„Mąż zna się na damskich perfumach, choć w domu mamy tylko szare mydło. To jego nowe hobby miało 2 dno i długie nogi”
„Zacisnęła usta. Zaczęła się bawić łyżeczką. I wtedy dotarło do mnie coś ważniejszego niż wszystkie perfumy świata. Ona nie miała wyrzutów sumienia. Ona po prostu się bała, że się wydało”.

- Redakcja
Czasem myślę, że kobieca intuicja to nie dar, tylko kara. Bo kiedy już coś czuję, to nie umiem tego tak po prostu zignorować i iść dalej. Mój mąż twierdził, że jestem podejrzliwa i mam skłonność do teorii spiskowych. A ja po prostu widzę, słyszę i kojarzę fakty. Tylko tyle. Nie wiem, czy zawsze tak było, czy to przyszło z czasem. Z wiekiem. Jednak to, co odkryłam ostatnio... przerosło nawet mnie.
Coś mi nie pasowało
Weszliśmy do drogerii tylko po pastę do zębów. Taki był plan. Jednak mój mąż musiał sobie wszystko obejrzeć, dotknąć, powąchać. I tak znaleźliśmy się przy półce z perfumami.
– Ciekawe, kto wydaje tyle pieniędzy na perfumy – mruknął, patrząc na złotą buteleczkę z ceną równą mojej dwutygodniowej pensji.
– Kobiety, które nie pachną smażoną cebulą – odparłam słodko.
Pokręcił głową i już miał iść dalej, kiedy nagle się zatrzymał. Nachylił się nad jedną z butelek, psiknął na papierek i… zamrugał.
– O, znam ten zapach – powiedział z zaskoczeniem.
– Znasz? – uniosłam brwi.
– No… Tak. Taki słodki, orientalny. Justyna ich używa.
– Justyna? – powtórzyłam, udając zdziwienie. – Jaka Justyna?
– No… Justyna… od was z pracy chyba? Taka blondyna, zawsze w szpilkach. Pachnie tym, na sto procent.
Popatrzyłam na niego z uśmiechem. Tylko coś już zaczęło się we mnie tlić. Bo skąd niby mój mąż – który nie potrafił odróżnić płynu do płukania od płynu do naczyń – nagle rozpoznaje perfumy, które kosztują więcej niż jego ukochana wędka?
– Faktycznie, dziwne… – mruknęłam. – Aż zapytam ją przy najbliższej okazji, czym się pryska.
– Nie musisz – rzucił szybko. – Tak tylko mi się skojarzyło.
Uśmiechnęłam się. Tylko że to był ten moment, w którym wszystko zaczęło się układać.
Okłamał mnie
Nie jestem zazdrosna. Jestem skrupulatna. A jak coś mi nie pasuje – to sobie sprawdzam. Zamiast prasować stertę prania, wzięłam się za coś pożyteczniejszego – przegląd papierów z samochodu męża. Też trzeba czasem zrobić porządki, prawda?
– Co robisz? – zapytał, wchodząc do garażu.
– O, tylko szukam tej faktury od mechanika z lutego. Coś mi się nie zgadza – rzuciłam od niechcenia.
– Przecież to było wieki temu…
– Tak, ale muszę coś sprawdzić – uśmiechnęłam się słodko.
Faktury nie znalazłam, ale za to w schowku czekała inna niespodzianka – paragon z ekskluzywnej drogerii. Data? Tydzień temu. Rachunek dokładnie te perfumy, które rozpoznał w drogerii.
– Kochanie – zawołałam do niego, starannie układając paragon na stole. – Co to za wydatek?
Podszedł, spojrzał i… zamarł. A potem zrobił najgłupszą rzecz, jaką mógł.
– To… to miało być dla mamy. Na imieniny.
– Twoja mama od pięciu lat nie używa niczego poza kremem do rąk.
– No to… to zrobiliśmy w pracy składkę na prezent dla szefowej. A ja tylko kupiłem.
– O, nie wiedziałam, że twoją szefową jest Justyna.
Tego już nie skomentował. Wziął ciasteczko i wyszedł do ogrodu.
Nie mogłam jej ufać
Zadzwoniłam do Justyny następnego dnia. Udawałam, że nic się nie dzieje. W końcu lepiej się czegoś dowiedzieć od osoby, która jeszcze nie wie, że gra w filmie. Umówiłyśmy się na kawę. Ubrałam się zwyczajnie, żeby nie budzić podejrzeń.
– Ale ci się świecą włosy! – pochwaliła mnie Justyna już na powitanie. – Robiłaś coś nowego?
– Nie, po prostu nie śpię po nocach. Od razu lepszy połysk – odpowiedziałam słodko i zamieszałam kawę.
Spojrzała na nie dziwnie. Trochę z góry.
– Pięknie pachniesz. To coś nowego? – zapytałam niby od niechcenia. – Czułam ostatnio coś znajomego. Ale nie mogłam skojarzyć.
Zakręciła się na krześle. Potarła palcem nadgarstek. Klasyczny gest kłamczuchy.
– Eee… w sumie… nie, używam tego samego od lat. Nawet nie pamiętam nazwy. Coś tam... z wanilią?
– Dziwne, bo mój mąż mówił, że pachniesz dokładnie jak… – zrobiłam przerwę. – No właśnie. On wie, co to za zapach. Wiesz, że zna nazwę? I cenę? I miejsce zakupu?
Znieruchomiała. Spojrzała na mnie z tym głupim uśmiechem.
– Może… kiedyś coś wspomniałam? Albo… eee… no wiesz, spotkaliśmy się jakoś tak przypadkiem.
– No właśnie. A gdzie? – zapytałam, nie spuszczając z niej wzroku.
I nagle zrobiło się jakoś tak cicho.
Parsknęłam śmiechem
Nie zaprzeczyła. Nie potwierdziła. Po prostu siedziała i patrzyła gdzieś ponad moim ramieniem, jakby miała nadzieję, że zniknę.
– To powiedz mi – zaczęłam z udawaną łagodnością – jak to było naprawdę? Tak po koleżeńsku. Bez ściemy. Bo jak mam słuchać jeszcze raz tej wersji „spotkaliśmy się jakoś tak przypadkiem”, to zacznę krzyczeć.
– Olga, ja… To nie jest tak…
– No to jak? – przerwałam jej, już całkiem bez uśmiechu.
Zacisnęła usta. Zaczęła się bawić łyżeczką. I wtedy dotarło do mnie coś ważniejszego niż wszystkie perfumy świata. Ona nie miała wyrzutów sumienia. Ona po prostu się bała, że się wydało. Żadnej skruchy, żadnego „przepraszam”.
– Tylko trochę flirtowaliśmy – rzuciła w końcu z miną męczennicy. – Nie zrobiłam mu krzywdy.
– Flirtowaliście? Naprawdę myślisz, że jestem idiotką?
– Nie... ale to nie było tak... To wszystko się tak… samo. Jakoś. Wiesz, on też szukał pocieszenia, mówił, że mu ciężko.
Parsknęłam śmiechem.
– Och, biedaczek! A ja co? Wesoła wdówka w małżeństwie bez problemów? Wiesz... szkoda mi ciebie. Nawet nie dlatego, że z nim byłaś. Tylko dlatego, że myślałaś, że się nie domyślę.
Wstałam. Nie miałam ochoty kończyć tej rozmowy.
Nie było mi go żal
Przygotowałam jego ulubione danie. Pieczone udka, ziemniaczki z koperkiem, ogóreczki małosolne. Wiedziałam, że się nie oprze. Chciałam, żeby nie miał wymówki, że jest głodny, zmęczony, zestresowany.
– Ale pachnie… – rzucił, siadając do stołu. – Co, świętujemy coś?
– Można tak powiedzieć – uśmiechnęłam się słodko.
– A co?
– Koniec twojej kariery jako genialnego aktora.
Zamarł z widelcem w połowie drogi do ust.
– Słucham?
– Byłam dziś z Justyną na kawie. Zdradziłeś się perfumami, kochanie. Trochę ironiczne, nie? Ty, który całe życie myliłeś dezodorant z lakierem do włosów.
– To nie…
– A właśnie, że to tak. Doskonale wiem, co się działo. Wiem, od kiedy. I wiem, że uważałeś mnie za kretynkę. To chyba boli najbardziej.
– To nie było poważne. To był błąd. Jeden raz.
– Jeden?
Milczał. Dusił się własnym wstydem. Patrzyłam na niego spokojnie, jakby to był film, którego zakończenie już znam.
– I co teraz? – spytał cicho. – Chcesz rozwodu?
– Może. Ale teraz chcę, żebyś się wyprowadził. I żebyś powiedział to dzieciom. Sam. Nie będę za ciebie świecić oczami.
Niech wie, co stracił.
Było mi ciężko
Nie płakałam. Ani wtedy, gdy pakował rzeczy, ani kiedy trzaskał drzwiami, ani nawet gdy dzieci patrzyły na mnie wielkimi oczami, jakby świat właśnie runął. Może dlatego, że świat naprawdę runął. Bo do tej pory łudziłam się, że mój mąż jest lepszy niż statystyczny facet.
– Mamo, czemu tata nie mieszka już z nami? – zapytała młodsza, tuląc się do mojej bluzy.
– Bo zrobił coś głupiego, kochanie. I teraz musi to naprawić. Sam.
Nie pytała więcej. A ja nie tłumaczyłam. Bo są rzeczy, które trzeba przeżyć, a nie opowiadać. Zwłaszcza dzieciom. Po dwóch tygodniach Justyna zniknęła z pracy. Nagle, bez pożegnania. Ktoś powiedział, że się przeprowadziła. Ktoś inny, że została sama. Nie interesowało mnie to. Dla mnie ona nie istniała już wtedy, kiedy udawała, że jesteśmy koleżankami. A on? Napisał kilka SMS-ów. Że tęskni, że żałuje, że to był błąd. Usunęłam je. Ale nie dlatego, że już go nie kochałam. Tylko dlatego, że nie chcę kochać kogoś, kto nie jest wobec mnie szczery.
Olga, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy dostałam mieszkanie w spadku, od razu uciekłam od matki. Ciotka zostawiła mi też koperty z dziwną zawartością”
- „Wredna teściowa traktuje mnie jak śmiecia. Nie dam się poniżać i znalazłam sposób, jak zamknąć tej jędzy usta”
- „Dostałam od kochanka kartę do konta i obietnicę luksusu. Myślałam, że to jest właśnie miłość, ale uczuć nie kupisz”