Reklama

Powinnam być szczęśliwa – tak mi mówią wszyscy. Marek, mój mąż, nie posiadał się z radości. Kiedy dowiedzieliśmy się o ciąży, jego twarz promieniała. Od razu zaczął planować – mówił o remoncie pokoju, o tym, jak wspaniale wychowamy nasze maleństwo. Czasem patrzył na mnie z takim ciepłem, że miałam ochotę schować głowę w poduszkę i już nigdy nie wychodzić.

Reklama

Bo prawda jest taka, że to nie jest dziecko Marka. Trzy miesiące przed tym, jak zaszłam w ciążę, zdarzyło się coś, o czym do tej pory nikomu nie powiedziałam. Przypadkiem spotkałam w sklepie Kamila, mojego byłego. Poszliśmy na kawę, pojawiły się wspomnienia. To była jedna noc. Powinnam o tym zapomnieć, wyrzucić to z głowy, ale jak mam zapomnieć, kiedy w moim ciele rośnie dziecko, które jest jego?

Marek od rana był w doskonałym humorze. Krzątał się po kuchni, mrucząc coś pod nosem. Szykował nam śniadanie, a potem nagle podszedł do mnie i pocałował w czoło.

– To będzie najpiękniejszy dzień w moim życiu – powiedział, obejmując mnie z tyłu. – Już za kilka miesięcy będziemy we trójkę, wiesz? Nasza rodzina. Nie mogę się doczekać, aż urządzimy pokoik dla małego.

Nie potrafiłam na niego spojrzeć. Wbiłam wzrok w talerz i skubałam kromkę chleba, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie. Odpowiedziałam coś niewyraźnie, coś w stylu: „Tak, chyba tak”. Moje słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Widziałam, jak Marek się uśmiecha, jak planuje, jak cieszy się każdym drobiazgiem związanym z dzieckiem, a we mnie narastał strach.

Podejrzewał coś

Wieczorem, kiedy Marek zasnął, leżałam obok niego, gapiąc się w sufit. Próbowałam uspokoić oddech, ale nie wychodziło. Myśli kotłowały mi się w głowie. Czułam, jakbym była w potrzasku. Z jednej strony byłam wdzięczna Markowi za jego miłość, za to, jak się starał, za to, że był przy mnie. Z drugiej… czułam, że go okłamuję z każdym dniem, z każdym uśmiechem. Nie wiedziałam, jak długo dam radę żyć w tym kłamstwie.

Obróciłam się na bok, patrząc na jego spokojną twarz. Był taki szczęśliwy, taki dumny. I wtedy zrozumiałam, że jeśli powiem mu prawdę, zniszczę to wszystko. Ale jeśli będę milczeć… czy zdołam z tym żyć?

Wiedziałam, że prędzej czy później to się stanie. Nie mogłam znieść tego uczucia, kiedy telefon znowu zawibrował, a na ekranie zobaczyłam jego imię. Kamil. Przez chwilę wpatrywałam się w wiadomość, a potem westchnęłam i odblokowałam ekran. „Anita, muszę zapytać… czy to możliwe, że to moje dziecko?” – napisał.

Ukrywałam to

Dłoń zadrżała mi tak, że telefon prawie wypadł mi z rąk. Serce biło mi jak szalone. Odpisałam, że nie, że to Marka, że nie chcę o tym rozmawiać. Że to nie ma sensu, że wszystko jest w porządku. Odesłałam wiadomość, mając nadzieję, że to go zniechęci.

Minęło może pół godziny, kiedy zadzwonił. Nie odebrałam. A potem jeszcze raz. W końcu odebrałam, nie chcąc, żeby Marek coś usłyszał.

– Kamil, nie dzwoń do mnie – powiedziałam szybko, niemal szeptem.

– Anita, proszę cię, powiedz mi prawdę – jego głos brzmiał dziwnie cicho, ale stanowczo. – Wiem, że to był tylko jeden raz, ale… czuję, że coś ukrywasz. Widzę, jak się zachowujesz. Powiedz mi, czy to moje dziecko.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez chwilę stałam z telefonem przy uchu, a potem wyrzuciłam z siebie:

– Nie, Kamil, to nie twoje. To Marka, rozumiesz? Nie komplikuj mi życia.

Ale on nie dawał za wygraną.

– Nie wierzę ci. Muszę wiedzieć. To moje dziecko, prawda?

Rozłączyłam się. Stałam przez chwilę w bezruchu, patrząc w ekran, jakby coś jeszcze miało się wydarzyć. Czułam, że tracę kontrolę nad wszystkim. Że nie dam rady dłużej tego ciągnąć. Że kłamstwo zaczyna mnie pożerać od środka.

Potrzebowałam wsparcia

Kiedy Marek wrócił z pracy, był w doskonałym humorze. Opowiadał o spotkaniu z klientami, o planach na weekend. Potem zaczął mówić, że powinniśmy umówić się na USG, że chciałby zobaczyć maleństwo. Siedziałam na kanapie, a nogi miałam jak z waty. Każde jego słowo wbijało mi się w głowę. Czułam, jak serce mi przyspiesza, a twarz robi się blada.

– Co się dzieje? – zapytał nagle Marek, patrząc na mnie uważnie. – Dobrze się czujesz?

Skinęłam głową, ale słowa nie chciały mi przejść przez gardło. Chciałam mu powiedzieć, że nie, że nic nie jest w porządku, ale tylko przytaknęłam. Udawałam, że wszystko jest dobrze.

Musiałam z kimś porozmawiać, powiedzieć chociaż część tego, co mnie rozrywało od środka. Zadzwoniłam do Magdy, mojej przyjaciółki, i poprosiłam, żeby przyszła. Usiadłyśmy na kanapie, a ja zaczęłam mówić. Najpierw ostrożnie, potem coraz szybciej, aż w końcu wszystko z siebie wyrzuciłam.

– Magda, okłamałam Marka… – wyszeptałam, a głos mi się łamał. – I Kamila. Nie wiem, co mam robić. Nie wiem, jak z tego wyjść.

Magda spojrzała na mnie długo, bez słowa. A potem powiedziała cicho:

– Musisz powiedzieć prawdę. Prędzej czy później to wyjdzie. Nie możesz tak żyć. To cię zniszczy.

Byłam w potrzasku

Pokręciłam głową. Chciałam jej odpowiedzieć, że nie dam rady, że nie mam siły, że stracę wszystko, jeśli to powiem. Ale nie powiedziałam nic. Czułam tylko, jak wszystko we mnie się zapada.

Próbowałam zająć się czymkolwiek, żeby nie myśleć. Ale telefon znowu zawibrował. Kamil napisał: „Nie odpuszczę. Muszę wiedzieć”. Zablokowałam go, ale to nie pomagało. Czułam, że nawet jeśli odetnę się od Kamila, nie ucieknę przed tym, co się stało.

Zaczęłam unikać ludzi. Nie odbierałam telefonów, odpisywałam zdawkowo. Bałam się, że każdy, kto na mnie patrzy, widzi, co ukrywam. Każdy dzień był jak czekanie na wyrok.

To był zwykły dzień w pracy, a przynajmniej taki miał być. Siedziałam przy biurku, wpatrując się w monitor, próbując udawać, że jestem zajęta, kiedy nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Podniosłam głowę i serce zamarło mi w piersi. To był Kamil. Stał w drzwiach.

– Anita, przestań uciekać. Musimy porozmawiać – powiedział cicho, ale jego głos miał w sobie coś, co nie pozwalało mi odmówić.

Nie odpuszczał

– Kamil, nie teraz. Proszę cię, to nie jest dobry moment – próbowałam go zbyć, ale głos mi drżał.

– Przestań się chować. Chcę wiedzieć, czy to moje dziecko – powiedział stanowczo, a w jego oczach było coś, co mnie przeraziło.

Nie był już tym samym facetem, który wysłał mi kilka wiadomości. Był zdeterminowany. Poczułam, jak robi mi się słabo. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Głos mi się łamał, a słowa nie chciały przejść przez gardło. W końcu wyszeptałam tylko:

– Nie mogę o tym teraz rozmawiać.

Kamil patrzył na mnie przez chwilę, jakby analizował każde moje drgnięcie, każdy grymas na twarzy. I nagle zrozumiał. Spojrzał na mnie z czymś, co przypominało ulgę, ale jednocześnie gniew.

– Wiedziałem – powiedział. – Wiedziałem, że coś ukrywasz.

Siedziałam w biurze, ze ściśniętym gardłem, z bijącym jak oszalałe sercem, i miałam ochotę zniknąć. Wiedziałam, że to koniec. Że nie da się już tego ukryć. Że kłamstwo się sypie, a ja nie mam już siły go sklejać.

Anita, 32 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama