Reklama

Jeszcze kilka lat temu, nasze życie wyglądało inaczej. Potrafiliśmy z Darkiem zasiedzieć się na kanapie do późnej nocy, gadając o wszystkim i o niczym. Śmialiśmy się, planowaliśmy, czasem spieraliśmy o głupoty. Te momenty były jak plaster na wszystkie codzienne trudności. Teraz nawet, gdy siedzimy w tym samym pokoju, czuję, jakby dzieliła nas przepaść.

Reklama

Czułam się samotna

Darek to pracoholik. Wciąż odbiera telefony, zasypia z laptopem na kolanach, a ja stoję obok i próbuję nawiązać kontakt, ale on mnie nie widzi. W naszym domu króluje cisza. Nawet nasze dzieci powoli uczą się, że nie warto przerywać tacie. „Tata pracuje” to zdanie, które słyszymy najczęściej.

Staram się nie zwariować. Gotuję, sprzątam, zajmuję się dziećmi, ale czuję się przezroczysta. Tylko że ja też jestem zmęczona – zmęczona byciem nikim.

Dlatego pewnego wieczoru, gdy nawiązałam na czacie nową znajomość, poczułam ulgę. Nie szukałam niczego konkretnego, chciałam tylko na chwilę oderwać się od myśli, które krążyły w mojej głowie. „Cześć. Mam na imię Adam. Co cię w życiu przytłacza?” – tak zaczęła się nasza korespondencja.

„Czasem myślę, że dla mojego męża mogłoby mnie w ogóle nie być. Praca zawsze wygrywa” – odpisałam. Adam odpowiedział szybko: „To musi być trudne. Jak ty sobie z tym radzisz?”. Na chwilę zawahałam się. Coś we mnie mówiło, żeby przestać, zamknąć laptopa i wrócić do rzeczywistości. Ale napisałam: „Czasem czuję, że nie radzę sobie wcale”.

Znalazłam ucieczkę

To była pierwsza z wielu rozmów, jakie prowadziliśmy. Adam nie pytał o rzeczy, które mogłyby mnie spłoszyć. Słuchał, zadawał pytania, wspierał. Z czasem opowiedział mi o sobie – o swojej pracy, pasjach, samotności. Nie miał żony ani dzieci, ale doskonale rozumiał, czym jest brak bliskości.

Z każdą kolejną wiadomością czułam, jak coś we mnie się budzi. Coś, czego brakowało mi od dawna. Tylko że jednocześnie gdzieś w głowie pojawiały się wyrzuty sumienia. „To tylko rozmowa” – powtarzałam sobie. Próbowałam przekonać samą siebie, że to niewinne. Ale wiedziałam, że coraz bardziej czekam na wieczory, gdy znowu będę mogła napisać do Adama.

Tamtego wieczoru przy kolacji panowała cisza. Siedzieliśmy przy stole: ja, Darek i dzieci. Sztućce stukały o talerze, a czas przeciągał się niemiłosiernie. W końcu zdecydowałam się przerwać milczenie.

– Kiedy ostatni raz zapytałeś, co u mnie słychać? – zapytałam, starając się, by zabrzmiało to spokojnie.

Darek oderwał wzrok od telefonu.

– Nie mam czasu na takie rozmowy. Praca mnie dobija.

Dzieci spojrzały na nas z niepokojem. Ich ciche: „Możemy wstać od stołu?” rozwiązało napięcie. Kiwnęłam głową. Darek z ulgą wrócił do telefonu, a ja zaczęłam zbierać talerze.

Rozumiał mnie

Po chwili usłyszałam, jak Darek zamyka się w gabinecie. Gdy dzieci zasnęły, włączyłam laptopa. Jeszcze tego dnia poprzysięgałam sobie, że nie napiszę do Adama. Ale napisałam. „Mieliśmy znowu tę samą rozmowę. Jak ściana – nic nie dociera”. Odpowiedź przyszła szybko. „Przykro mi, że musisz to znosić. Ale to chyba nie nowość?”.

Westchnęłam. „Nie. Mam wrażenie, że nawet przestałam się już starać”. „Może pora zadbać o siebie? Myślisz o tym czasami?” – zapytał. Jego pytanie odbiło się echem w mojej głowie. Kiedy ostatni raz zrobiłam coś wyłącznie dla siebie? Poczułam ukłucie w sercu, ale szybko je zagłuszyłam.

Adam miał w sobie coś, co mnie przyciągało – cierpliwość, zrozumienie, umiejętność słuchania. Wiedziałam, że to, co robię, to balansowanie na granicy, ale z każdym dniem tę granicę przesuwałam.

Czasem w środku nocy budziły mnie wyrzuty sumienia. „Zdradzasz Darka” – mówił cichy głos w mojej głowie. „To tylko rozmowy” – tłumaczyłam. Ale w głębi serca wiedziałam, że kogoś oszukuję – może nawet siebie.

Miałam wyrzuty sumienia

Któregoś dnia wróciłam do domu po zakupach, zmęczona i zrezygnowana. Laptop stał otwarty na stole w salonie. W pierwszej chwili nie zwróciłam na to uwagi, ale wtedy zobaczyłam Darka. Stał w kącie pokoju, jego twarz była nieprzenikniona.

– Kim, do cholery, jest Adam?! – rzucił, podnosząc głos.

– To ktoś, z kim mogę porozmawiać. Ty tego nigdy nie robisz.

– To jest zdrada. Wiesz o tym? – Jego głos był pełen rozczarowania i gniewu.

Odwrócił się i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. Stałam w miejscu, jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię. Poczułam wstyd, gniew i strach, że właśnie zrujnowałam coś, co mimo wszystko wciąż nazywałam małżeństwem. Zadzwoniłam do przyjaciółki.

– Czego ty naprawdę chcesz? – jej słowa uderzyły w samo sedno.

Opowiedziałam jej o wszystkim. O Adamie, o Darku, o tym, jak coraz bardziej gubię się w tym, co czuję.

– Przy Adamie czuję się… widziana. Ale wiem, że to nie jest w porządku.

– Może Darek nie jest idealny, ale czy Adam to rozwiązanie? Czy to tylko ucieczka od problemów? – zapytała spokojnie, ale stanowczo.

Zamknęłam oczy. Wiedziałam, że miała rację, ale w głębi duszy nie chciałam przyznać, że sama się w to wpędziłam.

Daliśmy sobie szansę

Po niedługim czasie Darek stał się inny. Nagle zaczął wracać wcześniej do domu. Był milczący, ale zdarzało się, że próbował coś powiedzieć.

– Nie będę udawał, że wszystko jest w porządku. Wiem, że cię zawiodłem – zaczął.

– Ja też nie jestem bez winy. Uciekłam w coś, co nigdy nie powinno się zdarzyć.

Przez chwilę panowała cisza.

– Nie chcę żyć w małżeństwie, w którym jestem samotna – wyrzuciłam z siebie, czując, jak łzy cisną się do oczu.

Darek pokiwał głową.

– A ja nie chcę być mężem, który traci żonę, bo za późno zrozumiał, co jest ważne.

Ta rozmowa trwała długo. Było w niej wiele bólu, ale też szczerości, jakiej dawno między nami nie było. Oboje zgodziliśmy się, że sami nie poradzimy sobie z tym wszystkim. Terapia małżeńska była jedyną nadzieją.

Nie miałam pewności, czy uda się odbudować to, co zostało zniszczone. Ale pierwszy raz od dawna poczułam, że oboje naprawdę chcemy spróbować.

Reklama

Sandra, 34 lata

Reklama
Reklama
Reklama