Reklama

Kiedy mój mąż wrócił do Polski z Niemiec, dom zaczął wyglądać jak pobojowisko – brudne skarpety, talerze porozrzucane po całym domu, a ogólny bałagan przytłaczał mnie jeszcze bardziej. Pomyślałam wtedy, że może lepiej będzie, gdy zostanę sama z córeczkami, a Michał niech zajmie się tylko wspieraniem nas finansowo. I tak chciałam zrobić, mimo że wiedziałam, że to będzie początek trudnej, wyboistej drogi. Wiedziałam, że odbudowanie małżeństwa po takim czasie nie będzie proste. Minęło tyle lat i mimo że nie byliśmy świeżo po ślubie, to właściwie zaczynaliśmy wszystko od nowa.

Dlaczego nasze życie nie układało się tak, jak powinno? Sama nie wiedziałam, ale czuliśmy się wobec siebie jak zupełnie obcy ludzie i trudno było to przezwyciężyć. Te codzienne drobiazgi zamieniały się w narastające, ciche napięcie. Z perspektywy czasu widzę, że nie byliśmy przygotowani na wspólne życie. Przez dziewięć lat stworzyliśmy dwa oddzielne światy – mój tutaj, jego tam. Spotkania raz na kilka miesięcy były zbyt krótkie, aby zrozumieć swoje potrzeby i przyzwyczajenia. Każde z nas miało odrębne, ugruntowane schematy, które nagle musiały zacząć współistnieć.

Uczyłam się wszystkiego sama

Bardzo dobrze pamiętam tamtą chwilę, jakby to było wczoraj. Gdy rozmowa z Michałem się zakończyła, przez moment trzymałam telefon w dłoni, wpatrując się w ekran. Byłam jednak w szoku, kotłowała się we mnie mieszanina niepewności, radości i obaw. Michał po prawie dekadzie wracał z Niemiec. Wyjechał, gdy nosiłam pod sercem nasze pierwsze dziecko - córeczkę, a ja zostałam sama w Polsce, bez jakiejś specjalnej pomocy ze strony rodziny i w związku na odległość.

Pechowo się złożyło, że gdy tylko zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, Michał stracił pracę. Miesiącami szukał nowej, ale bez powodzenia. To, co oszczędziliśmy do tej pory, szybko znikało, a dziecko miało przyjść na świat. Dlatego podjęliśmy decyzję, która wydawała się wtedy jedyną możliwą. Jedyną sensowną.

– Muszę jechać do Niemiec – powiedział Michał.

Początkowo protestowałam, ale przekonał mnie, że to jedyne wyjście. To miało być tylko na kilka miesięcy. Tamte miesiące po jego wyjeździe pamiętam jak ciągłą walkę – z samotnością, zmęczeniem, a przede wszystkim z lękiem o przyszłość. Każda decyzja, nawet ta najmniejsza, spoczywała na moich barkach. Uczyłam się wszystkiego od początku. Radzenia sobie z dzieckiem, z finansami, z nieustanną tęsknotą. To była codzienna, wyczerpująca rutyna.

Michał zaczął mnie irytować

Ta tymczasowa sytuacja przeciągała się na lata. Michał nas odwiedzał, ale raczej sporadycznie. Podczas jednej z takich jego wizyt, zasiał we mnie kolejne nasionko, czyli znowu byłam w ciąży, z kolejnym dzieckiem. Michał znów wyjechał, a ja zostałam na gospodarstwie bez nikogo z dwoma córkami. Przelewy były jedynym wsparciem, które choć trochę jakoś usprawiedliwiało moją samotność. Michał mówił, że za trzy tysiące złotych w kraju nie da się utrzymać rodziny – i trudno było odmówić mu racji. Tak powstała nasza podwójna, krucha rzeczywistość.

I tak mijały kolejne lata. Nauczyłam się zarządzać domem bez niczyjej pomocy. Gdy dziewczynki chorowały, nocą wiozłam je do lekarza. Michał ograniczał się właściwie do przelewania kasy i rozmawiania przez kamerkę, przez co dzieci ledwo go rozpoznawały podczas krótkich wizyt. A teraz, po prawie dekadzie, miał wrócić już na stałe, co wywołało we mnie mieszane i sprzeczne emocje. Po jego powrocie początkowe tygodnie przypominały miesiąc miodowy. Jedliśmy wspólne uroczyste posiłki, spędzaliśmy cudowne chwile z dziećmi, nawet nocne igraszki były wspaniałe… Ale szybko przyszła szara codzienność. Michał zaczął mnie irytować. Nie zamykał deski klozetowej, zostawiał talerze, a jego chrapanie przyprawiało mnie o bezsenność. Każdy taki drobiazg zamieniał się w kolejny, nieznośny kamyczek.

– A jak ty, biedaku, sprzątałeś w tych Niemczech? – zapytałam, patrząc na niego zniecierpliwiona. Michał uśmiechnął się i wzruszył ramionami.

Mieszkałem przecież z kuplami, męska ekipa. Sprzątaliśmy trochę, ale za bardzo się tym przejmowaliśmy – odpowiedział.

– Super… W naszym domu panują jednak inne zasady. – Zrozumiałam szybko też, że mimo jego chęci, jego pomoc tylko mnie irytowała.

– Nie, dzięki, sama sobie dam radę – mówiłam, gdy tylko się oferował.

Tyle lat dawałam radę, więc teraz też sobie poradzę. I choć Michał oferował pomoc, nasze życie znowu stawało się pełne napięć. Kłóciliśmy się rzadko, ale kiedy już do tego dochodziło, to najczęściej w nocy, po tym, jak dzieci zasnęły. Zresztą, poza tym zachowywaliśmy się jakbyśmy się zupełnie nie znali. Bo w gruncie rzeczy przez te wszystkie lata, staliśmy się sobie obcy.

Nie znałam jego przyzwyczajeń, których z czasem się nie zauważa. On moich też nie. Nie wiedział, czego nie cierpię, a co lubię, żeby było zrobione od razu. Zresztą nie tylko to, mnóstwo innych rzeczy było zupełnie nowych. Zapachy, inny rytm dnia, nawet przyzwyczajenie do innych smaków. Wtedy zaczęłam dostrzegać, jak bardzo nasze życia się rozjechały. On przywiózł ze sobą nawyki z pracy z męską ekipą, ja – precyzyjnie poukładany świat samotnej matki. Te dwa systemy zderzyły się jak dwie odmienne galaktyki, które musiały znaleźć wspólną orbitę.

Bycie razem było żmudne

Zrozumiałam to dobitnie dopiero, gdy nasza młodsza córka, Agatka zachorowała, a Michał zaproponował, że sam ją zabierze na wizytę lekarską. Było to dzień przed jego pójściem do nowej pracy.

– Zajmę się tym, a ty nic się nie martw, trochę odsapniesz – powiedział, starając się być miły.

– Nigdy tego nie robiłeś, nie znasz naszej pani doktor! Nie będziesz wiedział, co powiedzieć! – wrzasnęłam, bo całe zdenerwowanie chyba wyładowałam na nim.

– Wystarczy, że mi powiesz, do cholery, to będę wiedział! – Przerwał, wyraźnie zirytowany.

– I tak nie zapamiętasz, więc nie ma po co!

– Gośka, nie możesz ciągle mnie uważać za jakiegoś nieznajomego! Jesteśmy małżeństwem, a ja jestem ojcem twoich dzieci! – zdenerwował się. – Chcę pojechać, więc pozwól mi to zrobić! Zrób sobie jakąś przyjemność w tym czasie, chodzenie po sklepach, czy kawę z Iwoną. Nie wiem, cokolwiek, tylko przestań się tak zachowywać. Zrób coś dla siebie, w końcu musimy się ogarnąć, bo inaczej czarno widzę to nasze całe małżeństwo!

Zatrzasnął drzwi, a ja zamarłam. Zdecydowałam po tych jego słowach, że może jednak potrzebuję chwili dla siebie, więc spotkałam się z przyjaciółką. Nie lubię dzielić się swoimi problemami, ale teraz zwyczajnie nie wytrzymałam i opowiedziałam Iwonie o kryzysie, przez który przechodziliśmy z Michałem w naszym małżeństwie.

– Nie dziwię się nic a nic – powiedziała.

– O co ci chodzi? – odparłam zaskoczona.

– Przez tyle lat żyliście osobno, Michał wracał tylko na krótkie chwile, jak na miesiąc miodowy. Teraz spotykacie się w codzienności. Z takimi sytuacjami spotykają się wszystkie młode pary, zanim emocje trochę się uspokoją, a ludzie się zwyczajnie dotrą.

– My już jesteśmy przecież małżeństwem ze stażem, a nie jakimiś nieopierzonymi młodziakami – oburzyłam się. – Jesteśmy małżeństwem od ponad dziesięciu lat!

– Z czego, Gośka, to ileż lat Michał był poza domem? – Przypomniała mi Kasia.

Zawahałam się.

– Czy to wszystko minie? – Zaczynałam się martwić.

– Minie. Musisz tylko dać Michałowi szansę. To normalne, że początkowo będziecie się zderzać i mocno różnić. W małżeństwie czasem trzeba udawać, że nie wszystko się widzi i pójść na różne kompromisy – powiedziała Iwona. – Daj mu szansę. Ja mam za sobą trzynaście lat z Tomkiem i dobrze wiem, co mówię.

Nie byłam pewna czy dobrze zrozumiałam. Mam udawać, że nie widzę, że te cholerne skarpetki rzuca na podłogę? A talerze zostawia po obiedzie na stole? Że chrapie w nocy? I robi potworny bałagan w kuchni? Możliwe, że Iwona miała rację – trzeba nauczyć się nie zwracać na takie rzeczy uwagi.

– Kiedyś przestaniesz się wściekać. Po prostu zrozumiesz, że to są nic nie znaczące drobiazgi. – Iwona była pewna, tego co mówi.

Bałam się tej zmiany

I miała kobieta rację. Od tamtego dnia minęło już kilka miesięcy, a ja śmieję się, gdy przypomnę sobie naszą rozmowę. Michał, wrócił z Agatką i zupełnie mnie wtedy zaskoczył. Wiedział, co ma powiedzieć, jak zabezpieczyć nasza córeczkę, nie zapomniał nic kupić. Nawet zaśpiewał jej kołysankę i ululał do snu. Byłam zdumiona i trochę wzruszona tym wszystkim. Było mi głupio, że mu nie ufałam i wściekałam się nie wiadomo o co, kiedy on chciał naprawdę pomóc. Michał dał sobie świetnie radę, a ja, do tej pory byłam przekonana, że to tylko ja potrafię dobrze zająć się dziećmi. Po tym wszystkim, zaczęłam dostrzegać, że może nie jest takim niedobrym tatą, jak sobie, nie wiedzieć czemu, wyobrażałam. Potrafił być dobrym ojcem, tylko ja nie dawałam mu przestrzeni

Postanowiłam dać mu szansę. Skoro potrafił zająć się Agatką, to może rzeczywiście warto zaufać mu i w innych sprawach. Może, jak sugerowała Iwona, warto przestać się czepiać tych drobnych rzeczy, jak porozrzucana brudna bielizna, brudne kubki i chrapanie w nocy. Co ciekawe, Michał po pewnym czasie zaczął sprzątać po sobie – nie tak sprawnie, jak ja, ale jednak to robił. Wydawało mi się to niemożliwe, ale z dnia na dzień stawało się bardziej zauważalne.

Nie uważam, oczywiście, że nasze małżeństwo jest teraz nagle idealne, bo nie ma idealnych par. Czasem się kłócimy, czasem milczymy, jak wszyscy. Ale po tych trudnych doświadczeniach, które przeszliśmy, po takiej rozłące i powrocie po wielu latach, czuję, że teraz naprawdę się zgraliśmy. Potrzebowaliśmy czasu, żeby się zrozumieć, ale teraz wiem, że to, co mamy, jest cenne. Udało nam się przejść przez trudności i –dzięki Bogu – zrobiliśmy to wspólnie. Jedno podawało rękę drugiemu i to się liczy najbardziej.

Uświadomiłam sobie wtedy, że największym problemem nie były skarpetki ani talerze, lecz strach przed zmianą. Przez lata nauczyłam się samodzielności i ciężko było mi oddać część kontroli. Ale małżeństwo to nie konkurs na perfekcję – to wspólna, cierpliwa praca, w której obie strony muszą się nauczyć ufać na nowo. Przeszliśmy przez burzę i wyszliśmy z niej silniejsi. Najważniejsze jest to, że w końcu idziemy przez życie ramię w ramię, tworząc stabilne, wspólne jutro.

Małgorzata, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama