Reklama

Nie wiem, czy to intuicja, czy raczej moje zamiłowanie do porządku, ale gdy mąż wrócił z „grzybobrania”, coś mnie tknęło. Pachniał lasem, miał zabłocone buty i nawet przywiózł koszyk z podgrzybkami, ale mimo to coś nie grało. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na jego twarz. Mówił, że był z kolegą z pracy. Grzesiek nie miał zbyt wielu bliskich kumpli, a ci, których miał, raczej nie zasuwali w niedzielę o piątej rano do lasu. Uznałam, że nie będę robić afery. Dopiero następnego dnia, odkryłam coś, co sprawiło, że zamarłam. Może nie byłam zaskoczona, ale bolało. Bardzo.

Reklama

Spojrzałam mu prosto w oczy

– Co robisz z moim telefonem? – zapytał, stając w drzwiach kuchni.

Głos miał niby obojętny, ale ten grymas przy ustach zdradzał więcej, niż chciałby pokazać.

Sprawdzałam, czy zgrałeś zdjęcia z wakacji. Obiecałeś mi to trzy tygodnie temu – odpowiedziałam spokojnie, nie odrywając wzroku od ekranu.

Mogłaś mnie zapytać, sam bym ci pokazał.

– No to pokaż – podałam mu telefon i odsunęłam się na bok.

Przesunął palcem dwa razy, niby szukając, i już miał zamknąć aplikację, ale wtedy go zatrzymałam.

– Czekaj. Co to jest? – wskazałam zdjęcie.

Dwie szklanki z kolorowymi drinkami. W tle kobiece nogi w sandałkach na koturnie.

– To… – zająknął się. – To stare zdjęcie.

– Zrobione wczoraj. Dziwne, że na grzybach jest zasięg i taki ładny piaseczek.

Milczał.

Myślisz, że jestem idiotką?

– To nie tak…

– A jak? – spojrzałam mu prosto w oczy.

– Daj mi wyjaśnić, proszę…

– Oczywiście – skrzyżowałam ręce. – Od tego zależy, czy dzisiaj śpisz w łóżku, czy z poduszką na kanapie.

Milczałam, zaciskając usta

Grzesiek zamilkł. Stał oparty o framugę i gapił się na podłogę, jakby miała mu tam się nagle objawić instrukcja ratowania małżeństwa. W końcu westchnął.

– Pojechałem z nią, bo... bo nie wiedziałem, jak ci powiedzieć, że potrzebuję trochę... przestrzeni.

– Przestrzeni? – wycedziłam. – I zorganizowałeś sobie przestrzeń z drinkami i nogami w sandałkach?

– To nie tak miało wyglądać – jęknął. – Poznałem ją przypadkiem. W pracy.

– To ta z księgowości? Ta, co mówiłeś, że ma głos jak piła mechaniczna?

– Nie. To... znajoma Bartka. On nas poznał.

– Bartka? Tego kolegi, z którym rzekomo byłeś w lesie?

Skinął głową. Milczałam, zaciskając usta.

– Aha. Uznałeś, że idealnym sposobem na znalezienie „przestrzeni” jest romans?

– Ona mnie słucha. Nie ocenia. Nie prawi kazań.

– A ja ci tylko przeszkadzam, tak? – wstałam gwałtownie. – Pranie samo się nie robi, rachunki same się nie płacą. Chyba przez ostatnie lata byłam niewidzialna, skoro ci się nagle zachciało nowych wrażeń.

– Wcale nie jesteś niewidzialna – powiedział cicho. – Po prostu... było między nami jakoś tak cicho ostatnio.

– Cicho? To trzeba było pogadać, a nie szukać rozmowy między jej udami!

Wiedziałam, że to dopiero początek.

Rozczarował mnie

Nie mogłam spać. Leżałam w łóżku i gapiłam się w sufit, licząc pęknięcia w tynku. Każde wyglądało inaczej, ale wszystkie mówiły to samo: nie ufaj mu. Grzesiek spał na kanapie. Przynajmniej tyle miał przyzwoitości, żeby nie zaprotestować. Wcześniej próbował jeszcze coś tłumaczyć, ale jednym spojrzeniem dałam mu do zrozumienia, że za każde kolejne słowo będzie tylko gorzej. Rano wstałam wcześniej. Zaparzyłam kawę, ale dla siebie – jemu nie zostawiłam ani kropli.

– Mogę? – zapytał nieśmiało, stając w progu kuchni.

– Co?

– Porozmawiać. Normalnie.

– Jak chcesz normalnie, to zacznij od wyjaśnienia, ile to już trwa. Spałeś z nią?

Zamknął oczy.

– Raz. To był jeden raz. Nie planowałem...

Spodnie same ci się zdjęły, co? – przerwałam mu.

– Wiem, że zawaliłem, ale nie chcę tego przekreślać. Nas. Wszystkiego.

– A ona? Wie, że masz żonę?

– Wie. Ale jej to chyba nie przeszkadza.

– Oczywiście, że nie. Bo przecież dla takich jak ona, wszystko to tylko zabawa. A ja? Ja mam teraz zgarniać te okruchy, które wam zostały po tej... rozrywce?

Grzesiek nie odpowiedział.

Miałam mętlik w głowie

Nie poszłam do pracy. Napisałam do szefowej, że potrzebuję zwolnienia. Głowa bolała mnie od myślenia. Co mam z nim zrobić? Wyrzucić? Dać szansę? Zdradził, kłamał, kombinował. Jednak był też ojcem, człowiekiem, z którym spędziłam ponad dekadę. Czy to wszystko można tak po prostu wyrzucić do śmieci?

– Wiem, że nie chcesz mnie widzieć, ale... – usłyszałam zza drzwi sypialni.

– No to się domyślasz, że nie chcę cię słyszeć też – odburknęłam.

Drzwi otworzyły się mimo wszystko. Miał w rękach kubek z herbatą. Może myślał, że to załatwi sprawę.

– Napar z melisy. Zawsze ci pomagał, jak byłaś wściekła – powiedział cicho.

– Błagam cię. Nie rób z siebie romantyka. Nie teraz. Nie po tym, co zrobiłeś.

– Wiem. Ale... ja nie wiem, kim się stałem. Przez ostatnie miesiące żyłem obok ciebie, ale jakby nie z tobą. Wracałem z pracy i widziałem tylko listę zadań.

– Bo miałam wszystko na głowie! – uniosłam głos. – I dzieci, i dom, i ciebie, bo przecież ty wracałeś i siadałeś jak król przed telewizorem!

– Wiem. I za to przepraszam. Tylko że tamta... ona słuchała mnie. Po prostu była. Ciepła. Zainteresowana.

– I dlatego się z nią przespałeś? Bo była „zainteresowana”? Gratuluję, naprawdę.

– Nie chcę jej. Chcę być z tobą.

– Za późno. Teraz to ja muszę się zastanowić, czy jeszcze ciebie chcę.

Zmroziło mnie

Trzy dni nie rozmawialiśmy. Mieszkaliśmy pod jednym dachem jak para współlokatorów. Grzesiek próbował się uśmiechać, robił zakupy, raz nawet odkurzył. Byłam zimna jak lód. Nie umiałam inaczej. W czwartek wróciłam później z pracy. Zastałam go siedzącego przy stole z otwartym laptopem i plikiem zdjęć. Zmroziło mnie. To były zdjęcia z tamtego weekendu.

– Co ty robisz? – zapytałam, oschle.

Kasuję. Jedno po drugim. Wszystko z nią. I przeglądam te, które mają znaczenie.

– I to niby ma mnie wzruszyć?

– Nie wiem. Nie robię tego dla efektu. Po prostu... patrzę na te zdjęcia i dopiero teraz widzę, ile zaryzykowałem dla jednej głupiej chwili.

– Zaryzykowałeś? Ty to już straciłeś.

Podniósł na mnie wzrok.

– To pozwól mi, chociaż powalczyć o resztki. Nie chcę, żeby wszystko runęło. Zasłużyłem na pogardę, wiem. Wiem też, że cię kocham. I że jestem idiotą.

– No z tym ostatnim w końcu się zgodzimy.

Zamilkliśmy. Patrzyłam, jak kasuje ostatnie zdjęcie. A potem, jak zamyka laptop i odsuwa go na bok. Przez chwilę miałam ochotę się rozpłakać.

Dałam mu szansę

Minął tydzień. Nie wybaczyłam, ale też nie wyrzuciłam go z domu. Chyba dlatego, że w głowie cały czas miałam ten jeden obraz – Grzesiek, który siedzi przy stole i patrzy na zdjęcia, jakby próbował cofnąć czas. A przecież nie mógł. Nikt nie może. W sobotę, kiedy dzieci były u mojej mamy, usiedliśmy naprzeciw siebie przy kuchennym stole. Znów ten sam stół, przy którym rozgrywały się największe dramaty naszego małżeństwa. Tym razem cisza była mniej napięta. Trochę jak po burzy.

– Chcesz herbaty? – zapytał niepewnie.

– Nie, ale chcę wiedzieć, co dalej.

– Ty zdecydujesz, ale... ja chcę zostać. Chcę być twoim mężem.

– Nie wiem, czy się da zasłużyć na coś, co się roztrzaskało.

– Może nie da. Mogę przynajmniej spróbować posprzątać to, co się da.

– Bez wielkich gestów, błagam. Żadnych bukietów z przeprosinami, żadnych kolacji. Po prostu... bądź. Zrób pranie. Zabierz dzieci na rowery. Zadzwoń do mnie, kiedy się spóźniasz. Bądź normalny.

Wstałam. Podeszłam do okna. Za szybą słońce przeświecało przez liście. Jesień. Ta pora, kiedy wszystko umiera, ale też robi miejsce na coś nowego.

– To zacznijmy od zera. Ale pamiętaj – drugiej szansy nie będzie.

Skinął głową.

Agata, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama