„Mąż śmiał się, gdy w adoptowanym synku widziałam jego rysy. Prawda okazała się o wiele trudniejsza, niż sądziłam”
„Tej nocy, kiedy Łukasz spał, wzięłam jego telefon. Serce biło mi jak szalone. Zawsze wierzyłam w zaufanie, ale teraz? Coś kazało mi to sprawdzić. W wiadomościach znalazłam konkretne imię. A w jednym z SMS-ów było coś, co odebrało mi oddech”.
- Redakcja
Gdy patrzę na mojego Mareczka, moje serce wypełnia niewyobrażalna miłość. Nigdy nie myślałam, że będę w stanie czuć coś takiego do dziecka, które nie pochodziło z mojego łona. Ale to nie miało znaczenia. Przez wiele lat próbowaliśmy z Łukaszem wszelkich sposobów, by zostać rodzicami – zabiegi, badania, wizyty u lekarzy – wszystko na nic. Każda kolejna próba kończyła się bólem i rozczarowaniem. W końcu, po długich rozmowach, zdecydowaliśmy się na adopcję.
Kiedy w naszym życiu pojawił się Marek, wiedziałam, że los się do nas uśmiechnął. Nasz mały chłopiec stał się centrum mojego świata. Łukasz też zdawał się szczęśliwy, choć w ostatnich miesiącach coś w nim zaczęło się zmieniać. Zamiast spędzać czas z nami, coraz częściej był poza domem. Nagle między nami pojawił się dystans, którego nie potrafiłam zrozumieć.
Coś się w nim zmieniło
– Łukasz, dlaczego znowu wracasz tak późno? – zapytałam, kiedy zamknął za sobą drzwi. Była prawie północ, a to nie pierwszy raz, gdy wracał o tej porze.
– Praca i tyle. Wiesz, jak jest. Nowe projekty, terminy... – odparł, zdejmując płaszcz, jakby wszystko było w porządku.
– Ale przecież zawsze kończyłeś wcześniej – nie odpuszczałam.
Czułam, że coś jest nie tak. Łukasz od miesięcy się ode mnie oddalał. Unikał rozmów, unikał kontaktu. Jakby coś, a może ktoś, zaczął wypełniać jego myśli. – Coś się zmieniło? Coś ukrywasz?
Spojrzał na mnie krótko, po czym spuścił wzrok.
– Przesadzasz. Naprawdę, nie ma się czym martwić – rzucił obojętnie, kierując się w stronę sypialni.
Zamknęłam oczy, starając się opanować emocje. Jego odpowiedź była taka... obca. Gdzie był ten mężczyzna, którego poślubiłam? Zawsze rozmawialiśmy o wszystkim. Teraz miałam wrażenie, że jestem tylko dodatkiem do jego życia. Wewnętrzny niepokój narastał we mnie z każdym dniem.
Następne tygodnie nie przyniosły poprawy. Wracał późno, byleby nie rozmawiać. Zaczęłam analizować jego każde słowo, każdą nieobecność. Próbowałam sobie wmówić, że to tylko stres w pracy. Ale intuicja podpowiadała mi, że za tym kryje się coś więcej. Coś, co powoli miało zburzyć mój świat.
Miał swoje sekrety
Pewnego wieczoru, kiedy Marek już spał, a ja siedziałam z książką w ręku, Łukasz wszedł do salonu, trzymając telefon. Niby zwykły wieczór, ale coś zwróciło moją uwagę – jego twarz była napięta. Podniosłam wzrok, kiedy odwrócił się, aby odebrać telefon w korytarzu. Na ekranie mignęło imię „Aneta”.
Nigdy nie słyszałam, żeby wspominał o jakiejś Anecie. To imię wydało mi się obce, a jednocześnie dziwnie znajome. Łukasz skończył rozmowę szybko, kiedy mnie zauważył, jakby coś ukrywał.
– Kto to był? – zapytałam, starając się, żeby mój głos brzmiał spokojnie.
– Kto? A, to nic takiego. Praca – odparł z wymuszonym uśmiechem, wrzucając telefon do kieszeni.
Coś we mnie pękło. Nie chciałam robić scen, ale ta Aneta... Znałam to imię. Przypomniałam sobie – biologiczna matka Marka też miała na imię Aneta. To na pewno jakiś przypadek.
Tej nocy, kiedy Łukasz spał, wzięłam jego telefon. Serce biło mi jak szalone. Zawsze wierzyłam w zaufanie, ale teraz? Coś kazało mi to sprawdzić. W wiadomościach znalazłam jej imię. Aneta. A w jednym z SMS-ów było coś, co odebrało mi dech: „Spotkajmy się jutro, musimy porozmawiać o Marku”.
O Marku? Mój umysł krążył wokół tej jednej myśli. Dlaczego Aneta – biologiczna matka Marka – kontaktuje się z Łukaszem? Przez całą noc analizowałam to, co przeczytałam. Coś było na rzeczy. Teraz wiedziałam, że Łukasz mnie oszukuje, ale nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo.
Nie mogłam już dłużej milczeć
Rano synek siedział w swoim foteliku, bawiąc się zabawkami, a ja czekałam, aż Łukasz zejdzie do kuchni. Słyszałam jego kroki na schodach i czułam, jak serce mi przyspiesza. Byłam na granicy wybuchu, ale musiałam zachować spokój. Przynajmniej na początku.
– Łukasz, musimy pogadać – zaczęłam, kiedy usiadł przy stole.
Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, jakby nie spodziewał się niczego szczególnego.
– O co chodzi? – zapytał, sięgając po kubek z kawą.
– Kim jest Aneta? – Zadałam pytanie bez zbędnych wstępów, obserwując jego reakcję.
Zamarł na sekundę, ale szybko odzyskał zimną krew.
– Aneta? Mówiłem ci, to tylko współpracowniczka – odpowiedział, ale jego głos był napięty.
– Kłamiesz – przerwałam mu ostro. – Widziałam wiadomości. „Spotkajmy się, musimy porozmawiać o Marku”. Co to ma znaczyć? O co chodzi?
Zapanowała cisza, która zdawała się trwać wieczność. Patrzył na mnie, ale nie próbował już zaprzeczać. Widziałam, jak powoli się łamie.
– Agnieszka, to... to nie jest tak, jak myślisz – zaczął, ale widziałam, że nie wie, jak to wszystko wyjaśnić.
– Więc wyjaśnij mi, proszę! Dlaczego rozmawiasz z biologiczną matką naszego syna? I dlaczego ukrywałeś to przede mną? – Mój głos był coraz bardziej zdesperowany. Nie potrafiłam już powstrzymać łez.
Mąż westchnął ciężko i w końcu spuścił wzrok.
– Ja… Miałem romans z Anetą. To zaczęło się... jeszcze zanim adoptowaliśmy Marka.
Te słowa spadły na mnie jak cios. Romans? Z matką naszego dziecka? Ale… Wszystko wokół mnie zaczęło się kręcić. Zdrada, o której nigdy bym nie pomyślała, teraz była rzeczywistością.
– To dlatego ona oddała Marka? Bo to twoje dziecko? – W moim głosie było słychać ból i niedowierzanie.
Łukasz skinął głową, ale nie spojrzał na mnie. Wtedy zrozumiałam, że całe nasze życie było budowane na kłamstwie.
Nie mogłam się z tym pogodzić
Siedziałam w milczeniu, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam. Każde słowo Łukasza rezonowało w mojej głowie, ale ja nie potrafiłam ich przetrawić. Romans? Z matką naszego syna?
– Więc Marek... – zaczęłam drżącym głosem, ale nie mogłam dokończyć.
– Marek to moje dziecko – powiedział cicho Łukasz. – Wiedziałem o tym od początku. Aneta... Aneta była zbyt zagubiona, żeby go wychować. Zdecydowała się na adopcję, bo wierzyła, że to będzie najlepsze dla niego.
– A ty nic mi nie powiedziałeś – odparłam, ledwo słyszalnym szeptem, starając się powstrzymać łzy. – Pozwoliłeś mi myśleć, że to była zwykła adopcja. Że to było nasze wspólne dziecko. Jak mogłeś?
Spojrzał na mnie z bólem w oczach, ale nie próbował się bronić. Wiedział, że każde jego słowo tylko pogorszyłoby sytuację.
– Nie wiedziałem, jak ci to powiedzieć – zaczął z desperacją. – Bałem się, że wszystko się zawali, że stracimy Marka... I ciebie.
Poczułam, jak żal i gniew mieszają się we mnie w chaotyczny wir. Przez lata walczyliśmy o dziecko. Przechodziliśmy razem przez piekło – badania, wizyty u lekarzy, nieudane próby. A teraz dowiaduję się, że całe to cierpienie było niepotrzebne? Że Marek był biologicznym synem Łukasza od samego początku? I że to wszystko było tajemnicą, którą trzymał przede mną?
– Więc to była gra? – wysyczałam, nie mogąc już dłużej tłumić emocji. – Cała ta adopcja? Wszystko, co przeszliśmy? Byłam tylko zastępstwem, tak? Kiedy ty i twoja kochanka nie mogliście wychować swojego dziecka?
Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie miał już żadnych argumentów.
– Agnieszka, przepraszam... – próbował jeszcze coś dodać, ale ja nie chciałam tego słuchać.
Wstałam od stołu, czując, że jeśli zostanę tu choć chwilę dłużej, wybuchnę. Moje serce pękało, a jednocześnie rosła we mnie złość, której nigdy wcześniej nie znałam. Zostawiłam Łukasza w kuchni, a za sobą tylko ciszę i niedokończone zdania.
Czułam ciężar prawdy
Nie mogłam tego dłużej znieść. Musiałam usłyszeć prawdę z ust Anety. Mąż mnie oszukał, a teraz potrzebowałam odpowiedzi, choć bałam się, co mogę usłyszeć. Po kilku dniach wewnętrznej walki, postanowiłam się z nią skontaktować. Znalazłam jej numer w telefonie Łukasza i umówiłam się na spotkanie.
Spotkałyśmy się w małej kawiarni, na obrzeżach miasta, daleko od miejsc, które zwykle odwiedzaliśmy z Łukaszem. Kiedy weszłam, zobaczyłam ją siedzącą przy oknie. Była młodsza ode mnie, nieco zmęczona, ale miała coś w oczach, co przyprawiało mnie o dreszcze – świadomość tego, co zrobiła.
– Dziękuję, że przyszłaś – zaczęłam niepewnie, siadając naprzeciw niej.
Aneta skinęła głową, ale nie odpowiedziała. Przez chwilę trwała cisza, której żadna z nas nie wiedziała, jak przerwać. W końcu nie wytrzymałam.
– Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego oddałaś Marka, wiedząc, że to dziecko Łukasza? – Zapytałam wprost, patrząc jej prosto w oczy.
Zobaczyłam, jak z jej twarzy znika cały spokój. Jej usta drgnęły, jakby próbowała znaleźć odpowiednie słowa, ale odpowiedź nie była prosta.
– Nie miałam wyboru – zaczęła cicho. – Łukasz nigdy nie miał zamiaru zostawić cię dla mnie. Wiedziałam, że nigdy nie stworzymy normalnej rodziny. A ja... ja nie byłam gotowa, by wychować Marka sama. Nie mogłam tego zrobić. Dlatego zgodziłam się na adopcję.
– Ale dlaczego Łukasz to przede mną ukrywał? Dlaczego mnie w to wszystko wciągnęliście? – Nie mogłam opanować łez. Wszystko we mnie pękało.
– On myślał, że robi to dla ciebie. Uznał, że adopcja będzie najlepszym rozwiązaniem. Dla Marka... i dla waszego małżeństwa.
Zaśmiałam się gorzko. To wszystko było tak absurdalne. Łukasz zdradził mnie, zbudował kłamstwo, a teraz Aneta mówiła, że to miało być „dla mojego dobra”.
– I co teraz? Myślisz, że mogę dalej żyć z tym kłamstwem? Że mogę patrzeć na Marka tak, jak patrzyłam wcześniej, wiedząc, że jestem tylko zastępczą matką? – wyrzuciłam z siebie w końcu.
Aneta nie odpowiedziała. Widziała, że nie było słów, które mogłyby naprawić to, co zostało zniszczone. A ja wiedziałam, że nic już nie będzie takie samo.
Nie mogłam opanować wiru emocji
Kiedy wróciłam do domu, czułam się, jakby świat, który znałam, legł w gruzach. Nie potrafiłam zebrać myśli, bo każda z nich prowadziła mnie do jednego pytania: co teraz?
Marek, mój ukochany synek... Jak miałam teraz na niego patrzeć? Czy mogłam go kochać tak samo, wiedząc, że jest owocem zdrady mojego męża? Z jednej strony, przecież nic się nie zmieniło – to wciąż ten sam chłopiec, który każdego ranka rzucał się w moje ramiona z uśmiechem na twarzy. Ale z drugiej strony, miałam wrażenie, że całe moje życie opierało się na fałszu. Jak mogłam ufać Łukaszowi po tym wszystkim? Jak mogłam ufać samej sobie? Najbardziej bolało to, że kochałam Marka całym sercem. Dla niego byłam gotowa zrobić wszystko, ale teraz czułam się rozdarta.
Przez kilka dni unikałam męża. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Czułam, że każda rozmowa będzie końcem – końcem nas, końcem naszej rodziny. Nie mogłam patrzeć na niego bez bólu, bez gniewu, bez wyrzutów. On próbował do mnie podchodzić, zagadywać, pytać, czy możemy porozmawiać, ale ja... nie byłam gotowa. Za każdym razem, gdy tylko próbował, odwracałam wzrok, jakby jego obecność mnie paliła.
Pewnego ranka, kiedy mąż wyszedł do pracy, a Marek bawił się w swoim pokoju, usiadłam na kanapie i zaczęłam myśleć o przyszłości. Co dalej? Czy mogłam kiedykolwiek wybaczyć Łukaszowi? A jeśli tak, to czy nasze życie mogło wrócić do normy? A może powinnam odejść, zostawić to wszystko za sobą? Wtedy jednak pojawiało się inne pytanie – co z Markiem? Czy mogłabym go zostawić?
Z każdym dniem narastała we mnie świadomość, że niezależnie od tego, co postanowię, moje życie już nigdy nie będzie takie samo. Przede mną stało najtrudniejsze zadanie – podjąć decyzję, której konsekwencje będą odczuwalne przez resztę mojego życia. Ale na razie byłam zagubiona, stojąc na krawędzi, nie wiedząc, w którą stronę zrobić krok.
Agnieszka, 34 lata