„Mąż spakował manatki i wyniósł się do kochanki. Choćby świat się walił, nie dam mu rozwodu, bo mu kiedyś przysięgałam”
„Obiecałam samej sobie, że w żadnym wypadku nie zgodzę się na rozwód, nie dopuszczę, żeby spotykał się z naszymi pociechami, sprawię, że straci wszystko i jego życie stanie się istnym koszmarem”.
- listy do redakcji
Przysięgałam mu do śmierci
Kiedy z Michałem ślubowaliśmy sobie przed ołtarzem, obiecaliśmy być razem na dobre i złe. Taka przysięga mnie wiąże, bez względu na okoliczności. Nawet mimo jego zdrady. Obiecałam sobie w duchu, że za żadne skarby świata nie zgodzę się na rozwód, nie dam mu widywać naszych pociech, doprowadzę go do bankructwa i sprawię, że jego życie zamieni się w istną gehennę.
Moim zdaniem przysięga ślubna jest czymś wyjątkowym i niezwykle ważnym. Przyrzekałam, że będę darzyć swojego małżonka miłością aż po kres moich dni oraz dochowam mu wierności. I zamierzam dotrzymać danego słowa. To, że on postąpił inaczej, to już całkiem inna sprawa... Jego wybór i jego kłopot...
Mój wybranek, Michał, związał się z inną. Doczekali się razem małej córuni. Bliscy doradzają, abym wyrzuciła go z pamięci, dała sobie z nim spokój, po prostu o nim zapomniała... Nawet moja kumpela Kasia namawia mnie, żebym wzięła z nim rozwód i rozejrzała się za nowym facetem. W końcu jestem młodą, atrakcyjną babką! Ale ja nie dam rady pokochać innego gościa. Gdybym to zrobiła, to tak jakbym stwierdziła, że w życiu wszystko można skreślić grubą kreską, zdeptać. Przed ołtarzem ślubowaliśmy sobie z Michałem dozgonną miłość i wierność. I nic mnie nie zwalnia z tej obietnicy. Nawet fakt, że mnie zdradził.
Znaliśmy się z czasów szkolnych
Ostatni rok w liceum był wyjątkowy, bo właśnie wtedy wpadł mi w oko Michał. Pamiętam tę imprezę, jakby to było wczoraj – jedno spojrzenie i już wiedziałam, że to musi być miłość! No i miałam rację, bo od tamtej pory zaczęliśmy się spotykać. Uwielbialiśmy te nasze długie przechadzki we dwoje i całusy na szczycie klatki schodowej w moim bloku. Każda wolna minuta była dla nas na wagę złota.
Kilka miesięcy po egzaminie dojrzałości okazało się, że jestem w ciąży. Moi starzy totalnie oszaleli.
– Niezamężna kobieta i dziecko pod sercem? Czegoś takiego u nas jeszcze nie uświadczyli i nigdy nie zaakceptują! Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, co trzeba uczynić, młodzieńcze – zagrzmiał tata, patrząc gniewnie na Michała.
Mój ukochany doskonale to rozumiał. Już kolejnego dnia uklęknął przede mną, oferując małżeństwo.
– Decyduję się na ten krok, ponieważ darzę cię uczuciem – wyznał.
Czułam się wtedy jak najprawdziwsza księżniczka z bajki. Kilka tygodni później od tego momentu stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Wprawdzie sama ceremonia odbiegała nieco od moich dziewczęcych fantazji, bo przygotowania trzeba było prowadzić w ekspresowym tempie, ale mimo wszystko ten dzień był magiczny. Kiedy na świat przyszedł nasz pierwszy synek, zamieszkaliśmy w lokum odziedziczonym przeze mnie po babci. Po kolejnych trzech latach powitaliśmy drugiego synka.
Nagle czar prysł
Wiodłam radosne życie jako mama i małżonka. Mój ukochany był zatrudniony w przedsiębiorstwie swojego taty, a moim zadaniem było dbanie o nasze gniazdko. Opiekowałam się pociechami, robiłam pranie, porządki i posiłki. Każdego dnia starałam się, aby mój mężczyzna miał do założenia wyprasowaną, czystą koszulę. Sądziłam, że czuje się ze mną spełniony i nic nas nie rozdzieli. Ale niestety los chciał inaczej...
Minęło pięć lat, odkąd powiedzieliśmy sobie sakramentalne „tak”, a ja nagle poczułam, że w naszym małżeństwie zaczyna się psuć. Tego wieczoru mój mąż pojawił się w domu grubo po czasie, wyraźnie podenerwowany i jakiś nieswój. Nawet nie tknął przygotowanego przeze mnie posiłku i nawet nie raczył zapytać, co słychać u mnie i dzieciaków.
– Padam z nóg, muszę się położyć – mruknął zdawkowo i czmychnął do sypialni, zamykając za sobą drzwi.
Sposób, w jaki się zachował, nie zdziwił mnie aż tak bardzo. Już wcześniej miewał zmienne nastroje, szczególnie gdy w pracy coś układało się nie po jego myśli. Ułożyłam synków do snu i udałam się za nim do naszej sypialni. Przytuliłam się do niego, chcąc, aby się zrelaksował. Jednak nie odwzajemnił czułości. Zamiast tego odepchnął mnie od siebie gwałtownie.
– Mam cię serdecznie dosyć! Daj mi święty spokój! – wrzasnął.
Na początku zupełnie nie wiedziałam, jak zareagować. Byłam w totalnym szoku i nie docierało do mnie, co właśnie zaszło. Kiedy w końcu się ocknęłam, zobaczyłam, że Michał odwrócił się do mnie plecami i szczelnie okrył kołdrą. Albo naprawdę zasnął, albo tylko tak udawał… Pobiegłam do kuchni. Spędziłam tam całą noc, płacząc po cichu, żeby nie pobudzić dzieci. Miałam poczucie, że zostałam odtrącona i nikt mnie nie chce… Nad ranem, z opuchniętymi od łez oczami, prosiłam go, żeby mi to jakoś wytłumaczył.
– Czemu się do mnie zwracasz w taki sposób? Przecież nic złego nie zrobiłam… – spytałam pełna rozpaczy.
– No weź, po prostu mi się wyrwało… Nie ma co się przejmować takimi głupotami – mruknął, odwracając wzrok.
Wiedziałam, że to było kłamstwo
Pomiędzy nami zaczęła narastać, przepaść. Małżonek stał się oziębły, sprawiał wrażenie, jakby duchem był gdzieś daleko. Z każdym dniem o coraz późniejszej porze wracał z roboty, zdarzało się, że w ogóle nie pojawiał się na noc w domu. Pewnego wieczoru, kiedy po raz kolejny zasłaniał się przez komórkę ważnym spotkaniem, podrzuciłam nasze pociechy do babci i zaczęłam go śledzić pod jego zakładem pracy. O piątej po południu wyszedł, jak reszta pracowników. W pobliskiej kwiaciarni zakupił naręcze róż, po czym wskoczył za kółko.
Podążyłam jego śladem. Stanął przed budynkiem w śródmieściu. Chwycił bukiet i poszedł schodami na górę. Nie dostrzegł, że go obserwuję. Kiedy zniknął w drzwiach lokalu na trzecim piętrze, chwilę poczekałam i nacisnęłam dzwonek. W progu stanęła młoda szatynka. Wpadłam w furię.
– Ty zdziro! Trzymaj się z dala od mojego faceta, daj mu spokój! Mamy dwójkę dzieciaków, kocham go! – wrzeszczałam, usiłując wtargnąć do mieszkania.
Okazało się, że miała więcej siły ode mnie. Wepchnęła mnie za próg i z hukiem zamknęła wejście. Dobijałam się do środka chyba z kwadrans. Dałam sobie spokój i ruszyłam do mieszkania, kiedy zagroziła wezwaniem policji. Michał dotarł do domu jakoś godzinę później. Aż kipiał ze złości.
– Zwariowałaś, przecież to było zwykłe spotkanie! – darł się wniebogłosy.
Darzyłam swojego małżonka uczuciem i nie chciałam go utracić. Zdecydowałam, że będę walczyła o naszą familię.
Będę walczyć o rodzinę
Teraz zdaję sobie sprawę, że robiłam to w najgorszy możliwy sposób. Czekałam z maluchami pod mieszkaniem jego kochanki, nachodziłam ją w biurze. Raz błagałam, żeby nie odbierała synom taty, a innym razem straszyłam, że jeżeli choćby zbliży się do Michasia, to ją załatwię. Odbyłam rozmowę z jej mamą. Zwróciłam się o wsparcie do jego mamy. Zero odzewu, wszędzie mur.
Sytuacja w naszym mieszkaniu również się pogarszała. Niechęć Michała przerodziła się w otwartą wrogość. Często dochodziło między nami do kłótni. Małżonek coraz mniej czasu spędzał z rodziną. Wpadał tylko na moment, żeby spotkać się z naszymi pociechami, brał parę rzeczy i znikał. Pewnego razu spakował całą walizkę. Dotarło do mnie, że tym razem to koniec. Byłam w stanie poświęcić wszystko, byleby go nie stracić.
– Nie odchodź! Nie poradzę sobie bez ciebie! – uczepiłam się go rozpaczliwie.
– Skończ z tym upokarzaniem się! – powiedział z pogardą, odepchnął mnie i po prostu sobie poszedł.
Byłam pewna, że zwariuję z bólu. Odcięłam się od świata w swoich czterech ścianach. Niby jak dawniej opiekowałam się maluchami, robiłam porządki, stałam przy garnkach… Ale kiedy tylko mogłam, padałam na łóżko i ryczałam. W głowie układałam scenariusze odwetu. Nie do pomyślenia było dla mnie, żeby Michał cieszył się życiem, podczas gdy ja przeżywałam takie katusze!
Obiecałam samej sobie, że w żadnym wypadku nie zgodzę się na rozwód, nie dopuszczę, żeby spotykał się z naszymi pociechami, sprawię, że straci wszystko i jego życie stanie się istnym koszmarem. W towarzystwie przyjaciół grałam, że doskonale odnajduję się w tej nowej rzeczywistości, ale prawda była taka, że w głowie miałam wyłącznie myśli o odwecie.
Zemsta nie może być rozwiązaniem
Gdyby nie moja kumpela Kaśka to pewnie zrobiłabym parę idiotycznych rzeczy. Wyznałam jej, co kombinuję. Liczyłam na to, że mnie poprze w tych planach. Ale to, jak zareagowała, kompletnie zbiło mnie z tropu.
– Ewelinka, rozumiem twój ból, bo Michał jest dla ciebie bardzo ważny. Jednak zaufaj mi, odwet w niczym tu nie pomoże i nie złagodzi cierpienia. Przyniesie wręcz odwrotny skutek. Sprowadzi tylko więcej bólu… Zarówno tobie, jak i twoim pociechom. Nie wolno ci odbierać im taty! Choć pewnie w to nie wierzysz, rana się w końcu zagoi. Może za parę miesięcy, może za kilka lat, ale prędzej czy później na pewno tak się stanie. I nie zapominaj, że masz wokół siebie ludzi. Są synkowie, bliscy znajomi, jestem też ja – wyjaśniała mi łagodnie.
Odkąd to wszystko się wydarzyło, upłynął już szmat czasu. Całe 5 lat. Kasia miała rację, kiedy mówiła, że z czasem mój ból złagodnieje. Teraz nie myślę już o zemście na byłym mężu. Pozwalam mu spotykać się z naszymi synami i cieszę się, gdy gdzieś ich zabiera, by spędzić z nimi czas. Wspólnie omawiamy ważne kwestie związane z ich przyszłością i edukacją. Jedyne czego nie chcę, to zgodzić się na rozwód. Niedawno znów mnie o to prosił, a i Kasia uważa, że powinnam w końcu odpuścić.
Nie ma mowy! Moje uczucia do Michała są tak samo silne, jak wtedy, gdy składaliśmy przysięgę małżeńską. Jestem przekonana, że powinien być z nami – ze mną i naszymi pociechami. Mam nadzieję, że pewnego dnia to do niego dotrze i zdecyduje się wrócić. Będę cierpliwie czekać… Być może pewnego dnia zadzwoni i przyzna, że tamta relacja była błędem. Czekam na ten moment...
Ewelina, 32 lata