Reklama

Miał jakąś obsesję

Na początku było normalnie. W małżeństwie nie zawsze jest idealnie, ale nie czułam, żeby coś było nie tak. Artur był spokojny, cierpliwy. Czasami miał swoje humory, ale zawsze potrafiliśmy to jakoś przegadać. Jednak od kilku miesięcy zaczęło się dziać coś dziwnego. Z początku ignorowałam jego drobne podejrzenia – kto by nie zwrócił uwagi na to, że wracam pół godziny później, niż zapowiadałam?

Reklama

– Dlaczego znowu wracasz później? – Artur spytał pewnego wieczoru, kiedy wróciłam z obiadu z Anią.

– Znowu? Przecież to tylko pół godziny – odpowiedziałam, uśmiechając się, jakby to była drobnostka.

– Mówiłaś, że będziesz o 18:00, a była 18:40 – mówił, jakby wyliczał każde moje spóźnienie. Jego ton był zimny.

– Przepraszam, nie patrzyłam na zegarek. Po prostu się zasiedziałyśmy, miała ciężki dzień – próbowałam uspokoić sytuację, choć już wiedziałam, że to nie wystarczy.

Jego wzrok przeszył mnie na wskroś. Czułam, że każde moje słowo analizuje, wyciąga wnioski, które dla mnie były kompletnie bezpodstawne. Ale to był dopiero początek. Im więcej czasu spędzałam poza domem, tym bardziej stawał się podejrzliwy. Zaczęły się coraz bardziej szczegółowe pytania. „Z kim byłaś?”, „Dlaczego nie zadzwoniłaś, gdy się spóźniałaś?”. A ja zaczynałam czuć się, jakbym musiała się przed nim tłumaczyć, choć nie robiłam nic złego. Byłam wierna, oddana, a on mimo to widział we mnie coś, czego nie rozumiałam. Każda rozmowa stawała się bardziej napięta.

Myślałam, że to żart

Pewnego dnia, kiedy wróciłam z pracy, zauważyłam, że Artur siedzi przy stole, przeglądając jakieś dokumenty. Zmarszczył brwi, jakby nie wiedział, co powiedzieć.

– Co to za papiery? – spytałam, patrząc na stos kartek.

Wynająłem detektywa – odparł beznamiętnie, nawet na mnie nie spoglądając.

Zrobiło mi się gorąco. Wynajął kogoś, żeby mnie śledzić.

– Żartujesz sobie?! – krzyknęłam, nie mogąc uwierzyć. – Śledziłeś mnie?

– Musiałem wiedzieć. Ostatnio spędzasz tyle czasu poza domem... Z kim się spotykasz? – spytał, jego głos był pełen wątpliwości.

Nie mogłam w to uwierzyć. Artur, mój mąż, wynajął detektywa, by dowiedzieć się, co robię, kiedy nie ma mnie w domu. Kiedyś byśmy się z tego śmiali, ale teraz to była nasza rzeczywistość.

– I co, znalazł coś? – zapytałam, choć odpowiedź już znałam.

– Niczego – przyznał po chwili. – Jesteś niewinna.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Wynajął kogoś, by mnie sprawdzał, a teraz, mimo że miał dowody na moją lojalność, dalej mnie oskarżał.

Jego zazdrość była przerażająca

Detektyw spędził tygodnie na obserwowaniu mnie. Śledził każdy mój krok – zakupy, spotkania z Anią, wyjścia do pracy. Wszystko było zapisywane, a w raporcie, który Artur trzymał w rękach, nie było nic podejrzanego. Cały mój czas był udokumentowany. Wydawałoby się, że to powinno go uspokoić, prawda? Ale zamiast tego było jeszcze gorzej.

– Może coś przegapił – Artur mruczał pod nosem, wertując raport. – Może ukrywasz coś lepiej, może jesteś ostrożniejsza...

– Naprawdę tak myślisz?! – wybuchnęłam. – Wynająłeś detektywa, żeby mnie sprawdzał, i on nie znalazł niczego, a ty dalej uważasz, że coś ukrywam?

Artur milczał. Jego podejrzenia stawały się coraz bardziej irracjonalne. Sprawdzał mój telefon, przeglądał wiadomości. Czułam się jak podejrzana w swoim własnym domu. Każde wyjście, każdy telefon był dla niego powodem do wątpliwości. Pewnego wieczoru, gdy wróciłam z pracy, Artur siedział na kanapie z moim telefonem w ręku.

– Damian? – zapytał, patrząc na ekran. – Kto to jest?

Byłam w szoku. Damian to kolega z pracy, z którym od czasu do czasu wymieniałam wiadomości na temat projektów.

– Damian? To kolega z pracy, Artur! – krzyknęłam. – Rozmawiamy o pracy!

– A dlaczego nic mi nie mówiłaś? – zapytał z chłodnym podejrzeniem w głosie.

– Bo nie sądziłam, że muszę ci raportować każdą wiadomość! – wybuchłam. Czułam, że nasz związek rozpada się na moich oczach.

Zaczęłam się go bać

Artur przekroczył kolejną granicę. Stał się paranoikiem, a ja nie mogłam już dłużej tego znieść. Zrozumiałam, że nie chodziło już o jego lęk przed stratą. To była chorobliwa zazdrość, która niszczyła nas dzień po dniu.

– Kalina, nie kłam mi więcej! – krzyczał, kiedy próbowałam wytłumaczyć się z kolejnej błahej rozmowy telefonicznej.

– Nie mogę już tego dłużej znieść – powiedziałam cicho, przerywając jego monolog. – Artur, to koniec.

Patrzył na mnie z niedowierzaniem.

– Koniec? O czym ty mówisz? Nie możesz mnie zostawić! Zrobiłem to wszystko, bo się bałem, że cię stracę!

– Już mnie straciłeś – odpowiedziałam, łamiąc się w środku. – Nie przez zdradę. Straciłeś mnie przez brak zaufania. Wynająłeś detektywa, oskarżasz mnie o rzeczy, których nigdy nie zrobiłam... To już nie jest miłość. Nie mogę dłużej żyć w ciągłych podejrzeniach.

Zrozumiałam, że to naprawdę koniec. Nie mogłam już znieść tej atmosfery oskarżeń i kontroli. Artur próbował mnie przekonać, że się zmieni, że zaczniemy od nowa, ale wiedziałam, że nie ma na to szans.

Dobrze zrobiłam zostawiając go

Tej nocy spakowałam swoje rzeczy i odeszłam. Odeszłam, zostawiając za sobą człowieka, którego kiedyś kochałam, i życie, które kiedyś było naszym wspólnym. Tylko że teraz to już nie było życie – to była ciągła walka o przetrwanie w związku, w którym zaufanie zostało zastąpione podejrzeniami. Artur nie dzwonił. Wiedziałam, że był załamany, ale nie było już odwrotu. Zrozumiałam, że jego lęk przed stratą był silniejszy niż nasza miłość. A ja musiałam odejść, by ocalić siebie.

Kilka tygodni później spotkałam Anię.

– Jak sobie radzisz? – spytała troskliwie.

– Lepiej – odpowiedziałam, choć w środku nadal czułam pustkę. – Czasem jeszcze myślę, co mogłam zrobić inaczej. Może gdybym bardziej próbowała mu wytłumaczyć...

– To nie twoja wina – przerwała mi. – Jego zazdrość była w jego głowie. Nie miałaś na to wpływu.

Wiedziałam, że miała rację. Zrozumiałam, że czasem, nawet kiedy bardzo kochasz, musisz odejść, żeby ocalić siebie. Artur został sam, z własnymi lękami i obsesją. A ja próbuję odbudować swoje życie. Choć ciężko, wiem, że zrobiłam to, co musiałam.

Reklama

Kalina, 27 lat

Reklama
Reklama
Reklama