„Mąż pomylił świąteczne prezenty i wręczył mi ten dla kochanki. To, co potem powiedział, przekroczyło wszelkie granice”
„Zaparzyłam sobie herbatę. Dłonie mi się trzęsły, więc trochę rozlałam. Nie wytarłam. Patrzyłam, jak cienka strużka wsiąka w blat. Jak moja cierpliwość przez te lata. Marek usiadł naprzeciwko. Wyglądał jak uczeń, który zawalił klasówkę i próbuje się wybronić przed komisją”.

- Redakcja
Nie wiem, czy to była zwykła nieuwaga, czy już kompletna bezczelność. Wiem tylko, że tego dnia coś we mnie pękło. Mówią, że kobieta wie. Że czuje, kiedy coś się zmienia. Przez długi czas niczego nie czułam. Może nie chciałam. Może bałam się tego, co mogłabym odkryć, gdybym tylko zaczęła zadawać pytania. Na święta czkałam jak dziecko, które wie, że dostanie wymarzoną zabawkę. I wszystko było pięknie, dopóki nie otworzyłam pudełka. A potem wszystko zaczęło się walić.
Lekko zadrżałam
– Zamknij oczy – powiedział z uśmiechem.
– Marek, no daj spokój – zaśmiałam się, ale jednak zamknęłam oczy.
Położył na dłoniach zimne pudełko. Lekko zadrżałam. Otworzyłam oczy, a potem powoli uchyliłam wieczko. I zamarłam.
– No... i jak? – zapytał, zniecierpliwiony moją ciszą.
W środku leżała delikatna bransoletka – cieniutka jak włos, ze złotym serduszkiem. I karteczka. Mała, biała, z odręcznym napisem.
„Za każdą skradzioną chwilę, Monia”.
– Co to jest? – spytałam cicho, trzymając ją między palcami jak coś obcego.
– No, prezent... – zaczął, ale głos mu się lekko załamał.
– „Za każdą skradzioną chwilę, Monia”? Kim ona jest?
Zbladł.
– Posłuchaj, to... to nie miało trafić do ciebie.
– Słucham?! – uniosłam głos, czując, jak ciśnienie w głowie sięga zenitu.
– Pomyliłem pudełka. To był prezent dla... klientki.
– Klientki?! – prychnęłam. – Takie prezenty to teraz wręcza się klientom?
Wiedziałam, że kłamie. Jeszcze nie wiedziałam jak bardzo.
Chciałam usłyszeć prawdę
– Daj mi to wyjaśnić, proszę – zaczął, podchodząc bliżej, jakby chciał mnie uspokoić.
– Stój – syknęłam. – Ani kroku bliżej.
Stanął jak wryty. Trzymałam w dłoni bransoletkę jak dowód rzeczowy z miejsca zbrodni. I w sumie tak się czułam – jak ofiara.
– Kim ona jest? – spytałam cicho.
Nie chciałam krzyczeć. Chciałam tylko usłyszeć prawdę.
– Koleżanka z pracy. My... – zawahał się, a ja niemal słyszałam, jak w głowie szuka słów, które zabrzmią najłagodniej.
– Mów, bo jeśli znowu zaczniesz kłamać i wciskać mi kit o „niezobowiązującym flircie”, to przysięgam, nie ręczę za siebie.
– To trwało chwilę. Naprawdę. I już się skończyło.
– Skończyło się? – zapytałam z kpiną. – A bransoletka to pożegnanie? Czy może podziękowanie za miłe „chwile”?
Zamilkł. Wiedział, że nie ma dobrych odpowiedzi. Nie tym razem.
– Chcę wiedzieć, z kim mój mąż miał romans.
– To nie było... – urwał.
– A więc jednak – wycedziłam. – Dziękuję za szczerość.
Odwróciłam się i poszłam do kuchni. Musiałam złapać oddech. I wtedy usłyszałam coś, co do dziś mam w uszach.
– Z tobą to przecież coś innego. Ty jesteś moim domem...
Odwróciłam się na pięcie.
– Domem? Chyba hotelem, w którym tylko się śpi i wymienia ręczniki!
Zaczęłam się trząść z nerwów
Usiadłam przy stole i wbiłam wzrok w blat. Marek stał oparty o framugę, jakby nie wiedział, czy powinien podejść, czy lepiej uciekać.
– No przecież cię kocham – powiedział nagle.
Roześmiałam się, jakbym usłyszała kiepski żart.
– Kochasz mnie? – powtórzyłam powoli, jakby próbując zrozumieć sens tych słów. – A zdradza się ludzi, których się kocha?
– To nie było takie proste...
– Dla mnie jest to bardzo proste. Romansujesz z inną kobietą. Dajesz jej prezent. Przez przypadek wręczasz go mnie. I teraz mówisz, że to „nie było takie proste”?!
– Wpadłem w coś, czego nie planowałem. To się wymknęło spod kontroli...
– Przypadkiem mnie zdradziłeś? – rzuciłam lodowato. – Przypadkiem kupiłeś bransoletkę? I przypadkiem wpisałeś tę ckliwą wiadomość?
Zamilkł.
– Ile to trwało? – zapytałam po chwili ciszy.
– Osiem miesięcy.
– Osiem?! – prawie krzyknęłam. – Osiem miesięcy?! To nie jest, żadna chwila słabości. To jest zdrada z pełną premedytacją.
– Wiem. I nienawidzę siebie za to.
Nie odpowiedziałam. Zdałam sobie sprawę, że zaczęłam się trząść z nerwów.
– To był błąd. Jesteś moją żoną. Moją rodziną.
– Rodzina to nie dekoracja. To zobowiązanie.
Potrzebowałam ciszy
Zaparzyłam sobie herbatę. Dłonie mi się trzęsły, więc trochę rozlałam. Nie wytarłam. Patrzyłam, jak cienka strużka wsiąka w blat. Jak moja cierpliwość przez te lata. Marek usiadł naprzeciwko. Wyglądał jak uczeń, który zawalił klasówkę i próbuje się wybronić przed komisją.
– Wiktoria... – zaczął znowu.
– Nie mów nic. Żadne słowo nie przywróci mi tych miesięcy, w których myślałam, że wszystko jest dobrze.
– Próbowałem to zakończyć.
– Ale nie próbowałeś przestać kłamać.
– Bałem się, że cię stracę. Że rozwalisz wszystko.
– Przypomnę ci: to ty wszystko rozwaliłeś – warknęłam. – Ja? Ja tylko żyłam w błogiej nieświadomości.
Wstałam, podeszłam do kredensu, wyjęłam z niego kopertę.
– Wiesz, co to jest?
Zmarszczył brwi.
– Nie...
– Faktura z jubilera. Znalazłam ją przypadkiem. Nie sądziłam jednak, że podarujesz mi tylko połowę prezentu. Czy masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
– To nie tak...
– Przestań mówić „to nie tak”! – krzyknęłam, pierwszy raz naprawdę głośno. – Wszystko właśnie tak wyglądało. Kupiłeś jej prezent, myśląc o niej. A ja? Kim dla ciebie jestem?!
– Nie, to ty jesteś wszystkim – powiedział miękko. – Naprawdę.
Popatrzyłam mu w oczy.
– Wiesz, co boli najbardziej? Że nawet przyłapany na zdradzie w ogóle nie masz klasy.
Wstałam i poszłam do łazienki. Potrzebowałam ciszy.
Byłam zmęczona
Następnego dnia rano siedzieliśmy przy stole. Przez chwilę panowała niezręczna cisza. W końcu mąż ją przerwał.
– Więc co teraz? – zapytał cicho. Głos mu zadrżał.
– Teraz? – wzruszyłam ramionami. – Teraz idziesz na kanapę. A ja muszę się zastanowić, co dalej z moim życiem.
– Przecież...
– Przestań. Wiesz, co jest w tym wszystkim najbardziej obrzydliwe? Nie to, że mnie zdradziłeś. Nie to, że mnie okłamywałeś. Tylko to, co powiedziałeś wcześniej.
Zamilkł, niepewnie unosząc brwi.
– „Z tobą to co innego. Ty jesteś moim domem”. Poważnie, Marek? Czyli co? Z nią dla namiętności, ze mną dla wygody?
– Nie tak to powiedziałem...
– Ale tak wyszło. Jakbym była dla ciebie starym i niemodnym meblem, którego się nie wymienia, bo jeszcze posłuży.
– Nie, naprawdę cię kocham. Tylko... zgubiłem się.
– To było coś więcej – prychnęłam.
Wstałam, powoli, z godnością, którą cudem udało mi się zachować.
– Jutro ci powiem, co postanowiłam. Nie łudź się. To się nie zmaże. Nigdy.
– Daj mi chociaż szansę. Jedną. Błagam.
Popatrzyłam mu w oczy – pierwszy raz bez łez. Już nawet nie byłam wściekła. Byłam zmęczona.
– Marek, wiesz, ile razy ja ci dawałam szansę? Teraz czas, żebyś ty się dowiedział, jak to jest.
Spojrzałam na niego długo
Minęło kilka dni. Marek przez ten czas spał na kanapie i chodził po domu jak cień. Nie dopytywał. Nie naciskał. Próbował się zachowywać jak skruszony chłopiec, który rozbił wazon. Tylko to o nie był wazon. To było moje zaufanie. Pewnego popołudnia, po pracy, usiadłam naprzeciwko niego. W rękach trzymałam kopertę.
– Znalazłam prawnika – powiedziałam spokojnie. – Specjalizuje się w rozwodach. Proponuje mediacje, żeby nie ciągnąć sprawy miesiącami.
Marek zbladł. Pokiwał głową, jakby przyjął do wiadomości wyrok.
– Wiesz, że naprawdę żałuję?
– Wiem. I wiesz co? Żałuję, że to wszystko nie wydarzyło się wcześniej. Może miałabym więcej czasu na ułożenie życia po swojemu.
– Nie zasługuję na przebaczenie?
– Może i zasługujesz – odparłam po chwili namysłu. – Ale już nie mam siły o ciebie walczyć.
Wstał i podszedł do mnie.
– Czy mogę cię chociaż raz przytulić... na pożegnanie?
Spojrzałam na niego długo. Tak, to był ten sam Marek, którego kiedyś kochałam. Ten sam, który mnie zawiódł.
– Nie – powiedziałam cicho. – Przytulenie jest dla kogoś, kto daje bezpieczeństwo. Ty mi je odebrałeś.
Wyszłam do sypialni. Położyłam się do łóżka. Sama. Pierwszy raz od dawna – spokojna. Zasnęłam bez płaczu.
Wiktoria, 45 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Uwagi teściowej puszczałam mimo uszu. Gdy jednak stwierdziła, że źle wychowuję syna, przestałam gryźć się w język”
- „Siostra chce, żebym przepisała mieszkanie na jej córkę. Nie zamierzam dawać takiego prezentu, więc straciłam rodzinę”
- „Chciałam odtworzyć święta takie jak w dzieciństwie. Mama wyznała mi jednak coś takiego, co zniszczyło moje wspomnienia”