Reklama

Nigdy nie byłam osobą, która lubi ukrywać prawdę. Wręcz przeciwnie – zawsze uważałam, że uczciwość i przejrzystość są podstawą każdego związku. Dlatego od początku małżeństwa z Michałem trudno było mi zrozumieć, dlaczego jego stosunek do własnej rodziny jest… tak pełen dystansu. Poznaliśmy się siedem lat temu na kursie grafiki komputerowej. Wzbudził we mnie ciekawość. Na początku myślałam, że to po prostu nieśmiałość. Z czasem zobaczyłam, że to coś więcej.

Reklama

–Obiecaj mi jedno – powiedział któregoś wieczoru, gdy planowaliśmy wyjazd do jego rodziny. – Nigdy, przenigdy, nie wspominaj mojej rodzinie, ile mamy oszczędności.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Dopiero co razem kupiliśmy działkę. Michał zarabiał świetnie – był senior developerem w zagranicznej firmie. Ja jako freelancerka też miałam coraz więcej zleceń.

– Dlaczego? – zapytałam wtedy.

– Bo im nigdy nie wystarczy – odpowiedział krótko. – Każda rozmowa o pieniądzach kończy się prośbą o pomoc. Z pretensjami, że dajesz za mało.

Zgodziłam się, chociaż coś we mnie się zacisnęło. Czułam się wtedy jak oszustka. Jednak gdy matka Michała zadzwoniła do mnie po raz trzeci w ciągu miesiąca i zasugerowała, że może byśmy się „dorzucili” do mieszkania Anity, nie wytrzymałam:

– Twoja mama znowu dzwoniła w sprawie pożyczki. Co mam jej powiedzieć?

Powiedz, że ledwo wiążemy koniec z końcem – odparł, nie odrywając wzroku od talerza.

– Przecież nie wiążemy. Dlaczego nie możemy być z nimi szczerzy?

– Bo jak raz powiesz prawdę, będą żerować bez końca.

W tej chwili coś we mnie pękło.

Nie umiałam już udawać

– Mam wrażenie, że wstydzisz się tego, że dobrze nam się wiedzie – powiedziałam, zdejmując naczynia ze stołu.

Michał wciąż siedział nieruchomo.

– Nie, ale boję, że jeśli im pokażemy, że mamy pieniądze, to nigdy się od nich nie uwolnimy.

– To twoja rodzina! – syknęłam. – Wszyscy mamy jakieś zobowiązania.

– Właśnie dlatego to takie trudne.

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że znów się zamknie i zniknie w swoim świecie. Tylko że nie umiałam już udawać, że to normalne. Unikanie rozmów, oszukiwanie własnej matki to coś, co da się obronić. W nocy nie mogłam zasnąć. Michał oddychał równo, spokojnie. Jakby nigdy nie miał wyrzutów sumienia.

Poznałam prawdę o jego rodzinie

Pewnego dnia przypadkiem spotkałam Anitę. W osiedlowej piekarni. Stała przede mną w kolejce, z telefonem przy uchu. Ton miała podniesiony.

– ...nie, mamo, nie mówił mi nic! – syknęła szwagierka. – On wszystko trzyma dla siebie. Jak zwykle. A ja co, mam dzieci, rachunki, kredyt!

Odwróciła się nagle i mnie zauważyła. Zmarszczyła czoło, ale uśmiechnęła się odruchowo.

– Dawno cię nie widziałam. Może kawa u mnie?

Siedziałyśmy przy kuchennym stole z kubkami herbaty. Jej mieszkanie było skromne, zabałaganione, pachniało wilgocią.

– Nie wiem, co on ci nagadał, ale nie zawsze był taki skąpy – zaczęła bez ceregieli. – W dzieciństwie oddawał ostatnią kanapkę. A teraz... nawet głupiej stówki nie potrafi przelać na książki dla Tomka.

– On po prostu... chce trochę oddechu. Macie swoje życie.

– On ma obowiązki. A mama tyle dla niego poświęciła!

Przy tych słowach aż się cofnęłam. Jakbyśmy nie rozmawiały o dorosłym facecie, tylko jakimś zbuntowanym chłopaku.

– Nie widzisz tego? On się od was odcina, bo jesteśmy dla niego balastem.

Patrzyłam na nią i dopiero wtedy zobaczyłam to, czego wcześniej nie chciałam widzieć. Oczekiwała, że Michał zawsze będzie się czuł winny, że żyje mu się lepiej niż im. I właśnie wtedy zrozumiałam, że Michał nie przesadzał.

Nie spodziewałam się tego

Usiedliśmy razem na kanapie, choć każde z nas czuło, jakby dzieliła nas przepaść.

– Wiesz, że tata zmarł, gdy miałem osiemnaście lat – zaczął Michał. – A wtedy mama się po prostu... rozpadła.

Patrzyłam na niego. Nie mówił tego z goryczą. Raczej z bólem.

– Nagle musiałem zająć się wszystkim. Byłem kierowcą, doradcą, bankomatem. Mama zadzwoniła, że lodówka się zepsuła – brałem nadgodziny. Anita chciała laptopa – sprzedałem swój motor. To nie było proszenie. To były oczekiwania. Cichy szantaż. Wyrzuty.

Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałeś?

– Bo nie chciałem cię tym obciążać.

– A mnie obciąża to, że przez lata nie wiedziałam, z czym się zmagasz.

Westchnął ciężko.

– Zawsze się czułem za nie odpowiedzialny. Ale nie chcę, żeby moje życie było tylko o nich.

– A ja? Gdzie ja byłam w tym wszystkim?

Spojrzał na mnie bezbronnie, może pierwszy raz od lat.

Jesteś dla mnie najważniejsza. Dlatego nie chciałem cię w to mieszać.

I wtedy zrozumiałam. W jego świecie pełnym szantażu emocjonalnego byłam jego ostoją. Jedyną osobą, która go niczego nie żądała. Tylko że przez to stałam się kimś... drugorzędnym. Kimś, kogo trzeba chronić, a nie partnerką, której się ufa.

Miałam mieszane odczucia

Teściowa otworzyła drzwi z nieukrywaną niechęcią. Jakby się domyślała, po co przyszłam.

– Wejdź – rzuciła chłodno. – Michała nie ma?

– Nie. Chciałam porozmawiać z tobą.

Usiadłyśmy w milczeniu. Tylko zegar na ścianie tykał miarowo, jakby odliczał czas do wybuchu.

– Kiedy Michał był dzieckiem, zawsze oddawał mi wszystko, co miał – zaczęła niespodziewanie Halina. – A teraz... nic.

Spojrzałam na nią. Nie była zła. Była zawiedziona. Rozgoryczona. Jak matka, która nie potrafi pogodzić się z tym, że syn przestał być chłopcem, który wraca z zakupów z drobniakami w kieszeni.

– Bo teraz buduje coś swojego. Naszego – odpowiedziałam spokojnie.

– A co z rodziną? My już się nie liczymy?

– To nie tak. On nie przestał was kochać, ale to nie może być tak, że oddaje wam każdą złotówkę.

Zamilkła. Chwilę później odwróciła głowę. Może nie chciała, żebym zobaczyła, że zbiera jej się na płacz. Wyszłam od niej z dziwnym uczuciem. Nie nienawiści. Nie nawet złości. Raczej z jakimś cichym przekonaniem, że niezależnie od tego, co byśmy zrobili, zawsze będzie za mało.

Byłam rozczarowana

Kiedy wróciłam do domu, Michał siedział przy stole z laptopem. Wyglądał na zamyślonego. Nie zauważył, że weszłam. Zdjęłam płaszcz, postawiłam torebkę w kącie i usiadłam naprzeciwko. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy. Nie potrzebowaliśmy słów – każde z nas miało własne wnioski. I własne rozczarowania.

Byłam u twojej mamy – powiedziałam w końcu. – Próbowałam jej wytłumaczyć.

– I co?

– Nic. Nie zrozumie. Nie chce.

Pokiwał głową. Zaskakująco spokojnie.

– Wiem.

Patrzyłam na niego. Chciałam coś dodać, pocieszyć go. Ale nie umiałam. Bo w głębi duszy wcale nie byłam pewna, czy przetrwamy. Bo żeby przetrwać, trzeba grać w jednej drużynie. A ja coraz częściej czułam się jak kibic. Albo rezerwowa. Tylko bez możliwości zmiany pozycji. Nie chodziło o pieniądze, tylko o lojalność. O to, komu jesteśmy gotowi poświęcić swoje życie, czas, emocje. I jaką cenę jesteśmy gotowi za to zapłacić. A ja? Nie byłam pewna, czy chcę już płacić za kogoś innego. Szczególnie jeśli nie wiem, ile jeszcze ta lojalność mnie będzie kosztować.

Klara, 32 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama