Reklama

Wczesnym rankiem obudził mnie dźwięk komórki. Z racji tego, że dzwonek był naprawdę donośny i irytujący, nie miałam wyjścia – musiałam otworzyć oczy. Cholerka! – przeszło mi przez myśl, gdy macałam ręką w poszukiwaniu okularów, by sprawdzić, kto wydzwania. Komu przyszło do głowy, żeby dzwonić do mnie o takiej godzinie, w dodatku w weekend? No pięknie – zaklęłam w duchu po raz kolejny, dostrzegając na ekranie napis: Mariolka. Tylko tego mi brakowało do szczęścia.

Reklama

Nie chciało mi się z nią gadać, dlatego odrzuciłam połączenie i z powrotem wtuliłam się w pościel. Ale ona się nie poddawała. Kiedy zadzwoniła po raz trzeci, puściły mi nerwy.

– O co ci chodzi? – spytałam oschle, nie siląc się na uprzejmość.

Błagam, pomóż mi, pomóż jemu. Kompletnie nie mam pojęcia, co robić – jej słowa były chaotyczne i pełne emocji.

– Cholera, o kogo ci chodzi? – nadal kipiałam ze złości. – Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina?

Zobacz także

– Tak, rozumiem – ponownie zalała się łzami. – Ale jeśli ty nie podasz nam ręki, to nie widzę nikogo innego, kto byłby w stanie...

– O rany – wypuściłam głośno powietrze, stawiając stopy na ziemi. – Czego ty ode mnie chcesz, kobieto? Gadaj prosto z mostu, bo jest rano, a ja niewyspana, padnięta i, prawdę powiedziawszy, nie mam kompletnie siły na pogaduchy z tobą – warknęłam na koniec.

Mamy problemy. Znaczy się właściwie nie my, tylko Darek – jej ton głosu chyba się uspokoił, brzmiała bardziej opanowanie.

– No to mów i nie marnuj mi czasu – burknęłam, idąc do kuchni, żeby zaparzyć sobie kawę.

– Wieczorem Darek miał wypadek samochodowy i…

Nic mu się nie stało? – zapytałam, czując mimowolny skurcz w klatce piersiowej.

– Na szczęście wszystko z nim w porządku. Był na jakimś służbowym spotkaniu. Trochę wypili z kolegami, a on głupi, zamiast zamówić taksówkę, to za kółko wsiadł. Podobno prawie zasnął, gdy prowadził. Przywalił w wiatę przystankową. Dobrze, że była tam tylko jedna kobieta – głos Mariolki lekko się załamał.

– Co z nią? – wciągnęłam powietrze do płuc.

– Nic, udało jej się uciec. Ale wiata jest rozwałkowana i samochód również. Auto zabrali na lawetę, a Darka na posterunek. Zadzwonił do mnie bladym świtem, a ja z kolei teraz do ciebie, no bo… bo… – i znów pochlipywanie.

– Szczerze mówiąc, zupełnie mnie to nie interesuje. Sam sobie narobił tego bałaganu i teraz musi sobie z nim poradzić. Między nami koniec, raz na zawsze. Skoro tak się nim przejmujesz, to sama mu pomagaj. Cześć – burknęłam i się rozłączyłam.

– Ale ja… – zaczęła płaczliwie, ale już przerwałam połączenie.

Nie zamierzałam ciągnąć tej gadki ani chwili dłużej. Co ona sobie w ogóle myślała, wybierając mój numer?

Nie ma wstydu chyba

Ta poranna rozmowa wyrwała mnie ze snu i doszłam do wniosku, że ponowne zaśnięcie nie wchodzi w grę. Rzuciłam okiem na zegarek. Tuż przed szóstą. No pięknie – przeszło mi przez myśl. Weekend i taka wczesna pobudka, no normalnie marzenie. Skoro już jednak zwlokłam się z łóżka, zaczęłam się snuć po domu, cały czas ściskając w dłoni kubek z kawą. Zgarnęłam ubrania, które wczoraj porozwalałam gdzie popadnie, i resztki z kolacji. Następnie na oścież otworzyłam drzwi na balkon i rozsiadłam się w fotelu, patrząc, jak świat powoli się budzi. A ja?

W ostatnich miesiącach moje życie przypominało raczej jakieś zgliszcza niż coś, co stoi na solidnych fundamentach. Obudziłam się dosłownie i w przenośni. A to wszystko przez tą młodą lafiryndę i mojego Darka. Choć na co dzień starałam się wyprzeć te myśli, teraz wszystkie wspomnienia odżyły na nowo.

Zdarzyło się to dokładnie rok temu. Świętowaliśmy wtedy piętnastą rocznicę naszego małżeństwa. Wiosna była wtedy wyjątkowo piękna, za oknem unosił się zapach bzu. Ja jak zwykle kręciłam się po chacie, szykowałam kolację, zapalałam świeczki, robiłam, co mogłam, żeby ten wieczór był naprawdę romantyczny i zapadł nam w pamięć. I faktycznie, tak właśnie się stało, choć zupełnie nie tak, jak to sobie wyobrażałam.

Gdy mój ukochany, a mam tu na myśli Dariusza, stanął w drzwiach z płaszczem i teczką w rękach, chyba od razu wyczułam, że coś jest nie w porządku. Przede wszystkim, miał jakąś taką dziwną minę. Sprawiał wrażenie zamyślonego, a jednocześnie zawstydzonego, i w ogóle nie patrzył mi w oczy. A do tego, co mnie najbardziej zaniepokoiło, nie przyniósł kwiatów. Bo wiecie, od wielu lat, na każdą naszą rocznicę, Darek zawsze kupował mi bukiet moich ulubionych, herbacianych róż.

Kiedy wszedł do mieszkania, zauważyłam, że nie przyniósł ze sobą żadnego bukietu. Na domiar złego, zignorował mnie oraz przygotowaną kolację i od razu powędrował do salonu, gdzie ciężko opadł na kanapę. Poczułam niepokój – coś było nie tak. Mimo wszystko chwyciłam butelkę białego wina i przysiadłam obok mojego mężczyzny.

– Mógłbyś odkorkować? – spytałam cicho. – Mamy dziś swoje małe święto. Jasiu jest pod opieką dziadka i babci...

– Wiesz co, kochanie? – dobiegło mnie jego ciche wyznanie. – To miał być nasz wyjątkowy dzień, ale sytuacja trochę się zmieniła – mruknął pod nosem. – Słuchaj, Janka, dłużej nie mogę tego przed tobą ukrywać – wydusił z siebie. – Zdaję sobie sprawę, że to nie jest najlepszy moment, ale muszę być z tobą szczery… – zaczerpnął głęboko tchu. – Parę tygodni temu poznałem kogoś i chcę z nią spróbować. Rozumiem, że to dla ciebie wielkie zaskoczenie, ja też jestem w szoku. Przysięgam, że niczego nie planowałem, samo tak jakoś wyszło. Ona jest… No wiesz, zupełnie inna. Młodziutka, pełna energii, marzy o podróżach i założeniu rodziny. A ja… Totalnie straciłem dla niej głowę, rozumiesz?

– Że co? – zapytałam po chwili, gdy zrozumiałam, co powiedział. – Ot tak sobie? Z dnia na dzień skreślisz to wszystko? – zatkało mnie. – Ona pragnie założyć rodzinę? A my? Mamy syna… Jest młodsza? A ja? Jestem starą babą? – z każdą chwilą czułam narastającą złość.

– Nie o to chodzi… – znów westchnął.

– Nie? No to o co? – talerz z serami, który leżał na stoliku, z impetem runął na ziemię. – Rzucasz mnie dla jakiejś gówniary?! – darłam się.

– Janka, błagam, nie rób awantur. Spróbujmy to załatwić po ludzku… – spojrzał na mnie wzrokiem skopanego szczeniaka.

– Wypchaj się! – znów wybuchłam. – Wynoś się stąd, i to migiem! Nie chcę cię oglądać, słuchać, czuć. Spływaj do swojej panienki i nowego gniazdka!

Naszły mnie wyrzuty sumienia

Nie za bardzo kojarzę, co się potem wydarzyło, bo poleciałam do sypialni i zatrzasnęłam drzwi. Do moich uszu dobiegały jakieś szmery, dźwięki otwierania i zapinania bagaży. Później usłyszałam jeszcze przekręcany klucz w zamku i nagle zrobiło się zupełnie cicho.

Opuściwszy łazienkę po paru godzinach, napotkałam w mieszkaniu jedynie pustkę. Przepełniona złością i z oczami spuchniętymi od płaczu, pozbyłam się jedzenia, które przygotowałam na kolację Następnie, przyznaję to z pokorą, opróżniłam całą butelkę wina, zakupionego specjalnie na tę okazję. Niestety następnego dnia przyszło mi za to zapłacić potężnym bólem głowy.

Nadeszły długie godziny ciszy. W zasadzie siedziałam cały czas w mieszkaniu. Wlokłam się po nim w podomce, gapiąc się na głupkowate telenowele i opychając lodami. Mały był akurat na wycieczce szkolnej, a kiedy dzwonił, nie wspominał ani słowem o tacie. Doceniłam to. W końcu jednak musiałam ruszyć tyłek i wyjść między ludzi. Dotarło do mnie, że co się wydarzyło, tego już nie zmienię, a poza tym nie ja pierwsza i nie ostatnia zostałam rzucona przez faceta.

Powrót do zawodowych obowiązków, odnowienie kontaktów ze znajomymi i skupienie na opiece nad dzieckiem – to wypełniło moje dni. Przystałam na zakończenie małżeństwa, a dzięki pomocy adwokatów doszłam do porozumienia z tym draniem (bo tak wciąż o nim mówiłam) w kwestii podziału naszego dobytku. Z biegiem czasu odzyskiwałam wewnętrzny spokój i pewność siebie. Wydawało się, że wszystko zmierza we właściwym kierunku, po mojej myśli... ale wtedy zadzwonił telefon.

Po dłuższej chwili podniosłam się z kanapy i pogrążyłam w zadumie. Nieświadomie zaczęłam wspominać minione lata u boku Darka. Szczerze mówiąc, było naprawdę fajnie. Piętnaście lat bez jakichś poważnych zgrzytów czy większych niedomówień. Nie ukrywam, toczyłam wewnętrzną walkę z własnymi emocjami. Kiedy nadszedł wieczór, wreszcie zdecydowałam, co dalej.

– Cześć, Mariola, to ja – zaczęłam rozmowę. – Jak on się miewa?

– Rany, jak dobrze cię słyszeć! – w jej głosie wyczuwałam ulgę. – Wypuścili go, ale czeka go rozprawa w sądzie. Prowadzenie po alkoholu, narażenie innych... Może wylądować za kratkami. Kompletnie nie wiem, co począć. Podobno masz jakiegoś adwokata, więc pomyślałam...

– Tak, znam kogoś – przytaknęłam, słysząc drżenie w jej głosie. – Dam mu znać, żeby się z tobą skontaktował...

– Nie masz pojęcia, jak bardzo ci dziękuję. Zrobiłabym wszystko, co w mojej mocy, ale jestem bezradna. A teraz na dokładkę muszę unikać stresu, bo widzisz... – zrobiła krótką przerwę. – Spodziewam się dziecka i...

W tym momencie zaniemówiłam. To była prawdziwa bomba, chociaż mogłam się tego domyślać. Była w kwiecie wieku i marzyła o własnej rodzinie. A że wybrała akurat tego... Same wyzwiska cisnęły mi się na usta.

Zrobiłam ci łaskę, ty palancie

– Odezwę się – rzuciłam zdawkowo i zakończyłam połączenie.

Marek, mój kumpel ze studiów, jak zawsze spisał się na medal. Przejrzał całą dokumentację, opracował strategię obrony. Perspektywy nie były najlepsze, ale stwierdził, że być może uda się wynegocjować najniższy wymiar kary. Nie ulegało wątpliwości, że Darek nie wykręci się od odpowiedzialności, ale zależało nam, żeby uniknął odsiadki, chociaż – wciąż zdenerwowana – po części mu tego życzyłam. Z drugiej strony – zwyczajnie, po ludzku, współczułam tej dziewczynie. Taka młodziutka, łatwowierna, patrzyła na niego jak w święty obrazek. Ja również kiedyś taka byłam... Dawno temu.

Mniej więcej tydzień później usłyszałam dźwięk dzwonka u drzwi. Kiedy je uchyliłam, moim oczom ukazał się doręczyciel trzymający w dłoni wiązankę róż w kolorze herbaty. Na niewielkiej karteczce widniał napis: „Nie znajduję słów, by wyrazić swoją wdzięczność. Mariolka i nasze maleństwo również. Byłoby nam niezmiernie miło, gdybyś zechciała się z nami zobaczyć”.

Opadłam na fotel. Nie ma za co dziękować, nie ma problemu – przeszło mi przez myśl. Ale zapomnijcie o jakichkolwiek spotkaniach. Żyjcie po swojemu. Ja mam własne życie i nie pałam chęcią zacieśniania relacji. Wyświadczyłam ci przysługę, ty łajdaku, ale to już ostatni raz. A teraz bądźcie tak mili i odwalcie się ode mnie.

Reklama

Janina, 42 lata

Reklama
Reklama
Reklama