Reklama

Nie wiem, kiedy dokładnie przestaliśmy rozmawiać. Tak naprawdę rozmawiać – nie o zakupach, rachunkach, czy tym, kto odbierze paczkę z paczkomatu. Pewnie wtedy, kiedy zaczęłam bardziej uważać, co mówię. Michał bywał… różny. Raz czuły, raz oschły. Znikał w sobie na całe dni, milczał, wlepiał wzrok w telefon albo telewizor, a potem znienacka chciał „pogadać o uczuciach” przy śniadaniu, ale ja się dostosowałam. Nie drążyłam. Wiedziałam już, że każda moja uwaga może być „naskakiwaniem”, a każde pytanie – „kontrolą”. Więc przestałam pytać. I jakoś się żyło. Święta miały być spokojne. Po raz pierwszy od dawna mieliśmy być tylko we dwoje. Bez jego matki, bez mojej siostry z dziećmi. Trochę się tego bałam, szczerze mówiąc. Ciszy, która może być kojąca, albo rozrywająca, ale Michał był zaskakująco stanowczy.

– W tym roku nic sobie nie kupujmy – powiedział, kiedy pytającym tonem zapytałam, czy chce coś pod choinkę.

– Nic? W sensie, serio nic?

– Serio. Nie potrzebuję niczego. Mam wszystko. Prezenty to presja, a ja chcę spokoju. Wiesz, że i tak nie znoszę tej całej szopki.

Pamiętam, że wtedy poczułam ulgę. Po ciężkim roku, niepewnościach w pracy, inflacji i wiecznym zaciskaniu pasa – to była naprawdę dobra wiadomość. Michał sam zaproponował, żebyśmy zrobili po prostu fajną kolację, może obejrzeli jakiś film. I tak miało być. Zupełnie szczerze, nie kupiłam mu nic. Zrobiłam to, co mówił – przygotowałam stół, upiekłam sernik, zapaliłam świece. Miałam nadzieję, że spędzimy wieczór w spokoju, ale on już od rana był nieobecny. I im bardziej się starałam, tym bardziej czułam, że coś jest nie tak, ale nie sądziłam, że aż tak bardzo.

Zrobił mi awanturę o nic

Wigilia. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu. Michał gmerał widelcem w ziemniakach, jakby analizował ich skład chemiczny. W tle leciały jakieś kolędy z radia, których nie miałam serca wyłączyć, bo przynajmniej one udawały normalność.

– Może dokładki? – zaproponowałam, próbując dodać temu wieczorowi jakiegokolwiek ciepła.

– Nie, dzięki – odburknął, nawet nie patrząc w moją stronę.

Zamilkłam. Wzięłam łyżkę kutii, ale nagle jego sztućce z hukiem uderzyły o talerz.

– Czyli nawet drobnego prezentu nie można było kupić? – rzucił chłodno.

Zastygłam z tą łyżką w powietrzu.

– Michał… Przecież mówiłeś, że nie chcesz. Sam to powiedziałeś. Pamiętasz?

– Serio? Myślałaś, że mówiąc „nie chcę prezentów” naprawdę miałem na myśli „nie chcę żadnych prezentów”?

Zamarłam. Patrzyłam na niego, jakby mówił w obcym języku.

– To był test, Natalia, ale ty go nie zdałaś. Nawet czekolady, książki, głupiego liściku. Nic. Zero.

– Michał, nie wierzę. Mówiłeś, że to presja, że chcesz świętego spokoju…

– Tak, ale liczyłem, że mnie zaskoczysz. Że pomyślisz. Że się wyłamiesz.

– Czyli mówiłeś jedno, a miałeś nadzieję, że zrobię odwrotnie?

– No właśnie! I widzisz? Zrobiłaś dokładnie to, co powiedziałem. Bezwolna, przewidywalna. Zero serca.

Serce mi pękło. Nie z powodu prezentu. Tylko dlatego, że znowu zostałam ukarana za to, że go słuchałam. Za to, że byłam zbyt „dosłowna”. Jak zwykle. Patrzyłam na niego. Na tego mężczyznę, z którym spędziłam siedem lat. I miałam ochotę krzyknąć, ale tylko spytałam:

– To ile jeszcze takich testów przede mną?

Milczał. I wtedy wiedziałam, że to nie koniec.

Nie wiedziałam, czyja to wina

Nie mogłam spać. Michał poszedł do sypialni, przechodząc tyłem do mnie i nawet nie powiedział „dobranoc”. Leżałam na kanapie w salonie, patrząc w sufit, jakbym mogła tam znaleźć odpowiedź, co właściwie poszło nie tak. W telefonie świeciła się nieprzeczytana wiadomość od Kingi: „I jak tam święta?” Nie odpowiedziałam od razu. Siedziałam z telefonem w dłoni, aż w końcu napisałam tylko: „Awantura. Michał zrobił mi piekło, bo nie dostał prezentu, choć sam powiedział, że niczego nie chce”. Nie minęła minuta, zadzwoniła.

– Natalia?! Co ty mówisz? On cię ochrzanił, że spełniłaś jego prośbę?

– Tak. Powiedział, że to był test. Że go nie zdałam. Że jestem chłodna, przewidywalna i bez serca.

Usłyszałam przeciągłe westchnięcie.

– On cię specjalnie gasi, nie zauważyłaś? Natalia to klasyczna manipulacja. Najpierw cię ustawia, a potem karze za to, że zrobiłaś dokładnie to, co kazał.

– Myślisz, że ja przesadzam?

– Nie, myślę, że przez lata nauczyłaś się nie ufać własnemu rozsądkowi. A wiesz, co ci powiem? Mój były robił tak samo. Mówił, że nie chce, żebyśmy obchodzili rocznicę, a potem był obrażony, że nie zarezerwowałam stolika.

Zrobiło mi się niedobrze. Zdałam sobie sprawę, że to nie pierwszy raz. Przypomniałam sobie, jak rok temu Michał mówił, że nie obchodzi go nasza rocznica… a potem był cichy przez tydzień. Jak kiedyś powiedział, że nie musi mieć urodzinowego obiadu – a potem pół nocy wypominał, że „nawet kotlety zrobione byle jak”.

– Kinga… może ja jestem faktycznie chłodna? Może ludzie potrzebują gestów, niespodzianek…

– Albo może ludzie potrzebują nauczyć się mówić wprost, czego chcą. On nie jest dzieckiem. To nie ty masz czytać w myślach.

Zamilkłyśmy, ale w mojej głowie nie milkło nic. Wręcz przeciwnie – coś właśnie się zaczęło budzić.

Siostra nie grała w te jego gierki

Spotkałyśmy się w kawiarni niedaleko jej pracy. Dorota, siostra Michała, była jedyną osobą z jego rodziny, z którą czułam jakąś nić porozumienia. Może dlatego, że też potrafiła patrzeć na niego trzeźwo. Albo po prostu nie grała w te jego gierki.

– Dzięki, że się zgodziłaś – powiedziałam, siadając z herbatą.

– Coś się stało?

Pokłóciliśmy się w święta. Michał zrobił mi awanturę, że nie kupiłam mu prezentu… mimo że sam powiedział, że nie chce nic dostać.

Uniosła brew, jakby nie była ani trochę zaskoczona.

– Mówił, że nie chce, a potem się obraził? – zapytała powoli, jakby sprawdzała, czy dobrze zrozumiała.

– Nie obraził. On się wściekł. Powiedział, że to był test. Że powinnam „go znać”. Że zawiodłam.

Dorota wypuściła powietrze przez nos i pokiwała głową.

– No tak… Klasyczny Michał.

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

– On zawsze taki był – dodała, mieszając łyżeczką w kawie. – Już jako dzieciak potrafił mieć focha, że mama nie „domyśliła się”, co chciał na urodziny. Nic nie mówił, nic nie chciał, ale jak nie trafiła, to była cisza przez trzy dni.

– Serio?

– Serio. Michał zawsze oczekiwał, że inni będą mu czytać w myślach. Mama próbowała się dostosować, ale to był labirynt bez wyjścia. Cokolwiek zrobiła – źle. Jak nie zrobiła – też źle. Wiesz… miał kiedyś dziewczynę, Martę. Bardzo fajna, konkretna babka. Rozstali się, bo powiedziała mu w twarz, że nie będzie „odgadywać jego humorów”.

Poczułam, jak wszystko we mnie zamarza. To nie była nowa cecha. To nie był efekt stresu, pracy, wypalenia. To nie była faza. On zawsze taki był.

– Dorota, czyli… ja nie mogłam „tego testu” zdać, prawda?

– Nie. Bo on zawsze ustawia tak zasady, żebyś przegrała.

Zamilkłam. A potem spytałam cicho:

– A on… wie, że robi ludziom krzywdę?

– Wiesz co? Myślę, że nie. On naprawdę uważa, że jak cię ktoś kocha, to się „domyśli”. Tylko że to jest emocjonalna niedojrzałość. I ty nie jesteś od tego, żeby go wychowywać.

Wróciłam do domu i długo siedziałam w samochodzie. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że może… naprawdę to nie była moja wina. Nigdy nie była.

Nie chciałam już życia w lęku

Czekał na mnie w salonie. Niby spokojny, ale jak zawsze — napięty jak struna. Przez chwilę miałam ochotę po prostu wejść, przejść obok i udawać, że nic się nie dzieje, ale nie mogłam już. Stanęłam na środku pokoju. Oparłam się o stół i spojrzałam na niego. Patrzył w telewizor, ale pilot w dłoni zdradzał, że czekał. Że wiedział.

– Michał – powiedziałam cicho, ale stanowczo – ja już nie będę brać udziału w twoich testach.

Podniósł wzrok, zmarszczył brwi. Uśmiechnął się lekko, ale ten uśmiech nie sięgał oczu.

– O co ci znowu chodzi?

– O wszystko. O to, że mówisz jedno, a potem karzesz mnie za to, że cię słucham. O to, że każesz mi zgadywać, co naprawdę myślisz. Że robisz ze mnie idiotkę, a sam odgrywasz obrażonego geniusza emocji.

Wzruszył ramionami.

– Przesadzasz.

– Nie – pokręciłam głową. – Nie tym razem. Porozmawiałam z Kingą. I z Dorotą.

– Oho. Super. Czyli teraz mamy radę nadzorczą mojego życia? Ale jazda!

– Nie. Po prostu pierwszy raz od dawna usłyszałam, że nie jestem szalona. Że to nie ja wymyślam. Że to ty nie potrafisz powiedzieć wprost, czego chcesz, ale oczekujesz, że ja ci to dam. Bez słów. Bez marginesu błędu.

Zamilkł. Przez chwilę myślałam, że się w końcu odezwie. Że może powie „przepraszam”. Ale nie.

– Wiesz co? Masz problem z empatią. Wszystko robisz po swojemu. A jak coś nie pójdzie, to od razu dramat.

– Serio? Ja mam problem z empatią?

– A kto myślał tylko o sobie przez całe święta?

– Ja myślałam, że robię, co chciałeś. Że daję ci przestrzeń. Że robię wszystko, żeby nie było źle.

– No i jak zwykle – ty wszystko robisz idealnie, a ja ten potwór, co nie docenia, nie? – rzucił z drwiącym uśmiechem.

I wtedy to poczułam. Nie smutek. Nie gniew. Tylko coś innego – rozczarowanie. Głębokie, ciche. Bo ja naprawdę wierzyłam, że może on zrozumie. Że skoro ja się zmieniam, on też spróbuje, ale nie spróbował. On się nawet nie ruszył z miejsca. Wyszeptałam:

– Nie potrzebuję, żebyś się tłumaczył. Potrzebuję tylko wiedzieć, że to się nie zmieni. Bo ja już nie chcę tego życia w lęku, czy dziś cię zaskoczę odpowiednio.

Odwróciłam się i poszłam do sypialni. Michał nie poszedł za mną.

Muszę przestać być tylko tłem

Wstałam wcześniej niż zwykle. Nie spałam zresztą prawie całą noc. Michał chrapał w salonie, rozłożony na kanapie, jakby to on został skrzywdzony. Jakby musiał uciec przed moją „niedoskonałością”. Umyłam twarz zimną wodą. Popatrzyłam na siebie w lustrze. Bez makijażu, z zaczerwienionymi oczami, włosy rozczochrane — ale pierwszy raz od dawna widziałam w tej twarzy spokój. Bo coś się we mnie wyprostowało. Zaparzyłam kawę, usiadłam przy kuchennym stole i zaczęłam pisać na kartce. Nie list pożegnalny.

Nie dramatyczną deklarację. Zwykłą listę rzeczy, które muszę przemyśleć, zanim podejmę decyzję, ale już samo to, że ją pisałam, było dla mnie rewolucją. „Czy chcę żyć z kimś, kto traktuje mnie jak lustro do odbijania własnych frustracji? Czy jestem gotowa jeszcze raz udawać, że wszystko jest okej? Co powiedziałabym przyjaciółce, gdyby była na moim miejscu?” I ta ostatnia linijka mnie złamała. Bo przecież powiedziałabym: „Uciekaj. Życie to nie wieczne zgadywanie, czy dziś jesteś wystarczająca”. Więc dlaczego sama jeszcze nie uciekłam?

Z kuchni słychać było jego kroki. Wszedł, zaspany, bez słowa nalał sobie wody z kranu i zaczął coś mruczeć pod nosem. Nie spojrzał nawet na mnie. W tej ciszy, która kiedyś bolała, teraz było mi zaskakująco wygodnie. Już nie czekałam, że powie coś mądrego. Albo przeprosi. Bo przestałam liczyć, że coś się zmieni. Spojrzałam na kartkę, a potem schowałam ją do torebki. Wiedziałam jedno, że nie muszę podjąć decyzji dziś, ale wiem, że jeśli mam dalej żyć w takim układzie, to muszę przestać być tylko tłem. Tym razem to ja będę testować. Siebie. Czy potrafię żyć inaczej? Nie lepiej. Po prostu... prawdziwiej. I choć nie wiedziałam, dokąd to mnie zaprowadzi, jedno było pewne, że już się nie złamię.

Natalia, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama