„Mąż sąsiadki to awanturnik i obibok. Gdybym nie była obojętna, może mogliby żyć długo i szczęśliwie”
„Wiera była uparta i kochała swojego męża do szaleństwa. Ta bezwarunkowa miłość zniszczyła ich rodzinę”.

- Helena, 34 lata
Często wyjeżdżam służbowo, dlatego zostawiłam Wierze klucze, na wypadek gdyby kiedyś potrzebowała schronienia.
Ale nie zdążyła uciec…
Jestem pewna, że w piekle śmierdzi alkoholem. Ta słodkawa, mdląca woń przebije się przez każdy detergent, nawet chlorowany. Pijaka czuje się już na klatce schodowej. Wiem, co mówię, bo prawie osiem lat mieszkałam naprzeciwko Wiery, jej trojga dzieci i męża, którego jeszcze nigdy nie widziałam trzeźwego. Był tylko mniej lub bardziej schlany.
– Czemu ty go nie pogonisz? – pytałam sąsiadkę nieustannie. – On wykończy ciebie i dzieciaki!
– Oj, ale to dobry chłop. Serce ma złote, tylko charakter miękki i wóda nad nim panuje – tłumaczyła się cichym głosem.
– On nie ma serca! Męczy was od lat. Nie daje wam normalnie żyć, a ty go jeszcze bronisz?!
– To mój ślubny… Przysięgałam mu na dobre i złe!
Co jakiś czas Wiera z dzieciakami nocowała u mnie. Ilekroć słyszałam, jak jej stary wyje, klnie strasznymi słowami i się odgraża, od razu otwierałam drzwi.
– Ktoś go musiał wkurzyć – tłumaczyła. – Dlatego jest zły i szuka zaczepki. Lepiej mu zejść z oczu.
Moja sąsiadka Wiera znakomicie mówiła po polsku. Gdyby nie skośne oczy, mały nos i twarz z wysokimi policzkami, nikt by nie pomyślał, że nie pochodzi stąd. Gdyby się ładnie ubrała, umalowała i zadbała o siebie, byłaby śliczną kobietą. Ale ona się bała, że ją mąż zwymyśla, wyzwie od wywłok. Dlatego wolała wyglądać jak ostatnia sierota, byle tylko mieć spokój!
Wiera pochodziła zza granicy. Tam wszyscy myśleli, że krewniaczka trafiła do raju, więc ona wstydziła się pisać w listach prawdę o swoim życiu. Zresztą…
– U nas kobiety przyzwyczajone do wódki – zwykła mawiać. – Chłopy to piją na umór, nikt się nade mną nie użali.
Wiele lat temu wyjechała stamtąd do Polski studiować medycynę. Była na drugim roku, gdy poznała Michała i wyszła za niego za mąż. Posypały się dzieci, o nauce nie było już mowy…
– My się bardzo kochaliśmy – opowiadała mi kiedyś. – Wszystko miało być inaczej.
Jej mąż zrobił dyplom inżyniera, ale za pijaństwo wywalali go z każdej roboty. Kiedy więc dzieci podrosły, Wiera zakasała rękawy i zaczęła sama zarabiać na dom. Handlowała, czym się dało, robiła swetry na drutach, sprzątała ludziom mieszkania, brała każdą pracę, żeby tylko wpadło parę złotych. W końcu dostała służbowe mieszkanie i dozorcostwo w trzech blokach. Mogła odetchnąć.
Nigdzie nie było tak czysto jak u nas, na całym osiedlu chwalili moją sąsiadkę. Dzieciaki trzymała krótko, więc jej pomagały.
Gdyby nie ten pijus, mogłaby spokojnie żyć
Pierwszy raz zapukała do mnie późnym jesiennym wieczorem. Dzieci były w piżamach, trzęsły się z zimna i ze strachu. Zauważyłam, że ona ma sine pręgi na przedramionach i wybroczyny na szyi.
– To nic – szeptała drżącym głosem. – Jak się wścieka, to mu się sama nadstawiam, żeby tylko dzieciaki w spokoju zostawił… Wyładuje się i idzie spać.
– Na policję trzeba pójść! – wkurzyłam się. – Zamkną go za znęcanie się!
– Nie! – przestraszyła się. – On zmądrzeje. Jak wóda wyparuje, przeprosi i obieca, że już nigdy!
– I co? Słowa dotrzyma?
– Bóg się w końcu zlituje i przywróci mu rozum. Zobaczy pani!
Sam się zgłosił na policję
Taką mam pracę, że od czasu do czasu wyjeżdżam służbowo. Zawsze zostawiałam Wierze swoje klucze, żeby w razie jakiejś awantury miała gdzie uciekać. Nie wiem, dlaczego nie zdążyła. Dopadł ją w przedpokoju. Nie broniła się. Nie krzyczała. Nie wzywała pomocy. Sam zgłosił się na policję. Na pewno powiedzą, że przez alkohol miał ograniczoną poczytalność, i po paru latach wyjdzie z więzienia za dobre sprawowanie!
Ich dzieci są w placówkach opiekuńczych. A po paru tygodniach w mieszkaniu zajmowanym przez Wierę administracja zainstalowała nowego dozorcę. Czyli wszystko wraca do normy! Szukam kogoś na zamianę mojego M-3. Wyprowadzę się stąd, nawet gdybym miała na tym stracić. Bo ciągle widzę oczy Wiery, jej nieśmiały uśmiech i głos:
– Nie, pani, nie! Nie trzeba nigdzie nic zgłaszać! On się uspokoi. Obiecał, że to naprawdę było już ostatni raz.
Dlaczego ja cię posłuchałam, Wiera?