„Mąż skakał z kwiatka na kwiatek i uprawiał kilka ogródków naraz. Moja zemsta była słodsza niż truskawki w czerwcu”
„Myślałam, że to na zawsze. Że mamy siebie, mieszkanie, kredyt, dwa koty, a kiedyś będziemy mieć też dzieci. Że żadne Karoliny, Moniki czy inne koleżanki z pracy nie stanowią zagrożenia. Nie spodziewałam się, że ta bajka skończy się w środku dnia, w naszej sypialni, z jego jękami i kobiecym śmiechem, który słyszałam już od progu”.

- Redakcja
Mówią, że po siedmiu latach wszystko się psuje. Ale ja nie wierzyłam w takie bzdury. Siedem lat z Tomkiem było dla mnie jak ciągła bajka – z codziennym śmiechem, wieczorami przy serialu i śniadaniami w łóżku w niedzielę. Poznaliśmy się, gdy jeszcze studiowałam marketing, a on pracował już jako grafik. Był starszy o cztery lata, stabilny, cierpliwy. Niby nie było fajerwerków, ale przy nim czułam się bezpieczna.
Zaczęło się niewinnie – kawka na uczelni, potem piwo ze znajomymi, a w końcu wspólna przeprowadzka do wynajętej kawalerki. Po dwóch latach kupiliśmy mieszkanie na kredyt. Wspólnie wybieraliśmy zasłony, on upierał się przy szarej kanapie, ja marzyłam o musztardowej. Śmialiśmy się, kłóciliśmy, godziliśmy się. On robił najlepsze spaghetti, a ja zmywałam naczynia, bo nienawidził tego jak ognia.
Zaręczył się ze mną pod Tatrami, w Zakopanem, na Gubałówce. Niby kicz, ale dla mnie to był najpiękniejszy moment mojego życia. Płakałam jak dziecko, a on śmiał się, że wyglądałam wtedy jak panda przez rozmazany tusz.
Kochałam go. Naprawdę, głęboko. Byłam może zbyt naiwna, może zbyt pewna, że już go „mam”. Myślałam, że to na zawsze. Że mamy siebie, mieszkanie, kredyt, dwa koty, a kiedyś będziemy mieć też dzieci. Że żadne Karoliny, Moniki czy inne koleżanki z pracy nie stanowią zagrożenia.
Nie spodziewałam się, że moje „na zawsze” skończy się w środku dnia, w naszej sypialni, z jego jękami i kobiecym śmiechem, który słyszałam już od progu.
Ktoś wyrwał mi kawałek serca
Wróciłam do domu wcześniej, bo szefowa musiała odwołać spotkanie. Nie uprzedzałam Tomka, bo miał mieć cały dzień zdalny, a ja marzyłam, że zjemy razem lunch, może się pośmiejemy, może obejrzymy coś razem, jak kiedyś.
Drzwi były otwarte. Cicho. Nawet zbyt cicho.
Zdjęłam buty i ruszyłam w stronę sypialni. Moje serce najpierw zabiło szybciej, jakby się czegoś spodziewało, ale jeszcze nie wiedziało czego. A potem to usłyszałam – stłumiony śmiech. Kobiecy.
Nie wiem, co mną kierowało, ale nie otworzyłam drzwi gwałtownie. Zrobiłam to powoli. Jakby mój mózg musiał mieć chwilę, by zrozumieć, co widzi.
Tomek w naszym łóżku. Nagi. A z nim – Karolina. Te same rude włosy, co na firmowych zdjęciach. Te same czerwone paznokcie, którymi kiedyś trzymała kieliszek na imprezie, gdy się poznałyśmy.
– Co to ma być?! – wrzasnęłam.
Karolina pisnęła i próbowała zasłonić piersi poduszką. Tomek, z kompletnie idiotycznym wyrazem twarzy, zaczął coś bełkotać.
– Alicja… to nie tak…
– Nie tak?! A jak?! To nie jest nasza sypialnia?! To nie jest nasze łóżko, w którym śpimy od pięciu lat?! – krzyczałam, czując, jak łzy napełniają mi oczy, ale nie spływają. Jeszcze nie.
Karolina wybiegła z pokoju, chowając się w koszuli Tomka. A on, cały czerwony, nagi, próbował do mnie podejść.
– Zostaw mnie. Nie dotykaj. – Warknęłam.
Wtedy poczułam, jak wszystko we mnie pęka. Jakby wszystkie wspólne chwile nagle zostały przekreślone. Jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca.
Nie chciałam tego tak zostawić
Siedziałam na sofie u Magdy, z kubkiem zimnej kawy w dłoniach, którą podała mi godzinę temu. Nie potrafiłam jej wypić. Nie byłam nawet pewna, czy ją trzymam, czy po prostu coś w rękach muszę mieć, żeby nie rozpaść się na kawałki.
– I co on powiedział? – Magda podsunęła mi paczkę chusteczek, już do połowy pustą.
– Że „to się samo stało”. Że był samotny, że czuł się ignorowany. Że... Karolina go rozumiała. – Wysmarkałam nos i wzięłam głęboki wdech. – A ja co? Siedziałam z nim siedem lat, myłam jego naczynia, znosiłam jego matkę i jego alergię na kocią sierść. Ale Karolina go rozumiała, bo śmiała się z jego sucharów!
Magda pokręciła głową.
– Ty go rozumiałaś. Za bardzo.
– I jestem idiotką. – parsknęłam. – Bo wierzyłam, że historie o koleżankach z biura nas nie dotyczą.
Zamilkłyśmy. Tylko tykanie zegara i moje pociąganie nosem. Aż nagle Magda spojrzała na mnie uważnie.
– Alicja, a może... nie zostawiaj tego tak?
– W sensie?
– W sensie... zrób coś dla siebie. Nie chodzi mi o zemstę rodem z filmów. Ale nie możesz tak po prostu się zwinąć, zapłakać i zniknąć. On musi poczuć, co stracił. A ona? Może zasługuje, żeby wiedzieć, z kim naprawdę sypia.
W mojej głowie zaczął kiełkować plan. Coś bardzo cichego, bardzo nieśmiałego. Ale z każdą minutą rosło. Bo ja nie chciałam być ofiarą. Chciałam wrócić do siebie. Do tej Alicji, którą kiedyś byłam – pewnej siebie, nieustępliwej.
Uśmiechnęłam się krzywo.
– Magda… masz może jakieś screeny z ich firmowej grupy?
Plan zaczął działać
Spotkałam Karolinę przypadkiem. A może nie. Od tygodnia wiedziałam, kiedy wychodzi na lunch i gdzie kupuje lakier do paznokci. Stałam na rogu ulicy, niby przypadkiem, z telefonem w dłoni, z lekkim uśmiechem.
– Karolina? – zagadnęłam, udając zaskoczenie.
Zamrugała. Chciała się cofnąć, ale już nie mogła. Byłam za blisko. I byłam… miła.
– Alicja. Cześć… ja… nie wiem, co powiedzieć.
– Nie musisz nic mówić. – pokręciłam głową i zrobiłam krok w jej stronę. – Chciałam tylko... pogadać.
Zaproponowałam kawę. Wciąż spięta, ale chyba poczuła ulgę, że nie rzucam się na nią z pazurami. W kawiarni siedziała skulona, przyciskając filiżankę do ust, jakby miała ją ochronić przed moim gniewem.
– Karolina, wiem, że jesteś z Tomkiem. I nie chcę cię atakować. – zaczęłam łagodnie. – Chcę ci tylko coś pokazać.
Wyjęłam telefon. Przesunęłam kilka razy palcem. Screeny wiadomości z jego drugą koleżanką z pracy. Takie same żarty, takie same słodkie teksty. Karolina czytała z szeroko otwartymi oczami.
– Przepraszam, co...? – spytała cicho.
– Myślałaś, że jesteś jedyna? Że zostawił mnie dla ciebie? – uśmiechnęłam się z mieszaniną współczucia i chłodnej satysfakcji. – On nie zostawia. On zawsze przeskakuje dalej.
Zobaczyłam w niej rysę. Taką ledwie widoczną, ale była tam. Zaczęła wątpić. Idealnie.
– Może powinnaś... z nim pogadać. Ale tak szczerze.
Zapłaciłam za kawę i wyszłam, zanim zdążyła coś odpowiedzieć. Na zewnątrz uśmiechnęłam się szeroko. Plan zaczął działać.
Zemsta była słodka
Nie minęły trzy dni, odkąd spotkałam się z Karoliną. I wiedziałam, że coś się wydarzyło – zniknęły jej wspólne zdjęcia z Tomkiem w mediach społecznościowych. Zamiast tego wrzuciła cytat: „Zaufanie to szkło. Raz pęknięte, nigdy już nie będzie takie samo”. Klasyka.
A potem zadzwoniła do mnie Magda.
– Słyszałaś? Karolina urządziła Tomkowi piekło. Krzyczała na niego przed firmą. Ludzie specjalnie wychodzili na papierosa, żeby podsłuchać więcej.
Poczułam ścisk w żołądku. Satysfakcję. Ale też... coś w rodzaju pustki. Nie wiem, może nie spodziewałam się, że to tak szybko pęknie. Może myślałam, że jeszcze trochę się pomęczy, zanim wszystko runie.
Następnego dnia usiadłam w kawiarni naprzeciwko ich biura. Nie z ukrycia – wprost, na oczach tych wszystkich ludzi. Czekałam. O szesnastej czterdzieści dziewięć Karolina wybiegła z budynku. Nie płakała. Nie wyglądała na załamaną. Raczej... jakby poczuła ulgę.
Minutę później Tomek wyszedł w ślad za nią, ale jej nie dogonił. Stał chwilę na chodniku, zagubiony, po czym odwrócił się i wrócił do środka. Patrzyłam na niego. Był blady, jakby po chorobie. Nosił ten sam szalik, który kiedyś mu kupiłam.
Zerknęłam na telefon. Wiadomość od Magdy:
– Dobrze idzie, co? – napisała z emotką ognia.
Nie odpisałam. Wbiłam wzrok w kubek cappuccino i pomyślałam, że to chyba pierwszy raz od miesięcy, gdy czuję, że coś się domknęło. Ale czy to koniec... czy dopiero początek?
W końcu odzyskałam spokój
Telefon zadzwonił o dziewiętnastej dwadzieścia. Numer Karoliny. Przez chwilę wahałam się, czy odebrać. W końcu przesunęłam palcem po ekranie.
– Halo?
– Alicja? – jej głos był spokojny, wręcz zaskakująco cichy. – Wiem już wszystko.
Nie mówiła „dziękuję”, nie mówiła „masz rację”. Nie musiała. Wystarczyło to jedno zdanie. A potem cisza. Tylko oddech, głęboki, jakby musiała zebrać siły, by powiedzieć dalej.
– On... próbował się tłumaczyć. Ale nie potrafił. Plątał się w zeznaniach. Kłamał i nawet nie pamiętał, co mówił pięć minut wcześniej. Wiesz, najgorsze nie było to, że mnie zdradzał. Tylko to, że uważał mnie za idiotkę.
Milczałam. Czekałam, co jeszcze powie. A ona kontynuowała:
– Spakowałam się. Wysłałam mu SMS, że nie wracam. I że jeśli jeszcze raz mnie zaczepi, opublikuję wszystko, co mi pokazałaś. Screeny. Wiadomości. Wszystko.
Cisza. Przełknęłam ślinę.
– Karolina… nie robiłam tego dla ciebie – przyznałam. – Robiłam to dla siebie. Żeby odzyskać kontrolę nad tym, co on mi zabrał.
Usłyszałam cichy śmiech.
– Ty jemu też coś zabrałaś. Bo on właśnie został sam. I chyba pierwszy raz w życiu wie, co to znaczy.
Rozłączyła się. A ja siedziałam z telefonem w dłoni i czułam, że w moim wnętrzu pęka jakaś skorupa. Nie było euforii. Nie było łez. Było coś innego – spokój. Niezwykły, obcy, ale przyjemny spokój.
Niczego nie żałuję
Siedzę na parapecie, z kubkiem herbaty. W mieszkaniu jest cicho. Pusto. Koty śpią zwinięte na poduszce, którą kiedyś dzieliłam z Tomkiem.
Patrzę na ulicę. Nic się nie zmieniło. Świat idzie dalej – ludzie wychodzą z pracy, jedzą lody, rozmawiają przez telefon. Tylko we mnie coś się zmieniło i zbudowało od nowa.
Nie wiem, czy to, co zrobiłam, było słuszne. Może byłam okrutna. Może złośliwa. Ale nie żałuję.
Nie jestem tą samą Alicją, którą zdradzono. I już nigdy nie będę. Coś we mnie umarło – naiwność, może wiara w „na zawsze”. Ale coś się też narodziło. Siła.
W końcu to ja zdecydowałam, jak skończy się ta historia. Nie on.
Alicja, 32 lata
Czytaj także:
- „Ostatnia noc przed rozwodem zaowocowała jak truskawki w czerwcu. Miałam zacząć nowe życie, ale nie jako samotna matka”
- „Z romantycznego wyjazdu wróciłam z płaczem. Animatorka zamiast dzieci, zabawiała mojego ukochanego”
- „Ksiądz palnął coś takiego na naszym ślubie, że nie mogłam powiedzieć – tak. To jedno słowo rozbiło mój świat na kawałki”