna – on pracował wśród roślin, a ja czekałam na niego z kolacją. Jednak tego dnia, kiedy słońce już zachodziło, a jego wciąż nie było widać, zaczął narastać we mnie lęk.

Reklama

Niepokój stał się moim towarzyszem. Telefon, który zazwyczaj dzwonił o tej porze, milczał, a jego brzmienie wydawało mi się teraz odległe jak echo z innej rzeczywistości. Sprawdziłam wszystkie miejsca, które mogłyby zatrzymać męża. Nigdzie go nie było, a ja bałam się coraz bardziej. Robert nigdy się nie spóźniał i zawsze informował, jeśli miał być w domu choćby kilka minut później.

Myślałam, że oszaleję. Gdy rano wciąż go nie było, zadzwoniłam na policję, a potem pojechałam na komisariat. Jakoś podświadomie czułam, że nic już nie będzie takie samo.

Zgłosiłam zaginięcie męża

Komisariat był przepełniony odgłosami radiostacji i cichym szmerem rozmów, ale w mojej głowie panowała cisza, rozrywana od czasu do czasu strzępami myśli o tym, gdzie teraz może być Robert. Wpatrywałam się w twarz Tomasza, policjanta o spojrzeniu, które wyraźnie mówiło, że widział już w swojej pracy wiele tragedii. Miał to do siebie, że potrafił słuchać nie tylko słów, ale i ciszy między nimi.

Wierzę, że czuje pani lęk – jego głos, choć cichy, przeszył milczenie jak gong, którym przywrócił mnie do rzeczywistości. – Niech pani mówi wszystko, co przychodzi do głowy. Czasem najmniejszy detal ma znaczenie.

Myślami wybiegłam poza ściany komisariatu, byłam wciąż na działce, którą ostatni raz widziałam w świetle zachodzącego słońca. Czy coś przeoczyłam? Jak mogłam nie zauważyć, co kryje się w jego spojrzeniu, kiedy ostatnio tak często patrzył w dal, zamyślony?

– Ostatnie dni były normalne – w moim głosie drżała niepewność. – Tylko teraz, gdy o tym myślę, wydaje mi się, że Robert był myślami gdzieś daleko, nawet gdy siedział obok mnie przy stole. Tak jakby coś go ciągnęło. Coś, czego nie byłam w stanie zobaczyć.

Tomasz przysunął się bliżej, patrząc mi prosto w oczy. Czułam, jak lęk wypełnia każdy kąt pomieszczenia, każdą pustą przestrzeń między nami. Strach, który próbowałam zepchnąć na dno duszy, wyrwał się teraz na powierzchnię, wybuchając jak fala.

– Czy sądzi pan... że coś mu się stało? – pytanie uciekło z moich ust, a ja czułam, że wraz z nim ucieka moja nadzieja.

– Jeszcze niczego nie możemy wykluczyć, pani Katarzyno – odpowiedział policjant. – Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby znaleźć pana Roberta.

Z jego słów powinna płynąć pociecha, ale ja słyszałam tylko echo własnych obaw. Cisza wypełniała komisariat, ale w mojej głowie rozbrzmiewał alarm. Czy naprawdę znałam człowieka, z którym dzieliłam życie?

Byłam kłębkiem nerwów

Nie mogłam spać. Każda noc przybliżała mnie do bolesnej prawdy, że życie, które prowadziłam, być może było tylko iluzją. Leżąc na naszym wspólnym łóżku, przechodziłam w myślach każdy dzień naszego małżeństwa, szukając znaku, który by mi powiedział, gdzie zaczęła się ta przepaść między nami.

Przemierzając korytarze pamięci, zastanawiałam się, jak mogłam nie dostrzec zmian w jego zachowaniu. Byłam przekonana, że znam Roberta lepiej niż ktokolwiek inny. Przecież to ja byłam tą, która znała każdy jego gest, każdy cień myśli przelotnie rysujący się na jego twarzy. A teraz? Które z tych wspomnień były prawdziwe, a które były tylko maską, którą nałożył, aby ukryć swoje tajemnice? Czułam, jak gniew miesza się z rozpaczą. Jak mogłam nie zauważyć, że coś się dzieje? Jakie jeszcze tajemnice krył przede mną Robert?

Dni mijały, a ja nadal tkwiłam w marazmie, niezdolna do działania. Każde pukanie do drzwi, każdy dzwonek telefon sprawiał, że serce podskakiwało mi w piersiach, a dłonie stawały się wilgotne od potu. Czy to on? Czy wrócił? Ale w głębi duszy wiedziałam, że to tylko złudzenie. Wewnętrzny głos, który wcześniej uspokajał moje obawy, teraz stał się moim największym krytykiem.

Spodziewałam się najgorszego

Kiedy policjant zadzwonił po dwóch tygodniach, by poinformować mnie o postępach w śledztwie, wiedziałam, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo. Nawet jego głos brzmiał inaczej, pełen ciężaru informacji, które miał mi przekazać. Czułam, że zbliża się moment, w którym będę musiała spojrzeć prawdzie w oczy, niezależnie od tego, jak bardzo będzie bolała.

– Pani Katarzyno, mamy nowe informacje – rozpoczął, a ja przygotowałam się na najgorsze. – Musi pani przyjechać na komisariat.

Moje serce zastygło. Telefon w mojej dłoni stał się ciężki jak ołów. Słowa policjanta rozbrzmiewały w mojej głowie, ale ja nie mogłam skupić się na ich znaczeniu. Nowe informacje – ten komunikat wibrował w powietrzu, tworząc zarysy najgorszych scenariuszy, które kłębiły się w mojej wyobraźni.

– Halo? –usłyszałam głos Tomasza, który zdawał się dochodzić z daleka. – Czy pani mnie słyszy?

– Tak, przepraszam –odpowiedziałam, próbując ukryć drżenie w głosie. – Co pan znalazł? – moje słowa były pełne desperacji, jakbym próbowała w jednej chwili wydobyć z niego całą prawdę.

To nie jest rozmowa na telefon – powiedział. – Spotkajmy się. Czy może ani przyjechać? – To, co mam do przekazania, wymaga więcej niż tylko kilku słów przez telefon. Potrzebujemy porozmawiać twarzą w twarz.

Przełknęłam głośno ślinę, czując, jak strach miesza się z gniewem. Czułam się jak marionetka w rękach losu, który z premedytacją pociąga za sznurki, sprawiając, że tańczę według rytmu, którego nie rozumiem.

– Dobrze – wydusiłam z siebie, mój głos ledwo rozpoznawalny. – Będę za godzinę.

Położyłam słuchawkę, a ciche „klik” zdawało się być najgłośniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek usłyszałam. Serce waliło mi w piersiach jak oszalałe, a umysł krążył wokół nieuchwytnego centrum, które było kluczem do zrozumienia mojej rzeczywistości.
Wstałam mechanicznie, ubrałam się, nie zważając na to, co wybierałam. Każdy ruch był automatyczny, jakbym była sterowana przez nieznane mi siły. Kiedy wychodziłam z domu, który jeszcze niedawno był naszą wspólną przystanią, teraz wydawał się nieznajomy, pełen cieni i pytajników.

Tego się nie spodziewałam

Dotarłam na komisariat, gdzie policjant już na mnie czekał. Jego twarz, zwykle spokojna i opanowana, teraz była napięta, a w oczach malował się niepokój. Usiadłam naprzeciwko niego, nasze spojrzenia spotkały się w ciszy, która wydawała się gęsta od niewypowiedzianych słów. Tomasz skinął głową, zebrał się w sobie i zaczął mówić. Słowa, które padły z jego ust, miały zmienić wszystko, co dotąd wiedziałam o moim życiu. Przez chwilę zastanawiał się, od czego zacząć. Kiedy w końcu podniósł oczy, jego spojrzenie było pełne empatii, ale również stanowczości.

– Pani Katarzyno – zaczął, jego głos był pewny, choć każde słowo wydawało się być ciężarem na jego barkach. – Znaleźliśmy dowody, które wskazują na to, że pan Robert prowadzi podwójne życie.

Poczułam, jak w moim wnętrzu wszystko się zapada. Wpatrywałam się w Tomasza, czekając na jakąś oznakę żartu, błędu, czegokolwiek, co powiedziałoby mi, że to wszystko nie dzieje się naprawdę.

– Jakie dowody? – moje pytanie było ciche, tłumione przez zaciskający się w gardle strach.

– Odkryliśmy, że Robert wynajmuje mieszkanie w innym mieście. – Tomasz patrzył na mnie uważnie, obserwując reakcję. – Ale to nie wszystko.

Wziął głęboki oddech, jakby to, co miał powiedzieć, wymagało od niego dodatkowej siły. Znaleźliśmy świadków i... i zdjęcia, które potwierdzają, że Robert ma tam drugą rodzinę.

Mąż okazał się draniem

Czułam, jak każde słowo wbija się we mnie jak nóż. Świat zaczął wirować, a ja desperacko starałam się znaleźć oparcie w rzeczywistości, która wydawała się nagle tak obca.

– To niemożliwe – szepnęłam. – On by mi o tym powiedział...

– Rozumiem, jak pani się czuje – Tomasz nadal patrzył na mnie z tą samą mieszanką współczucia i zawodu. – Jest mi bardzo przykro, że muszę przekazać pani takie wiadomości.

Moje emocje oscylowały pomiędzy niedowierzaniem a gniewem, który zaczynał kiełkować gdzieś głęboko we mnie.

– Kim jest ta druga kobieta? – spytałam ze złością.

– Nazywa się Anna K. Ma z Robertem dwoje dzieci.

To było jak uderzenie młotem. Nie dość, że moje małżeństwo okazało się iluzją, to jeszcze byłam ślepa. W głowie miałam mętlik, a serce biło w szalonym tempie, wypełniając ciszę komisariatu. Wiedziałam, że muszę się zmierzyć z tą nową rzeczywistością, ale na razie była to przepaść, do której nie potrafiłam spojrzeć.

Chciałam wyjaśnień

Mijały tygodnie, a ja nie wiedziałam, co robić. Wiedziałam, że muszę skonfrontować się z mężem, ale nie miałam odwagi. Kiedy któregoś dnia usłyszałam zgrzyt klucza w zamku, zamarłam. Kiedy Robert wszedł do pokoju, byłam jak wulkan na krawędzi erupcji, a jego obecność była iskrą, która miała wzniecić ten wybuch.

– Chyba już wiesz, prawda? – powiedział bez cienia wyrzutów sumienia.

– Jak mogłeś mi to zrobić?! – wykrzyczałam, nie mogąc powstrzymać zalewającej mnie fali gniewu. – Jak mogłeś żyć ze mną i dziećmi, patrzeć nam w oczy, i jednocześnie prowadzić podwójne życie?!

Robert stał spokojny, co jeszcze bardziej mnie zirytowało.

– Kaśka, to nie tak... – zaczął, ale przerwałam mu w pół zdania, bo już nie mogłam słuchać jego wytłumaczeń.

– To dokładnie tak! – warknęłam. – Co ja mówię?! To jest jeszcze gorzej! Myślałeś, że możesz mieć wszystko? Rodzinę tutaj i tam, a ja mam być zadowolona z okruchów twojego czasu?!

Kazałam mu się wynosić

Robert cofnął się o krok, chyba przeraził go mój gniew.

– Kocham was wszystkich – mruknął cicho.

– Nie mów mi o miłości – krzyknęłam. – Zdradziłeś mnie i złamałeś wszystkie obietnice składana przed ołtarzem!

– Próbowałem to zakończyć, ale... – zaczął, ale już nie miałam siły słuchać.

– Oszczędź mi tego – rzuciłam, z trudem kontrolując wściekłość. – Nie masz pojęcia, co kosztuje mnie stanie tutaj i patrzenie na ciebie. Zabieraj swoje rzeczy i wynocha!

Przez chwilę w pokoju panowała cisza. To była cisza przed burzą. Robert otworzył usta, by coś powiedzieć, ale uniosłam dłoń, każąc mu milczeć.

– Koniec – powiedziałam stanowczo. – Teraz czas na mnie, aby pomyśleć o sobie i dzieciach. Ty... Ty nie jesteś już częścią naszej rodziny.

Odwróciłam się, by odejść, zostawiając za sobą człowieka, którego kiedyś nazywałam mężem. Teraz przede mną była droga naprzód, sama, ale wolna od ciężaru jego kłamstw. Rozczarowanie i żal, które jeszcze niedawno były moimi towarzyszami, powoli zamieniły się w siłę. Nie mogłam pozwolić, by to, co stało się między mną a Robertem, zdefiniowało moją przyszłość lub przyszłość naszych dzieci. Zrozumiałam, że to nie koniec, a jedynie początek nowego rozdziału. Rozdziału, który będę musiała napisać sama.

Reklama

Katarzyna, 45 lat

Reklama
Reklama
Reklama