Reklama

Moja mama powtarzała, że babcia Mela wygląda, jakby do trzech nie umiała zliczyć, ale to generalska głowa. Do jej malutkiego mieszkanka ustawiały się kolejki. Rodzina, sąsiedzi, znajomi, każdy chciał pogadać, poradzić się, albo pożyczyć parę groszy, bo babcia Mela zawsze była przy kasie. Jak to robiła przy malutkiej emeryturce – nie wiadomo.

Reklama

– Mam układy ze świętym Judą – śmiała się. – On jest od spraw beznadziejnych!

Babcia Mela była dla mnie wyrocznią.

Tylko raz jej nie posłuchałam…

Nie lubiła mojego chłopaka.

– Dziurki nie zrobi, a całą krew wypije – powtarzała. – Taki typ!

– Babciu, Patryk mnie kocha – tłumaczyłam. – Chce się ze mną ożenić.

– Jeszcze by nie chciał! – prychała. – Stary kawaler z niego, a ty jesteś młodziutka, ładna, miła i wykształcona. Nic dziwnego, że tak się przy tobie kręci!

– Przecież nic we mnie nadzwyczajnego – wzdychałam. – Takich są tysiące.

– Oj, Jowitko, twoja matka to dobra kobieta, ale posiedzi sobie w czyśćcu za jeden wielki grzech. Zabiła w tobie pewność siebie i poczucie własnej wartości! – powtarzała babcia. – Powinnaś być jak młoda brzózka, a jesteś jak groch przy drodze: tylko patrzysz, żeby się wokół kogoś owinąć!

Nasz ślub był smutny, a wesele ciche, bo byliśmy w żałobie po babci. Zmarła nagle, nie zdążyłam się z nią pożegnać. Chciałam odwołać ceremonię, ale Patryk się upierał, żeby niczego nie zmieniać.

– Wszystko ustalone, powynajmowane, zapłacone. Wiesz, ile kasy stracimy?

– Przecież nie o pieniądze chodzi…

– Jasne! Ale ja chcę być już naprawdę z tobą. Poza tym dostałem propozycję pracy daleko stąd. Dają mieszkanie służbowe, dobrą pensję, samochód i inne gadżety. Warto spróbować…

– Przemyśl to jeszcze – prosiłam go.

– Ale oni chcą, żeby się śpieszyć. Mają kilku poważnych kandydatów.

– Musielibyśmy wyjechać na jakąś prowincję? – zmartwiłam się.

– Co z tego? Odkujemy się i wrócimy! Wszędzie jest tak samo. Poza tym, w czasach internetu nigdzie nie ma prowincji. Dla mnie to okazja i duży awans.

Ja nie miałam pracy

Moi rodzice nie protestowali. Byli dumni z zięcia na dyrektorskim stanowisku. Mnie Patryk łatwo przekonał, bo zawsze i we wszystkim mu ustępowałam. Miasteczko, w którym mieliśmy żyć i pracować, było malutkie i urocze. Wszyscy się znali. Mówili sobie „dzień dobry” i sprawiali wrażenie jednej wielkiej rodziny. Za to Patryk od razu się najeżył.

– Nie ma nic gorszego, niż takie prowincjonalne towarzyskie bajorka! – złościł się. – Wdepniesz, wsiąkniesz, utoniesz.

– Sam chciałeś tutaj mieszkać.

– Mieszkać tak, ale nie zaprzyjaźniać się i kumplować. Lepiej być na uboczu. Im mniej o tobie ludzie wiedzą, tym bardziej cię szanują! Pamiętaj o tym.

Siedziałam w domu, gotowałam, sprzątałam, nudziłam się. Kiedy Patryk wracał z pracy, spędzaliśmy czas tylko we dwoje. Im lepiej poznawałam swojego męża, tym bardziej mnie niepokoił. Dzwonił co parę minut i wypytywał, gdzie jestem, i co robię. Wracał i zaczynało się normalne przesłuchanie. Musiałam mu zdawać sprawozdanie ze swojego dnia minuta po minucie. Specjalnie tak ustawiał fotel, żeby światło padało na moją twarz, siadał przede mną, brał moje obie ręce w swoje i pytał. Nie mogłam się zbyt długo ociągać z odpowiedzią albo zastanawiać, bo od razu wpadał w złość. Z dnia na dzień stawał się coraz bardziej brutalny w stosunku do mnie.

– Coś kręcisz! Chcesz skłamać, prawda? Wymyśliłaś coś, żeby mnie oszukać, tak? Po twoich oczach widzę, że bujasz – marszczył brwi, zniżał głos. – Patrz na mnie! Teraz nie pomoże udawanie niewiniątka, poznało się kogoś w tym grajdole, jakiegoś gnojka z małym mózgiem, ale czym innym wielkim, co? Szlajało się po łąkach, co się jeszcze robiło? Było dobrze? Chcesz jeszcze? Gadaj!

Ściskał moje ręce coraz mocniej. Gniótł je tak, żeby bolało. Miałam ciągle siniaki na przegubach i przedramionach. Musiałam nosić długie rękawy, wstyd mi było pokazywać ludziom fioletowe plamy, bo każdy by się pokapował, co one znaczą.

Przy ludziach to mnie kochał jak nie wiem co!

Kiedy wychodziliśmy na spacer, do sklepu albo do kościoła wyglądaliśmy na zakochanych i szczęśliwych. Patryk był we mnie wpatrzony, nadskakiwał mi, przymilał się, ciągle tylko „kochanie” i „najdroższa” słyszałam. Aż mi głupio było i łzy same napływały do oczu, bo zaraz sobie przypominałam, że trochę wcześniej mówił o mnie „beznadziejna krowa”. W naszej miejscowości otwierali nowy oddział banku. Złożyłam aplikację, ale mnie nie przyjęli, chociaż miałam kwalifikacje. Byłam pewna, że to Patryk podłożył mi świnię. Znał szefa tego banku i coś mu musiał nagadać! A tak bardzo chciałam mieć własne pieniądze, wychodzić z domu i spotykać się z ludźmi, a nie tylko zajmować się tarciem marchewki na surówkę dla małżonka! Ale on wolał mnie trzymać z daleka od całego świata…

Kiedy przyjechali do nas rodzice z pierwszą wizytą, wstydziłam się przyznać, że moje małżeństwo to klęska. Tym bardziej że podziwiali nasze mieszkanie, zachwycali się meblami, sprzętem AGD, chwalili nowoczesny wystrój. Co miałam gadać? Że Patryk to psychopata i sadysta? Przecież nigdy mnie nawet nie uderzył! Że mam z nim piekło? Zaraz by mi przypomnieli, że nie pije, nie pali, nie zdradza, dba o dom i o mnie, pracuje, jest ceniony i szanowany, że takiego męża każda by mi pozazdrościła! Próbowałam napomknąć, jaki jest strasznie zazdrosny, ale moja mama natychmiast mnie zgasiła:

– To dobrze, to właśnie dobrze! Znaczy, że kocha i że mu zależy! Nie czepiaj się, dziewczyno, żebyś czegoś nie popsuła.

– Wiesz mamo, nie wszystko złoto, co się świeci! – westchnęłam z goryczą.

Babcia Mela natychmiast zastrzygłaby uszami, ona wiedziałaby od razu, że coś jest na rzeczy. Ale mama była zapatrzona w Patryka i miała klapki na oczach. Rodzice wyjechali, a ja się dalej męczyłam. Patryk zmienił metodę przesłuchań. Wracał z pracy, zjadał obiad i kładł się spać. Budził się około dziesiątej wieczorem wypoczęty i pełen energii.

Wtedy się zaczynał koszmar…

Nie pozwalał mi się położyć. Musiałam siedzieć na krześle tak długo, aż on się zmęczył, czyli mniej więcej do czwartej nad ranem. Wtedy miał dosyć i zasypiał, każąc mi się obudzić przed siódmą. Drzemałam jak zając, żeby nie przegapić budzika, bo kiedy raz tak się stało, ukarał mnie – zamiast siedzieć na twardym krześle, musiałam stać na dywanie wyprostowana, i w kółko odpowiadać na te same pytania.

– Swędzi cię? Jak? Mocno? Kiedy najbardziej? Który z tych kolesiów tak na ciebie działa, że swędzi? No, gadaj!

Wymieniał różnych, nawet naszego listonosza, który miał chyba z pięćdziesiątkę, i sprzedawcę z pobliskiego kiosku. Był obrzydliwy, ordynarny, opowiadał straszne świństwa, wymyślał jakieś niestworzone historie. Wreszcie próbował się ze mną kochać. Niestety, nic z tego nie wychodziło. Bo Partyk miał problemy z seksem. Od dawna, jeszcze przed naszym ślubem tak było, tylko ja nie miałam pojęcia, o co naprawdę chodzi, i dlaczego jest taki ostrożny i wstrzemięźliwy w kontaktach ze mną.

Myślałam, że mnie szanuje, chce czekać do ślubu, i nawet mi się podobało, że jest taki staroświecki i inny niż wszyscy. Miał straszny kompleks na tym punkcie. Jeśli się w końcu jakoś udało, też był wściekły, bo czuł, że ja nie miałam żadnej przyjemności.

Na pierwszą rocznicę ślubu kupił mi diamentowe kolczyki i zaprosił do miejscowej restauracji. Posadził mnie tyłem do sali. Prawie nic nie jadłam, bo miałam tak ściśnięte gardło, a on zamawiał i zamawiał coraz to nowe dania. Kelner sprzątał pełne talerze i słyszał.

– Mojej żonie trudno dogodzić! Jest niezadowolona, żeby się człowiek, nie wiem jak starał! Taki już los zakochanego faceta!

Kelner spoglądał na niego ze współczuciem, a na mnie z niechęcią. Jestem pewna, że plotkował o nas na zapleczu. Patryk uśmiechał się.

Nigdy nie odważyłam się zaproponować, żeby po prostu poszedł do lekarza. Bałam się go. Wolałam udawać, że jest dobrze, i niczego nie trzeba zmieniać. Kiedyś, po szczególnie drastycznym i męczącym „przesłuchaniu”, płakałam w poduszkę i chciałam umrzeć. Nie wiem, czy wreszcie zasnęłam i to mi się przyśniło, czy naprawdę przyszła babcia Mela…

Po spotkaniu z babcią jakby mi sił przybyło

Wyglądała na zmartwioną. Próbowałam jej coś powiedzieć, ale położyła palec na ustach.

– Ciiicho – wyszeptała. – Bo się obudzi i nie pogadamy. Ja wszystko wiem i widzę.

– Co ja mam robić? – zapytałam.

– Ty? Nic! Zostaw wszystko mnie. Ty jesteś za słaba, nie dasz rady. Tutaj trzeba inaczej, sprytniej i mądrzej podziałać. To jest sprawa beznadziejna!

– Więc co? Mam się dalej męczyć?

– Myślisz, że cię zostawię bez pomocy? Załatwię to, przekonasz się. Już niedługo

– Co ty możesz, babciu? – pomyślałam w tym półśnie. – Gdybyś tu była, to przynajmniej miałabym do kogo uciec.

Jednak babcia Mela naprawdę pomogła! Patryk namiętnie grywał we wszystkie liczbowe gry, jakie były na rynku. Wydawał na to kupę kasy, bo wierzył, że kiedyś szczęście się do niego uśmiechnie, choć nigdy nie trafił nawet trójki!

– Zobaczycie, jak pan Patryk się ustawi! – odgrażał się, nie wiadomo komu. – Zacznę nowe życie. Kopnę w dupę cały świat! Zobaczycie!

I faktycznie trafił szóstkę w takim losowaniu, kiedy cała pula była dla niego! Ależ się obłowił! Jestem pewna, że załatwiła mu to babcia Mela, bo ta wygrana Patryka miała być też moją szansą. On, pewny siebie idiota, od razu mi się pochwalił swoimi milionami, a ja natychmiast zrozumiałam, że to dla mnie lina ratunkowa. Wiedziałam, że jej nie wypuszczę z rąk!

– Cóż, kochanie – zakomunikowałam. – Połowa wygranej należy do mnie! Jestem twoją żoną i mamy wspólnotę majątkową.

– Co ty gadasz? To są moje pieniądze! Kupon sam wypełniałem!

– A jak to udowodnisz przed sądem? Kto ci uwierzy? Zeznam pod przysięgą, że sama zaniosłam kupon do kolektury. Znajdę świadków, którzy to potwierdzą. Za parę groszy powiedzą, co tylko będę chciała. Poza tym, jak to będzie wyglądało, że chcesz ograbić własną żonę? Ty, taki dobry i czuły, taki starający się, z nienaganną opinią… – klarowałam mu, sama zaskoczona swoją odwagą.
Patrzył na mnie, jakby mnie zobaczył po raz pierwszy w życiu.

– Ty żmijo! – zaczął, ale mu przerwałam.

– Mam propozycję. Zastanów się, bo to, co powiem, ci się opłaca.

– Gadaj!

– Dasz mi rozwód. Tylko bez kłopotów, oszukiwania i utrudniania. Za porozumieniem stron. Natychmiast. W zamian za to, ja się zrzeknę wszelkich roszczeń do majątku. Rozumiesz?

– Nie bardzo…

– To proste! Zapomnisz, że istnieję. Znikniesz z moich oczu na zawsze, a ja nie będę walczyła o pieniądze. Napiszesz u notariusza stosowne oświadczenia i zobowiązania. Chcę się zabezpieczyć.

– Co mam napisać?

– Że do końca życia jestem od ciebie wolna. Że nic ode mnie nie chcesz.

– I wtedy nie będziesz się czepiała o kasę?

– Nigdy. Masz moje słowo. Zresztą to też możemy zapisać w formie aktu prawnego.

– Ty wyrachowana, podła suko! – zaczął, ale ja już nie musiałam słuchać.

– Jeżeli jeszcze raz, choć jednym słowem albo gestem mnie obrazisz albo upokorzysz, jeśli mnie dotkniesz, nic z tego. Pożegnaj się z forsą. Będę wiedziała, jak się do niej dobrać. Od dzisiaj ja tu rządzę!

Jakby babcia Mela mi szeptała do ucha, co mam mówić, tak płynnie to poszło!

Byłam silna i dumna

– Nie próbuj mnie oszukać. Teraz, kiedy mam szansę być bogatą kobietą, możesz się zacząć bać. Niejeden silny koleś stanie w mojej obronie. Dostałeś kiedyś lanie? Nie? To wszystko przed tobą!

– To są groźby karalne – zaczął, lecz ja tylko się roześmiałam.

– Udowodnij, że ci groziłam. Jesteś żałosny. Spadaj, gnoju!

Wezwałam ślusarza i założyłam zamek w drzwiach do mojego pokoju. Kompletnie mnie nie obchodziło, co sobie ludzie pomyślą. Poprosiłam też sąsiadów, że gdyby usłyszeli mój krzyk, mają natychmiast wzywać policję. Byli strasznie zdziwieni, jednak przyrzekli, że pomogą. Z Patryka jakby powietrze uszło. Jestem pewna, że zgodzi się na rozwód bez szemrania. Już wie, że nie dam sobą pomiatać! W miasteczku aż wrze od plotek i domysłów! Wszyscy wiedzą, że się rozwodzimy. Patryk złożył wypowiedzenie i odpracowuje ostatnie trzy miesiące. O jego szczęściu w totku nikt nie wie. Bardzo mu zależy na tajemnicy, więc mam kolejnego asa w rękawie.

– Jeśli się będziesz nadal mnie czepiał, rozpowiem, jaki jesteś krezus. Zobaczysz, nie dadzą ci żyć! – zagroziłam.

Bałam się, jak zareaguje moja mama. Uwielbiała swojego zięcia, zawsze była po jego stronie, więc przygotowałam się na marudzenie: „Co ty wyprawiasz? Z kim ci będzie lepiej?”. Okazało się, że wiadomość o naszym rozwodzie przyjęła spokojnie.

– Rób tak, żeby ci było dobrze – powiedziała. – To twoje życie.

Czyżby i jej przyśniła się babcia Mela? W Święto Zmarłych grób babci tonął w kwiatach. Nikt nie zauważył, że wśród wiązanek od rodziny, przyjaciół i sąsiadów była purpurowa róża z karteczką ode mnie: „Dziękuję, Babuniu”. Moja pani mecenas kręci głową:

– Na pewno pani to dobrze przemyślała? Rozwód dostaniemy i tak, więc czy jest sens pozbawiać się tego, co się pani słusznie należy? W życiu różnie bywa.

Reklama

– Ale ja nie chcę jego kasy! Niech się tylko odczepi i zniknie. Noo, chyba żebym w ostatniej chwili zmieniła zdanie…

Reklama
Reklama
Reklama